Rozdział 4: Nowe życie

Harry bardzo szybko przyzwyczaił się do swojego nowego wyglądu i umiejętności. Miał bardzo czułe zmysły, kocią zwinność i odporność na alkohol. Zaraz po przemianie przeszedł coś na podobieństwo kursu szpiegowskiego. W jego skład wchodziło m.in.: nauka poruszania się i walki w ciemnościach, teleportacja zwykła i elfia (bezszelestne pojawianie się w obłoku czarnej mgiełki, niepodlegająca żadnym blokadom), posługiwanie się bronią palną, walki wręcz, włamywania się, aktorstwa i wielu innych. Nawet nie spostrzegł, a już minął rok nauki.


W drugim miał znacznie więcej pracy, bo uczył się magii starożytnej, bezróżdżkowej (podstawowe zaklęcia opanował sam na początku), elfickiej, wampirzej oraz niewerbalnej.


Bardzo zżył się ze swoimi przyjaciółmi, a do Amy czuł coś więcej, ale nie był pewny jej reakcji. Na szczęście cała trójka przenosiła się do Hogwartu, a dodatkowo Erik miał mieszkać z Harry'm na Nokturnie. Miał również bardzo dobry kontakt z Aurelią, która była dla niego jak starsza siostra. I to dość sporo starsza, bo udało mu się podstępem wypytać ją o jej wiek. Miała 107 lat, przy czym średnia długość życia Mrocznego Elfa to 500 lat.


Potter niesamowicie się zmienił. Miał teraz włosy do ramion, wysportowane ciało, około 185 cm wzrostu i poważniejszą twarz. Ale nie tylko z wyglądu był nie do poznania. Stał się jeszcze większym buntownikiem i luzakiem, a jednocześnie wiele rzeczy brał naprawdę poważnie.


Ostatni dzień pobytu młodych elfów w twierdzy miał być zarazem dniem ich zaprzysiężenia. Ceremonia miała rozpocząć się o 15:00, więc za dziesięć stanęli przed wrotami do Głównej Sali, w której odbywały się posiłki.


- Wydygani?* - Zwrócił się David do reszty.


- Nie, wcale. - Mruknął ironicznie Harry.


- No, droga młodzieży, gotowi? - Nareszcie w drzwiach pojawił się Ludwig.


Byli tak zdenerwowani, że skinęli głowami i w milczeniu ruszyli za mężczyzną. Na końcu sali stała Aurelia w srebrnej sukni i z diademem na głowie.


- Drodzy przyjaciele. - Zaczęła dźwięcznym głosem. - Dziś do naszej społeczności oficjalnie dołączy ta oto czwórka młodych wojowników. - Teraz zwróciła się bezpośrednio do nowicjuszy. - Połóżcie prawe ręce na sercach i odpowiadajcie na moje pytania. Czy przysięgacie, bez względu na okoliczności, pozostać wiernymi jasnej stronie i Mrocznym Elfom?


- Przysięgamy. - Odpowiedzieli chórem.


- Czy przysięgacie dołożyć wszelkich starań, by ciemna strona upadła?


- Przysięgamy.


- Czy przysięgacie strzec tajemnic Mrocznych Elfów, choćbyście mieli przypłacić to życiem?


- Przysięgamy.


- Wasza przysięga zostaje zapisana i zapieczętowana. Przyjmijcie symbole naszej potęgi.


Podała każdemu inną różdżkę. Harry miał mahoniową, prawie czarną, Amy jasną, klonową, David wiśniową, a Erik z drzewa różanego. Później każdy dostał czarny miecz ze srebrnymi liśćmi na rękojeści, łuk, kołczan, strzały i srebrny wisiorek na czarnym rzemyku w kształcie liścia.


- Zostaliście oficjalnie W odpowiedzi włączeni do naszej wspólnoty. - Aurelia uśmiechnęła się pięknie. - Niech rozpocznie się uczta!


Czwórka przyjaciół skłoniła się jej z szacunkiem i zajęła mały stolik w najdalszym końcu sali.


- No to jesteśmy elfami! - Stwierdziła Amy, wyczarowując butelkę białego wina i nalewając go do czterech kieliszków.


- Jak bum, cyk, cyk. - Potwierdził Harry i wszyscy się zaśmiali. - Jutro wracamy na stare śmieci. - Jakby trochę się zachmurzył. Nie chciał rozstawać z Amy. - „No dalej, łosiu. Zaproś ją na spacer!" - Popędzał sam siebie. W końcu zdołał rzucić jakby od niechcenia. - Idę się przejść, Amy idziesz ze mną? - Serce waliło mu jak oszalałe, choć wcale nie dał tego po sobie poznać.


- Jasne. Cześć chłopaki. - Uśmiechnęła się dziewczyna.


Erik i David pokazali Harry'emu, za jej plecami, zaciśnięte kciuki. Już od dawna wiedzieli, że między tą dwójką coś iskrzy. Tymczasem oni udali się na dach jednego z budynków, gdzie urządzony był piękny, wiecznie zielony ogród.


- Amy... - Zaczął niepewnie Harry.


- Tak? - Dziewczyna okazała uprzejme zainteresowanie, choć w środku już nie mogła się doczekać, co ten chce jej powiedzieć.


- „No dalej! Zapytaj ją!" Bo ten...ja cię chciałem zapytać... czy zostaniesz moją dziewczyną? - Mimowolnie wstrzymał oddech, sekundy wlokły mu się jak godziny.


Nagle Amy rzuciła mu się na szyje, prawie zwalając go z nóg. Wreszcie odetchnął i odciągnął ją od siebie, by spojrzeć jej w oczy


- Czy to znaczy: tak? - Uśmiechnął nieszelmowsko.


- Jasne! Nie wiesz, jak długo na to czekałam! - Uśmiechnęła się elfka.


Złapała za rękę swojego chłopaka i wrócili do Głównej Sali, gdzie powitały ich brawa dwójki chłopaków.


- No wreszcie! - Westchnął Erik. - Trzeba to oblać!


- Jestem za, ale może przywołacie swoje bagaże i spędzimy tę noc u mnie? - Zaproponował Potter, a wszyscy z chęcią na to przystali.


Po dziesięciu minutach spotkali się pod drzwiami jego kwatery i rozsiedli w nowoczesnym salonie, w którym znaleźli mnóstwo pełnych (jeszcze) butelek. Zapowiadał się miły wieczór.


***


- Hej, ekipa! Wstawać, za chwilę wracamy do chorej rzeczywistości! - David obudził się pierwszy, więc to on musiał ocucić resztę.


- Już wstałem. - Mruknął Harry, rozciągając sobie zdrętwiałe mięśnie.


Spanie z głową i nogami zwisającymi z oparć fotela nie należy do najbardziej komfortowych form wypoczynku.


- Spakowani? Bagaże w kieszeniach? - Upewniła się Amy.


- Ta. - Przyznał Erik. - Przydałoby się jakieś śniadanie.


- Nie ma sprawy. - Uśmiechnął się Harry. - Arabesko! Śniadanie dla czterech osób, proszę


- Tak, sir.


Skrzatka pstryknęła palcami i na stoliku, zamiast pustych butelek stała taca z dżemem i tostami. Po posiłku nadszedł czas pożegnania.


- Będę tęsknić. - Amy przytuliła najpierw Davida, później Erika, a na koniec wylądowała w ramionach Harry'ego.


- Ja też. - Szepnął i złożył na jej ustach gorący pocałunek.


Erik chrząknął znacząco.


- Chyba musimy już lecieć. Piszcie. - Podał dłoń Davidowi i cała czwórka zniknęła w obłokach czarnej mgły.


Harry i Erik pojawili się w ciemnym zaułku, niedaleko „Parszywej Dziury". Wpadli do ich pokoju i walnęli się na łóżko.


- Musisz dać znać Trzmielowi, że jesteś cały. - Podsunął Erik.


- Er, daj spokój. Zakonowi, owszem, ale tego pie...kielnego Dropsa mam gdzieś. Rzuć jakimś piórem. - Po chwili namysłu Potter napisał taką oto wiadomość:


Drogi Zakonie

Jak łatwo można się domyślić, ze mną wszystko w porządku. Wróciłem z„wakacji" i znów jestem w Anglii. Możecie odesłać mi Hedwigę.

Pozdrowienia

HarryPotter


- Dobra, to wysyłamy. - Potter machnął ręką, a kartka zniknęła i pojawiła się nad stołem w kuchni Kwatery Głównej. - Mam kilka spraw do zrobienia. Dużo myślałem i postanowiłem kupić jakąś chatę, pomożesz?


- Jasne. - Uśmiechnął się Er. - To chodź, znam fajne miejsce, gdzie można znaleźć odpowiednie oferty, ale najpierw musimy się przebrać. - Wciąż byli w zielonych szatach.


Po piętnastu minutach obaj mieli na sobie białe, lniane spodnie, czerwone bluzki bez rękawów i srebrne wisiorki, otrzymane na zaprzysiężeniu.


- Ty, ten liść wygląda jak gandzia.* - Uśmiechnął się Harry, odgarniając włosy z czoła. - No to idziemy.


Wyszli na ciemną ulicę i skierowali się do małego sklepiku. Weszli i nie fatygując się jakimiś formami grzecznościowymi opadli na dwa krzesła stojące przed biurkiem.


- Słucham, w czym mogę pomóc? - Zwrócił się do nich pośrednik z wymuszonym uśmiechem na twarzy.


- Szukam dużego domu, niekoniecznie w dobrym stanie. Musi być mroczny i mieć klimat. Najlepiej na jakimś odludziu. Cena nie gra roli. - Wyjaśnił swoje wymagania Potter.


- Widzę, że wie pan, czego chce. Doskonale. Chyba mam coś, co powinno pana zainteresować.


Machnął różdżką i przywołał trzy teczki dokumentów. Wyciągnął z nich zdjęcia i podsunął Harry'emu. Pierwszy był w porządku, ale był za blisko miasta. Drugi znajdował się na kompletnym odludziu, ale nie można było dokupić koło niego gruntu, a trzeci okazał się idealny. W sumie, to nie był dom, tylko...statek. Czarny statek. W opłakanym stanie, ale da się coś z tym zrobić.


- Wspaniały. A gdzie jest haczyk? - Uśmiechnął się Potter słodko.


- Według legendy był to statek samego Set'a. Podobno nałożył na niego klątwę, że tylko jego potomek może go posiąść. No i trzeba go kupić razem z Death's Island.


- Wyspa śmierci? Podoba mi się. - Wtrącił Erik. - A cena?


- No jak dla panów to może być 100 000 galeonów. - Powiedział słodko pośrednik.


- Ha, ha, ha. - Zaśmiał mu się w twarz Harry. - Bujać to my, ale nie nas. Od dawna chce się pan tego pozbyć. Nie dam więcej niż 50 000.


- Umowa stoi. - Zgodził się szybko mężczyzna.


- To ja lecę po kasę, a Erik pomoże panu przygotować umowę. - Uśmiechnął się Potter i udał się w stronę banku.


Po niezbyt miłym przywitaniu z goblinami stanął przed drzwiami swojej skrytki. Kiedy mały stwór otworzył ją, Harry wykrztusił tylko.


- O kurwa. - Szybko się jednak otrząsnął i zwrócił do goblina. - Skąd tu się tyle tego wzięło?


- Wczoraj zakończyło się postępowanie spadkowe po niejakim Syriuszu Black'u. Cała fortuna Black'ów przypadła panu. - Wyjaśnił.


Rzeczywiście, można to było nazwać fortuną. Cała skrytka była wielkości Wielkiej Sali i po brzegi wypełniona była złotem.


- No dobra, to zaszalejmy. - Harry aż zatarł ręce. Szybko coś policzył i powiedział. - Dawaj tu 60 000 galeonów i sprzedaj mi 60 000 dolarów.


Po 15 minutach Harry wyszedł z banku bardzo zadowolony i szybko wrócił, by podpisać umowę.


- Już pan jest? My właśnie skończyliśmy. - Uśmiechnął się sztucznie sprzedawca.


- No dobra, dawaj pan te papiery i się zmywam.


Rzucił mu na stół worek złota i szybko podpisał dwa egzemplarze umowy. Po chwili wyszedł z Erikiem ze sklepu i wrócili do hotelu.


- To, co teraz robimy? - Zainteresował się chłopak.


- Nie uwierzysz, Syriusz zostawił mi całą fortunę Black'ów! Jedziemy do Stanów, a później na wyspę, ale najpierw jedziemy do OCC.


- A co to ma niby być? - Zdziwił się Er.


- Orange County Choppers. - Wyjaśnił Harry z szelmowskim uśmiechem na twarzy.


- Ja pierdole!!! Chcesz kupić choppera!? - Krzyknął.


- Lepiej, zamówić. No, ale nie gap tak na mnie, tylko lecimy. - Uśmiechnął się Harry, złapał kolegę za ramię i zniknął w obłoku czarnej mgiełki. Stali przed dużym, białym budynkiem.


- No to zaczynamy. - Uśmiechnął się Harry i wpadł z hukiem do warsztatu.


- Gdzie jest szef!? - Krzyknął w stronę pracującego przy jakimś sprzęcie Ricka (u mugoli oglądał program o nich).


- W gabinecie. - Odkrzyknął mężczyzna nie podnosząc wzroku.


Potter od razu podszedł do ciemnych drzwi i walnął w niekilkakrotnie pięścią.


- Kto się tu tak, kurwa, tłucze?! - Z gabinetu wyleciał Paul Sr.


- Klienci. - Uśmiechnął się Harry.


Bezceremonialnie wpakował się do biura i walnął na czarną kanapę. Senior przez chwilę oniemiał, ale szybko odzyskał dawny animusz.*


- Klienci? - Spojrzał sceptycznie na młodzieńców.


Harry uśmiechnął się i wyciągnął z kieszeni 60 000 dolarów. Paul uśmiechnął się i przez telefon sprowadził Juniora.


- Może najpierw się przedstawimy? - Zaproponował Paul Jr. - Paul Teutul Junior.


- Harry Potter.


- Erik Veith.


- Paul Teutul Senior. Więc rozumiem, że chciałbyś kupić motor.


- Nie, chciałbym zamówić choppera. - Sprostował Potter.


- Ciekawe, a masz jakieś pomysły? - Zainteresował się Junior.


- Tak, to może my przejdziemy do odpowiedniego sprzętu, a mój przyjaciel z panem Seniorem załatwią formalności? - Zaproponował.


- Wyśmienicie, no to chodźmy.


Potter zostawił pieniądze przyjacielowi i ruszył za Paulem do gabinetu Justina. Tam Potter podał mu wyczarowany przez siebie rysunek i razem zastanowili się nad poprawkami. Ostatecznie motor będzie długi, ale bez przesady, rama będzie czarna, silnik i rury chromowane, na baku będzie rysunek przedstawiający ponuraka, szczerzącego kły, a po bokach mają być białe skrzydła. Na tylnym błotniku ma być namalowany rysunek, przedstawiający świecące, czerwone oczy widoczne z jakby rozdarcia w blasze. Pod motorem mają być zamontowane czerwone lampy, podświetlające asfalt podczas jazdy. Wydech miał być długi, a rury na końcu ostro zadarte ku górze. W komputerze wyglądał obłędnie.


- Ile mamy czasu? - Zapytał Junior.


- Jak najmniej. Nie więcej niż tydzień. - Powiedział Harry.


- Daj nam trzy dni. - Uśmiechnął się Paul.


- Zgoda.


Potter uścisnął chłopakowi rękę i razem z nim wrócili do biura, gdzie Erik właśnie podpisywał umowę.


- No to widzimy się za trzy dni.


Chłopcy pożegnali się i wyszli przed warsztat, by w pobliskim lesie deportować się do hotelu.


- To teraz jedziemy na Death's Island? -Zapytał.


- Tak, ale najpierw ściągnijmy Amy i Davida to pomogą nam doprowadzić tę łajbę do odpowiedniego stanu. To ty ich ściągnij, a ja lecę już na wyspę. To na Karaibach, wiesz?


- Tak, mam namiary. Widzimy się za chwilę.


I po chwili obaj zniknęli w obłokach czarnej mgiełki.


Rzeczywistość całkowicie przerosła oczekiwania młodego Potter'a. Statek prezentował się wspaniale, a wyspa była naprawdę piękna. Stał i wpatrywał się w łajbę, dopóki obok niego nie pojawili się jego przyjaciele.


- Wow. - Wykrztusiła Amy.


- Niesamowity. - Dodał David.


- Zajebisty. - Uśmiechnął się Erik. - To, od czego zaczynamy?


- Najpierw trzeba wywalić wszystko, co tu jest zbędne, zostawicie gołe ściany i załatajcie wszystko tak jak trzeba. - Zarządził Harry.


- Tak jest, panie kapitanie! - Zasalutowała zabawnie Amy i po chwili pojawiła się na pokładzie.


Pod nim znajdowały się jeszcze cztery piętra. Sprzątanie zajęło im godzinę. Uśmiechnięci i brudni zebrali się na samej górze, by stanąć przy planie, wyczarowanym przez właściciela.


- To, jaki mamy plan? - Zapytała Amy, pociągając zdrowy łyk kremowego piwa.


- Sam dół bierzesz ty, Erik, dzielisz na pół. W jednej ma być sala treningowa, a drugą możesz powiększyć i ma się tam zmieścić dziesięć sypialni z łazienkami. Wyżej będzie kuchnia, jadalnia i pracownia eliksirów. - Tu spojrzał na Davida, który skinął głową. - Tuż pod pokładem robimy salon i bibliotekę. Amy, książki skopiujesz z biblioteki w mojej kwaterze w Twierdzy. Hasło to „Śmierć Gada". - Elfka uśmiechnął się i skinął głową. - Ja zajmę się tym, co na zewnątrz i kabiną kapitana. No to załogo, do dzieła.


To urządzanie zajęło im pięć godzin, tak, że skończyli akurat o zachodzi słońca. Cały statek był nie do poznania. W środku wyglądał na najnormalniejszy pałac. Wszystko w nowoczesnym stylu. Ściany były ciemnozielone, karmazynowe i fioletowe. Podłogi z paneli z mahoniu i drzewa wegna. Mało okien i niepowtarzalny charakter. Meble z metalu i szkła.


- Pięknie nam to wyszło. - Przyznała Amy. - Co nie zmienia faktu, że jestem cholernie głodna.

- To się dobrze składa, bo przygotowałem małą niespodziankę.


Potter machnął ręką i na pokładzie pojawił się suto zastawiony stół i kilka skrzynek różnych trunków.


- Parapetówa! - Krzyknął David i wszyscy się zaśmiali.


- Nie tylko. - Uśmiechnął się Harry. - Dziś rozpoczynam nowe życie.




* Wydygani - Przestraszeni

*Gandzia - Maryśka, Marihuana

*Animusz - Zapał, pewność siebie, rezon

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top