Rozdział 18: Oblany egzamin
- Co? - Snape zrobił wielkie oczy i zgodnie z planem, skłonił się z szacunkiem. - Wybacz, Panie, nic nie wiedziałem.
- W porządku. - Mruknął Vincent.
- Zaraz, zaraz! Severusie, czy znasz tego człowieka? - Dumbledore był wyraźnie zdezorientowany.
- A pan nie? - Zdziwił się Mistrz Eliksirów.
- To król wampirów. - Powiedział Velkan.
- Co? - Tym razem to dyrektor wyglądał, jakby uderzył w niego piorun. - Czyli... Harry, dziecko... Ty jesteś wampirem?
- A dziwi to pana? - Chłopak uśmiechnął się z satysfakcją. - Myślałem, że sam się pan zorientuje. Po tym, jak wystawił mnie pan psychiatrze byłem tak wściekły, że mało się na pana nie rzuciłem. Mógł pan zauważyć moje czerwone oczy i szpiczaste uszy.
- Muszę usiąść.
Dyrektor chyba naprawdę był w szoku, bo wyczarował sobie krzesło, opadł na nie i ukrył twarz w dłoniach. Po kilku minutach kłopotliwego milczenia, ciszę przerwało prawie bezgłośne pytanie.
- Kiedy to się stało?
- W lochach Voldemorta... - Zaczął swoją opowieść Velkan. - Byłem w jednej celi z jakąś kobietą. Ona była wampirzycą, ale Tom chyba nie zdawał sobie z tego spawy. Pewnej nocy miała takie pragnienie krwi, że po prostu rzuciła się na mnie. Na szczęście zdążyła się opamiętać i nie zabiła mnie. Byłem wycieńczonym półczłowiekiem. Zwykle dzieje się tak, że osoba ugryziona staje się niewolnikiem wampira, ale ona zginęła następnego dnia, więc tak stałem się niepełnoprawnym wampirem. Te tajemnicze postacie, które mnie uratowały, to byli wysłannicy Mistrza. Zajęli się mną i uczynili pełnoprawnym wampirem. Teraz trenuje mnie sam król.
- Ale co to oznacza? Musisz pić krew? - Dyrektor chyba sam nie wiedział, jak odnaleźć się w tej sytuacji.
- Nie, wystarcza mi eliksir.
- Ale jak ty to sobie wyobrażasz?! - Wybuchnął nagle staruszek. - Przecież któregoś dnia eliksir może ci nie wystarczyć albo ktoś może cię zdenerwować i co wtedy?! Nie mogę pozwolić, żebyś zaatakował któregoś z moich uczniów!
Reakcja Dumbledore'a była całkiem inna, niż się tego spodziewali. Myśleli, że staruszek zacznie dopytywać się, czy może jakoś pomóc i tym podobne. Tymczasem ona wyraźnie zaczął bać się o swoich podopiecznych. Czyli uznał Velkana za niebezpiecznego.
- Ma mnie pan za idiotę? W przeciwieństwie do niektórych potrafię nad sobą panować.
Chłopak nie ukrywał, że jego zaufanie do dyrektora zostało ponownie nadszarpnięte.
- Nie byłbym tego taki pewny. Niestety, nie mogę pozwolić, żebyś dalej uczył się w tej szkole. - Dumbledore pozostał niewzruszony. Wyraźnie bał się chłopaka.
- Albusie, nie sądzę, żeby to był dobry pomysł - Wtrącił się Snape. - Jeśli wyrzucisz Pottera, wybuchnie afera. Nie będziesz mógł podać prawdziwego powodu, bo nikt ci nieuwierzy, a nawet jeśli, to posądzą cię o brak tolerancji.
- Tolerancji? Tolerancji?! Przecież on jest niebezpieczny! - Staruszek stracił panowanie nad sobą, zerwał się z fotela i zaczął żywo gestykulować. - A co będzie, jeśli naprawdę coś komuś zrobi? Nie mogę do tego dopuścić!
- Uspokój się, Albusie!
Snape był zaskoczony reakcją dyrektora. Rzadko widywał go w podobnym stanie. Zwykle był najspokojniejszy z wszystkich.
- W porządku. Zostaniesz, jeśli publicznie przyznasz się do swojej... choroby. - Powiedział dyrektor, opamiętując się i przybierając łagodny ton.
- To nie jest choroba! - Warknął Vincent. Nienawidził tego określenia i nie miał zamiaru się z tym kryć. - A ten chłopak wcale nie jest niebezpieczny. A pan...!
- W porządku. - Przerwał mu Velkan. - Ogłoszę to podczas Halloween, ale to pan będzie uciszał panikę, która wybuchnie.
Nie czekając na odpowiedź dyrektora zniknął w czarnej mgiełce.
- Niech pan poczeka! - Dumbledore zwrócił się do Vincenta, który również zamierzał zniknąć.
- Byle szybko. Nie mam całego dnia. - Mruknął mężczyzna.
- Chciałbym wiedzieć ilu was jest? I po której stronie jesteście?
- Nie powinno to pana interesować. - Warknął mężczyzna i zniknął.
- Ale się wpakowałeś. - Mruknął Snape. - Teraz Potter zacznie wzbudzać strach i stracisz wielu zwolenników. Wywołasz jeszcze większą panikę. Jednym słowem, stworzyłeś sobie kolejnego Czarnego Pana!
- Nie martw się, wszystko mam pod kontrolą. - Odparł dyrektor. - A swoją drogą, to dlaczego byłeś tu z nimi? Czy chcesz mi coś powiedzieć?
- Nie, nie jestem wampirem, jeśli ci o to chodzi. - Powiedział ironicznie Snape. - A byłem tutaj, bo mnie do tego zmusili.
- Jeśli kiedykolwiek będziesz chciał mi o czymkolwiek powiedzieć...
- Wiem gdzie jest twój gabinet. A teraz prosiłbym cię, żebyś zostawił mnie samego, mam kilka eliksirów do skończenia.
Znaczącym gestem wskazał drzwi. Dyrektor, chcąc nie chcąc, odwrócił się i wyszedł. Myśli kołatały się w jego głowie. Pluł sobie w brodę, że tak zareagował na usłyszane informacje. Czuł się okropnie i nawet nie próbował usprawiedliwiać. Harry okazał mu pewną dozę zaufania opowiadając swoją historię, a on po prostu uznał go za odmieńca. Jego rozmyślania przerwał cichy szept:
- Oblivate...
***
- Velkan! Nic ci nie jest!
Gabriela rzuciła się swojemu narzeczonemu na szyję, kiedy tylko pojawił się w gabinecie. Całe napięcie odpłynęło z niej w jednej chwili. Łzy szczęścia spływały po jej bladej twarzy.
- Nigdy więcej nie rób mi czegoś takiego. - Szepnęła drżącym głosem.
- Postaram się. - Uspokoił ją chłopak. - Nic mi nie jest, wszystko jest w porządku.
- Poza jednym. - Mruknął Vincent.
W odpowiedzi na pytające spojrzenia reszty opowiedział im pokrótce, co wydarzyło się od przybycia Dumbledore'a do ambulatorium.
- Ale to już nie jest problem. - Stwierdził tylko Valerious wzruszając ramionami. - Zmieniłem mu pamięć. Nie było to takie trudne, zważywszy na to, że był strasznie skołatany po naszej rozmowie. Z tego, co myślał wynika, że chyba żałował swojej reakcji, ale to nie zmienia faktu, że zachował się całkiem nieprzewidywalnie.
- To po co była ta cała akcja? - Zdziwił się Pablo.
- Myślałem, że zareaguje trochę inaczej. - Przyznał Velkan. - Liczyłem, że może uda mi się wśliznąć trochę bliżej Zakonu, żeby mieć szersze spojrzenie na wiele spraw.
- A tu surprise. - Podsumowała Victoria. - A co ze Snape'em?
- Jak już mówiłem, wyszkolę go. Myślę, że do stycznia będzie gotowy do wstąpienia w nasze szeregi.
- A nie obawiasz się, że może okazać się za słaby? Magicznie oczywiście. - Wyraziła swoje obawy Anna.
- Nie, sądzę, że poradzi sobie całkiem dobrze. Już ja o to zadbam.
W tym momencie uśmiechnął się demonicznie. Bardzo przypominał wtedy Vincenta.
- To my chyba będziemy się już zbierać. - Zauważyła Anna. - Wysłałam już list do Dumbledore'a, w którym napisałam mu, że Michael zrezygnował ze szkoły i będzie uczył się w domu, więc tym nie musicie się martwić. Do zobaczenia.
Większa część Rady zniknęła i w gabinecie pozostali już tylko Pablo, Gabriela i Velkan.
- Za dziesięć minut zaczyna się śniadanie. - Poinformowała ich Gabriela. - Idźcie się przebrać, spotkamy się w Wielkiej Sali.
- Tak jest!
Pablo zasalutował i razem z przyjacielem opuścił gabinet, a kiedy przebrani i odświeżeni spotkali się obok portretu Grubej Damy, spytał:
- Jak się czujesz? Wszystko jest okej?
- Tak, nic mi nie jest. Jestem tylko trochę zmęczony. - Zapewnił go władca Necronomiconu. - Naprawdę... - Dodał, widząc niepewną minę przyjaciela. - To, co już się stało, nie ma wpływu na to, co się ma stać. Sami kształtujemy naszą przyszłość, dlatego nie należy rozpamiętywać przeszłości, rozumiesz?
- Z tej gmatwaniny trudno coś zrozumieć, ale tak. - Pablo uśmiechnął się lekko. - To idziemy na to śniadanie czy nie? Jestem cholernie głodny.
- A ja wykończony. - Stwierdził Velkan. - Przydałby mi się kubek kawy.
- Czy ty się czasami nie uzależniasz?
Zaśmiał się cicho i opadł na ławkę przy stole Ślizgonów.
W ciszy zaczęli jeść śniadanie.
- A co z naszym planem? - Zapytał po kilku minutach Pablo.
- Myślę, że zrealizujemy go w Noc Duchów. Impreza w Hogwarcie ma skończyć się dokładnie o północy, dlatego umówmy się na pięć minut po dwunastej.
Na samą myśl o planowanej niespodziance Velkan uśmiechnął się szeroko.
- Tylko się nie wygadaj. - Uprzedził go Pablo. - I nie szczerz się tak, bo ktoś się zorientuje!
- Kiedy nie mogę się powstrzymać! - Jęknął chłopak, próbując przybrać nieodgadniony wyraz twarzy.
A jego próby były tak nieudolne, że w końcu oboje z Pablo wybuchli śmiechem.
- Mogę prosić o uwagę?
Dumbledore starał się przekrzyczeć poranną wrzawę. Został zauważony dopiero po kilkunastu sekundach i w sali zapadła cisza.
- Wspaniale! - Uśmiechnął się szeroko. - Jak wiecie, dziś jest wyjście do Hogsmeade, bo jutro, w sobotę, świętujemy Noc Duchów. Muszę was jednak poinformować, że zaszły pewne zmiany...
Niektórzy zaczęli gorączkowo szeptać między sobą, ale już po chwili ponownie zapadła cisza, dlatego dyrektor mógł kontynuować.
- Wraz z profesor McGonagall doszliśmy do wniosku, że naszym uczniom brakuje zgrania. Dlatego, aby wejść na bal, należy znaleźć sobie partnera lub partnerkę.
Niektórzy chłopcy jęknęli cicho, patrząc na chichoczące dziewczęta.
- A można zaprosić nauczyciela?
Odezwał się jakiś głos z głębi sali. Rozległy się ciche śmiechy wśród męskiej części uczniów. Velkan wiedział doskonale, że głosowi chodziło o Gabrielę. Dyrektor zamyślił się, ale po chwili odpowiedział.
- Sądzę, że nie będzie z tym problemu, ponieważ nauczyciele również muszą mieć osobę towarzyszącą.
Snape popatrzył na uśmiechniętego Dumbledore'a jak na wariata.
- Można oczywiście zaprosić kogoś z zewnątrz. Dziś wieczorem opiekunowie domów zrobią listę osób, które przybędą do zamku, abyśmy mogli przygotować odpowiednią liczbę miejsc. Przypominam, że każdego obowiązuje przebranie. A teraz możecie już iść do Hogsmeade.
- No i świetnie. - Uśmiechnął się Pablo. - Mam nadzieję, że Cathy będzie chciała ze mną przyjść.
- A co by miała nie chcieć? - Uśmiechnął się Velkan. - Muszę się spieszyć, żeby mi Gabrieli nie odbili.
Szybko wyczarował różę i kawałek pergaminu. Napisał szybko kilka słów i cały ten pakiet wysłał tuż przed oczy swojej narzeczonej. Idący w jej stronę chłopak z siódmego roku przystanął zdezorientowany, a widząc uśmiech na twarzy nauczycielki czytającej wiadomość, zawrócił w pół drogi i zrezygnowany wrócił na miejsce. Gabriela przywołała pióro, szybko napisała odpowiedź i odesłała ją do Velkana.
- No, to ja idę z Gabrielą. - Uśmiechnął się chłopa i skłonił z daleka swojej narzeczonej.
- Z Catherine'ą umówiłem się pod Trzema Miotłami. - Poinformował przyjaciela Pablo. - Zgarniemy Gabrielę i w czwórkę pójdziemy kupić jakieś ciuchy. Wiesz już, w co się przebierzesz?
- Nie, nie myślałem o tym. - Przyznał Velkan. - Ale mam większy problem...
- A mianowicie?
- A nie wygadasz się? - Upewnił się chłopak.
- Jasne. O co chodzi?
Velkan wyszeptał coś do przyjaciela, który momentalnie Zaczął chichotać.
- I z czego się śmiejesz?! - Oburzył się władca Necronomiconu. - Nigdy nie było mi to potrzebne. Na litość boską, zamknij się, bo ludzie zaczynają dziwnie na nas patrzeć!
Ale błagania Velkana na niewiele się zdały, bo Pablo nie był w stanie powstrzymać niepohamowanego chichotu, który wstrząsał jego ciałem. Valerious skorzystał z okazji, że nieopodal nich przechodził Snape i szybko oddalił się w jego stronę, pozostawiając przyjaciela, aż ten się uspokoi.
- Czy możemy chwilę porozmawiać, profesorze? - Zapytał cicho.
Ten tylko skinął głową i skierował się w stronę lochów, do swojego gabinetu. Kiedy znaleźli się już poza zasięgiem ciekawskich spojrzeń i niepowołanych uszu, spytał:
- O co chodzi?
- Do stycznia mam zamiar zrobić z pana prawdziwego wampira. - Oznajmił Velkan prosto z mostu. - Znalazłem w mojej prywatnej bibliotece przybliżony program szkolenia. - Wyczarował starą książkę, mającą około sto stron. - Proszę przejrzeć to do niedzielnego wieczoru. Wtedy omówimy wszystko dokładnie.
- W porządku. - Snape nie wyglądał wcale na zaskoczonego. - Jak mam się...?
- Ma się pan do mnie zwracać?* - Dokończył za niego chłopak. - Myślę, że etykieta nie jest nam potrzebna. Na lekcjach i poza szkołą wciąż jestem „tym rozpuszczonym Potterem". Podczas spotkań prywatnych myślę, że wystarczy Velkan. - Wyciągnął rękę w stronę mężczyzny.
- Severus. Przyznam, że w życiu nie myślałem, że kiedykolwiek przyjdzie doczekać mi takiej chwili.
- A jednak - Uśmiechnąłsię lekko Velkan. - Jeśli to wszystko...
- Mam jeszcze prośbę. - Snape zawahał się chwilę, ale w końcu zapytał. - Czy mógłbyś pomóc skontaktować mi się z tą dziewczyną, która była tutaj wczoraj, a właściwie dzisiaj rano? Przez to idiotyczne zarządzenie dyrektora, muszę szybko kogoś zaprosić, bo mam być na tym przyjęciu, a wolę iść z kimś z kim mogę o czymkolwiek porozmawiać. Chyba nie wyobrażasz sobie mnie w towarzystwie profesor Tralewney? - Uśmiechnął się krzywo.
- Przyznam, że byłby to ciekawy widok? Chodzi ci o tą wyższą, czy niższą? - Spytał Velkan, wcale nie zaskoczony.
- Wyższą. Miała ciemniejsze włosy. Niestety nie przedstawiła się.
Velkan przywołał telepatycznie Victorię, która pojawił się po kilku sekundach.
- Do zobaczenia.
Chłopak pożegnał się taktownie i pozostawił nieco zmieszanego Snape'a i uśmiechniętą Victorię. Przywołał swój płaszcz podróżny, zarzucił kaptur na głowę i wyszedł z zamku. Pablo i Gabriela, również zakapturzeni, stali nieopodal Filcha, który przeprowadzał standardową kontrolę.
- No nareszcie! - Odezwał się Pablo. - Myślałem, że poszliście na herbatkę.
- Nie, ale mogę wam powiedzieć, że naszemu profesorowi chyba w oko wpadła Victoria.
- Uuu, biedaczek! - Jęknęła współczująco Gabriela. - Viki jest bardzo wymagająca jeśli chodzi o zawieranie nowych znajomości. Szczególnie z mężczyznami.
- Wydawała się zadowolona, ale dobra, skończymy te plotki i chodźmy wreszcie do tego Hogsmeade.
Świeciło słońce, ale wiał silny wiatr. Velkan tym razem posmarował się kremem z bardzo wysokim filtrem, więc mógł wkrótce odrzucić kaptur i rozkoszować się ciepłymi promieniami słońca. W ciszy przeszli przez kontrolę woźnego i ruszyli spokojnym krokiem w kierunku wioski. Catherine czekała na nich tuż przy wejściu do Hogsmeade.
- Kitty! Dawno się nie widziałyśmy! - Uśmiechnęła się Gabriela i przytuliła dziewczyna.
- Jakoś nas nie odwiedzasz. - Poskarżył się Velkan i również ją uściskał.
- No wiesz, tak jakoś wyszło. I chcę, żebyś wiedział, że od początku nie lubiłam Michael'a - Powiedziała tamta i zaróżowiła się lekko. - To co? Idziemy? - Zmieniła szybko temat.
- Jasne. - Odpowiedzieli wszyscy razem.
- A wy dokąd? - Zdziwiła się Gabriela.
- Jak to dokąd? - Tym razem to Velkan wyglądał na zaskoczonego. - No, mieliśmy zrobić zakupy, a później wpaść do jakiejś knajpy, nie?
- Nie do końca. - Uśmiechnęła się Cathy. - My z Gabrielą idziemy na zakupy, a wy macie godzinę wolną. Chyba nie myślicie, że pokażemy się wam przed imprezą?
- To ty już wiesz?
- Tak, Pablo zaprosił mnie rano. - Uśmiechnęła się blondynka. - No dobra, chłopcy, idźcie z Bogiem, my się zmywamy. - Pomachały im na pożegnanie i pozostawiły samych.
- Czy też czujesz się porzucony? - Zapytał Pablo.
- Jak najbardziej, ale to nie powód, żeby się załamywać. Idziemy do miasta i też sprawimy sobie jakieś ciuchy. W końcu trzeba jakoś wyglądać. - Stwierdził żywo Velkan.
- I rozwiążemy twój mały problem. - Pablo nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu, który wpłynął na jego twarz. - Dzielny władca Necronomiconu, trzymający w szachu cały Hogwart, który boi się...
- Cicho! To wcale nie jest mały problem! - Obruszył się Mistrz.
- No dobra, nie każdy musi umieć tańczyć. - Zaśmiał się chłopak i objął przyjaciela ramieniem. - To jak, idziemy?
- Jasne. - Mruknął wampir.
Ruszył razem z Pablo w stronę najdalszych zakątków miasta, skąd bezpiecznie mogli przenieść się do Necronopolis.
★♡★♡★♡★♡★
Kilka słów ode mnie, jako nieoficjalnej bety:
*Oryginalnie było do niby dokończenie pytania Snape'a i brzmiało „...do mnie zwracać?", więc po prostu lekko zmieniłam formę i dałam „Ma się pan do mnie zwracać?".
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top