Rozdział 9: Wielki powrót i zgoda
Odświeżenie się zajęło elfom pół godziny, więc przebrani w nowe mundurki wpadli do Wielkiej Sali, kiedy ta była już wypełniona po brzegi. Ich pojawienie się zwykle wywoływało nieznaczne poruszenie, które dzisiaj było nieco większe zważywszy na ich stroje. Ci wypięli dumnie piersi i ruszyli ku swojemu stolikowi. Dumbledore zmierzył ich wzrokiem, ale nic nie powiedział. Śniadanie mijało spokojnie. Do czasu.
- Chyba już, nie? - Mruknęła Amy, do reszty.
Harry tylko skinął głowa i skoncentrował się na zaklęciu. Nagle nad stołem nauczycielskim nastąpił wielki wybuch, który zatrząsł ścianami, a na jego miejscu pojawił się płonący napis:
„Huncwoci powrócili! Tym razem z Otchłani Piekieł!"
Wszyscy wpatrywali się w niego z mieszaniną lęku i zdziwienia. Dumbledore próbował usunąć napis, ale ten pojawiał się na nowo, coraz większy i coraz jaśniejszy. Niektórzy wpatrywali się znacząco w czwórkę przyjaciół, którzy nic sobie z tego nie robiąc obserwowali wysiłki dyrektora. Zrezygnował po kilku próbach i powstał.
- Drodzy uczniowie. Możecie być pewni, że sprawcy tego zamieszania zostaną złapani i surowo ukarani. Chciałbym ogłosić, że poszczególnym osobom można odejmować lub dodawać punkty. Teraz proszę pannę Brown i panów Potter, Bartholdy i Veith o stawienie się w moim gabinecie razem z opiekunem. Dziękuję. - Usiadł, ale wciąż nikt się nie odzywał.
- Myślicie, że Nietoperz się poskarżył? - Zapytał David.
- Nie ma takiej możliwości. Sądzę, że Dumbel chce pogadać o swoich niepotwierdzonych przypuszczeniach. - Powiedział Harry, kładąc nacisk na przedostatnie słowo. - A może chodzi mu o ten wyskok na pierwszej uczcie? Nie mam pojęcia. Chyba czas się dowiedzieć. - Wstał, bo podeszła do nich Angelina vel. Aurelia.
- Chodźmy. - Rzuciła i młodzież ruszyła za nią.
- A jak się mamy do ciebie zwracać? - Zapytał Erik.
- Angelina albo Angel. - Powiedziała i uśmiechnęła się.
- To drugie nie bardzo do ciebie pasuje. - Powiedział Potter i w ostatniej chwili zdołał się uchylić przed ciosem wymierzonym w jego głowę.
- Masz szczęście. - Mruknęła kobieta i również się uśmiechnęła. - Gdybyś nie zdążył to dostałbyś jeszcze raz za brak czujności. Pieprzne diabełki. - Powiedziała, kiedy znaleźli się przed kamienną chimerą.
- Macie być grzeczni. - Uprzedziła ich i po zapukaniu pchnęła drzwi.
W okrągłym gabinecie nic się nie zmieniło, tyle że przed dębowym biurkiem stało pięć krzeseł.
- Pani Fight. Miło znów panią zobaczyć. Proszę spocząć. - Uśmiechnął się staruszek dobrotliwie, całkowicie ignorując czwórkę uczniów.
- Dziękuję. - Kobieta uśmiechnęła się sztucznie i razem z resztą opadła na krzesła. - Z jakiego powodu chciał pan widzieć się ze mną i moimi podopiecznymi?
- Cóż, mam kilka spraw. Po pierwsze profesor Snape powiedział mi, że przyłapał ich po uczcie, kiedy chwiejnym krokiem zmierzali do swojej sypialni.
- Wiem, dyrektorze. Otrzymali szlaban i ucięliśmy sobie małą pogawędkę. - Stwierdziła zimno, spoglądając ze złośliwym uśmiechem na elfy, które szybko przywołały na twarze bolesny wyraz.
- Wyśmienicie. - Uśmiechnął się mężczyzna. - Teraz druga sprawa. Dlaczego nie noszą normalnych szat szkolnych?
- Też chciałabym się tego dowiedzieć. - Stwierdziła Angel, patrząc na nich z pytającym wyrazem twarzy.
- Zgodnie ze trzecim punktem szkolnego regulaminu, uczeń ma obowiązek podczas zajęć chodzić ubranym w mundurek szkolny z godłem Hogwartu. - Powiedziała Amy szubko. - Nie jest powiedziane, jak mają one wyglądać. Dlatego też stworzyliśmy własne wzory.
Starzec zrobił zawiedzioną minę. Przechytrzyli go.
- A co powiecie na te wszystkie żarty? Czasopisma walające się po klasie eliksirów? Ten dziwny nadruk na pelerynie profesora Snape'a? Płonący napis w Wielkiej Sali? Co macie do powiedzenia na ten temat?
- To jakie czasopisma przechowywane są w klasie nie jest naszą sprawą. Tym bardziej to, w co ubiera się nasz profesor. - Powiedział Harry, patrząc w oczy dyrektora. Ten szybko odwrócił wzrok. - A napis w Wielkiej Sali też nie jest naszą sprawką.
- Jak to nie!? Przecież doskonale wiem, że to wasz wybryk! - Stracił nad sobą panowanie.
- Bez obrazy, dyrektorze. - Wtrącił się Erik. - Ale nie ma pan ani świadków, ani dowodów. W tamtej chwili śniadanie jedliwszyscy uczniowie, więc to mógł być każdy.
- Czy to już wszystko? - Dodał bezczelnie David.
- Tak. Tracicie po 5 punktów za bezczelność. - Mruknął starzec, miażdżąc w ręce kawałek pergaminu.
Cała piątka wyszła z gabinetu w wyśmienitych humorach.
- O której zaczynasz? - Zapytała Amy Angeliny.
- O 9:00. Dzisiaj macie pierwsze ZZO. - Uśmiechnęła się szeroko. - Widzimy się o 10:00.
Ci tylko skinęli głowami i ruszyli pod portret zadziornej Lilki.
- To, co robimy? - Zapytała Amy.
- Ja muszę jeszcze to przeczytać. - Powiedział Erik wskazał niezbyt grubą książkę.
- A ja dokończyć wypracowanie. - David również miał już plany.
- A my? - Zapytał zalotnie Potter. - Jest ładna pogoda, co powiesz na spacer po błoniach?
- Z miłą chęcią. - Również się uśmiechnęła. - To cześć chłopaki.
- Tylko po bożemu! - Krzyknął za nimi Erik i obaj z Davidem zachichotali.
Spacer był bardzo przyjemny. Kiedy doszli nad jezioro, Harry wyczarował ławkę, na której wygodnie się usadowili. Zatopieni w swoich spojrzeniach zaczęli się całować. Po kilku minutach, kiedy Harry zajmował się aktualnie szyją dziewczyny, przerwano im jednak.
- Uuu... Nie no, Potter, jak tak można? W miejscu publicznym? - Podszedł do nich Malfoy wraz ze swoją obstawą.
- Dracuś! Jak miło cię widzieć! - Krzyknął chłopak, odrywając się od czerwonowłosej. - Wiesz, jakbyś nie zauważył to nam trochę przeszkadzasz, więc racz zabrać swój arystokratyczny tyłek i ulotnić się stąd w tempie ekspresowym, chyba że chcesz, żebym ci w tym pomógł. - Powiedział przesłodzonym głosem.
- Tak jesteś pewny siebie? - Zakpił były ślizgon.
- Jak widzisz. - Uśmiechnął się Potter.
Szybkim ruchem wyjmując różdżkę. Trójka jego przeciwników zrobiła to samo.
- No, dalej. Boisz się? - Zakpił Malfoy.
- Ciebie? Hahaha, od kiedy to fretki są groźne? - Starał się go sprowokować.
- Zapłacisz za to! - Krzyknął tamten.
Rzucił w niego jakimś zaklęciem, które odbiło się od niewidzialnej tarczy, którą Potter wyczarował niewerbalnie. Promień rozszczepił się i trafił każdego z byłych ślizgonów. Ci zaczęli się histerycznie śmiać i szybko uciekli w stronę zamku.
- To...na czym stanęło? - Zapytał Harry, uśmiechając się szelmowsko do dziewczyny.
- Chyba sobie przypominam... - Uśmiechnęła się tamta.
Popchnęła go lekko i kładąc się na nim zaczęła go namiętnie całować. Niestety ta upojna chwila została ponownie przerwana, tym razem przez McGonagall i Tonks, która przybyła do zamku porozmawiać z dyrektorem.
- Potter! Brown! Co wy wyprawiacie!?
Zajęci sobą nie zauważyli pojawienia się dwóch kobiet, więc krzyk starszej z nich dosłownie powali ich na ziemię. Wśród chichotu aurorki i pod ostrzałem spojrzenia profesor, zebrali się z ziemi i Potter zaczął tłumaczyć.
- Witam piękne panie w tym cudownym dniu!
Nie wiedział, że w tym momencie wyglądał jak wierna kopia swego ojca. To wyraźnie zmiękczyło wicedyrektorkę.
- Taki piękny dzień, szkoda siedzieć w zamku, nieprawdaż?
- Może. - Mruknęła siwowłosa. - Co nie zmienia faktu, że nie powinniście się obściskiwać publicznie. Za to tracicie po 5 punktów.
- To my może już pójdziemy. - Powiedziała Amy i szybko oddaliła się razem z Harry'm.
- Głupio wyszło. Następnym razem znajdziemy sobie bardziej ustronne miejsce. - Uśmiechnął się chłopak i objął czerwonowłosą. - Za dziesięć minut mamy ZZO. Idziemy po rzeczy, czy od razu pod klasę?
Amy przywołała swoje książki.
- Od razu pod klasę.
Chłopak również spowodował pojawienie się jego torby i po chwili dołączyli do grupy uczniów, czekających pod salą.
- Wiesz co? Tak sobie myślałem i doszedłem do wniosku, że chyba powinienem przeprosić Hermionę. - Powiedział Harry, widząc zbliżającą się dziewczynę.
- Jestem za, pod warunkiem że nie będzie żadnego obściskiwania. - Rzuciła dziewczyna, puszczając mu oczko.
- Oczywiście, idziesz ze mną.
Pociągnął ją za rękę i zagrodził drogę Hermionie.
- Czego? - Warknęła tamta.
- Co tak szorstko? Przeprosić chciałem. - Zrobił oczka jak zbity psiak.
- No słucham... - Zachęciła go była gryfonka, spoglądając lekko nieufnie na Amy.
- No więc... głupio wyszło. Te pięć lat dużo dla mnie znaczą, ale czasy się zmieniają. To wy byliście moimi pierwszymi przyjaciółmi, więc nie chcę mieć w was wrogów. A może możemy stworzyć zgraną paczkę? Zgoda?
Wyciągnął w jej stronę rękę. Ta westchnęła i uściskała ją.
- No pięknie. To może my też zaczniemy od nowa? - Zaczęła Amy z uśmiechem.
- Ok, jestem Hermiona Granger. - Uśmiechnęła się szatynka.
- A ja Amy Brown.
Dziewczyny uściskały się przyjaźnie. Wtedy do nich podeszli Erik i David.
- O, jak miło! - Rozpromienił się ten drugi. - Ja też mogę? Jestem David Bartholdy.
Hermiona chciała mu podać rękę, ten jednak uściskał ją i trzymał tak, dopóki Erik go nie walnął.
- Nie zatrzymuj naszej nowej koleżanki! Erik Veith.
Właśnie kiedy zdziwiona i lekko uśmiechnięta Hermiona ściskała go, zza rogu wyłonił się Ron. Zbaraniał na widok tej sceny i cały czerwony na twarzy podszedł do nich.
- Hermiona! Jak możesz?! Przecież oni są z nim! - Wskazał palcem na Potter'a.
- Ale Ron...to nie tak. My właśnie... - Zaczęła tłumaczyć dziewczyna.
- Widzę. - Mruknął zimno. - Wiedziałem, że on to zdrajca, ale ty?! Jesteś zwykłą szlamą!
Ostatnie zdanie wypowiedział w gniewnie, co nie zmieniło faktu, że w oczach brązowowłosej pojawiły się łzy. To był błąd ze strony Weasley'a, bo Potter jednym ruchem ręki złapał go za szatę z przodu i z pchnął na ścianę tak, że ten zwisał kilka cali w powietrzu.
- Nikt nie będzie nazywał mojej przyjaciółki szlamą. - Wycedził Harry, przeszywając dawnego kompana wzrokiem. - Chciałem cię przeprosić, żeby było tak jak dawniej, ale widzę, że nie jesteś tego wart.
Rudzielec starał się zachować obojętny wyraz twarzy, ale na jego twarzy widać było rumieniec gniewu.
- Gówno mnie to obchodzi! - Warknął. - To ty nie jesteś wart naszej przyjaźni! Możesz o mnie zapomnieć! I przekaż to jej! - Wskazał głową na brązowowłosą, obejmowaną przez resztę elfów, w jakby geście obrony.
- Bardzo fajnie. - Powiedział Potter i postawił go na ziemi. - Dziwie się, że dopiero teraz pokazałeś swoje prawdziwe oblicze.
- Niech was piekło pochłonie. - Powiedział na odchodnym i splunął czarnowłosemu pod nogi.
- Przyjemniaczek. - Mruknęła Amy, nadal obejmując Hermionę. - Wszystko ok?
- Tak. Szczerze mówiąc nie spodziewałam się po nim czegoś takiego. - Powiedziała, ocierając twarz.
- Wchodzicie, czy mam wysłać wam szczególne zaproszenie? - Nie wiadomo kiedy pojawiła się Angel.
- Już idziemy. - Uśmiechnął się Potter i razem z resztą wszedł do klasy.
Usiedli na pięciu ostatnich krzesłach. Nie bardzo słuchali, co mówi nauczycielka. Nawet Hermiona wyglądała na rozluźnioną.
- A może pan Potter. - Doszedł do nich głos Aurelii.
- Bardzo chętnie. - Uśmiechnął się chłopak, choć nie bardzo wiedział, o co chodzi.
- No, czekam... - Powiedziała profesor, krzyżując ręce na piersiach i tupiąc nogą w geście zniecierpliwienia.
- A na co? - Zapytał tamten inteligentnie.
Wywołał tym atak kaszlu u Hermiony. Elfy, dzięki treningowi zdołały się powstrzymać.
- Na pokazanie nam, w jaki sposób należy rzucać zaklęcie patronusa.
- Aaa...to o to się rozchodzi. - Mruknął niby do siebie, choć wszyscy to doskonale słyszeli. - Z miłą chęcią. - Przypomniał sobie chwilę, kiedy po raz pierwszy pocałował Amy i powiedział. - „Expecto patronum!".
W tym momencie stało się coś dziwnego. Zamiast srebrzystego jelenia, z jego różdżki wyskoczył olbrzymi, widmowy pies, ale to nie był zwykły pies. Na grzbiecie miał trzy małe wypustki, coś jakby kły, a jego oczy były czerwone. Sam był czarny. Było to widać, pomimo pewnej przezroczystości. Kilka dziewcząt, które rozpoznały w nim ponuraka zemdlały. Sprawca zamieszania rozglądnął się błyszczącymi ślepiami po klasie, wyszczerzył kły i rozpłynął.
- Właśnie. Tak wyglądał poprawnie wyczarowany patronus. Formułkę znacie, zaczynajcie. - Powiedziała Aurelia.
Całkowicie zignorowała nieprzytomne uczennice, które powoli dochodziły do siebie. Piątka uczniów nie uczestniczyła jednak w ćwiczeniach, tylko w ciasnej grupce w rogu klasy prowadzili cichą rozmowę.
- Ale jak to możliwe, że mój patronus zmienił kształt? - Dziwił się Harry.
- Czytałam o tym. - Powiedziała od rzazu Hermiona. - Podobno taka sytuacja może zaistnieć, kiedy czarodziej zasadniczo się zmieni, bądź przeżyje duży wstrząs emocjonalny. Do ciebie odnosi się i jedno i drugie.
- W porządku, ale dlaczego akurat ponurak? - Zapytał David.
Reszta posłała mu znaczące spojrzenia. Jedynie Hermiona nie wiedziała, o co chodzi.
- Z kim mieszkasz? - Zmieniła temat Amy, zwracając się do brązowowłosej.
- Raczej z kim mieszkałam. - Mruknęła. - Z Ronem i Ginny.
- No to teraz przenosisz się do nas. - Powiedział wesoło Erik. - Chyba że ktoś ma coś przeciwko.
- Ja nie. - Powiedział szybko David.
- My też. - Uśmiechnął się Harry, wymieniając porozumiewawcze spojrzenia z Amy.
- Na pewno? Nie będę wam przeszkadzała? - Wahała się sama zainteresowana.
- Nie, ale mamy jeden warunek. - Powiedział Er.
- Jaki? - Zainteresowała się dziewczyna.
- Musisz nauczyć się oklumencji i to jeszcze dzisiaj. - Powiedział Harry poważnie.
- Co?! - Hermiona wytrzeszczyła oczy. - W jeden wieczór?! Przecież to niemożliwe!
- Dla nas nic nie jest niemożliwe. Wtedy dowiesz się o nas wiele więcej. - Powiedział Potter tajemniczo.
- Ale...
- Żadnego, ale. Chodźcie, mamy teraz transmutację. - Powiedziała Amy.
Cała piątka skierowała się pod klasę wicedyrektorki. Przerwa upłynęła im szybko. Widać było, że świetnie się dogadują. A Hermiona wyglądała na naprawdę rozluźnioną.
- Do klasy. - Powiedziała tylko McGonagall, kiedy pojawiła się tuż przed 12:00.
Wszyscy posłusznie spełnili jej polecenie.Amy usiadła z Hermioną, David z Erikiem, a Harry sam w ławce pomiędzy nimi.
- Drodzy uczniowie. - Zaczęła swoją mowę kobieta. - Chciałabym na wstępie uprzedzić was, że w klasie OWTM'ów nie będzie miejsca na jakiekolwiek braki. Kto nie będzie sobie radzić po prostu nas opuści. Zaczniemy od małej powtórki. Kto może mi powiedzieć wszystko o animagach? - Zgłosiła się piątka przyjaciół i Hanna Abbot. - Może pan Potter.
Harry przez następne pięć minut ciekawie omawiał zagadnienie, za co otrzymał 20 punktów.
- Dziś zajmiemy się przemienianiem przedmiotów martwych w ssaki. Później podniesiemy nieco poprzeczkę, ale jak na razie proszę zmienić swoje filiżanki w psy rasy Yorkshire Terier. Później to samo, tylko w drugą stronę. Zaczynajcie!
Rozdała każdemu filiżankę i wróciła za biurko. Elfy szybko wykonały zadanie i odprężeni czekali na resztę. Hermionie wyszło to za trzecim razem.
- Wspaniale. - Uśmiechnęła się profesor do piątki uczniów. - Każde z was otrzymuje 10 punktów.
Później mieli obiad, po którym udali się na trzecie piętro.
- Fajny obraz. - Powiedziała Hermiona, kiedy dotarli na miejsce.
- Walić dropsy. - Powiedziała Amy i wpuściła wszystkich do środka.
- Wow! Że też o tym nie pomyślałam! - Uśmiechnęła się brązowowłosa patrząc na wnętrze.
- Dostawimy ci łóżko. - Uśmiechnął się David.
Ustawił je w części sypialnej, tuż obok tego zajmowanego przez Amy.
- A moje rzeczy? Nie mogę tak po prostu tam wejść i ich zabrać. - Zmartwiła się dziewczyna.
- Spoko. Przywołamy je. - Uśmiechnął się Erik i machnął różdżką, a obok łóżka pojawił się zapakowany kufer.
- Dziękuję wam! - Uśmiechnęła się tamta.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top