Rozdział 7

Cześć jestem z nowym rozdziałem tak jak obiecałam i mam nadzieję że wam się spodoba.

*****************************************************************************

Harry siedział w wieży zamku Złotego Miasta. Zastanawiał się jak przyjaciele go przyjmą w końcu jutro ostatni dzień w tym cudownym miejscu. Jak przyjmą moich nowych przyjaciół? Tego Harry nie mógł wiedzieć. Poza tym zbliżał się moment,w którym będzie mógł uratować Syriusza, a dla niego to bardzo wiele. Czy się to uda?Rytuał, który musi wykonać może przypłacić życiem. Jednak warto, zrobi to, choćby nie wiem co.
Słońce wschodziło już ponad horyzont. Dziś musiał pożegnać się ze spokojem, a powitać krwawą wojnę.
Lecz nie będzie sam. Ma przyjaciół i będzie miał Syriusza i jeszcze Remusa, który zawsze był przy nim. Nigdy już nie będzie tak jak dawniej. Chętnie cofnął by się na pierwszy rok kiedy wszystko było dziecinnie proste, a teraz był skazany na bycie ofiarą lub mordercą. Nie uśmiecha mu się ani jedno, ani drugie, ale cóż przepowiednia to przepowiednia. Przynajmniej teraz ma siłę, a jeśli ma zginąć zabierze ze sobą tylu śmierciożerców ilu zdoła, a nawet samego Voldemorta.
Nie spostrzegł, a słońce było już wysoko na niebie. Będzie musiał na jakiś czas rozstać się z bractwem i swą ukochaną.

-Jak ja bez niej wytrzymam??-mruknął sam do siebie.

Nagle do pomieszczenia weszła Carmen.

-Ej mój mały wariacie czas na śniadanie. Rozchmurz się, dziś zobaczysz się ze swoim ojcem chrzestnym.

-Ale pożegnam się z tobą.

-Daj spokój to tylko 4 tygodnie.

-To strasznie dużo.-zrobił obrażoną minę.

-Nie przejmuj się Potterku. Tylko nie podrywaj innych dziewczyn.

-A co zazdrościsz, że mam branie?-szturchnęła go łokciem.

-Dobra żartowałem. Kocham cię i obiecuje, że nigdy cię nie zostawię.

-Dobry chłopiec, a teraz choć już.

Zeszli do pięknie ozdobionej sali. Na ścianach wisiały portrety Merlina oraz namalowane feniksy zaś nad stołami znajdowały się rysunki osobników ras. Andrew zaczął swoją przemowę.

-Dziś musimy się już pożegnać. Nadszedł koniec szkolenia, teraz zaczniecie pracować w armiach lub w wypadku naszej szóstki, którzy wrócą do swej rzeczywistości będą walczyć ze złem. Życzę wam powodzenia na nowej drodze.

Harry, Carmen, Lili, Sarah, Michael i Carl przytulili się grupowo.

-Będę tęsknić-wydusiła Lilka.

-Hej czeka nas jeszcze jedno zadanie zanim się pożegnamy.

-Masz racje, chodźmy się przygotować.

Carmen ruszyła do swojej pracowni gdzie musiała dokończyć eliksir, a Harry poszedł poćwiczyć zaklęcie na demony, które brzmiało ripertum moris. Było to trudne zaklęcie, aby je wyczarować trzeba myśleć o swojej winie. Bardzo go dobijało to, że musi sobie przypominać te okropne rzeczy.

Harry ubrał się w bojówki i czarny T-shirt, a jego przyjaciele w czarne szaty. Spakowali swoje rzeczy i pomniejszone włożyli do kieszeni. Niestety musieli używać starych różdżek, a te były mniej wytrzymałe.
Deportowali się do Ministerstwa Magii, gdzie pobiegli korytarzem Departamentu Tajemnic, aż do Sali Śmierci. Harry stanął przed łukiem jak zahipnotyzowany. Powoli zaczął zbliżać się do łuku. Wzywały go szepty zza magicznej zasłony, ze świata demonów. Przeszył go ogromny chłód, lecz nie cofnął się. Szedł dalej, już był blisko, gdy Carmen podbiegła do niego i krzyknęła:

-HARRY!! Obudź się!!

Harry przebudził się z transu. W sali było chłodno, ale nie mógł się poddać.
Oddał 30 kropel swojej krwi nadcinając nadgarstek, z którego obficie ciekła krew. Lecz nie mógł go zabandażować. 20 kropel wlali do eliksiru, zaś resztą nakreślili znak śmierci-pentagram.

Harry wypił eliksir i wszedł w pentagram, reszta ustawiła się przed łukiem i zaczęli recytować inkantacje vivere militare est(życie jest walką).

Harry zanim wszedł do łuku powiedział tylko tyle:

-Gdy wyjdziemy zawiadomcie natychmiast Remusa Lupina. Potem teleportujcie się choćbym był ciężko ranny jasne?

Ci pokiwali głową niechętnie, ale zgodzili się.

-Do zobaczenia.-powiedział i zniknął.

Wszyscy patrzyli ze zdumieniem, a Carmen wyszeptała tylko ciche „powodzenia".

Harry znalazł się w tym samym korytarzu co we śnie. Natychmiast pojawił się pierwszy demon. Zbliżył się do niego niczym dementor. Harry pomyślał o śmierci Cedrika i o jego winie. Krzyknął:

-RIPERTUM MORIS-z jego różdżki wyłoniła się czerwono-złota mgiełka, która uformowała się w feniksa, który natarł na demona, a Harry zaczął uciekać w głąb korytarzy tak jak we śnie. Były one mroczne i ponure.
W końcu dotarł do drzwi, ale zanim je otworzył znów pojawił się demon. Harry znów wypowiedział zaklęcie:

-RIPERTUM MORIS.

Znów feniks natarł na demona, ale ze ściany wyłoniły się kolce. Były to Kolce Dusz. Zabijały one duszę. Harry w ostatnim momencie otworzył drzwi i wbiegł do sali. Poczuł się bardzo zmęczony. Już miał osunąć się na ziemie gdy ktoś go przytrzymał.

-Harry nic ci nie jest?

Ten głos był taki ciepły taki znajomy. To był Syriusz.

-Nie nic. Wreszcie cię znalazłem.

-Czy to sen? Czy ty tu jesteś we śnie?

-Nie to rzeczywistość.

-Harry ja nie wiem co powiedzieć. Przecież możesz zginąć. Dlaczego tu przyszedłeś?

-By cię uratować. Syri daj sobie pomóc. Poza tym skoro już wszedłem to może wyjdziemy razem.

-Zgoda. Tylko jak?

-To będzie trudne, ale wykonalne.

Z oczu Syriusza popłynęły łzy.

-Co się stało?

-Nic. Po prostu nie myślałem, że ktoś odważy się tu wejść i mnie stąd wyciągnie. Nie przypuszczałem, że możesz dla mnie tyle zrobić. Myślałem, że straciłem chrześniaka i już nigdy nie będziemy...

-..rodziną?

-No tak-Harry przytulił Syriusza.

-Wiesz dla mnie i tak nie ma znaczenia czy umrę teraz czy później i tak to się stanie, a tak będę miał ciebie blisko siebie.

-Czemu miałbyś umrzeć?

-Ups

-Harry? O co chodzi?

-No bo widzisz jak przybyłeś mnie ratować do Ministerstwa Magii. To Voldemort próbował znaleźć przepowiednię, która się rozbiła. Lecz 16 lat temu usłyszał ją Dambeldore i wygłosił mi ją po twojej...śmierci.
Niestety 16 lat temu usłyszał ją szpieg i przekazał Voldemortowi. No i dlatego mnie ścigał tamtej nocy gdy zginęli moi rodzice, a brzmi ona tak:

„OTO NADCHODZI TEN, KTÓRY MA MOC POKONANIA CZARNEGO PANA... ZRODZONY Z TYCH, KTÓRZY TRZYKROTNIE MU SIĘ OPARLI, A NARODZI SIĘ, GDY SIÓDMY MIESIĄC DOBIEGNIE KOŃCA... A CHOĆ CZARNY PAN NAZNACZY GO JAKO RÓWNEGO SOBIE, BĘDZIE ON MIAŁ MOC, JAKIEJ CZARNY PAN NIE ZNA... I JEDEN Z NICH MUSI ZGINĄĆ Z RĘKI DRUGIEGO, BO ŻADEN NIE MOŻE ŻYĆ, GDY DRUGI PRZEŻYJE...TEN, KTÓRY MA MOC POKONANIA CZARNEGO PANA, NARODZI SIĘ, GDY SIÓDMY MIESIĄC DOBIEGNIE KOŃCA..."

No i wychodzi na to,że mam być ofiarą, albo mordercą.

-Harry tak mi przykro, ale to chyba nie musi być o tobie?

-Niestety jest. Tam był taki fragment, że czarny pan naznaczy go jako równego sobie. No i naznaczył, ale dość tych głupot. Teraz chodźmy już stąd.

Harry i Syriusz szli korytarzem. Było dość spokojnie poza faktem, że wokół było mnóstwo demonów. Harry wypędził je ale nie miał już siły. Z każdej strony otoczyły go widma jego przyjaciół i zaczęły atakować go słownie.

-Nigdy nie pokonasz czarnego pana-zaczęło widmo Hermiony.

-To twoja wina, że wszyscy umierają-tym razem powiedział to Ron.

-Nigdy cię nie kochaliśmy-to wypowiedzieli Lili I James.

-Jesteś tylko rycerzykiem na rzeź-powiedział Remus.

Syriusz nie mógł uwierzyć. Oni by nigdy czegoś takiego nie powiedzieli. Wtedy pojawiły się przed nim obrazy.

Dursley'owie...poniżanie...Hagrid.

-Traktowali mnie jak zwykłą szmatę-wyszeptał.

Snape...Zakazany las...jednorożec...diabelskie sidła...trójgłowy pies...szachownica....ranny Ron..Voldemort

-Czemu ich tam ciągnąłem byłem głupi.

Wyśmiewany Harry....odrzucenie...ofiary...spetryfikowana Hermiona...komnata tajemnic...bazyliszek...Tom Riddle...
Dementorzy...Syriusz..Ponurak..wilkołak...upadek z miotły...uwolnienie Syriusza...patronus

-Przepraszam-zalkał

Turniej..smok..jezioro...labirynt...cmentarz...Śmierć Cedrika...fałszywy Moody.

Gwardia Dambeldore'a, szlabany u Umbrige...napis na ręce...Departament Tajemnic..śmierć Syriusza...Cruciatus rzucony na Bellę.....opętanie..pojedynek.

Andrew,ucieczka i film się urwał. Wspomnienia z tegorocznych wakacji były mocno zabezpieczone.

-Rzuciłeś cruciatusa?

-Tak, nienawidziłem jej z całego serca. To i tak nie zmienia faktu, że to wszystko moja wina.

Syriusz zdał sobie sprawę jakie trudne życie miał Harry. Dobijała go myśl, że jego przy nim nie było.

-Harry to nie twoja wina.

-Ty nie rozumiesz, że wszyscy giną w mojej obronie?

-Harry...

-Nie to jest moja wina ty wyjdź ja ....zostaję.

-Harry one mają cię powstrzymać przed wydostaniem się. Przyszedłeś tu po mnie, nie mogę cię teraz zostawić. Idź ze mną, proszę.

Harry niechętnie wstał. Wtedy demony otoczyły go ze wszystkich stron. Jeden podszedł do niego i przebił mu bok ostrym mieczem, którego ostrze zalśniło na zielono. Chłopak poczuł wielki ból. Krew lała mu się obficie z rany. W głowi słyszał płacz i głosy mówiące, że śmierć jest już blisko, a także głos Syriusza "trzymaj się Harry".

Harry krzyknął z bólu, ale ostatkiem sił wyczarował feniksa. Już miał osunąć się na ziemię, ale Syriusz złapał go w ostatniej chwili, zemdlał. Syriusz wyciągnął Harry'ego zza zasłony. Harry był nie przytomny i ranny. Syriusz nie wiedział co robić. Znajdowali się już w Sali Śmierci. Ale nie sami. W sali było 5 osób. Jedna z nich podeszła i pomogła położyć Harry'ego na podłodze. Podała Syriuszowi lekarstwo i zajęła się Harrym.

-Kim jesteście?

-Przyjaciółmi.

Syriusz nie pytał już o nic więcej. Tajemnicza postać opatrzyła ranę. Słychać było tylko coś jak ciche łkanie.

Parę minut później zjawił się Remus.
Pięć postaci teleportowało się. Remus nie mógł uwierzyć. Jego przyjaciel Syriusz był przed nim, to niewiarygodne. Ale coś jest nie tak. Gdy zobaczył, że coś leżało obok Syriusza natychmiast tam podbiegł.

-Boże, Harry. Co mu jest?

-Nie wiem, boje się o niego. Po co mnie ratował?

-I tak byś go nie powstrzymał. Musimy go przenieść do Kwatery.

Harry był blady i zimny jak lód. Z jego boku ciekła krew. Remus i Syriusz nie odzywali się do siebie przez pewien czas. Wylądowali przed Kwaterą. Syriusz nie był zbyt szczęśliwy, że nadal to miejsce będzie jego domem, ale cóż. Najważniejszy teraz był Harry.
Weszli przez drzwi. Głos pani Black odbijał się echem...

-SZLAMY,WILKOŁAKI,ZDRAJCY KRWI...!!

-Zatkaj się kobieto-wykrzyczał Syriusz.

-Ale jak..??-jąkała się postać z magicznego portretu.

Do przedpokoju weszła pani Weasley razem z Ronem, Hermioną i Ginny.

-Syriusz!!-wykrzyczała Hermiona- boże ty żyjesz, Harry tak się....

Urwała, gdyż zobaczyła nieprzytomnego przyjaciela lewitującego za Syriuszem. Z jego szat ściekała krew. Przeraziła się i wtuliła w Rona, który patrzył na przyjaciela z obawą o jego życie. To jego najlepszy przyjaciel wyjdzie z tego, musi. Pani Weasley zalała się łzami. Remus zaniósł Harry'ego na piętro. Syriusz razem z resztą w kuchni byli strasznie przygnębieni. Nie mieli pojęcia co robić. Oprócz Syriusza wszystkim nasuwały się pytania gdzie zniknął Harry i dlaczego jest w takim stanie?

*******************************************************************************

Wiem że pewnie powiecie że w takim momencie, ale myślę że wam się podobało. Do zobaczenia już wkrótce.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top