Rozdział 1: Trudna decyzja
Czarnowłosa kobieta szła szybko w kierunku dużego zamku. Mijani ludzie kłaniali jej się z szacunkiem. Ona jednak nie zwracała na to uwagi. Skupiła się na jak najszybszym dotarciu do celu.
- Anno! - Krzyknęła jakaś kobieta.
- Gabriele! Dobrze, że cię widzę! - Uśmiechnęła się tamta. - Szybko do zamku, muszę wam coś powiedzieć.
- Ale... - Zaczęła Gabriele, ale szybko jej przerwano.
- Nie ma czasu, chodźmy! - Popędziła ją Anna.
Po pięciu minutach wpadły do ciemnego salonu, w którym siedziało jeszcze dwóch mężczyzn i kobieta.
- Dlaczego nas wezwałaś? - Zdziwił się młodszy.
- Oteosie, byłam właśnie u wyroczni... - Zaczęła tłumaczyć Anna.
- Co? Przecież to jeszcze nie pora! - Zdziwiła się najmłodsza z kobiet.
- Wiem, Viki, ale poczułam, że to już czas. - Wyjaśniła i kontynuowała. - A więc siedziałam sobie w zamku, kiedy poczułam, że muszę pójść do Wyroczni. Kiedy weszłam do jaskini, nad misą unosiło się to. - Podała im cztery zwitki pergaminu.
- Catherina Neliquele, PabloCostello, Michael Bryzel i... - Przeczytał starszy z mężczyzn. - O cholera!
- Właśnie, to odpowiednie słowo, Vincent. - Przyznała Anna. - Ale to jeszcze nie wszystko.
Podała im kolejny kawałek pergaminu.
- Jezu... - Jęknęła Victoria*, kiedy przeczytała. - To przepowiednia, prawda?
- Tak. - Potwierdziła Gabriele. - Ciekawe tylko kogo dotyczy, bo wskazówki są dość wątłe.
- Tak czy siak, współczuję temu nieszczęśnikowi. - Mruknął Vincent.
***
W kuchni domu nr 12 przy ulicy Grimmauld Place toczyła się zażarta dyskusja.
- Ależ Albusie! On jest na skraju załamania nerwowego! - Krzyknęła jakaś blondynka. - Myślę, że można w nim odnaleźć przykłady wszystkich znanych psychologii depresji!
- Przesadzasz, Tonks. - Mruknął starzec.
- Myślę, że ona ma rację. - Odezwał się milczący dotąd Mistrz Eliksirów, ukryty w cieniu. - Całymi dniami siedzi w domu, na spacery wychodzi tylko po zmierzchu i godzinami przesiaduje w parku. Jedyne słowa, jakie zdarza mu się wypowiadać to zwroty grzecznościowe i neutralne odpowiedzi.* Myślę, że w tym momencie kwalifikuje się tylko do psychologa albo do psychiatry. - Dodał z czystej złośliwości.
- Widzisz, musimy go tu sprowadzić! - Krzyknęła pani Weasley.
- Nie. - Odparł stanowczo Dumbledore.
W jego oczach zabłysł stalowy upór. Tonks wstała i wyszła trzaskając drzwiami. To zakończyło dyskusję.
***
Był 31 lipca. Dni na Prived Drive płynęły niezwykle spokojnie. Aż za spokojnie, ale taki był już urok tej dzielnicy. Była przeraźliwie przyziemna. Poza jednym domem. Domem nr 4.
Na pierwszy rzut oka rodzina całkiem zwyczajna, matka, ojciec, syn i siostrzeniec. Nic nadzwyczajnego, ale nie do końca.* Tym „ale" był właśnie ów siostrzeniec i to nie byle jaki. Harry Potter, Złoty Chłopiec, Nadzieja świata czarodziei, leżał na łóżku i tępo wpatrywał się w sufit. Straszne myśli nawiedzały jego głowę.
- Dlaczego właśnie ja? Dlaczego on? Syriusz...
Kolejna łza spłynęła po drodze utworzonej przez swoje liczne poprzedniczki. Jego ojciec chrzestny zginął w czerwcu. I to przez niego.
- Gdybym przyłożył się do oklumencji... on może nadal by żył...*
- Potter! Kolacja!
Doszedł do niego przytłumiony głos wuja. Chcąc nie chcąc, musiał zejść na dół. Inaczej rozpętałaby się awantura. Posłusznie wszedł do kuchni i zajął miejsce przy kwadratowym stole. Bez jakiegokolwiek zapału zaczął żuć podaną mu ćwiartkę pomarańczy. Dieta Dudley'a wciąż obowiązywała.
- Dziękuję. - Mruknął i wyszedł z domu.
Jak co dzień przeszedł ciemnymi ulicami aż do opustoszałego parku. Tam usiadł na niezniszczonej jeszcze ławce i ponownie zatopił się w swoich myślach. Nie zwrócił uwagi, że ktoś go śledzi. Był przyzwyczajony, że zawsze jeden z piesków Dumbledore'a go pilnował.
Właśnie, Dumbledore.
Mimowolnie zacisnął pięści. Jego nienawiść do dyrektora, mogła być równa tylko przyjaźnią, jaką go darzył.* Darzył, ale już nie darzy. Ten człowiek ukrywał przed nim prawdę i to nie ujdzie mu na sucho...
Nagle usłyszał dość wyraźny szelest tuż przed sobą. Szybko podniósł głowę, ale ujrzał tylko kawałek czarnej peleryny, która natychmiast zniknęła między drzewami. Nie wydało mu się to dziwne. Teraz było mu wszystko jedno, co się z nim stanie. Mogli go porwać Śmierciożercy, mogli go zabić, a jego i tak nic by nie ruszyło. Pogrążony w smutku, rozważał możliwość samobójstwa, która z każdym dniem wydawała się coraz bardziej kusząca.
- Byłoby cudownie opuścić ten ziemski padół łez... Zatopić się w zapomnieniu... Po prostu umrzeć...
Nie wiedział, jak blisko jest ta perspektywa. Wstał z ławki i ruszył w drogę powrotną do domu. Niedaleko domu nr 4 zauważył staruszkę wnoszącą pudło do domu obok. Jego gryfońska szlachetność zwyciężyła z rozpaczą, więc podbiegł szybko do niej i zwrócił z przyklejonym uśmiechem.
- Przepraszam, może pani pomóc?*
- Och, dziękuję, młody człowieku! - Uśmiechnęła się, podając mu pudło. - Właśnie się wprowadziłam. Mógłbyś zanieść to do salonu?
- Oczywiście.
Przeniósł kilka takich pudeł, nie odzywając się. Nagle pojawił się jakiś chłopak. Miał rude, krótkie włosy, brązowe oczy i niesamowicie bladą twarz.
- O, Pablo! Już jesteś! - Uśmiechnęła się kobieta, ale chłopak nie zareagował. Wyglądał na przybitego. - Ten miły młody człowiek pomógł mi.
- Dziękuję. - Mruknął chłopak do Harry'ego.
- A jak się nazywasz, bo chyba się nie przedstawiłeś? - Zapytała uprzejmie staruszka.
- Harry Potter, proszę pani. - Powiedział cicho, ale i tak wywołało to poruszenie.
- Potter? - Zdziwiła się staruszka. - Syn Lily i Jamesa?
Tym razem to Harry oniemiał.
- Pani znała moich rodziców?
- Oczywiście, a jak oni się mają?
Uśmiechnęła się, zapraszając go gestem, by usiadł na kanapie.
- Nie zbyt dobrze... Nie żyją. - Mruknął Potter.
- Przykro mi. - Odezwał się Pablo i szybko wyszedł.
- Wybacz mu, on niedawno też stracił rodziców. - Powiedziała kobieta. - A co się dzieje w naszym świecie? Przyjechaliśmy z Australii i nie mamy żadnych informacji od prawie siedemnastu lat.
Harry niechętnie, ale opowiedział jej wszystko, co uznał za stosowne. Wywołane wspomnienia jeszcze bardziej go przytłoczyły, więc wymigując się późną porą wrócił do domu i pogrążony w rozmyślaniach położył się spać.
***
- Wszystko przygotowane? - Zapytał blady mężczyzna, patrząc na piątkę swoich sług.
- Tak, Panie. Tym razem nie wyśliźnie nam się. - Przyznał gorliwie jeden z nich.
- Mam nadzieję, Lucjuszu... Inaczej wiesz, co was czeka. - Warknął, a zakapturzone postaci zadrżały.
- Nie zawiedziemy cię, Panie. - Odezwała się jakaś kobieta.
- Miejmy nadzieję, Bellatrix.* To wasza ostatnia szansa. - Zaśmiał się zimno.
***
- I co? Działo się coś? - Zapytała Tonks, przejmując wartę od Lupina.
- To, co zwykle. Dzień w pokoju, kolacja, wieczorny spacer, godzina w parku, później pomógł jakiejś staruszce wnieść do domu kilka pudeł. Nic nadzwyczajnego. - Westchnął ciężko. - Martwię się o niego. A rozmawiałaś z Dumbledore'em?
- Tak. Powiedział, że mamy go słuchać. - Mruknęła kobieta. - Idź już, na pewno jesteś zmęczony.
- To do jutra.
Oddalił się szybkim krokiem, a ona założyła pelerynę niewidkę i usiadła na murku. Noc minęła spokojnie, więc o 7:00 nastąpiła zmiana warty.
- Aaaa!
Harry znów obudził się z krzykiem, ale szybko doszedł do siebie. W końcu miewał takie sny bardzo często. Opadł na poduszki i pewnie leżałby tak do obiadu, gdyby nie bardzo hałaśliwe zachowanie Świstoświnki, która zwróciła jego uwagę na biurko, na którym siedziały jeszcze trzy inne sowy. Chłopak szybko pozbawił je przesyłek i złapał Świnkę w locie. Popatrzył na koperty, Hogwart, Zakon, Ron, Hermiona i ostatnia z Ministerstwa Magii. Od przyjaciół i Zakonu wyrzucił nawet nie czytając, list z Hogwartu przeczytał pobieżnie i również wrzucił do kosza. Koperta z pieczęcią Ministerstwa Magii zawierała pewnie wyniki Sumów, więc tą przeczytał uważnie.
Szanowny Pan Harry James Potter.
Oto oceny otrzymane przez pana ze Standardowych Umiejętności Magicznych (SUM).
Przedmiot | Ocena
Astronomia | Zadowalający
Eliksiry | Wybitny
Historia Magii | Okropny
OPCM | Wybitny
OPNMa | Powyżej oczekiwań
Transmutacja | Powyżej oczekiwań
Wróżbiarstwo | Zadowalający
Zaklęcia | Wybitny
Zielarstwo | Powyżej Oczekiwań
Gratulujemy i życzymy dalszych sukcesów.
- Ministerstwo Magii*
Harry nie mógł się powstrzymać, żeby nie uśmiechnąć się złośliwie.
- To się Stary Nietoperz ucieszy.
Szybko napisał jakie przedmioty chciałby się uczyć, Eliksiry, OPCM, Transmutacja, Zaklęcia, Zielarstwo, i odesłał kawałek pergaminu do Hogwartu.
Dziś pogoda był inna niż dotychczas. Było zimno, wietrznie i padało. Potter był zachwycony, że wreszcie coś rozumie jego podły nastrój. Usiadł na parapecie i patrząc na krople deszczu uderzające o szybę zatopił się w swoich myślach. Około południa był już tak przytłoczony, że w końcu podjął trudną decyzję. Wyszedł z domu tylnymi drzwiami, żeby jego straż się nie zorientowała i ruszył w stronę miasta.
Po piętnastu minutach był całkowicie przemoczony. Czarna koszulka przykleiła mu się do ciała, podobnie jak workowate jeansy. On jednak na to nie zważał. Wszedł do pierwszej napotkanej apteki i kupiwszy to, co chciał, ruszył z powrotem do jego ulubionego parku. Usiadł na mokrej ławce i wpatrywał się w zakupiony przed chwilę drobiazg, skalpel. Nie zauważył, że obok niego stanęła wysoka, ciemnowłosa młoda kobieta.
- Mogę? - Spytała.
On nawet nie podniósł wzroku, tylko skinął machinalnie głową.
- Jak się nazywasz?
- Harry. - Mruknął.
Spojrzał na nią oczami pełnymi bólu. Nie wiedział dlaczego, ale czuł dziwny związek z tą kobietą.
- A ty kim jesteś?
- Nazywam się Anna. - Uśmiechnęła się i wskazała na trzymany przez niego skalpel. - Wiesz, że to nie jest rozwiązanie?
- Jedyne, jakie przychodzi mi do głowy. - Odparł Potter, opuszczając wzrok. - Nie mam po co... dla kogo żyć... Chyba że jemu na złość. - Dodał i uśmiechnął się gorzko.
- Voldemort musi zostać pokonany.
To zdanie poruszyło go. Chciał o coś zapytać, ale jego rozmówczyni zniknęła. Rozejrzał się wokół, ale ujrzał tylko małą czarną kotkę, łaszącą się do niego.
- Czego chcesz, mała? Mam za tobą pójść?
Ta jakby lekko skinęła łebkiem i ruszyła w stronę najbardziej zarośniętej części parku. Szedł za nią, aż ta zniknęła za wielkim dębem. Nieśmiało wychylił głowę za gruby pień i ostatnie, co zobaczył, to czerwony promień.
Zemdlał...
***
- I jak? Widziałaś się z nim? - Zapytał brązowowłosy mężczyzna.
- Tak. Spotkałam go w parku jak... - Kobieta zacisnęła wargi. - Jak wracał z apteki.
- Z apteki? - Zdziwił się tamten.
- Skalpel, zgadłem? - Wtrącił czarnowłosy mężczyzna ukryty w cieniu, a kobieta skinęła głową.
- Anno, czy on...?
- Cholera jasna! Oteos! Czy ty jesteś aż tak tępy, czy tak się tylko zachowujesz?! - Warknął czarnowłosy z czerwonymi oczami.
- Vincent! Miałeś przestać! - Krzyknęła inna kobieta.
- Co zrobię, Gabriele, jak on...? - Zaczął się bronić tamten, ale Oteos przerwał tę dyskusję.
- Nieważne. Chciał się pociąć? - Dziewczyna skinęła głową i ponownie zagryzła wargi.
- A może powinniśmy go...? - Zaczęła Victoria, ale Vincent jej przerwał.
- Jest jeszcze za młody. Jego cechy nie zaczęły się jeszcze uwydatniać. I co z nim zrobisz? Będziesz czekać?
- W tym nielicznym przypadku on ma rację. - Przyznał Oteos.
- Wrócimy do tego tematu. - Załagodziła protest Gabriela i wyszła.
***
W ciemnej kuchni była zadziwiająca cisza.
- Mamo, a kiedy sprowadzą Harry'ego? - Zapytał rudowłosy chłopak.
- Nie wiem, Ron. Przecież wiesz, co się działo wczoraj. - Odpowiedziała pani Weasley.
- Słyszałem, ale dlaczego?
- Nie wiem. - Wtrącił Lupin. - Nie chciał powiedzieć.
- Dzień dobry wszystkim. - Niespodziewanie w kuchni pojawił się Dumbledore.
- Dzień dobry dyrektorze. - Odpowiedziała tylko Hermiona.
Starzec usiadł przy stole i zapadła niezręczna cisza, którą przerwało pojawienie się małego zwitka pergaminu.
- Co to? - Zapytał Lupin, widząc, że Dumbledore zbladł nagle.
- To od Severusa. „Syn Rogacza w gościnie u Pana".* - Przeczytał na głos.
Pani Weasley i Hermiona zakryły sobie usta rękami.
- O Boże... - Jęknął Ron.
★♡★♡★♡★♡★
Kilka słów ode mnie, jako nieoficjalnej bety:
Starałam się niewiele zmieniać w oryginale, ale niektóre słowa czy wypowiedzi nie miały kompletnie sensu, przynajmniej dla mnie, więc wypunktowałam je poniżej. I niech mnie ktoś poprawi, ale czy SUM'y nie miała wysyłać przypadkiem wicedyrektor szkoły, a nie przez Ministerstwo Magii? Nie jestem pewna, więc zostawiłam to tekście, ale może to zmienię jeżeli ktoś mi to potwierdzi lub zaprzeczy...
*Oryginalnie autorka zapisała jej imię jako Viktoria, ale jest to błąd, więc mając do wyboru zamienić V na W, albo K na C, więc wybrałam drugą opcję.
*W oryginalne było wymienione mnóstwo słów i zdanie brzmiało: 'Jedyne słowa, jakie zdarza mu się wypowiadać to „tak", „nie", „już", „dobrze", „idę", „dziękuję", „proszę", „do widzenia" i „dobranoc" ', więc postanowiłam to lekko poprawić dla lepszego czytania. Mam nadzieje, że nie macie mi tego za złe.
*Oryginalnie było napisane "Nic nadzwyczajnego, ale no właśnie ale", więc zmieniłam drugą połowę zdania, żeby miało nieco większy sens.
*Nie chcę nic mówić, ale to w sumie bardzo trafne. Gdyby Harry potrafił oklumencje, to do niczego by nie doszło.
*Autorka napisała „mogła być równa tylko miłością, jaką go darzył", ale uznałam, że słowo „miłość", może zostać źle przyjęte, więc zmieniłam na „przyjaźnią". Zero DumbledorexHarry dla was zbereźniki :v
*Oryginalnie piało: „Przepraszam, czy mógłbym pani w czymś pomóc?", ale uznałam, że brzmi to źle do sytuacji, więc zmieniłam na odmienny synonim tego zdania, z zachowaniem znaczenia.
*Oryginalnie było napisane „Myślę, Bellatrix.", ale zmieniłam to zdanie, bo brzmiało dziwnie.
*Zmieniłam imię „Toma" na „Pana", bo nie sądzę, że Snape znał prawdziwe imię Czarnego Pana, a Dumbledore nie był chętny do rozpowiadania tego.
★♡★
Za pomoc z wyłapywaniu literówek, powtórzeń oraz błędów dziękuję:
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top