Rozdział 44
Wybaczcie proszę, że tak długo mnie nie było ale o ile w szkole pod koniec roku zwariowali to moje wakacje wcale nie są mniej napięte. Przez cały lipiec byłam odcięta od wszelkiej elektroniki z powodu badań kardiologicznych a teraz wyjeżdżam na mazury na dwa tygodnie. Wiem że takie tłumaczenie się jest straszne ale naprawdę nie miałam jak pisać. Ale nie przedłużając zapraszam na długo oczekiwany rozdział.
*******************************************************************************************
Następnego dnia o 4 rano Harry i Carmen spotkali się pod Wielką Salą by zacząć wcielać swój plan w życie.
- Jesteś pewny że to wypali.-zapytała Carmen.
- Czyżbyś we mnie nie wierzyła? Oczywiście że wypali i do tego nie będzie żadnych dowodów, że to nasza robota.-odpowiedział Harry.
- No to pośpieszmy się i znikajmy.-powiedziała Carmen.
***
W czasie śniadania wszyscy złoci czekali na sygnał do rozpoczęcia planu. Kiedy cała sala była pełna uczniów a dyrektor miał zaczynać swoje przemówienie zerwał się przerażający wiatr a sklepienie zasnuły burzowe chmury z których powoli zaczął padać śnieg, który gdy tylko zetknął się z kimś zamieniał jego szaty w zabawne kostiumy a do tego dodawał skrzydełka wróżek, królicze ogonki, papuzie dzioby itp., a śnieg który opadł na krzesła i stoły zamienił je w różne dziwne stworki które zaczęły gonić uczniów. Nauczyciele bezskutecznie próbowali zapanować nad wszystkim ale ich także męczyły skutki kawału. W czasie gdy zaczął się największy zamęt Harry wymknął się niepostrzeżenie i za pomocą tajnych przejść dostał się pod kamienną Chimerę. Po podaniu hasła i nałożeniu na siebie zaklęcia kameleona wszedł do gabinetu przy okazji tworząc szczelinę w osłonach. Gdy dotarł na miejsce od razu skierował się do gabloty i wyjął z niej miecz tworząc przy okazji kopię którą zastąpił oryginał. Zacierając ślady i ściągając zaklęcia wyszedł z gabinetu i udał do Wielkiej Sali w której dalej panował istny chaos. Kiedy wśliznął się na miejsce i nałożył iluzję jakoby także nosił skutki kawału Carmen dyskretnie dezaktywowała zaklęcia i wszystko prócz uczniów i nauczycieli wróciło do normy, a nad głowami pojawił się świecący napis ,, MAMY NADZIEJĘ, ŻE SIĘ PODOBAŁO". Nie było podpisu ale nikt się tym zbytnio nie przejął, a dyrektor w związku z zaistniałymi okolicznościami odwołał wszystkie lekcje do czasu wyjaśnienia sprawy i odesłał wszystkich do dormitoriów.
***
- To było genialne Harry.- powiedział Carl kiedy byli już w kwaterze.
- A tak właściwie to co to było za zaklęcie?- zapytała Sara.
- To było zaklęcie śniegu połączone z rozpylonym eliksirem zmiany i do tego trochę transmutacyjnych sztuczek.-wyjaśniła Carmen.
- Nie zapomnę miny dyra jak jego szata zmieniła się w strój bąka a włosy zmieniły się w różowo-zielone dredy spięte niebieskimi spinkami w kształcie pająków.- wykrztusił przez śmiech Michael.
- I nie zapominaj że jak stół nauczycielski zmienił się w stado latających smoko-psów które zaczęły go gonić a żadne zaklęcia nie działały, to było po prostu boskie.-powiedziała Lili.
- A ja to wszystko mam nagrane.-powiedział Carl.
Po godzinie oglądania w kółko skutków kawału odezwała się Carmen.
- No dobra, koniec tego dobrego. Harry udało Ci się zabrać miecz?- zapytała.
- Jasne już go włożyłem do gabloty, a Dumbledore się nie zorientuje bo zrobiłem kopię a do tego zostawiłem mu pluskwę żebyśmy wiedzieli co kombinuje.
- No nieźle to mamy już wszystkie miecze i co teraz będziemy robić?- zapytał Carl.
- A tak w ogóle to zauważyliście że Voldemort jakoś od świąt się uciszył?- zapytała Sara.
- Tak to dziwne, ciekawe co...-nie dokończyła Lili.
W całej kwaterze rozległ się alarm o ataku.
- No to wykrakaliśmy.- powiedziała Carmen.
- Ruszać się ludzie nie ma czasu.- powiedział Harry i zniknął a za nim reszta.
Kiedy pojawili się w gabinecie Harry'ego ubrali szaty bojowe i wyszli do sali odpraw. Po drodze spotkali Andrew'a który powiedział im gdzie dokładnie zaczął się atak. Niezwłocznie teleportowali się na miejsce i zamarli na kilka sekund. Krew mieszała się ze śniegiem i była wszędzie, a wszystko wokół płonęło. W powietrzu ze świstem latały różnokolorowe zaklęcia. Aurorzy, członkowie zakonu i cywile cofali się pod naporem siły śmierciożerców. Pojawienie się szóstki postaci nie zostało zauważone co z chęcią wykorzystali by rozproszyć się i podczas gdy trójka ustawiała kopułę z osłonami antyteleportacyjnymi, antyświstoklikowymi i antymagicznymi pozostali zaczęli zaklęciami iluzji i uległości zaganiać śmierciożerców pod spód. Po czym zamknęli kopułę i rzucili zaklęcie wybuchające. Wszyscy patrzyli na to jak oniemiali a oni po wykonaniu zadania zniknęli w chmurze pyłu. Pojawili się chwilę potem w sali odpraw gdzie zrzucili swoje stroje. Dziewczyny stwierdziły że idą pod prysznic, a Carl i Michael poszli znaleźć Andrew'a żeby powiedzieć mu, że już wrócili natomiast Harry udał się do swojego gabinetu żeby zająć się papierami a potem postanowił odwiedzić rodziców. Ciągle nie mógł uwierzyć, że wrócili. No i zostawała jeszcze jedna sprawa którą musiał się w najbliższym czasie zająć.
***
Trzy godziny później kiedy wszystkie sprawy miał już załatwione poszedł szukać rodziców. Z tego co zapamiętał z czasu gdy trwało szkolenie lubili w wolnym czasie przesiadywać w ogrodzie. Po chwili szukania znalazł ich rozmawiających pod starym drzewem koło niewielkiego stawu. Postanowił podejść do nich po cichu i trochę ich nastraszyć.
- Miło was znowu widzieć.- powiedział gdy był już koło nich.
Oboje na dźwięk nowego głosu podskoczyli i przez przypadek zaplątali się w swoje szaty przez co upadli. Harry zaczął się z nich śmiać kiedy próbowali się rozplątać. Po kilku minutach postanowił się nad nimi zlitować i pomógł im wstać.
- Skarbie jak cudownie Cię znowu widzieć, ale proszę nie strasz nas już tak.- powiedziała Lili po czym go przytuliła.
-Miło znowu Cię widzieć synu, co tu robisz? Czy nie powinieneś być teraz w szkole?- powitał go James.
-Był atak dlatego musieliśmy interweniować, a potem zostałem jeszcze bo miałem tu coś do załatwienia i postanowiłem z wami porozmawiać.-odpowiedział Harry.
-Atak? Nic Ci nie jest skarbie? A twoim przyjaciołom? Dlaczego nie wezwaliście nas przecież mogliśmy pomóc a wy nie musielibyście się narażać.-powiedziała Lili.
- Nic nam nie jest mamo, a co do tego dlaczego was nie wezwaliśmy to po prostu nie chcieliśmy za wcześnie ujawniać naszej prawdziwej siły po za tym nie było czasu żeby kogokolwiek powiadomić.-odpowiedział spokojnie Harry.
- No dobrze, to skoro to już wyjaśnione to o czym chciałeś z nami porozmawiać?-zapytał James.
- W sumie to nie wiem może ja powiem wam jak było w szkole a wy co się działo kiedy wy byliście w szkole?- zaproponował.
- Ok, młody no to zaczynaj.- powiedział James.
Rozmawiali tak przez kilka godzin po czym poszli się pożegnać bo Harry musiał wracać do zamku żeby nikt nie zauważył jego nieobecności. Kiedy już znalazł się w szkole udał się do biblioteki po kilka książek dla niepoznaki i poszedł do wieży gdzie spotkał Hermionę i Ginny rozmawiające z Lili. Pomachał im i poszedł do dormitorium gdzie po rzuceniu wszystkiego na łóżko i zasłonięciu zasłon teleportował się do piekła żeby kontynuować poszukiwania. Po godzinie dołączył do niego Lucyfer. Po 6 godzinach czytania oboje mieli dość.
- W takim tempie to nic nie znajdziemy.- powiedział Harry.
- Spokojnie, znajdziemy może po prostu źle się do tego zabraliśmy.- uspokoił go Deimon.
- Właśnie!- wykrzyknął Szpon.
- Co? O co chodzi?- zapytał Diabeł.
- Jeśli to ma coś wspólnego ze Slytherinem to może zamiast szukać w książkach w bibliotekach poszukamy w bibliotece w Komnacie Tajemnic. Tam w końcu muszą być jakieś jego zapiski.- wyjaśnił Harry.
- Genialne, to przecież było takie oczywiste.- odpowiedział Szatan.
- To co? Jutro o 17:00 w kwaterze w Hogwarcie. Pasuje Ci?- zapytał Harry.
- Pasuje. A i jeszcze mam do ciebie jedną sprawę. Pamiętasz jeszcze jak przed świętami dostałeś wiadomość o szkoleniu w piekle?- powiedział Lucyfer.
- Pamiętam. Ale ja już przeszedłem szkolenie. Ale Carmen i Draco nie, i co teraz?-odpowiedział.
- Nic, teraz trzeba pomyśleć kiedy mogliby bez podejrzeń zniknąć na jeden dzień i przejść szkolenie.- odpowiedział Deimon.
- Może podczas jednego weekendu?- zapytał Harry.
- W porządku, sprawdzę kiedy będę miał chwilę i dam Ci znać.- odpowiedział Szatan.
- No to do jutra.- pożegnał się Szpon.
- Do jutra.- odpowiedział Deimon.
Kiedy Harry wrócił akurat była pora kolacji więc udał się do WS. Gdy wszedł zauważył że skutki porannego psikusa już zniknęły. Dołączył do reszty przy stole i zabrał się za kolację. Po posiłku udał się do dormitorium i po szybkim prysznicu i przebraniu w piżamę położył się do łóżka by po chwili odpłynąć do krainy Morfeusza.
*******************************************************************************************
Mam nadzieję że rozdział wam się spodobał. Jeszcze raz przepraszam za tak długą nieobecność. Dziękuję wam również za to że ciągle tu jesteście, wasze gwiazdki i komentarze dają mi naprawdę wiele motywacji i chęci do dalszego pisania. Następny rozdział pojawi się w miarę moich możliwości. Życzę wam miłej reszty wakacji i do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top