Rozdział 26: Bardzo wybuchowy sylwester

 - Następna taka koniunkcja będzie miała miejsce... - Przyjaciele nachylili się nad nią.* - Piętnastego kwietnia nowego roku. - Wszyscy odetchnęli z ulgą. - Mamy niesamowite szczęście.


- No, to trzeba przyznać. - Uśmiechnął się Potter i jakby go olśniło. - Prezenty!


Wszyscy spojrzeli w stronę choinki, pod którą leżał stos paczek.


- Panie mają pierwszeństwo. - Uśmiechnął się David.


Dziewczyny uklękły obok drzewka. Amy dostała od Harry'ego piękny komplet biżuterii, bransoletkę złożoną z kilkunastu małych różyczek zrobionych ze srebra i czarnego kamienia oraz naszyjnik z wisiorkiem przedstawiającym powiększoną wersję róż z bransoletki.


- Aaaa! Dziękuję, kochanie! - Krzyknęła Amy i rzuciła się na szyję ukochanego.


Hermiona dostała od niego flakonik perfum w wymyślnym opakowaniu. Amy wzbogaciła się jeszcze o kolczyki pasujące do kompletu od David'a oraz Erik'a płytę DVD z jeju lubionym filmem „Jeździec bez głowy".


Hermiona również się obłowiła. Od Erik'a dostała piękny obraz na ścianę w stylu popart przedstawiający niebieskiego diabełka na czarnym tle, od David'a piękny zegarek, a od Amy fioletową torebkę Pierre Cardin. Chłopcy nie żałowali.


Harry dostał piękne orle pióro od Erik'a, kopię złotego znicza* od David'a i Hermiony oraz piękną kuszę z drzewa żelaznego od Amy.


David za to od Hermiony dostał srebrny sztylet, od Erik'a książkę „Najniebezpieczniejsze rośliny i jak ich unikać", a od Harry'ego i Amy pałkę i kopię tłuczka.*


Przygotowania do sylwestrowej zabawy szły bardzo dobrze, choć młodzież nie tylko tym się zajmowała. Chodzili do pobliskiego miasteczka, jeździli na łyżwach, a raczej próbowali się tego nauczyć, grali w Monopoly, gdy zauważyli tę grę w pewnym sklepie z zabawkami i bardzo im się spodobała albo spędzali miłe wieczory przy kominku pijąc grzane wino. Na zabawie sylwestrowej mieli zjawić się wszyscy ich przyjaciele. Aurelia, Ludwig, Erik, Daniel, Bezimienna, Isabel, Victis i Helen mieli pojawić się trzydziestego pierwszego grudnia o 15:00, ale już o 13:00 wszystko było gotowe na przyjęcie gości.


Dochodziła 14:00, gdy leżeli na lub przy kanapie.


- Nudzi mi się. - Jęknęła Amy leżąc na kanapie. - Poróbmy coś.


- A co? - Spytał zainteresowany David.


- Nie wiem. - Ziewnęła dziewczyna. - Może pograjmy w pokera, póki nie ma reszty?


- A na co? - Zainteresował się zaraz Harry.


- Jak to „na co"? - Zdziwił się David. - Na zrzucanie ciuszków, nie?


- Może być. - Uśmiechnęła się Hermiona.


Obie dziewczyny miały na sobie tyle drobiazgów, że mogły czuć się bezpiecznie.


- No to gramy! - Uśmiechnęła się Amy.


Wyczarowała talię kart i zajęła swoje miejsce na dywaniku przed kominkiem. Uśmiechnęła się diabelnie i sprawnie rozdała karty. Już po chwili na kanapie wylądowały pierwsze części garderoby.


Po godzinie Harry siedział w samych spodniach, David miał na sobie tylko bokserki i skarpetki, a dziewczyny pozbyły się jedynie kilku bransoletek oraz innych ozdób i nieźle się bawiły. Kiedy David przegrywał kolejną partię, usłyszeli pukanie do drzwi.


- Ja otworzę! - Zaoferował się Harry. - To pewnie kolędnicy.


Niestety przeliczył się. W drzwiach stali Aurelia, Erik i Ludwig.


- No, widzę, że zaczęliście bez nas. - Zażartowała kobieta, patrząc na strój swojego byłego ucznia.


- Hahaha, można tak powiedzieć! - Uśmiechnął się chłopak i szybko włożył koszulkę i luźny krawat. - Nudziło nam się, więc zaczęliśmy grać w pokera. Napijecie się czegoś?


- Ja poproszę koniak. - Uśmiechnął się Ludwig.


- Mi wystarczy kieliszek wina. - Powiedziała Aurelia.


Goście powoli się schodzili, a zabawa się rozkręcała.


O 23:50 ubrali się ciepło i z kieliszkami oraz butelką szampana wyszli przed dom, żeby obserwować pokaz sztucznych ogni w mieście leżącym u podnóża góry. Oczywiście nie obyło się bez symbolicznego odliczania.


- Trzy!...dwa!...jeden...! Szczęśliwego Nowego Roku!


Krzyknęli wszyscy razem.gdy stali w parach objęci i obserwowali sztuczne ognie. Harry z hukiem otworzył szampana.


- Kocham cię i mam nadzieję, że ten nowy rok przyniesie ci tylko szczęśliwe chwile. - Szepnęła Amy do swojego chłopaka.


- Jeśli będziesz ze mną to na pewno tak będzie. - Powiedział Potter i pocałował ją w usta.


Po chwili powrócili do oglądania pokazu sztucznych ogni, kiedy nagle niebo rozjaśnił znak niepodobny do zwykłych fajerwerków. Setki drobnych zielonych migocących gwiazdek tworzyły na niebie niegasnący znak. Mroczny Znak...


- Cholera jasna, nawet w nowy rok* nie dadzą ludziom spokoju! - Mruknął Victis i zmienił szatę na krwistoczerwoną. - To lecimy na dół?


- Jasne! - Powiedziała Aurelia. - Jak zmienimy ciuchy łatwiej nam się będzie rozpoznać. - Wyjaśniła jeszcze reszcie. - Różdżki w pogotowiu i nie oszczędzamy nikogo!


Jednocześnie zniknęli, żeby pojawić się kilkaset metrów dalej w lesie obok miasteczka. Już stąd słyszeli przerażone krzyki kobiet i dzieci.


- Grupujemy się. Ja, Helen, Hermiona i David na lewo. Daniel, Bezimienna, Isabel i Erik na prawo, a Harry, Aurelia, Amy i Ludwig w środek. - Zarządził Victis.


Szybko dobrali się grupami i ruszyli w wyznaczonych kierunkach. Małe miasteczko oświetlone było latarniami i milionami świątecznych lampek oraz innych dekoracji. Poza tym na samym środku rynku widać było płonące szczątki czegoś, co jeszcze pięć minut wcześniej było sceną. Wśród przerażonych mugoli i kilkunastu czarodziei wyraźnie wyróżniały się postacie w czarnych szatach z maskami na twarzach. Nie wyglądali oni jednak jak Śmierciożercy. Pomimo tego grupa wyszkolonych wojowników rzuciła się w wir walki.


Starali się nie używać magii, żeby się za bardzo nie zmęczyć. W powietrzu latały strzały, shurikeny i sztylety. Słychać było krzyki zaskoczonych Śmierciożerców i odgłosy stali błyskawicznie przecinającej powietrze. Walka była niesamowicie zażarta, a Śmierciożerców więcej niż przypuszczali.


W końcu wszystkie trzy grupy tworzyły koło i plecami do siebie starały się odeprzeć przeciwników, którzy o dziwo walczyli całkiem nieźle. Na szczęście, kiedy myśleli, że będą musieli się wycofać usłyszeli dziesiątki trzasków aportacji i do walki wmieszali się aurorzy. Niestety nie wiedzieli, że dwanaście postaci w krwistoczerwonych szatach są po ich stronie i zamiast atakować Śmierciożerców, rozdzielili się na dwie grupy, jedna walczyła z „czarnymi", a druga z „czerwonymi". Podejrzewali, że pewnie przyczynił się do tego wygląd mrocznych elfów, każdy z nich przed walką ściągnął zaklęcia maskujące, by jeszcze bardziej zaskoczyć przeciwników. Harry nie chciał zabijać naiwnych aurorów, więc tylko skutecznie ich unieszkodliwiał.


- Co za idioci! - Krzyknęła Hermiona. - Czy oni nie widzą, że im pomagamy?!


Po dwudziestu minutach wszyscy Śmierciożercy leżeli martwi, a na polu bitwy zostali tylko aurorzy i poturbowani przyjaciele.


- Odwrót! - Victis podjął słuszną decyzję.


Byli zmęczeni, a urzędników było cztery razy więcej. Wszyscy jednocześnie zniknęli, by pojawić się w drewnianej chatce.


- Jestem wykończona. - Westchnęła Amy. Miała tylko kilka ran na twarzy i rękach. - No to pięknie zaczęliśmy ten nowy rok. Kilkudziesięcioma trupami!


- Mogło być gorzej. - Powiedział Erik.


W ostatniej chwili podtrzymał Harry'ego, który był chyba najmocniej poturbowany. Amy natychmiast podrywała się z miejsca i zapytała:


- Co mu jest?


- Z tego co widzę, to oberwał kilkoma zaklęciami torturującymi, zaklęciem noży i chyba klątwą feniksa.* - Powiedziała Bezimienna oglądając nieprzytomnego chłopaka. - Tymi pierwszymi, to nie mamy co się przejmować, ale tą klątwę ściąga się bardzo długo, podczas pełni księżyca i jeszcze przez długi czas będzie odczuwał jej skutki. - Spojrzała na dwójkę przyjaciół. - Erik, zanieś go do łóżka, ty Amy opatrz go, a ja zajmę się resztą.*


Amy i Erik byli najmniej poobijani, więc zajęli się resztą.


Następnego ranka Harry obudził się cały obolały, a prawe ramię miał ciasno owinięte bandażem. Nie bez trudu wstał, zarzucił na siebie szlafrok i zszedł na dół w nadziei, że spotka kogoś, kto posiada więcej informacji. Na jego szczęście w salonie siedzieli już wszyscy.


- No, wreszcie raczyłeś się ruszyć. - Powitał go mile Victis. - Jak ręka?


- Nie jest źle. - Powiedział Harry, choć strasznie go piekła. - Nikomu nic się nie stało?


- Nie, tylko ty oberwałeś klątwą feniksa. - Powiedziała Amy.


- Czekaj... Coś sobie przypominam. Jakichś auror rzucił na mnie coś od tyłu, nie zdążyłem się uchylić i dostałem w ramie. Później pamiętam tylko, że cały czas mnie ono strasznie piekło. - Wyjaśnił chłopak.


- No tak, dobrze, że nie dostałeś w serce, bo byłoby z tobą źle. - Powiedziała Aurelia. - A tak w ogóle to, kto to był? Bo niby wyglądali na Śmierciożerców, ale nie zachowywali się jak oni. Byli zbyt...


- Dobrzy? - Dokończyła Helen. - Tak, też to zauważyłam, ale skoro nie oni, to kto?


- Sądzę, że to mogli być członkowie pewnej sekty... - Zaczęła po namyśle Bezimienna. - Podają się za wyznawców szatana, ale takiego przedstawionego w biblii. Doszły mnie niedawno słuchy, że podobno ogłosili „oficjalne" poparcie dla Voldemort'a.


- No, świetnie. Czyli on rośnie w siłę, a ja muszę czekać do połowy kwietnia, żeby go rozwalić! - Harry był wyraźnie niezadowolony.


- A czemu akurat do połowy kwietnia? - Zdziwił się Daniel.


- A faktycznie, zapomniałem wam powiedzieć.


Harry opowiedział im wszystko ze szczegółami. Oczywiście Victis musiał dość dobitnie wyrazić swoje niezadowolenie.


- I TY DOPIERO TERAZ NAM TO MÓWISZ!!??


Dopiero po kilku minutach krzyków opadł na kanapę.


Konsekwencje bitwy widać było aż do końca przerwy świątecznej. Z tym że wszystkie zadrapania zniknęły, a tylko Harry'emu wciąż doskwierało ramię. Czasami miał napady tak silnego bólu, jakby ramię przeszyła mu płonąca strzała. Kolejna pełnia była dopiero 20 stycznia, więc długo jeszcze musiał to niestety znosić. Hogwartczycy pożegnali się z resztą przyjaciół i wrócili szybko do szkoły. I, o ile podróż odbyła się bez przeszkód, to niestety już w wejściu ich pokoju czekała na nich McGonagall z nieciekawą miną.*


- Do dyrektora. Cała czwórka! - Wyglądała na naprawdę strasznie złą. - I pani Fight też.




★♡★♡★♡★♡★

Kilka słów ode mnie, jako nieoficjalnej bety:

*W oryginale autorka dała całe zdanie, bo w rozdziale poprzedzającym ucięła jako formę wyczekiwania na ciąg dalszy. Uznałam, że to głupie i lekko zmieniłam, dodając „Przyjaciele nachylili się nad nią", żeby miało większy sens.

*Dodałam słowo „Kopia", bo przedmioty typu tłuczek czy złoty znicz, nie można dostać w formie legalnej takie, jak są w szkole lub podczas rozgrywek, a sprzedawane kopie są specjalnie przystosowane do domowych warunków gry - według dawniejszego Pottermore (o ile nie zmienili tej informacji, a robili to notorycznie przed laty).

*Pierwotnie pisało „w święta", ale zmieniłam na „nowy rok", żeby było bardziej adekwatne do faktu, że świętują sylwestra.

*Zdanie kompletnie było pozbawione sensu. Oryginalnie brzmiało „Spojrzała chłopaka. - Amy, zanieś go do łóżka i opatrz, ja zajmę się resztą", a następnie w zdaniu niżej czytamy, że Amy i Erik poszli pomóc Harry'emu, dlatego dla racjonalnej formy, minimalnie to skorygowałam, ale sens zachowany.

*Klątwa Feniksa - Według starych notatek autorki, klątwa ta powoduje bardzo poważne mikro skurcze mięśni, które sprawiają piekący, niemal palący ból. Trafienie w serce czy inny narząd mogłoby doprowadzić nawet do śmierci. Podejrzewam, że nazwa klątwy miała oznaczać, że jest to tzw. piekący żar porównywalny do płomieni Feniksa, ale mogę się mylić.

*Oryginalnie autorka podała, że pojechali pociągiem w kierunku Londyn-Hogsmeade, ale takowych nie ma, więc zmieniłam formę, że użyli innego środka aka kominka szkolnego, bo dziewczyny w końcu tak się tam przedostały. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top