Rozdział 11
Harry leżał w swoim dormitorium. Był zmęczony po wczorajszym wybuchu. W dodatku zastanawiał się, gdzie mogli by się spotykać z bractwem, postanowił się przejść. Szedł korytarzem, gdzie było pusto. Nie jest to dziwne ze względu, że jest 5 rano, a to jest 7 piętro. Nagle zobaczył lustro po prawej stronie korytarza, a po lewej obraz przedstawiający feniksa. Harry przyjrzał się odbiciu i zauważył ledwie widoczny ślad po prawej dłoni w miejscu serca feniksa, którego nie było na obrazie, a pod nim na ramie lustra widniał napis:" per aspera ad astra". Harry wiedział co to oznacza, było to jego motto. Przez cierpienie do gwiazd. Harry podszedł do portretu, zaryzykował. Położył prawą dłoń w miejscu, które wyznaczyło mu lustro i wypowiedział.
-Per aspera ad astra.
Portret odsunął się, a jego oczom ukazała się wielka komnata. Była w barwach złota, bieli oraz czerwieni. W komnacie mieściła się sala pojedynków, pracownia eliksirów, biblioteka, sala do uzdrawiania i leczenia oraz salon, w którym można było odpocząć. Harry znalazł kwaterę dla bractwa. Zauważył również gablotę na 6 mieczy, ale znajdowały się tam tylko dwa, miecz Ravenclaw i miecz Hufflepuff. Czyli trzeba odnaleźć jeszcze jeden miecz i jeden ukraść. W dodatku okazało się, że ten z godłem Ravenclaw należy do Michaela a ten z godłem Hufflepuff do Sary , ponieważ Harry zauważył małym druczkiem ich inicjały. Był szczęśliwy i mógł tu siedzieć ile chce, ponieważ tutaj też jest pętla czasu. W dodatku można się stąd deportować. Harry zaczytał się w książce o Czarnej magii. Gdy skończył zszedł na śniadanie, a po drodze spotkał Syriusza.
-Dlaczego mi nie powiedzieliście?!-oburzył się.
-To miała być niespodzianka, a co to miało być wczoraj.
-Sam nie wiem. To było dziwne, a poza tym już dawno chciałem mu spłatać podobny numer. Teraz już wiesz dlaczego go tak nienawidzę.
-No niezły pokaz, ale martwiłem się. Nie rób tak więcej.
-Postaram się. Czekam na twoją pierwszą lekcję.
-Dzięki mam nadzieję,że się spodoba.
Harry po drodze spotkał jeszcze Carmen, Carla, Sarah, Lilkę i Michaela.
-Idziecie na śniadanie?
-No, a co?
-Muszę wam później coś pokazać, a poza tym stęskniłem się. Pod ręką mam tylko Lilkę, a to chyba się nie podoba Carmen ani Carlowi.
-No jasne, że nie kradniesz mi dziewczyny.
-Oj nie bądź zazdrosny.
-Nie złośćcie się tak.
-No dobra.
Cali rozbawieni weszli tą grupą do Wielkiej Sali. Wszyscy przyglądali się trochę dziwnie, ale nic nie powiedzieli. Grupka porozsiadała się do swoich stołów. Ron był wściekły. Harry przyjaźni się ze ślizgonami. Patrzył na niego jak na wroga. Harry nie odzywał się już na uczcie, ale to tylko pozory cały czas prowadził rozmowę telepatyczną z przyjaciółmi.
-Harry twój rudy przyjaciel chyba mnie nie lubi.
-Dziwisz mu się, zabierasz mu najlepszego kumpla, w dodatku nie toleruje ślizgonów.
-Ma jakieś uprzedzenia?
-Ja też miałem, ale się ich wyzbyłem. Już wiem że nie każdy ślizgon jest zły.
-Cieszę się.
-Kochaneczki-wtrąciła się Lilka-chyba dyrcio będzie coś mówił.
-Drodzy uczniowie, w tym roku nie odbędzie się turniej w Quiddichu, gdyż będzie miał miejsce turniej międzyszkolny. Przybędzie reprezentacja szkół Beauxbatons, Durmstrangu oraz szkoły Salem z Ameryki. Przyjmijcie ciepło drużyny z innych szkół, przybędą oni w drugim semestrze nauki. Kapitanem reprezentacji Hogwartu będzie Harry Potter, który ma miesiąc na znalezienie reprezentacji. W jej skład muszą wejść gracze z wszystkich domów. Dziękuję za uwagę.
Po sali rozbrzmiewały szepty. Gdy śniadanie się skończyło Harry otrzymał plan od McGonagall. Zaraz po tym podszedł do niego Syriusz.
-Co masz Harry?
-Eee...o boże!
-Co?
-Istne tortury. Dwie godziny eliksirów ii....dwie godziny OPCM'u.
Syriusz zdzierżył go w głowę Prorokiem codziennym.
-No ładnie już zniechęcasz do mnie uczniów.
Wszyscy zachichotali.
-No cóż niech teraz poznają prawdę nie sądzisz?-zapytał ironicznie.
-To mi się chrześniak trafił.-Powiedział smutno i ironicznie.
-Nie narzekaj, mogłem być Malfoy'em.
-Też mi pocieszenie-powiedział Syriusz.-A ty co masz Hermiono?
-To co Harry, a Ron ma historię magii.
-Nie przypominaj.
Syriusz zaśmiał się.
-To mi się trafili uczniowie.
-Tak, pełni energii i wigoru.
-Chyba oszaleję, co mnie podkusiło?
-Mnie się pytasz nawet nie wiedziałem? Miałem cię ochrzanić na uczcie powitalnej?
Teraz cały stół Gryfindoru oraz 5 przyjaciół chichotali, a nawet puchoni i krukoni.
-No naprawdę zabawne, gdybym nie wiedział, że jesteś Potterem to bym się zdziwił. To do zobaczenia.
-Do widzenia PROFESORZE.-ostatnie słowo podkreślił.
Harry stał pod pracownią eliksirów. Snape wpuścił ich do klasy. Harry usiadł z Hermioną, lecz profesor postanowił to zmienić.
-Potter siadaj w drugiej ławce razem z panną Nilson, pan Malfoy dosiądzie się do panny Wiem-to-wszystko-Greanger. Harry uśmiechnął się i usiadł koło Carmen. Poza nimi na eliksiry uczęszczali jeszcze Carl, Lili, Michael, Sarah i jeszcze czterech innych uczniów. Snape zaczął swój monolog.
-Panie Potter może wie pan jakie są składniki eliksiru szybkiej śmierci?
-Ale profesorze..-wtrąciła Hermiona-ten eliksir jest zakazany.
-Cicho bądź Greanger.
-A więc panie Potter?
Harry znał jego składniki i postanowił nie dawać mu satysfakcji.
-Sproszkowany róg jednorożca, krew ofiary, korzeń asfodelusa oraz 4 krople krwi smoka.
-A jednak pan Potter coś potrafi. Minus 20 punktów dla Gryffindoru za posiadanie zakazanej wiedzy.
Resztę lekcji sporządzali wywar żywej śmierci. Minęło to nawet szybko. Bez problemu uwarzył ten eliksir, tak jak reszta bractwa. Potem nadeszła lekcja Syriusza. Syriusz wszedł do klasy.
-Witam nazywam się Syriusz Black i będę was uczył Obrony przed czarną magią.-zaczął poważnie.
Klasa wyglądała na przerażoną. Poza tym, każdy myślał, że to morderca i w dodatku nie chcieli się narażać Harry'emu.
-Panie Potter mogę wiedzieć z czego się pan cieszy?
-Z pana PROFESORZE?
-A to dlaczego?
-Bo jest pan bardzo podobny do profesora Snapa i w dodatku jest pan zbyt poważny.
-Dobra zmieńmy ten klimat. Nie jestem typem poważnego nauczyciela typu nasz drogi Sm...yyy...Severus Snape.
Harry doskonale wiedział, że chciał powiedzieć Smarkerus, więc zaśmiał się w duchu. Klasa odetchnęła z ulgą.
-Krążą o mnie plotki, że jestem mordercą bla, bla, bla i tak dalej. Czy ja wyglądam na mordercę, ludzie te bzdury, które czytacie to nadają się tylko do kosza.
Klasa zaczęła się śmiać.
-Od razu mówię per profesorze Black mówcie do mnie tylko oficjalnie przy ludziach, a w klasie po prostu Syriuszu, bo czuje się staro.
-I wyglądasz staro-wrzasnął Harry.
-Podejdź tu natychmiast!
-Harry podszedł do Syriusza z wyrazem twarzy bezdomnego psa.
-Nie nabiorę się na te słodkie minki-zdzierżył go w głowę.
-Przepraszam-powiedział smutno.
-Ach wiesz, że nie potrafię się na ciebie gniewać, siadaj.
Klasa śmiała się. Wszyscy polubili Syriusza, nawet ślizgoni(no oprócz Malfoy'a i jego bandy).
Jakiś puchon podniósł rękę.
-Masz pytanie?
-Trochę się wstydzę, ale czy pan nie zginął w zeszłym roku w tym łuku.
-No w sumie tak, ale tam się nie umiera. To taki świat demonów. Można z tamtego miejsca wyciągnąć osobę, ale wiąże się z tym ryzyko. No, a ja miałem szczęście.
-Kto pana uratował?
-A zgaduj.
-Harry?
-No, a co, miałem go tam zostawić? I być dalej wystawiony na pastwę takiej Umbritch. O nie.
-No jak widzicie nie jestem draniem.
Ale teraz przejdziemy do zajęć. Trochę się po pojedynkujemy. Dobierzcie się w pary i stańcie naprzeciwko siebie. Harry razem z Carmen patrzyli na poczynania innych, gdy nadeszła ich kolej zrobiło się ciekawie. Ukłonili się.
-Tylko nie zbyt zaawansowane.-przekazał telepatycznie
-OK.
Rozpoczęła się walka.
-Expelliarmus.
-Protego
-Direkto, Tormenta(zaklęcie ciemności)
-Verdo(silna tarcza)
Potem latały czarno magiczne. Wszyscy patrzyli z podziwem. Unik, tarcza. Carmen dostała drętwotą, ale natychmiast się podniosła i walczyła dalej. Walczyli 20 minut.
-Może już skończymy. Nudzi mi się.
-Jak chcesz to na trzy.
-Raz...
-...dwa...
-TRZY.
Oboje opuścili różdżki.
-To była niesamowita walka 50 punktów dla Gryffindoru i Slytherinu. Wyjdźcie na przerwę. Harry ty i Carmen zostańcie.
-Harry, Carmen co to były za zaklęcia?
-Eee...
-Co Eee?
-Czarno magiczne.
-To to ja też wiem.
-Da nam pan szlaban?
-Nie skądże tylko jestem ciekaw.
-Przyniosę ci książkę Syrii.
-A tak właściwie to miło mi poznać. Harry dużo o panu opowiadał.
-To wy się znaliście?
-No tak, poznaliśmy się na Nokturnie.
-Gdzie?
-No razem uciekliśmy z domu i tam się spotkaliśmy.
-Aha.
-Syrii?
-Tak?
-Nie mów nic Dropsowi. No wiesz, że się znaliśmy i o Nokturnie.
-Dobra. A tak w ogóle to darujmy sobie per „pan".
-No dobrze.
-Miło cię poznać Carmen.
Dzwonek zadzwonił i 6 rocznik znów wszedł do sali.
-Dziś poćwiczymy jeszcze zaklęcie patronusa. Harry zademonstruj jeśli złoty chłopiec może?
-Nie mów do mnie tak jak PROFESOR Snape.
-Och już dobrze.
-Expecto Patronum-z różdżki Harry'ego wyskoczył jeleń.
Klasa była zachwycona, no oprócz kilku ślizgonów.
-20 punktów dla Gryffindoru.
-Pomyślcie o szczęśliwym wspomnieniu i wypowiedzcie zaklęcie.
Wszyscy oprócz Malfoy'a i jego bandy już to potrafili.
Gdy lekcja się skończyła, wszyscy mówili jaki to Syriusz jest ekstra. Reszta, która miała z Remusem też była zachwycona.
-Uwielbiają cię.
-Cieszę się, a tak w ogóle to ładną masz dziewczynę, no i inteligentną.
-Dzięki.
-Zmykaj, bo za chwile masz następną lekcję.
-To do zobaczenia.
***
Harry był szczęśliwy, że inni zaakceptowali Syriusza. Nie mógł się doczekać następnej lekcji.
Zdecydował, że teraz pójdzie spać. Patrzył chwilę w gwizdy. Później wszedł Ron.
-Co? Starych kumpli już masz gdzieś?
-Co ci?
-Nie udawaj, że nie wiesz kumplujesz się ze ślizgonami.
-No i co?
-Nieważne.
Oboje obrażeni poszli spać.
************************************************************
Wybaczcie że z lekkim opóźnieniem ale mam trochę mało czasu. Mam nadzieję że rozdział się spodobał jeśli tak komentujcie. Następny rozdział powinien być w sobotę ale nie wiem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top