Rozdział 16: Dwie połówki jabłka
- Mamy problem... - Zaczął Velkan i dokładnie przedstawił radzie zaistniałą sytuację.
- To się wkopaliśmy. - Zauważył Oteos. - Musimy znaleźć jakieś wyjście z tej sytuacji.
- A nie możemy go po prostu unieszkodliwić? Zawsze mógł mieć zakiś wypadek. - Zauważył niewinnie Vincent.
- Nie mam mowy! - Zaprotestował Velkan ostro. - Za moich rządów nikt nie zginie za samą wiedzę! Trzeba wymyślić coś innego.
- No to mamy chyba tylko dwa wyjścia. - Odezwała się Gabriela. - Albo go wyszkolimy i użyjemy do walki z Voldemort'em, albo zostawimy go w spokoju, polegając na przysiędze milczenia.
- Czekajcie! - Ożywiła się nagle Anna. - Myślę, że ta sytuacja jest na tyle wyjątkowa, żeby nasz nowy władca odwiedził Ją.
- Popieram. - Zgodziła się natychmiast Victoria.
- Stop! Może najpierw wyjaśnicie mi, kim jest ta Ona? - Upomniał się Valerious.
- Wyrocznia. - Wyjaśniła Gabriela. - Normalnie chodzi się do niej co dwanaście ziemskich miesięcy, aby dowiedzieć się, kto powinien przejść szkolenie.
- No tak, teraz sobie przypominam, że kiedyś Oteos o niej wspominał. - Powiedział Velkan. - No więc kto idzie ze mną?
- Jak to kto? - Zdziwił się Vincent. - A kto w tej zgrai jest na tyle odważny i rozgarnięty, żeby wprowadzić „nowego" do naszej szlachetnej Panny Wszechwiedzącej?
Velkan rozglądnął się znacząco na wszystkie strony. Vincent tylko prychnął i wstał z miejsca.
- Trzymaj się. - Gabriela przytuliła swojego chłopaka.
- Dla ciebie wszystko.
Cmoknął ją uspokajająco w policzek i ruszył w kierunku wampira czekającego na niego w pozie wyrażającej zniecierpliwienie.
- Już idę, idę. - Mruknął władca i podążył za przyjacielem.
W milczeniu przeszli przez Wieżę i park. Dopiero w mieście Velkan zadał nurtujące go pytania.
- Czy ta... yyy... Wyrocznia... Czy ona jest groźna? I w ogóle jak on wygląda?
- Groźna? W życiu nie znałem łagodniejszej kobiety! - Zaśmiał się wampir, co kompletnie zdezorientowało władcę.
- To dlaczego wszyscy mówią o niej z takim respektem w głosie?
- Nie jej powinieneś się bać, ale jej prób. Każdy musi jakąś przejść. Jeśli się nie sprawdzisz, marne szanse, że przeżyjesz. I wierz mi, nie ona cię zabije.
- No dzięki, to mnie pocieszyłeś. - Mruknął dhampir i zamilkł.
W jego głowie zaczęły pojawiać się różne obrazy. Jeden straszniejszy od drugiego. Na szczęście nie miał więcej czasu na dołowanie się, gdyż razem z Vincentem dotarli na skraj przepaści, której dno nikło w mroku.
- No i? - Zapytał Valerious.
- No i skaczemy!
Vincent uśmiechnął się i zniknął w ciemności. Po chwili do Velkana dobiegł jego krzyk:
- Streszczaj się! Nie mam całego dnia!
Chcąc nie chcąc młody wampir skoczył w przepaść. Trzydzieści metrów niżej wylądował na ugiętych nogach na skalnej półce, wprost przed wejściem do ciemnej groty.
- To tutaj? - Spytał inteligentnie Velkan.
- A jak myślisz? - Zironizował Vincent. - Wchodź, nie chce mi się tu stać. Czekam na ciebie dziesięć minut.
Chłopak wziął głęboki oddech i wszedł do środka. Najpierw ogarnął go mrok, ale już po chwili wszedł do okrągłej komnaty oświetlonej setkami świeczek, które rzucały migotliwe cienie na kamienne ściany. Wewnątrz było mało mebli. W zasadzie w ogóle ich tam nie było. Na gładkiej posadzce leżały ususzone płatki kwiatów, a wszechobecny zapach kadzidełek skutecznie otępiał.
- Witaj, Wybrańcu Abaddona.
Z jego rozmyślań wyrwał go miły, aksamitny głos. Podniósł głowę i ujrzał najbardziej olśniewającą kobietę, jaką w życiu miał okazję spotkać. Wyglądała na około dwadzieścia lat, miała śnieżnobiałe sięgające pasa włosy, gładką skórę i dziwne, ale piękne, fioletowe oczy. Lekko zaróżowione policzki, biały gorset, krótka biała spódniczka odsłaniająca jej długie, zgrabne nogi oraz białe szpilki wiązane wokół kostki czyniły z niej zjawisko, obok którego żaden mężczyzna nie mógł przejść obojętnie.
Velkan spojrzał na nią z zachwytem i natychmiast przypomniała mu się roześmiana twarz Gabrieli. Na samo jej wspomnienie na jego twarzy wykwitł uśmiech. Skłonił się lekko Wyroczni, ale zanim zdążył o coś zapytać ta powiedziała:
- Pomyślnie przeszedłeś moją próbę...
Velkan zdziwił się. Przecież jeszcze nic nie zrobił.
- Ależ zrobiłeś... - Kobieta miała najwyraźniej dar czytania w myślach. - Oparłeś się pokusie. Pokazałeś, że kobieta, która zawładnęła twoim sercem nie jest w stanie nikogo tam dopuścić. Twa decyzja jest więc słuszna i nie obawiaj się. Przyszedłeś tu w innej sprawie, prawda?
- Tak. Chodzi o mężczyznę, który odkrył mój sekret. Nie bardzo wiem, co mam z nim zrobić - Przyznał Velkan.
- W głębi serca wcale tak nie myślisz. Doskonale wiesz, jaką decyzję podjąć. - Powiedziała tajemniczo Wyrocznia. - Chodź, pokażę ci coś.
Ruszyła w stronę przejścia, ukrytego za czerwoną zasłoną, której Velkan wcześniej nie zauważył. Za nią znajdowały się kręte schody prowadzące w dół. Władca był pewny, że kobieta prowadzi go do lochów. Jakież było zdziwienie, kiedy oświetliło go słońce! Po chwili znaleźli się oni bowiem w wielkim sadzie. Velkan nie mógł dojrzeć, gdzie się on kończy. Pod stopami czuł miękką trawę, a promienie słoneczne nie drażniły jego skóry.* O dziwo, przyjemnie go łaskotały.
- Podoba ci się tutaj? - Spytała kobieta.
- Tak. Co to za miejsce? - Zapytał natychmiast Valerious.
Jego wrodzona ciekawość nie pozwalała mu siedzieć cicho. Kobieta tylko się uśmiechnęła i potoczyła wzrokiem po okolicy.
- To jest Ogród Prawdy. Widzisz owoce rosnące na drzewach?
Dopiero teraz chłopak zwrócił uwagę na dziwne jabłka. Były one dwukolorowe. Jedna połowa czerwona, a druga połowa zielona.
- To są Przepowiednie. Każda z nich...
- To one rosną na drzewach?
Chłopak odezwał się, zanim zdążył się powstrzymać. Na szczęście Wyrocznia nie wyglądała na urażoną.
- Tak. Każda z nich odnosi się do jednego członka Rady, który kiedykolwiek żył lub będzie żył.
Ruszyła przed siebie, a Velkan za nią.
- Zauważyłeś, że każdy owoc ma dwie połówki, czerwoną i zieloną? Po zjedzeniu czerwonej widzisz jedną rzecz, która będzie dla ciebie trudna i bolesna, a po zjedzeniu zielonej widzisz jakąś miłą wizję. Ten owoc - Sięgnęła ręką do dziwnego jabłka. - jest twój.
- Mam go zjeść? - Upewnił się Władca.
- Tak. Którą część chcesz najpierw?
Wyrocznia, bez jakiegokolwiek wysiłku rozłożyła jabłko na dwie części, jakby wcześniej było już przepoławiane.
- Zieloną. Znając moje szczęście i talent do pakowania się w kłopoty, czerwona będzie tak okropna, że wolę najpierw się trochę odprężyć.
Wziął do ręki część zieloną i ugryzł kawałek. Było słodkie i soczyste. Już sięgał po kolejny kęs, kiedy poczuł, że owoc wyparowuje. Zaczął zmieniać się w zieloną mgiełkę, która następnie uderzyła w jego serce. Poczuł przyjemne uczucie i ogarniający spokoju, a w jego głowie pojawiła się scena.
Zobaczył siebie i Gabrielę. Stali przed pięknym, wielkim domem. Wyglądał trochę jak zapomniany dwór zbudowany z cegieł, porośnięty winoroślą, z jedną szeroką okrągłą wieżą.Wokół ciągnął się piękny tajemniczy park. Velkan zauważył też, że jego dziewczyna ma trochę większy brzuch. Czyżby to oznaczało, że...?
Nie miał czasu się nad tym zastanowić, bo do szczęśliwej dwójki podbiegła malutka dziewczynka w zielonej sukieneczce. Miała czarne lekko kręcone włosy i zielone oczy. Wtuliła się w Velkana i wizja skończyła się tak nagle, jak się zaczęła.
Mężczyzna nie mógł się otrząsnąć ze słodkiego rozrzewnienia.* Chciał znów ujrzeć małą dziewczynę, tak bardzo do niego podobną.
Zanim zdążył napoić się tą cudowną wizją, Wyrocznia podała mu drugą połówkę jabłka. Przyjął ją z lekkim wahaniem, ale w końcu i czerwona mgiełka w niego uderzyła.
Ujrzał mężczyznę w czarnym garniturze. Miał długie białe włosy i wyglądał na dwadzieścia pięć lat. Przemawiał do czwórki wysokich chłopaków i dziewczyny. Jednym z nich był Michael, a innym Riddle jeszcze jako nastolatek.
Velkan zdziwił się lekko, a kiedy w następnej scenie ujrzał walkę jednego z tych mężczyzn z Victorią był już całkowicie zdezorientowany. Kiedy tamten już poległ pojawił się drugi z nich, który wkrótce również już nie żył i na tym wizja się zakończyła.
- Widziałaś?
Zapytał zdziwiony władca i kiedy kobieta skinęła głową zadął kolejne pytania:
- Kim był ten mężczyzna w białym garniturze? Z kim walczyła Victoria? I co tam robił Michale?
- Widzę, Wybrańcze, że ciężka przed tobą droga. - Powiedziała kobieta z troską w głosie. - Ten pierwszy to Semyazza. O ile wiem, to w piekle trwa teraz zażarta walka o tron. Właśnie pomiędzy Semyazzą, grupą buntowników, Asmodeuszem i resztą upadłych aniołów. Rebelianci chcą piekła na Ziemi, na które nie zgadza się reszta, ale Semyazza wcale nie gra czysto. Wysłał na Ziemię piątkę Książąt Piekieł. To elitarna jednostka, do której należą tylko wybrani.
- Czekaj, czekaj... Chcesz powiedzieć, że Voldemort, Michael i reszta zostali tu przysłani, żeby urządzić ziemskie piekło? - Zapytał Velkan, wciąż nie mogąc uwierzyć.
- Nie, mają tylko przygotować świat na przyjście „ostatecznego reformatora", czyli syna Semyazzy, Elenthara. Poza tym to nie jest Voldemort i Michael tylko Nisroch i Imamiah. Tych, których już zabiła Victoria, myśląc, że to zwykli łowcy, to Nithael i Verrier. Kobieta to Belfegor, w tej chwili dowodzi oddziałem terrorystów siejących postrach w Omanie. To ona była odpowiedzialna za rzeź w ambasadzie amerykańskiej w Maskacie.
- I moim zadaniem jest ich odesłać na dół? - Zapytał zrezygnowany chłopak.
Był tak szczęśliwy po wizji z Gabrielą, a teraz... Teraz czuł się oszukany, wykorzystany, wyzuty z wszelkich emocji. Jego przyjaciel, jeden z nielicznych, którym ufał, okazał się jego największym wrogiem.
- Nie zadręczaj się. - Kobieta położyła mu rękę na ramieniu. - Masz długie życie przed sobą. Przypomnij sobie pierwszą wizję... Masz dla kogo żyć!
- Wiem, ale powiedz mi... - Spojrzał prosto w jej jasne oczy o fioletowych tęczówkach. - Dlaczego ja? Dlaczego nie mogę założyć rodziny i żyć w spokoju jak tysiące innych na świecie? - Zapytał, a w jego głosie słychać było gorycz.
- Bo jesteś wyjątkowy. Poza tym, przecież będziesz żył wiecznie, prawda? Dlatego chyba warto jest walczyć o przyszłość?
- Czy ty znasz odpowiedź na każde pytanie? - Spytał chłopak z przekąsem.
Widać było, że humor mu się nieco poprawił.
- Akurat na to pytanie sam znasz odpowiedź.
Kobieta uśmiechnęła się i ruszyła w stronę wyjścia. Szli w milczeniu. Velkan miał mętlik w głowie.
Wszystko naraz...
Skalpel, sprawa z jego ojcem, niespodzianka dla Gabrieli, odkrycie Snape'a, zdrada Michael'a.
To ostatnie gnębiło go najbardziej. Jak on mógł? Jeden z jego najlepszych przyjaciół... A teraz? Wróg? Jego obowiązkiem było go zabić, ale czy będzie umieć? Przypomniał sobie, co powiedziała mu przywódczyni kobiet centaurów:
„Pamiętaj o zachowaniu równowagi w trudnej sytuacji".
Czy mogła wiedzieć? Czy to o tą trudną sytuację jej chodziło? Z zamyślenia wyrwał go głos Wyroczni:
- Znajdź w sobie siłę, żeby przezwyciężyć duchy przeszłości.
Ponownie znaleźli się w okrągłej komnacie. Kobieta wyciągnęła rękę i chwyciła prawy nadgarstek Władcy. Ten syknął z bólu, ale nie sprzeciwiał się, kiedy zaczęła ona odwijać jego bandaż. Znamię wyglądało tak jak zwykle, ale kiedy Wyrocznia zakryła go na chwilę ręką, o dziwo, zniknęło.
- Pamiętaj, najlepszym doradcą jest serce.
Zniknęła w białym obłoku, zanim zdążył jej podziękować. Szybkim krokiem skierował się do wyjścia. Zdziwił się, kiedy ujrzał czekającego na niego Vincenta. Przecież powiedział, że będzie czekał tylko dziesięć minut, a minęło na pewno ponad pół godziny.
- Szybko ci poszło. - Zauważył wampir. - Niecałe pięć minut.
- Jakim cudem...? Aaah, pętla czasu, tak?
- Domyślny jesteś. - Zironizował mężczyzna. - No i co? Dowiedziałeś się czegoś?
Velkanowi natychmiast uśmiech spełzł z twarzy.
- Aż za dużo. - Mruknął. - Powiem ci wszystko w Wieży.
W milczeniu ruszyli w drogę powrotną i już po kilku minutach byli na miejscu.
- No i co? - Zapytała natychmiast Anna, kiedy tylko ujrzała swojego wnuka.
- Co do Snape'a to już podjąłem decyzję. Sam go wyszkolę i uczynię szpiegiem w szeregach Voldemort'a. Tym bardziej że okazało się, że Voldemort jest on dużo większym problemem niż myśleliśmy...
Dokładnie opowiedział im złą wizję.
- Michael to Imamiah?! Przecież to takie nieprawdopodobne! - Motał się Oteos.
- Wszystko jest prawdopodobne. - Burknął Vincent. - Mamy go zabić?
- Nie! - Zaprotestował natychmiast Velkan. - Najpierw muszę z nim porozmawiać. Poza tym przecież wiesz co się stało, kiedy Voldemort oberwał zaklęciem uśmiercającym. Nic mu nie było, bo on nie żyje, jest zjawą, duchem, demonem... Nie wiem, jak to określić! Dlatego trzeba znaleźć sposób, żeby odesłać go z powrotem do piekła.
- Nawet nie musimy długo szukać. - Odezwał się Vincent ponownie się ożywiając. - Jest taki eliksir, po którego wypiciu człowiek przenosi się od razu do piekła. Victoria ma nim zatrute ostrze. Jest to jakby trucizna z gratisem, wiecznym pobytem w gorącym piekiełku.
- No tak, ale nie wiem, czy będę zawsze mógł skorzystać z Morsusa. - Zauważył Valerious.
- Ale z łuku chyba strzelać umiesz? - Zagadnął Oteos. - Zatrute strzały są często używane.
- Tak jak i miecze. - Mruknęła Victoria. - No dobra, ale czy ty masz w ogóle łuk? - Zwróciła się do władcy.
- No, nie bardzo. - Przyznał mężczyzna.
- To czeka nas wyprawa na miasto. - Powiedziała Gabriela. - To ja z mym szlachetnym partnerem wybywamy na zakupy, a wy w tym czasie sporządźcie tę truciznę.
Wszyscy skinęli głowami i ruszyli do swoich zajęć, a para wyszła z zamku.
- Boisz się? - Zapytała Gabriela w końcu.
- Nie. Jest mi tylko strasznie żal. Myślałem, że w końcu znalazłem przyjaciela. - Spojrzał jej w oczy i się uśmiechnął. - Ale za to mam ciebie i wiem, że nigdy mnie nie zdradzisz.
- Pewny jesteś? - Zażartowała kobieta.
- A nie powinienem? - Kontynuował grę chłopak. - Skoro tak, to muszę odwołać to, co przygotowałem.
- A co przygotowałeś? - Ożywiła się natychmiast.
- Nie mogę ci powiedzieć. To, gdzie po ten łuk? - Zmienił szybko temat.
- Coś kręcisz. - Zauważyła dziewczyna, ale nie drążyła tematu.
Szli w milczeniu trzymając się za ręce. Niektórzy kłaniali się Velkanowi, a on nie bardzo wiedział, jak się zachować. Dlatego każdemu odpowiadał skinięciem głowy. Po pięciu minutach marszu, Gabriela oznajmiła:
- Jesteśmy na miejscu.
Znajdowali się na najdłuższej promenadzie Necronopolis, przy której były setki sklepów najróżniejszych specjalności. Stali teraz przed witryną, na której wyłożone było kilka zgrabnych łuków i strzał. Velkan śmiało otworzył drzwi, przepuszczając przodem swoją narzeczoną.
W słonecznym sklepie było pusto. Tylko za ladą stała młoda kobieta z rudymi włosami upiętymi w zgrabny kok. Na nosie miała okulary w metalowej oprawie i majstrowała coś przy jakiejś strzale.
- Dzień dobry.
Przywitał się Velkan, a na jego widok kobieta upuściła trzymany w dłoni przedmiot.
- Mistrz! Cóż za niespodzianka! - Oniemiała na chwilę, ale ożywiła się, kiedy minęło jej pierwsze zaskoczenie. - W czym mogę państwu służyć?
- Szukamy łuku. Mocnego, lekkiego, ale wytrzymałego. - Wyjaśniła Gabriela. - I strzał do zatrucia.
- Rozumiem. - Kobieta pokiwała głową ze zrozumieniem. Chwyciła miarkę i podeszła do nich. - Rozumiem, że dla pana? - Velkan skinął głową. - Świetnie!
Najpierw zmierzyła jego wzrost, później długość ramion i ich rozpiętość. Później kazała mu po kolei napinać różne łuki... Dopiero po ponad pół godzinie zniknęła na zapleczu i wróciła z długim na ponad pięć stóp, bordowym pudełkiem. Położyła je na ladzie i z dumą otworzyła. Rzeczywiście, było się czym zachwycić. W wyścielonym czerwonym aksamitem wnętrzu leżał długi wiśniowy łuk. Nie był on taki całkiem zwykły. Aż promieniowała od niego siła.
Velkan sięgnął po niego, zważył w dłoni i naciągnął cięciwę. Był idealny.
- Weźmiemy ten.
Zdecydował, a uśmiechnięta sprzedawczyni wyciągnęła do niego komplet strzał. Były one wykonane z mahoniu, grot z tytanu, a lotki z czerwonych piór. Nasadka również była zrobiona z aluminium.
Zapłacili i czym prędzej wrócili do zamku. Tam już czekała na nich reszta rady.
- No nareszcie! - Powiedziała Anna na ich widok.
Skończyliśmy już jakiś pięć minut temu.
- Wszystko gotowe? - Upewnił się Velkan.
- Tak. Mamy dla ciebie dodatkowo kilka przydatnych gadżetów. - Oznajmił dumnie Oteos. - To są szklane kulki pełne eliksiru. Rozbijesz taką na nim to na pewno jeszcze bardziej go wkurzysz, bo wywoła to rozległe oparzenia. Pozwoliliśmy również przywołać, przy pomocy twojej babki, Morsusa i zatruć mu klingę. Dlatego jeśli lepiej czujesz się z mieczem, łuk na razie możesz zostawić.
- Dzięki. To, co? Idziecie ze mną? - Zapytał ich.
- Chyba nie myślisz, że przegapimy takie widowisko? - Zauważył Vincent. - Gdzie zamierzasz z nim walczyć?
- Pewnie w Zakazanym Lesie, ale najpierw pogadamy ze Snape'em, więc wiecie, gdzie się pojawić. - Powiedział Mistrz i zniknął.
Po chwili reszta zrobiła to sama i po ułamku sekundy cała Rada Necronomiconu na czele z Mistrzem stała w salonie zdezorientowanego Snape'a.
- Jak...?
Mężczyzna chciał zapytać, ale Velkan mu przerwał.
- Różnica czasu. W naszym wymiarze płynie on szybciej. To jest moja babka, Anna Valerious, wampirzyca. Od lewej Victoria Harvest, pół wampirzyca pół elfka, Oteos Green, elf, Gabrielę znasz, jest pół elfką, no i Vincent Valium, wampir.
Przy przedstawianiu każdy reagował skinieniem głowy, tylko Vincent nie zaszczycił ich nawet spojrzeniem.
- Skoro zna pan już nasze szacowne grono - Zażartował Valerious - pora przedstawić panu naszą decyzję.
- Chyba twoją i tej stukniętej wariatki z dziury w skale. - Mruknął Vincent.
Każdy go zignorował. Przyzwyczajono się już do jego zrzędzenia.
- Ku rozpaczy nie których z nas - Tu Mistrz spojrzał znacząco na wampira, który teraz z niewinnym wyrazem twarzy przyglądał się książkom na półce. - pozostanie pan przy życiu i z własną pamięcią. Co więcej, wyszkolimy pana i pomoże nam pan w walce z Voldemort'em. Uprzedzając pana następne pytanie, nie, nie może pan odmówić. Szczegóły pozna pan niedługo, teraz muszę kog... To znaczy coś załatwić, więc...
- Ale twój szlaban. - Przypomniał sobie Snape.
- Teraz jestem prawnie pańskim władcą i już sam fakt, że zwracam się do pana tak, jak się zwracam, jest czymś dziwnym, więc niech pan nie nagina jeszcze bardziej etykiety. Najpierw coś załatwię, a szlaban później.*
Rzucił chłopak i razem z resztą zniknął, pozostawiając oszołomionego Snape'a z mętlikiem w głowie.
★♡★♡★♡★♡★
Kilka słów ode mnie, jako nieoficjalnej bety:
*Z jakiegoś dziwnego powodu autorka napisała, że słońca nie drażniły „oczu" Harry'ego, więc zmieniłam to na „skórę".
*Rozrzewnienie - Wzruszenie, rozczulenie, roztkliwienie
*Wyzuty - całkowicie pozbawiony pozytywnych uczuć, emocji
*Dodałam końcówkę „Najpierw coś załatwię, a szlaban później", bo całe poprzedzające je zdanie było nieco nie na miejscu. Znaczy... Rozumiem, Potter jest władcą Snape'a, ale to nadal jego nauczyciel i są w szkole, soo... Yeah...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top