Rozdział 6: Powrót do szkoły i niespodziewana zmiana
Ostatni tydzień wakacji minął przyjaciołom na totalnym opieprzaniu się. Jedynym pożytecznymi rzeczami, jakie robili, to walka mieczami dla zabawy i trening rano i wieczorem. Na 31 sierpnia zaplanowali imprezę, podczas której mieli ochrzcić statek i oblać koniec wakacji. Pociąg odjeżdżał o 11:00, więc Amy i David zabrali swoje bagaże i mieli nocować na wyspie. Oboje pojawili się dokładnie o 12:00.
- Cześć! - Przywitali się, Harry tak stęsknił się za elfką, że wziął ją na ręce i pocałował namiętnie.
- Skończyliście już? - Zniecierpliwił się Erik po około 3 minutach.
- Teoretycznie. - Odparła Amy z błogim uśmiechem na twarzy, kiedy odkleiła się od swojego chłopaka. - To jak chcesz ochrzcić to maleństwo? - Spytała klepiąc w burtę.
- Myślałem trochę nad tym, ale nie jestem pewny. Może Jolly Roger?
- Fajne. A masz jakiegoś szampana? - Zainteresował się David.
- A ty jak zwykle o jednym. - Harry pokręcił głową i pokazał mu wiszącą na sznurku butelkę.
- No to idziemy. - Obwieścił Erik i wszyscy zeszli na ląd po doczepionej kładce.
- I co ja mam mówić? - Zapytał Harry.
- A co się będziesz cackał? Jebnij tą butelką i idziemy na górę opijać koniec wakacji! - Wygłosił swoją opinię David.
- No to jedziemy. - Harry zamachnął się i z całej siły walnął butelką w kadłub. - Od dziś nazywasz się Jolly Roger! - Zwrócił się do statku. - To zaczynamy imprezę!
Po bardzo udanym wieczorze (patrz: schlanie się w trzy dupy, grupowe odśpiewanie wszystkich pijackich piosenek i zawody „Kto najdłużej utrzyma się na nogach") cała czwórka ocknęła się dopiero po 10:00, więc w pośpiechu zaczęli się ubierać. Harry, który z powrotem miał długie włosy założył czarną bluzkę, czarne spodnie i takiego samego koloru pelerynę ze złotą zapinką pod szyją. Zmniejszył wszystkie swoje bagaże do rozmiarów monet, włożył je do kieszeni, odesłał klatkę z Hedwigą do swojego dormitorium, a Vivian owinęła mu się wokół nadgarstka. Wyszedł z kabiny kapitana i zawołał.
- No ekipa! Gotowi?
- Tak jest! - Odkrzyknęli chórem.
Wszyscy ubrani byli tak samo, jak Harry.
- No to lecimy!
Zniknęli w obłokach czarnej mgiełki, by pojawić się w czarnym zaułku Londynu, niedaleko stacji Kings Cross. Na ich nieszczęście akurat trafili na jakiegoś pijaka, wpatrującego się w nich ze strachem.
- Czyń honory domu. - Zwrócił się Erik do Harry'ego.
Ten błyskawicznie rzucił na nieszczęsnego świadka zaklęcie zapomnienia. Cała czwórka szybkim krokiem skierowała się na peron 9 i ¾. Kiedy przybyli było dopiero za piętnaście jedenasta, więc zajęli przedział i ponownie wyszli na peron, wzbudzając strach wśród uczniów. O 11:55 pojawił się Zakon Feniksa i Weasley'owie. Widząc cztery postaci w czarnych pelerynach pospiesznie wyciągnęli różdżki.
- Nie bójcie się, nic wam nie zrobimy! - Powiedział ironicznie Erik.
Lupin chciał zapytać, kim są, ale oni zsunęli kaptury.
- Harry! Jak mogłeś nas tak wystraszyć?! - Krzyknęła pani Weasley.
- Przepraszam. Przedstawiam wam moich przyjaciół, Amy, Erik i David. - Ci skinęli głowami.
Przytłaczającą ciszę przerwał gwizdek, obwieszczający odjazd, więc po szybkim pożegnaniu cała siódemka wsiadła do wagonu.
- Idziemy? - Zapytał Potter.
- My z Ronem musimy iść do wagonu prefektów, a później będziemy patrolować korytarze. - Powiedziała Hermiona wyraźnie unikając przeszywającego spojrzenia zielonych oczu.
- A ja umówiłam się z Deanem. To pa! - Ginny również szybko się oddaliła.
- Coś ci twoi „przyjaciele" chyba się ciebie boją. - Zauważył Erik, kiedy rozsiedli się już w przedziałach.
Potter tylko wzruszył ramionami i położył się na kanapie, opierając nogi o ścianę obok drzwi, a głowę kładąc na kolanach Amy.
- Szczerze mówiąc, to mało mnie to ruszyło. Już nigdy nie będzie tak jak dawniej. Teraz mam was. - Pozwolił sobie na słaby uśmiech.
- Wreszcie gadasz do rzeczy. - Mruknął David. - To może nam opowiesz o tych waszych domach?
- Są cztery. Slytherin, Gryffindor, Ravenclaw i Hufflepuff. Dla przebiegłych tchórzy, odważnych i honorowych, kujonów i reszty. Tak w skrócie.
- To ja już nie wiem, gdzie chciałabym trafić. - Powiedziała Amy. - I tak źle i tak niedobrze.
- Nie martw się, na lekcję i tak będziemy chodzić razem, bo wszyscy wybraliśmy to samo, a szóstych roczników jest tak mało, że lekcje będą na 100% łączone. - Odparł Harry.
Podróż upłynęła im bardzo miło. Grali w pokera i eksplodującego durnia. Bawili się świetnie, a najbardziej, kiedy około 14:00 do ich przedziału wpadł Malfoy.
- Czego? - Warknął Erik, znad książki do eliksirów.
- Nawet nie wiesz, z kim rozmawiasz. - Odparł tamten podnosząc wysoko głowę.
- Z ulizanym ćwokiem, który wpakował mi się do przedziału? - Odparł elf, a reszta zaśmiała się głośno.
- Potter? To ty? Skąd wytrzasnąłeś tę pannę? Ile jej płacisz? - Zapytał złośliwie.
Harry uśmiechnął się i jednym ruchem różdżki zablokował drzwi, zasłonił je i rzucił na przedział zaklęcie uciszające. Arystokrata przestraszył się nie na żarty.
- Dlaczego to zrobiłeś? - Zapytał z przerażeniem wpatrując się w czarną różdżkę.
- A co? Boisz się? - Podszedł do niego i nachylił się, by patrzeć prosto w jego niebieskie oczy. - Nigdy więcej nie obrażaj mojej dziewczyny, bo może być to ostatnia rzecz, jaką zrobisz w życiu. - Odezwał się mrożącym w żyłach szeptem, który przyprawił wszystkich o gęsią skórkę. - Jasne? - Ślizgom pokiwał gorliwie głową i starał się jak najszybciej odwrócić wzrok. - Miło, że się rozumiemy. A teraz zejdź mi z oczu.
Fretka czym prędzej wybiegła przez odblokowane już drzwi, a przyjaciele zaśmiali się głośno.
- To było niezłe. - Przyznał David. - Skąd wytrzasnąłeś ten szept?
- Podchwyciłem u Aurelii. Robiła dokładnie to samo, kiedy chciała mnie przestraszyć. - Uśmiechnął się chłopak. - Ale nie ze mną te numery.
Z lubością powrócił do dawnej pozycji i chwycił książkę o czarno magicznych klątwach wampirów. Reszta podróży upłynęła spokojnie, a najdziwniejsze było to, że przez całą drogę nie pojawili się Ron i Hermiona.Wyszli na ciemny peron i Harry od razu zauważył brak swojego olbrzymiego przyjaciela.
- Ciekawe, co się stało z Hagridem. I czemu pierwszoroczni jadą z nami w powozach? - Zastanawiał się głośno, kiedy jechali do zamku.
Przeżył jeszcze większy szok, kiedy zobaczył, że w Wielkiej Sali nie ma zwykłych czterech stołów, tylko wiele małych.
- Co to ma kurwa być? - Warknął osłupiały.
Razem z resztą elfów zajął stolik w najdalszej, najbardziej oddalonej od nauczycieli części sali. Następni uczniowie byli tak zaskoczeni zmianą wystroju, że stanęli jak słupy soli i dopiero interwencja profesor McGonagall zlikwidowała korek. Wśród braci uczniowskiej wrzało jak w ulu.
- Ciekawe, co też stary Drops wymyślił? - Zastanawiał się głośno Erik.
- Tamtej czwórki, co siedzi po lewej, nie znam. - Wtrącił Potter, wskazując głową na stół nauczycielski.
- To chyba nauczyciele od Uzdrowicielstwa, Walki Wręcz, Zaawansowanych Zaklęć Obronnych, Podstaw Prawa Czarodziejskiego i OPCM. - Wywnioskowała Amy.
- Długo jeszcze? Napiłbym się czegoś. - Jęknął Erik.
- Muszę cię rozczarować, tu nie podają alkoholu. - Powiedział Harry, który ze skrzyżowanymi rękami leniwym wzrokiem patrzył, jak uczniowie się schodzą.
- No coś ty?! To mamy się sami obsłużyć? - Na żarty przeraziła się Amy.
Reszta zaśmiała się głośno i David wyczarował kilka butelek podrasowanego kremowego piwa.
- To ja rozumiem. - Uśmiechnęła się dziewczyna.
Wydawali się najbardziej rozluźnieni, więc coraz więcej ludzi na nich spoglądało. Na szczęście po chwili wstał Dumbledore, by zacząć swoją przemowę.
- Witam was, moi drodzy uczniowie. Zaczynamy kolejny rok, mam nadzieję owocnej współpracy. - Harry udał, że wymiotuje, a reszta elfów z trudem powstrzymała śmiech. - Pragnę przedstawić wam najpierw nowych nauczycieli. Stella Williams. - Wstała wysoka szatynka. - Nauczać będzie Obrony Przed Czarną Magią. Vincent Cannon, Podstaw Prawa Czarodziejskiego. - Czarnowłosy mężczyzna skinął głową. - Angelina Fight, Walki Wręcz oraz Zaawansowanych Zaklęć Obronnych. - Uśmiechnęła się młoda kobieta o niebieskich włosach i wyglądzie buntowniczki. - A Uzdrowicielstwa, Natalie Escudo. - Powstała kobieta z rudym warkoczem. - Mam dla was jeszcze kilka informacji. Po pierwsz, wstęp do Zakazanego Lasu będzie surowo karany. Po drugie, przypominam, że bójki na korytarzach są zabronione. Po trzecie, jak pewnie zauważyliście, zniknęły stoły czterech domów.
- Trudno było nie zauważyć. - Mruknęła Amy.
- Otóż w tym roku zlikwidowaliśmy podział. Nie ma czterech domów, a podzieleni zostaniecie rocznikami. W tym roku zlikwidowana została jedna ze szkół, dlatego do starszych klas doszło kilku uczniów. Mam nadzieję, że przywitacie ich ciepło. - Staruszek uśmiechnął się dobrotliwie. - Jeśli chodzi o dormitoria, to zostają one zlikwidowane. Na każdym stoliku pojawi się hasło i mapa, która pokaże gdzie dana grupa ma sypialnię. Mam nadzieję, że pomysł się sprawdzi i skończymy z tymi dawnymi podziałami. A teraz wsuwajcie!
- A to się Drops popisał. - Skwitował Harry. - Przecież to idiotyczne. Teraz będzie jeszcze gorzej.
- Nie narzekaj przynajmniej będziemy mieli swoją sypialnię. - Uśmiechnął się Erik i zabrał za konsumpcję pieczeni.
Podczas uczty mieli niezłą zabawę i opróżnili kilkanaście butelek podrasowanego kremowego piwa.
- A...ten no...nie myślicie, że nie powinniśmy...pić... przy kolacji? - Wykrztusiła Amy, pociągając kolejny łyk ze swojej butelki.
- No coś ty? Widzisz, jeszcze nikt nam nic nie powiedział. Ja błogosławię nasze zdolności do unikania kaca. - Powiedział Harry, który, choć wypił najwięcej z całej czwórki, to trzymał się całkiem nieźle.
- Popieram. - Wykrztusił David.
- Ty, ludzie się zbierają. Podnosić dupska i idziemy. - Powiedział Potter i ostrożnie wstał.
Przez chwilę łapał równowagę, podobnie jak reszta i wziął w jedną rękę butelkę, a w drugą mapę. Klucz miał w kieszeni.
- No ekipa, to mamy przed sobą niezłą jazdę. Na trzecie piętro - Powiedział przyglądając się pergaminowi.
- O cholera. A jak się spierdzielimy ze schodów albo nas złapie ten twój nietoperz? - Zapytał Erik, łapiąc się krzesła, żeby nie upaść.
- Nie będzie tak źle. Chodźcie, nóżka za nóżką, do przodu. - Powiedział David.
Po chwili byli już w tłumie rozgadanych uczniów. Na drugim piętrze, usłyszeli za swoimi plecami.
- Hej, jak wy wyglądacie! - Z lekkim trudem odwrócili się i ujrzeli zmierzającego w ich stronę Snape'a.
- Ja pierdolę. - Mruknął Potter. - Wpadliśmy.
- Potter, może z łaski swej przedstawisz mi swoich przyjaciół?
Nauczyciel uśmiechnął się złośliwie widząc jak Erik łapie się ściany, żeby nie upaść. Harry postanowił się zabawić na tyle, na ile pozwalał mu lekko zamroczony umysł.
- Dobry wieczór profesorze! Przedstawić ich? To te... - Odwrócił się w stronę reszty (tzn. w stronę ściany) i zapytał teatralnym szeptem. - Jak wy się nazywacie?
- Veith, Bartholdy, Brown. - Odszeptała mu Amy.
- Veith, Bartholdy, Brown. - Powtórzył Potter, odwracając się do zdenerwowanego Mistrza Eliksirów.
- Bardzo mi miło. - Syknął.
- Nam też. - Wtrącił Erik.
- To nie zmienia faktu, że włóczycie się po szkole w stanie wskazującym. - Mówił Nietoperz.
- Wskazującym na co? - Zapytał bezczelnie David.
- Na spożycie alkoholu.
- My? - Zapytali chórkiem, jakby im ktoś powiedział, że zostali wybrani na Miss World.
- Nie, ja. - Mruknął. - Nie denerwujcie mnie. Szlaban dla wszystkich, jutro w moim gabinecie.
- Fajnie. Możemy już iść? - Zapytał Harry, jakby to go w ogóle nie obeszło.
- Tak, wracać do pokoju. - Powiedział na koniec mężczyzna i „odpłynął" straszyć innych.
- No, załoga. Idziemy.
Ich sypialnia znajdowała się w oddolnym, nieużywanym korytarzu za obrazem przedstawiającym kwiecistą łąkę i stojącą na niej dziewczynkę w różowej sukni.
- Okropny. - Stwierdziła Amy. - Słoneczny dzień.
Obraz się odsunął ukazując wejście do dużej sali, w której stały cztery łóżka, stół, cztery fotele, kanapa i rzeźbiony kominek. Były tam trzy duże okna i drzwi prowadzące do białej łazienki, a ściany pomalowane były na jasne, pastelowe kolory.
- Okropne. - Powtórzyła Amy i rzuciła się na pierwsze łóżko.
- Jutro zrobimy z tym porządek. - Ziewnął Harry i za jej przykładem zajął sąsiednie łóżko.
Obudzili się o 6:45 całkowicie wypoczęci.
- Myślicie, że przeżyjemy trzeźwo chociaż jeden wieczór? - David zadał pytanie retoryczne.
- Myślę, że można nad tym popracować. No laski, trzeba dostosować to otoczenie!- zarządziła Amy.
Pół godziny później ściany miały krwistoczerwony kolor, podłogę pokrywały czarne płytki, okna zyskały bordowe zasłony, łóżka zaś zieloną jedwabną pościel z mahoniowym wykończeniem, podobnie jak reszta mebli. W ogóle całe pomieszczenie podzielone było na dwie części, sypialną i mieszkalną. Obie zostały magicznie powiększone. Łazienka wyłożona była niebieską mozaiką, a wyczarowany barek odpowiednio zaopatrzony.
- Pięknie, teraz da tu się mieszkać. - Uśmiechnął się Potter. - Vivian? Żyjesz?
Wczorajszego wieczoru jego pupilka również otrzymała swoją porcję napoju wysokoprocentowego.
- Tak, ale ledwie. Nigdy więcej nie pozwól mi pić tego, co ty. - Zasyczała, wypełzając spod łóżka.
- Czyżby twoja przyjaciółka wciąż odczuwała skutki wczorajszego rozpoczęcia roku? - Zapytała Amy patrząc jak jej chłopak daje zwierzątku trochę zielonego eliksiru.
- Tak, zaklina się, że już nigdy nie będzie pić. - Uśmiechnął się Harry. - Idziemy na śniadanie?
- Jasne, picie strasznie wzmaga apetyt. - Zaśmiał się David i cała czwórka odwróciła się do obrazu.
- To też trzeba zmienić. Macie coś odpowiedniego? - Zapytał Erik.
- Ja mam. Co prawda chciałem to powiesić na Jolly Roger, ale już poświęcę.
Potter przywołał kupiony przez siebie obraz. Przedstawiał pentagram, przed którym z rękami założonymi za głowę stał duch dziewczyny piratki.
- Cześć, jestem Lilka. - Przywitała się z nimi. - To, jakie mamy hasło?
- Walić dropsy? - Podsunęła Amy.
- Świetnie. - Zgodził się Harry i cmoknął swoją dziewczynę w policzek. - Niech będzie. Chodźcie już na to śniadanie.
- A co z tym? - Erik wskazał oparty o ścianę portret dziewczynki w różowej sukience.
- A spal to w cholerę. - Powiedział David i jednym ruchem różdżki podpalił płótno.
- Coś słabo się jara.
Erik polał go benzyną z różdżki. O pięciu minutach pozostał tylko popiół, który usunęła Amy.
- Oj, Hogwarcie, strzeż się. - Mruknął Harry, objął dziewczynę i z resztą przyjaciół ruszył do Wielkiej Sali.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top