Rozdział 19: Małe zmiany i bal

- Raz, dwa, trzy! Raz, dwa, trzy! Raz... Nie, nie, nie! STOP!


Pablo był na skraju załamania nerwowego. Velkan też miał serdecznie dość. Bolały go plecy, nogi i był psychicznie wykończony. Nie przypuszczał, że nauka tańca pochłania aż tyle energii!


- Ja rozumiem - Zaczął spokojnie Pablo - że nie można być dobrym ze wszystkiego, ale... Ja już nie mam do ciebie cierpliwości! - Przyznał w końcu.


- Aż tak źle? - Jęknął władca. - Siedzimy tu już prawie tydzień!


- Ja po prostu nie wiem, jak do ciebie podejść! Chyba będę musiał wezwać ciężką artylerię.


- Ciężką artylerię? - Powtórzył zdziwiony dhampir.


- Tak. A prościej mówiąc... Annę.


- To ma być ta ciężka artyleria? - Zaśmiał się chłopak.


- Zobaczymy co powiesz po trzech dniach. - Uśmiechnął się Pablo i zniknął.


- Zobaczymy...


***


- Ja chcę do mamusi! - Jęknął Velkan opadając na fotel w swojej kwaterze.


- 1:0 dla mnie! - Zaśmiałsię elf, podając przyjacielowi butelkę wody. - Ale efekt został osiągnięty, prawda?


- Ale jakim kosztem!


- Oj, już nie przesadzaj! Masz pół godziny, później idziemy na miasto. Trzeba w końcu kupić jakieś ciuchy i zrobić z ciebie porządnego dhampira.


- Tak jest! - Powiedział bez entuzjazmu Władca i wolno uniósł rękę do czoła, salutując.


Kiedy Pablo wyszedł, Velkan próbował się podnieść, ale nie miał aż tak silnej woli. Dopiero po dziesięciu minutach zdołał dowlec się do łazienki, zrzucić ubrania i stanąć pod strumieniem zimnej wody. Był cały obolały, bo trening Anny okazał się dosyć „intensywny", ale za to chłopak poznał podstawowe kroki i mógł bezproblemów poprowadzić partnerkę. Tęsknił za Gabrielą, ale pocieszał się myślą, że już za kilka godzin znów będzie trzymał ją w ramionach. Będą jednak musieli powstrzymać się od gestów, które wskazywałyby, że łączy ich coś więcej, niż przyjaźń. I tak był pewien, że po balu cała szkoła będzie aż huczeć od plotek na ich temat. Był też ciekawy czy Victoria przyjęła zaproszenie Snape'a. Myślami krążył również wokół swojej niespodzianki, którą przygotował dla Gabrieli. Był lekko zdenerwowany i niepewny, jak na nią zareaguje piękna pół elfka.


Przerwał ten potok myśli. Zakręcił wodę, wytarł się i z ręcznikiem na biodrach przeszedł do sypialni, żeby się ubrać. W Necronomiconie był teraz środek lata, więc wybrał lniane spodnie koloru khaki i beżową koszulkę. Długie włosy związał w kucyk, zabrał okulary przeciwsłoneczne i wyszedł poszukać Pablo. Ten czekał już na niego przed wejściem do wieży.


- No wreszcie! Już myślałem, że się utopiłeś. - Zażartował. - Idziemy?


- Jasne. Masz już pomysł co ubrać? - Zapytał chłopak.


- Ja bym nie miał? Popatrz.


Chłopak wyciągnął z kieszeni wycinek z mugolskiej gazety. Przedstawiał on jakiegoś przystojnego bruneta w wieku około trzydzieści, trzydzieści pięć lat. Ubrany był w czarny surdut, jaki nosili mężczyźni na początku dziewiętnastego wieku w Anglii. Podpis głosił „Johnny Depp jako Ichabod Crane, podbił serca wielu kobiet w nakręconym w 1999 r. 'Jeźdźcu bez głowy'".*


- To jeden z najlepszych mugolskich aktorów. - Wyjaśnił Pablo. - A ten film był jedynym, który moja matka mogła oglądać zawsze i wszędzie. - Posmutniał na chwilę, ale zaraz szybko odzyskał humor. - A ty? W co masz zamiar się ubrać?


- Szczere mówiąc najchętniej w ogóle bym się nie przebierał. - Przyznał Velkan. - Za dużo z tym zachodu. Poza tym wątpię, żeby piąto-, szósto- i siódmoklasiści wymyśliliby coś naprawdę ciekawego. Pewnie wszyscy będą chcieli wyglądać jak najbardziej normalnie.


- A młodsze roczniki? Przecież bal jest dla wszystkich.


- Tak, ale wątpię, czy chłopcy w wieku od jedenaście do czternaście zainteresowani są zapraszaniem koleżanek na jakieś bale.


- No fakt. - Przyznał Pablo. - Ale to nie zmienia faktu, że potrzebne ci jest przebranie.


- Myślałem o mundurze.


- Galowym? - Zdziwił się chłopak.


- Tak. Musiałbym uszyć go na miarę, ale zawsze podobały mi się mężczyźni w mundurach.


- Tak?


Pablo popatrzył na przyjaciela znacząco. Dopiero wtedy Velkan pojął, jak zabrzmiało jego wyznanie i wybuchnął śmiechem.


- To znaczy mundury na mężczyznach! - Poprawił się Władca.


- Jasne, jasne! - Uśmiechnął się Pablo.


- A tak właściwie to gdzie ty mnie prowadzisz? - Zmienił temat Velkan.


- Do krawca, z którym skontaktowałem się kilka dni temu. Vincent mi go polecił.


- Ok.


Obaj w milczeniu szli przez miasto.* Większość osób, które mijali kłaniali się lekkoVelkanowi, który modlił się, żeby na tym poprzestali.


- Daleko jeszcze? - Zniecierpliwił się dhampir po pięciu minutach.


- Jeszcze kawałek. - Obiecał elf i szedł dalej rozglądając się na boki. - No, jesteśmy na miejscu!


Oświadczył w końcu, przystanąwszy przed małą kamieniczką z numerem siedemnaście.


- To na pewno tutaj? - Zdziwił się Velkan, ponieważ nie dostrzegł żadnego szyldu.


Pablo nie odpowiedział, tylko wszedł do środka, a Valerious, chcąc nie chcąc, ruszył za nim. Hol, w jakim się znaleźli był cichy, ciemny i zaniedbany. W powietrzu unosiły się drobinki kurzu, którym gęsto zasłana była podłoga. Pablo bez wahania ruszył skrzypiącymi schodami w górę. Na pierwszym piętrze były sterty najróżniejszych materiałów, stare manekiny i kilka stroi.


- Panie Calvani? Jest pan tam? - Odezwał się Pablo, czujnie rozglądając się po pomieszczeniu.


- Zależy kto pyta.


Dobiegło ich mruknięcie zza czerwonego parawanu. Po chwili wyłonił się stamtąd niewysoki, lekko zgarbiony staruszek obrany w nienagannie wyprasowaną białą koszulę, czarną kamizelkę i czarne spodnie. Wyglądał na jakieś osiemdziesiąt lat. Ciemne włosy przyprószone gęsto siwizną były aż nienaturalnie uporządkowane. Na szyi dyndał mu niebieski metr krawiecki.


- Pan Mauricio Calvani? - Upewnił się Pablo.


- Tak. Panowie w jakiej sprawie?


Starzec uważnie mierzył ich wzrokiem i rozpromienił się Mówił dobrze po angielsku, ale doświadczony słuchacz dostrzegłby lekki południowy akcent. Velkan był zdziwiony, że jego niebieskie oczy są tak żywe. Zupełnie nie pasowały do pomarszczonej, poważnej twarzy.


- Nazywam się Pablo Costello, a to jest Velkan Valerious. Otrzymaliśmy pana adres od Vincenta Valium.


- Ach... Signore Valium! (Wł. Pan) Oczywiście, w czym mogę panom służyć?


- Potrzebne są nam stroje na bal. - Wyjaśnił Pablo.


- Capisco... (Wł.Rozumiem)* Czy mają panowie coś konkretnego?


- Oczywiście. - Chłopak podał mu wycinek z gazety.


- Magnìfico! (Wł. Wspaniały)


Ucieszył się starzec i zniknął w innym pomieszczeniu. Po chwili wrócił z naręczem różnych materiałów. Nie tracąc czasu od razu zaczął mierzyć Pablo.


- Ile będę musiał czekać? - Zapytał chłopak.


- Kilka godzin, a pana przyjaciel? Signore Valerious? - Zwrócił się bezpośrednio do Mistrza.


- Ja myślałem o mundurze, ale nie bardzo wiem, który wybrać. - Przyznał chłopak, odzywając się po raz pierwszy od przybycia do pracowni krawca.


- Niestanowi to żadnego problemu, signore.


Mężczyzna wyszedł na chwilę, by wrócić z kilkoma zdjęciami. Przedstawiały one mundury różne mundury galowe. Velkan na wstępie odrzucił ten należący do przedstawiciela Gwardii Szwajcarskiej i żołnierzy niemieckich z okresu II wojny światowej. Po chwili zastanowienia i bezlitosnej selekcji, pozostawił na zdjęcia komandora Marynarki Wojennej USA.


- Pan będzie musiał poczekać do jutra. - Poinformował Władcę mężczyzna po uprzednim zmierzeniu go.


- Doskonale. To my zjawimy się jutro w porze lunchu. - Uśmiechnął się Pablo.


- Wszystko będzie przygotowane!


- Czy mamy zapłacić z góry? - Zapytał Velkan.


- Nie, signore. To nie jest konieczne.


- W takim razie do zobaczenia jutro.


Mężczyźni wymienili uściski dłoni z krawcem i wyszli na słoneczną ulicę. Słońce w Necronomiconie nie wysyłało promieni UV, więc bez obaw mogli poruszać się po otwartej przestrzeni.


- To, co teraz? Idziemy coś zjeść? - Spytał Velkan, zakładając ciemne okulary.


- Chyba tak. - Powiedział Pablo.


- Nie tak prędko.


Usłyszeli za plecami stanowczy głos. Odwrócili się jednocześnie i ujrzeli uśmiechniętą Annę. Włosy miała zgrabnie upięte z tyłu głowy, a na oczach wielkie okulary przeciwsłoneczne. Ubrana była w zwiewną, niebieską sukienkę i wiązane wokół kostki buty na płaskiej podeszwie.


- Co ty tutaj robisz? - Zdziwił się Velkan.


- Przyszłam po was. Chyba nie sądziliście, że pozwolę wam pójść na zakupy beze mnie! - Uśmiechnęła się jeszcze szerzej i złapała chłopaków pod ręce.


- Ale my właśnie... - Chciał zaprotestować Pablo, ale babka Velkana mu przerwała.


- Właśnie zamówiliście ubrania. Teraz czeka nas wizyta w sklepie obuwniczym, perfumerii i u Dariusa.*


- Dariusa? - Jęknął Velkan. - Czy to jest ten słynny Darius, który...


- Jest najwspanialszym stylistą fryzur, jakiego kiedykolwiek widział ten świat! - Rozpromieniła się Anna. - No dobra, chłopcy. Maraton czas zacząć!


Jak zapowiedziała kobieta, najpierw zabrała ich do trzech sklepów z butami, gdzie w końcu znaleźli coś, co ich zainteresowało. Wszystkie zakupy pomniejszali i chowali do kieszeni, bo tak było najwygodniej. Następnie znaleźli się w największej perfumerii, jaką kiedykolwiek widzieli. O dziwo, była to tylko męska perfumeria. Natychmiast doskoczyły do nich dwie młode dziewczyny i pociągnęły każdego w inną cześć sklepu. Anna usiadła na jednym ze stojących pod ścianą foteli i czekała, aż każdy z chłopców wybierze zapach. W końcu, po prawie godzinie obaj mieli coś, co do nich pasowało. Zapłacili i ruszyli do pracowni Dariusa. Nie mieli zbytniej ochoty tam iść, ale Anna była nieugięta.


- Madame Valerious! - Ucieszył się wysoki mężczyzna w powycieranych jeansach i czarnej koszuli.* Miał około trzydzieści lat. - Dawno pani u siebie nie widziałem.


- Widzisz, Darius, ostatnio miałam mało czasu dla siebie. - Uśmiechnęła się Anna i pocałowała mężczyznę na powitanie w policzek. - Przyprowadziłam ci tych uroczych młodzieńców, żebyś zrobił z nich prawdziwych mężczyzn.


- To nie będzie takie trudne. - Powiedział stylista, mierząc chłopców wzrokiem.


- Mój wnuk, Velkan, a to jego przyjaciel, Pablo. - Przedstawiła ich Anna.


- Miło mi was poznać. - Uśmiechnął się mężczyzna. Wyglądał niepozornie, ale uścisk miał mocny i pewny. - To który z was pierwszy mi się podda?


- W sumie co mi szkodzi. - Mruknął Velkan i usiadał na wskazanym przez stylistę fotelu.


Po godzinie sam się nie poznał. Jego długie włosy uległy znacznemu skróceniu. Grzywka była wystrzępiona i asymetryczna. Z prawej strony lekko zachodziła na oko. Boki również nachodziły na twarz, a tył sterczał jak za dawnych, dobrych czasów. Kolor pozostał bez zmian.


Teraz przyszła kolej na Pablo. Z nim Darius postąpił nieco inaczej. Zmienił kolor jego włosów na biały. Jedynie grzywka miała kolor czarny. Opadała mu na czoło w prostych kosmykach. Pozostałe włosy miały długość około dwunastu centymetrów i opadały prosto po obu stronach jego głowy. Z tyłu miał kilka dużo dłuższych kosmyków długości pięćdziesięciu centymetrów, które opadały mu z przodu na klatkę piersiową.* Chłopak wyglądał fenomenalnie i każdy musiał to przyznać.


- No, Pablo... Cathy chyba padnie z wrażenia. - Powiedziała Anna na widok odmienionego chłopaka.


- Na pewno? - Spytał chłopak, przyglądając się swojemu odbiciu bez przekonania.


- Na pewno. - Uspokoił przyjaciela Velkan. - A teraz chodźmy już na ten obiad, bo umieram z głodu.


- A ty jak zwykle to samo. - Zaśmiała się Anna.


Poprowadziła ich do bardzo przytulnej pizzerii.


Poz jedzonym obiedzie, a raczej obiadokolacji, wrócili na noc do wieży, by dopiąć wszystko na ostatni guzik.


Następnego dnia po późnym śniadaniu, udali się po swoje stroje i wrócili do Hogwartu. A raczej do Hogsmeade.


- Mamy jeszcze godzinę. - Stwierdził Pablo, spoglądając na zegarek.


- Co powiesz na lampkę wina?


- Z tobą zawsze. - Zaświergotał chłopak, machając zabawnie rękami.


Wszystkie zakupy mieli pomniejszone w kieszeniach. Ich nowy wygląd wywołał poruszenie, głównie u damskiej części hogwardzkiej społeczności. Dziewczęta oglądały się za nimi i wysyłały zalotne spojrzenia.


- Ty patrz, jakie mamy wzięcie. - Mruknął Velkan do przyjaciela, kiedy wreszcie znaleźli się w „Trzech miotłach".


- Szkoda tylko, że jesteśmy już zajęci. - Westchnął Pablo.


Zamówili pół butelki wina półwytrawnego i zajęli stolik w najgłębszym kącie sali. Po dziesięciu minutach rozkoszowania się bordowym trunkiem, Velkan zapytał:


- Myślisz, że dziewczynom szybko pójdzie?


- Sądzę, że odwiedziły Necronopolis. Inaczej dałyby nam przynajmniej cztery godziny. - Uśmiechnął się Pablo.


- O, o wilku mowa. - Uśmiechnął się Velkan widząc, jak kobiety wchodzą do baru.


Szybko ich zauważyły i ruszyły w ich stronę. Obie również odwiedziły salon fryzjerski, bo Catherine miała teraz proste włosy do ramion w swoim naturalnym, złocistym kolorze. Fryzura Gabrieli nie zmieniła się zbytnio, choć jej fale były teraz dużo wyraźniejsze.


- Cześć, chłopcy. - Uśmiechnęła się blondynka. - Widzę, że trafiliście pod skrzydła Dariusa.


- Aż tak widać? - Spytał Pablo, doskonale udając zdziwienie.


Na lekkiej rozmowie upłynął im cały pobyt w Hogsmeade. Wrócili do zamku, gdy robiło się już ciemno.


Następnego dnia Pablo i Velkan umówili się na poranny trening. Spotkali się na boisku do Quidditcha o szóstej rano. Zaczęli od rozgrzewki, by przejść później do właściwych ćwiczeń fizycznych. Punktualnie o ósmej skończyli trening i zaczęli dochodzić do siebie. Zajęło to im niecałe trzy minuty, ponieważ Oteos zawsze im powtarzał, że najważniejsza jest szybkość dochodzenia do siebie. Szybko wrócili do zamku i po błyskawicznym prysznicu zeszli na śniadanie.


- Co będziemy robić przez cały dzień? Bal zaczyna się dopiero o 17:00, więc mamy czas do obiadu. - Powiedział Pablo, kiedy skończyli już jeść.


- Ja mam do napisania jeszcze kilka prac. - Odparł Velkan.


- I zejdzie ci z tym do trzeciej? - Zdziwił się Costello.


- Nie, ale przynajmniej do południa.


- W porządku. To umówmy się w Pokoju Życzeń o wpół do pierwszej, może być?


- Jasne. - Zgodził się chłopak. - A kiedy ma przyjechać Catherine?


- Ktoś o mnie pytał?


Usłyszeli cichy głos za plecami i dostrzegli rozpromienioną dziewczynę.


- Miło cię zobaczyć, siostrzyczko! - Uśmiechnął się Velkan.


Jeszcze w Necronopolis polubili się do tego stopnia, że traktowali się jak rodzeństwo.


- I ciebie też. - Uściskali się serdecznie i dziewczyna usiadła między przyjaciółmi.


- To, jakie macie plany do południa, bo ja z Gabrielą znikamy o 14:00.


- Po co wam aż trzy godziny? - Zdziwił się Velkan.


Cathy uśmiechnęła się tylko tajemniczo.


- To, co robimy? - Zmieniła temat.


- Ja zostawiam was na kilka godzin, spotkamy się o wpół do dwunastej koło Pokoju Życzeń.


Velkan pożegnał się z nimi i ruszył do wieży Gryffindor, żeby wykonać zaplanowane na przedpołudnie zadania. Skończył wcześniej, niż się tego spodziewał, więc już za dziesięć dwunasta połączył się z Pablo telepatycznie. Okazało się, że na zewnątrz pada, więc razem z Catherine od dawna siedzą w Pokoju Życzeń.


Czas do obiadu upłynął im na miłej rozmowie. Po zjedzonym posiłku dziewczyny zniknęły, żeby zrobić się na bóstwo, a chłopcy postanowili pograć w szachy. Godzinę przed balem zamelinowali się jednak w Pokoju Życzeń, żeby również doprowadzić się do stanu używalności.


Okazało się, że pan Mauricio Calvani spisał się znakomicie. Stroje pasowały jak ulał. Velkan w swoim mundurze mógł zawrócić w głowie niejednej dziewczynie, a Pablo wcale nie był mu dłużny.


Punktualnie o 16:45 zeszli do sali wejściowej z zamiarem zaczekania na dziewczyny, jednak wypełniona była ona po brzegi zniecierpliwionymi uczniami, więc postanowili poczekać na dziewczyny na górze. Stanęli na balkonie z widokiem na całe morze uczniów. Po dziesięciu minutach byli już lekko zdenerwowani i mieli iść poszukać swoich partnerek, kiedy usłyszeli cichy głos za ich plecami.


- Panowie na kogoś czekają?


Odwrócili się jak na komendę i szczęki opadły im z wrażenia. Gabriela i Catherine przeszły same siebie. Nauczycielka wyglądała jak najprawdziwsza Gejsza. Czarnobiałe jedwabne kimono, pobielona twarz z odznaczającymi się czerwonymi ustami, długie rzęsy, spod których patrzyły niezwykle zielone oczy i długie gładkie włosy w odcieniu węgla kamiennego. Catherine wybrała przebranie Świnki Piggy. Obcisła różowa sukienka z tysiącem falbanek, lekko pofalowane blond włosy i zabawny, świński ryjek sprawiły, że wyglądała naprawdę zniewalająco. Widać było, że ma duży dystans do siebie.


- Wow... - Wykrztusił w końcu Pablo.


- Przeszłyście same siebie! - Dodał Velkan, po czym roześmiał się serdecznie. - A ten ryjek to bije wszystko na głowę.


- Wiem. - Catherine podeszła do Pablo i złapała go pod rękę. - To co? Idziemy?


Velkan wyciągnął rękę w stronę Gabriela i obie pary zeszły ze schodów. Ich pojawienie się wzbudziło niemałe poruszenie. Niektórzy z zachwytem wpatrywali się w dziewczyny, inni szeptali między sobą.


Punktualnie o 17:00 drzwi Wielkiej Sali otworzyły się i uczniowie zaczęli wchodzić do środka. Stoły ustawione były pod ścianami tak, że cały środek był wolny. Tam, gdzie zwykle stał stół dla nauczycieli znajdował się teraz podest dla zespołu.


Dyrektor wszedł na podwyższenie wraz z partnerującą mu profesor McGonagall. Wzmocnił sobie głos zaklęciem i rozpoczął krótką przemowę.


- Witam was wszystkich, moi drodzy uczniowie! Witam również nauczycieli oraz wszystkich gości! Jest mi niezmiernie miło, że tak licznie przybyliście na ten skromny bal. Cieszy mnie również to jak barwną jesteście dziś grupą. - Zrobił pauzę i rozejrzał się po sali.- Mam dla was również wiadomość. Otóż pod koniec balu, czyli około północy, zbierzemy wasze głosy i wybierzemy króla i królową balu, którzy wykazali się największą pomysłowością jeśli chodzi o kostiumy. Nie będę już was zanudzał, zacznijmy więc zabawę!


Kiedy tylko profesorowie zeszli z podestu pojawił się na nim zespół, Fatalne Jędze.* Sądząc po reakcji uczniów zespół ten był znakomicie znany w czarodziejskim świecie. Od razu zaczęli od jakiejś żywej melodii. Większość uczniów zgromadzonych na sali od razu zaczęła tańczyć. Nauczyciele również nie byli im dłużni. Cała paczka nie ludzi bawiła się znakomicie. O 21:00 zarządzono półgodzinną przerwę, więc Gabriela i Velkan chwycili dwie butelki kremowego piwa i wybrali się na spacer. Jak na 31 października, noc była zadziwiająco ciepła.


- Pamiętasz, że później przenosimy się do Necronopolis?- Odezwał się wreszcie Velkan.


- Tak. A swoją drogą, to ciekawe co ty kombinujesz. - Dziewczyna spojrzała mu w oczy.


- Ja? - Zrobił minę niewiniątka. - Ja nic nie kombinuję. Skąd ci to przyszło do głowy?


- Mam swoje sposoby. - Odparła Gabriela, ale nie drążyła już tematu. Z doświadczenia wiedziała, że nic od niego nie wyciągnie. - Wracajmy, chyba już się zaczyna.


Bawili się świetnie aż do za dwadzieścia północ. Pod koniec leciały tylko wolne piosenki, więc na parkiecie zagościły głównie pary. Na podest ponownie wyszedł Dumbledore.


- Moi drodzy! Z przyjemnością pragnę ogłosić, że królem i królową tego balu zostają... William Smith i Catherine Neliquele!


Po odbiór nagrody wyszedł jakiś wysoki, czarnoskóry chłopak, który wyglądał jak pierwszorzędna, siedemnastowieczna dama i Catherine ze swoim ryjkiem. Dyrektor nałożył na ich głowy korony i wręczył berła.


- Dziękuję wam za tą wspaniałą zabawę i zapraszam wszystkich do łóżek! - Rozległy się ciche jęki, ale uczniowie spełnili prośbę dyrektora.


- Chyba trzeba zacząć prawdziwą imprezę. - Uśmiechnął się Pablo. 




★♡★♡★♡★♡★

Kilka słów ode mnie, jako nieoficjalnej bety:

Coś, o czym nie wspominałam wcześniej, ale przyszło mi do głowy, że jednak warto wspomnieć, to, że oryginalnie było kilka dopisów od autorki tego dzieła pod kilkoma rozdziałami, ale większość przerzucała do linków (które oczywiście sprawdziłam) i niestety nie działały już, (co za niespodzianka) więc je musiałam usunąć. Poniektóre notki uważałam za durne i niepotrzebne w nowoczesnym czasie z mojej osobistej opinii.

Na przykład spod tego rozdziału usunęłam notkę informującą o tym, że autorka nie chce ubliżać stylistą nazywając ich podrzędnym fryzjerem, co nie do końca jest prawidłowe? Stylista, to nadal fryzjer, ale na wyższym poziomie przeszkolenia niż (bez urazy) „osiedlowy" fryzjer. On zajmuje się „ubieraniem" człowieka względem konkretnego ubioru, rozmowy z nim i jest kimś na wzór projektanta mody, ale od włosów.


*(Oryginalny dopisek autorki opowiadania) Wybaczcie mi, ale Johnny Depp jest boski, a ten film jest moim ulubionym. Nie mogłam się powstrzymać.

*Oryginalnie pisało „Zamilkł i obaj i w milczeniu szli przez miasto", ale nie brzmiało logicznie, więc usunęłam „Zamilkł i", a resztę zdania pozostawiłam bez zmian.

*Oryginalnie pisało „Si" (Wł. Tak), ale nie miało to kompletnie sensu w formie odpowiedzi, więc zmieniłam na „Capisco" (Wł. Rozumiem) dla poprawy zdania.

*Autorka napisała to opowiadanie w 2007/8, a Darius z League of Legends (LoL) pojawił się w grze dopiero w 20012, więc dla wścibskich ignorantów: Enigma nie wzięła tego imienia z tej gry.

*Oryginalnie było tu zdanie „Ucieszył się na ich widok[...]", ale stylista zakrzyknął tylko w kierunku babci Harry'ego, więc usunęłam fragment „na ich widok", żeby było bardziej logiczne.

*Autorka w całym rozdziale używała formy „cali", które jak zrozumiałam chyba chodziło jej o angielskie „inches", ale w Polsce używamy cali do określenia mniejszej liczby niż centymetry, więc zmieniłam to. Źle czytało się, że włosy o długości 5 cali opadały gładko, a potem 20cali sięgające klatki, dlatego miej więcej obliczyłam ile 5 inch i 20 inch, to w centymetrach.

*Oryginalnie pisało „[...]pojawił się na nim zespół, składający się z perkusisty, gitarzysty, basisty, skrzypka i wokalistki", ale doszłam do wniosku, że to bez sensu wymieniać wszystkich, więc zamieniłam na po prostu „Fatalne Jędze", czyli zespół, który pojawił się w Czarze Ognia. Z ciekawostek dodam, że Nimfadora Tonks jest wielką ich fanką.




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top