Rozdział 6
Od walki minął już rok w akademii Merlina. Harry i Carmen wciąż trzymali się za ręce, a inni komentowali to krótko "Ach ci zakochani". Jutro miała się odbyć inicjacja. Wszyscy byli bardzo podekscytowani, wreszcie staną się oficjalnymi członkami bractwa. Choć z drugiej strony za rok już będą musieli się pożegnać z tym magicznym miejscem.
-Nareszcie będziemy prawdziwymi feniksami.-westchnęła Sarah.
-Wiecie, może i nie chcę opuszczać tego miejsca, ale chcę aby szkolenie już się skończyło.
-Chcesz się nas pozbyć?-spytał Carl.
-Nie tylko wreszcie uratuje mojego ojca chrzestnego.
-Chciałabym go poznać.-powiedziała Carmen
-Będziesz miała okazję. Tylko jedno mnie dobija.
-Co takiego?
-To, że będziemy musieli udawać, że się nie znamy.
-Faktycznie.
Nadeszła noc i Harry jak zwykle wpatrywał się w gwiazdę, ale od czasu przeczytania tej książki nie wpatruje się w nią już z bólem, lecz z nadzieją.
-Uratuję cię Syriuszu i znów będziemy rodziną, obiecuję.
Nie miał pomysłu co robić, więc obiegł zamek dookoła i zatrzymał się pod oknem pokoju w którym mieszkała Carmen, Lili i Sarah. Wdrapał się na balkon i zastukał w szybę. Carmen zdziwiona tym widokiem, otworzyła okno.
-Czy nie zachciałabyś przejść się ze mną na spacer.
-Ależ z chęcią.
Dziewczyny zachichotały. Carmen podeszła do Harry'ego, a ten przywołał ich pegazy. Lecieli i śmiali się, nagle Harry dał znak by wylądowali. Znajdowali się w pięknym ogrodzie pełnym róż. Podobno róża, którą się tu zerwie zmienia kolor w zależności od uczuć osoby, która ją trzyma. Harry zerwał jedną i podarował ją Carmen. Bardzo się kochali. Nawet nie zauważyli, że słońce już wzeszło. Musieli się pospieszyć bo dzisiaj miała się odbyć inicjacja.
Wspaniała szóstka stanęła przed wejściem do wielkiej sali.
Rozległ się głos Andrew- Inicjację czas zacząć.
Weszli do sali byli tam ich wszyscy nauczyciele. Nicole była ich ulubioną nauczycielką i właśnie się uśmiechała.
-Dziś przyjmiemy was w nasze szeregi.
Bractwo uniosło się w powietrze i poczuli straszny ból niczym po 10 cruciatusach. Na ich przed ramionach pojawiły się złote feniksy, a ich oczy zmieniły kolor na złoty. Gdy reszta opadła na podłogę, Harry nadal unosił się w powietrzu, w dodatku emanowało z niego białe światło, a w sali słychać było głos.
-Oto jest mój następca, który zasiądzie na tronie i pokona ciemne moce. Lecz pamiętajcie to miłość daje prawdziwą siłę.
Harry opadł na ziemię. Oddychał ciężko, ale był szczęśliwy.
-Oto są symbole naszej społeczności. Nie przejmujcie się tymi dodatkami.
-Otrzymacie też te złote różdżki oraz szaty bojowe z maskami, aby nikt was nie poznał. Tylko nie używajcie tych różdżek w Hogwarcie. Żeby schować znaki przez, które będziemy was wzywać oraz kolor oczu trzeba wypowiedzieć formułkę Golden i tę samą, aby je odsłonić. Lecz to nie koniec wrażeń jak na dziś. Będzie atak na mugolską wioskę Brandelix. Teleportujcie się tam.
Bractwo przebrało się w szaty i wzięli swoją broń. Deportowali się do tego miasteczka. Zamknęli mugoli w odosobnionym miejscu aby nie musieć wymazywać im pamięci. Usłyszeli trzask aportacji, stanęli na przeciwko 50 śmierciożerców i zaczęli walczyć. Zaklęcia latały we wszystkie strony. Od zwykłych, aż po czarno magiczne. Harry osłonił Lili przed cruciatusem. Sam dostał mocno w bok, ale to się nie liczyło. Ważna była tylko walka. Musiał się skupić bo nie mogli przegrać, nie teraz. Gdy pozabijali ponad połowę zdecydowali się wyciągnąć miecze. Wybili wszystkich śmierciożerców. Na miejsce walki teleportował się zakon. Jakież było ich zdziwienie, gdy śmierciożercy byli po zabijani. Ich zadaniem było tylko posprzątać po walce. Gdy chcieli podejść do bractwa ci się teleportowali. ,,Jak mogli tak zabić z zimną krwią" przemykało im przez głowy. Harry nie mógł znieść, że zobaczył bliskich akurat teraz... tak trudno było mu znowu zniknąć na rok.
***
-Kim byli ci ludzie?-zapytał Dumbledore.
-Nie mam pojęcia, zabijali z zimną krwią, ale są bohaterami. No i są po naszej stronie to dobrze, żaden mugol nie ucierpiał.
Remus zamyślony wiedział, a raczej przeczuwał, że zna tę osobę czy kiedyś się dowie kim jest. Nasuwało mu się jeszcze wiele pytań, ale wszystkie bez odpowiedzi.
****************************************************************************
Cześć oto kolejny rozdział, mam nadzieję że się spodoba. Następny dopiero w sobotę bo jadę na wycieczkę, a jutro się pakuję! Do zobaczenia w sobotę, lub wcześniej (jeśli znajdę czas)!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top