Rozdział 20: Pogrzeb i powrót do normy

- Widzieliście?! Jak nim rzucił o drzwi?


- No! I jak wciągnął ten sztylet! Normalnie myślałam, że go zaraz wypatroszy!


- A widzieliście tego węża! Wyglądał prawie jak pyton!


Gwar ożywionych rozmów powoli cichł, w miarę jak rozentuzjazmowany tłum kierował się w stronę szkoły.


- Myślicie, że przesadził? - Zapytała Amy, razem z przyjaciółmi kierując się w stronę Zakazanego Lasu.


- Zdecydowanie. - Powiedziała Hermiona. - Jeszcze jakby groził mu różdżką to by nie było nic wielkiego.


- Ale nie, on musiał wyciągnąć sztylet. - Mruknął Erik. - I to na dodatek sai.*


- Co? - Zdziwiła się Amy.


- Japoński sztylet używany przez ninja. - Wyjaśniła Hermiona. - Jeśli ktoś zwrócił na to uwagę to na pewno zaczną nad tym debatować.


- Rozumiem. Harry, sztylet, sai, katana...Anioł. - Brown pociągnęła sznur skojarzeń. - A to się wpakował. Mam tylko nadzieję, że nikt nie zwróci większej uwagi na rodzaj broni, bo może być nieciekawie.


- Dobra, co się stało to się nie odstanie. - Stwierdził David. - Chodźcie się przebrać, za pół godziny idziemy.


- Ja się nie przebieram. - Powiedziała Amy. - Pogadam z nim.


Machnęła ręką. Natychmiast miała na sobie długą, czarną sukienkę z rozszerzanymi rękawami. Reszta skinęła głowami na znak zgody i oddaliła się w stronę zamku. Amy wzięła głęboki oddech i ruszyła w kierunku postaci majaczącej nad brzegiem jeziora.


***

- Ale ze mnie idiota. Jak mogłem pomylić kieszenie?! Palant, palant, palant...mam tylko nadzieję, że nikt nie zwróci uwagi na to, że to był sai, a nie zwykły sztylet. - Myślał Harry, co chwila, ciskając w wodę małe kamyki. - Ale trzeba przyznać, że się fretka nieźle przestraszyła...


- Harry...


Poczuł znajomy zapach i spojrzał prosto w oczy swojej dziewczyny. Ujrzał w nich niepewność i miłość. Nie mógł się oprzeć. Przytulił ją mocno, ukrywając twarz w jej długich, brązowych włosach.


- Obiecaj, że mnie nie zostawisz, nawet jeśli nie będziesz chciał mnie narażać. - Szepnęła Amy.


- Obiecuję. - Odparł Potter.


Stali tak nadjeziorem, a wiatr targał ich szatami. Nie liczyli czasu...dla nich się zatrzymał. I pewnie spędziliby tam cały dzień, gdyby nie dzwony bijące w pobliskim kościele.


- Już czas. - Powiedział chłopak.


Złapał Amy za rękę. Ruszyli w kierunku trzech znajomych postaci. David i Erik ubrani byli w czarne garnitury, a Hermiona w kostium w tym samym kolorze.


- Idziemy? - Zapytała.


Wszyscy w milczeniu skinęli głowami i skierowali się w kierunku bramy.


- A państwo gdzie się wybierają? - Zapytał bezczelnie woźny, strzegący wyjścia.


- Nie pana sprawa. - Warknął Harry, ale na mężczyźnie nie zrobiło to większego wrażenia.


- Skoro nie moja, to możecie zawrócić, bo ja was nie przepuszczę. - Uśmiechnął się wrednie.


- Oni są ze mną. - Usłyszeli cichy, ale wyraźny głos.


- Profesor Snape! Przepraszam, nie wiedziałem. - Zaczął tłumaczyć się woźny.


Ponaglające spojrzenia szóstki czarodziei skłoniły go do szybkiego otworzenia bramy.


- Dziękuję. - Mruknął Harry.


Na tym zakończyła się rozmowa. Na cmentarz dotarli pięć minut przed czasem. Snape ruszył w kierunku Zakonu Feniksa, a młodzi stanęli trochę dalej na uboczu.Chwilę później dopadła ich pani Weasley.


- Harry, kochaneczku jak ty się czujesz? Nic ci nie jest? To straszne...


- Tak. - Przyznał chłopak, zachowując kamienną twarz.


Po chwili kobieta zniechęciła się i odeszła. Zdecydowanie najgorzej radziła sobie Tonks, która była bliską przyjaciółką Lupin'a.


Ceremonia przebiegała na szczęście szybko i sprawnie, więc już po czterdziestu minutach trumna została opuszczona do grobu.


- Harry, jedziesz na Grimmauld Place? - Zapytał pan Weasley, kiedy już odchodzili.


- Właściwie, to...


Chłopak się wykręcić chciał, ale pałeczkę przejęła pani Weasley.


- Oczywiście, że jedzie, prawda?


Jej mokra od łez twarz złamała chłopaka, który nieznacznie skinął głową. Erik, David i Amy zniknęli, więc Harry pozostał sam z Hermioną.


- Chyba nie mamy wyjścia. - Powiedziała dziewczyna, ocierając oczy.


Potter ponownie skinął głową i zniknął z cichym trzaskiem. Już sam fakt, że potrafił się teleportować musiał być dla niektórych zaskoczeniem, więc nie chciał pogarszać sprawy znikając bezszelestnie.


W kuchni domu przy Grimmauld Place 12 siedzieli najbliżsi przyjaciele Remusa, państwo Weasley, Dumbledore, Ron, Hermiona, Harry, Kingsley Shacklebolt, Tonks oraz Snape. Ten ostatni miał w tym swój interes. Przez pierwsze dziesięć minut wszyscy siedzieli cicho, aż w końcu Dumbledore zaczął opowieść o czasach młodości Lupin'a.


Tymczasem Snape podszedł do Harry'ego. Chłopak patrzył się w niego oczekującym wzrokiem.


- Możemy porozmawiać?


- Proszę.


- Na osobności. - Mruknął Mistrz Eliksirów i wyszedł z kuchni.


Harry rozejrzał się, ale jedyną osobą, która cokolwiek zauważyła była Hermiona, która skinęła tylko lekko głową. Chcąc nie chcąc Potter również opuścił pomieszczenie. Snape czekał na niego w przedpokoju. Obaj jednocześnie zniknęli w czarnych wirach. Potter założył maskę i razem ze swoim szpiegiem skierował swoje kroki w kierunku Mei Tou. Kiedy dotarli do biura Harry'ego, chłopak zrzucił przebranie i usiadł za biurkiem. Nalał do dwóch szklanek koniak i wskazał ręką krzesło.


- Słucham.


- Dziękuję, postoję. - Mruknął Snape. - Dlaczego mi nie... Dlaczego mi pan nie powiedział?


- Proszę nie mówić do mnie pan, profesorze. - Zaczął Harry. - W końcu, Książę czy nie, wciąż jestem tym tępym, irytującym, zadufanym w sobie bachorem, nieprawdaż?


Mistrz Eliksirów pozostawił to bezkomentarza i ponowił swoje pytanie:


- Dlaczego?


- A jakby się pan czuł, gdyby się pan dowiedział, że pański władca jest szesnastolatkiem, na dodatek tym samym, którego nienawidzi pan od momentu poczęcia? - Harry trafił w sedno.


- Żałośnie. - Odparł mężczyzna.


- No właśnie. Nie chcę mieć w panu wroga i niech mi pan wierzy, pan też nie chce mieć go we mnie, więc może niech pozostanie tak jak jest. - Zaproponował Potter. - Pan pracuje dla mnie, ja panu płacę, a w szkole wciąż się nienawidzimy, zgoda?


Obszedł biurko i wyciągnął rękę. Snape zawahał się chwilę, ale uścisnął wyciągniętą dłoń.


- Świetnie, a więc ustalmy fakty. Nie musi pan okazywać mi jakiegokolwiek szacunku, kiedy nie znajdujemy się w Mieście Mroku. Proponuję...zawieszenie broni.


- Dobrze. A poza miastem jest tak jak dawniej? - Upewnił się mężczyzna.


- Tak.


- Całe szczęście. - Odetchnął. - Straciłbym reputację.


Harry uśmiechnął się mimowolnie.


- Wracajmy.


Jednocześnie zniknęli w czarnych wirach. Harry pojawił się w swoim dawnym pokoju na górze. Na nieszczęście był tam również Mundungus.


- O cholera! Jak to zrobiłeś?!


- Niestety nie mogę powiedzieć. - Harry szybko wyjął różdżkę. - Oblivate!


- O Harry! Nie zauważyłem jak wszedłeś. - Mężczyzna potoczył po pokoju błędnym wzrokiem. - Co dzisiaj mamy?


- Nieważne. - Mruknął Potter.


Wrócił do kuchni, gdzie nikt nie zauważył jego zniknięcia. Snape'a wciąż nie było.


- My już chyba pójdziemy. - Powiedziała Hermiona wstając z krzesła.


- Tak szybko? - Zapytała Tonks spoglądając na nich opuchniętymi oczami. - No cóż, dziękuję, że wpadliście.


- Trzymaj się. - Powiedział Harry i przytulił kobietę. - Do widzenia.


- To co? Wracamy? - Zapytała Hermiona, kiedy przenieśli się przed bramy terenów Hogwartu.


- Harry! Ratuj przyjacielu! - Chłopak usłyszał nagle głos David'a.


- Poczekaj chwile. - Powiedział do Hermiony- Co jest? Gdzie jesteś?


- W nieużywanym korytarzu na piątym piętrze! Szybko, bo ona mnie zaraz zgwałci!


- Chyba David potrzebuje naszej pomocy. - Powiedział Potter, powstrzymując wybuch śmiechu.


- Coś się stało? - Zapytała Granger.


- Powiem ci po drodze.


Szybkim krokiem ruszyli na pomoc przyjacielowi. Gdy dotarli na miejsce, na rogu zauważyli Amy i Erik'a, oboje płaczących ze śmiechu.


- Gdzie oni są? - Szepnęła Hermiona.


Amy dała jej znak, żeby spojrzała za róg. Nowo przybyli wychylili się i ujrzeli komiczny widok. David przyparty do muru przez jedną ze szkolnych piękności. Miała na imię Weronika i chodziła do siódmej klasy w Hufflepuff. Spódniczkę miała nieprzyzwoicie wysoko, że ledwie zakrywała tyłek, a bluzka była co najmniej o jeden rozmiar za mała.


- Dlaczego, nie? Przecież jesteśmy prawie dorośli. Nikt się nie dowie


Doszedł ich uwodzicielski głos wysokiej blondynki.


- Nie rozumiesz mnie. - Powiedział David, odsuwając się od niej, niestety, w stronę rogu. - Ja... To znaczy, jesteś bardzo ładna, ale...


- No to w czym problem? - Zdziwiła się, łapiąc chłopaka za krawat. - Nie pożałujesz. - Szepnęła, przybliżając swoją twarz do jego.


- Nie, no tego już za wiele. - Mruknęła Hermiona.


Szybkim ruchem ręki zmieniła całkowicie swój wygląd. Miała na sobie czarne szpilki, obcisłe jeansy i fioletową rozpiętą do połowy jedwabną koszulę. Rozpuściła włosy i ruszyła przed siebie. Amy i Erik szybko pozbierali się i zaczęli z uwagą śledzić rozwój wypadków.


- Hej, Weronika! - Krzyknęła Hermiona, machając ręką.


David oniemiał, a blondynka była wyraźnie niezadowolona, że jej przerwano.


- Co robisz?


- Uczę się. - Mruknęła dziewczyna ironicznie, poprawiając włosy.


- To miłe. - Granger uśmiechnęła się słodko. - A mogłabyś z łaski swojej, odpieprzyć się od mojego faceta?



- Słucham? - Puchonka wyraźnie zaniemówiła.


- Weź swój zasrany tyłek i wypierdalaj stąd, bo inaczej porozmawiamy. - Hermiona wciąż uśmiechała się słodko.


Groźba nie zrobiła najmniejszego wrażenia na Weronice.


- Bo co mi zrobisz?


- Oj, nie chcesz widzieć... - Mruknął David.


- Świetnie! - Warknęła. - Świetnie. Mam was w dupie!


- To chciałam usłyszeć.


Modliszka uśmiechnęła się jeszcze szerzej, odprowadzając wzrokiem lalunię.


- Pięknie to rozegrałaś. - Pochwalił przyjaciółkę Erik. - Po prostu cud, miód i orzeszki!


- Dziękuję. - Odetchnął David. - Nie śmiejcie się! Nie ma z czego! Ja naprawdę myślałem, że ona mi coś zrobi!


- Tak, trzeba być tobą, żeby nie móc spławić natrętnej panienki. - Zaśmiał się Potter. - Chodźcie, wracamy do pokoju. To był zdecydowanie za długi dzień.


- Zdecydowanie... - Mruknął Erik i ponownie się zaśmiał.




★♡★♡★♡★♡★

Kilka słów ode mnie, jako nieoficjalnej bety:

*Sai - inaczej „róg śmierci", to japoński sztylet podobny do widełek. Posiada także głowicę (gashira), która służy do zadawania ciosów obuchowych. Sai był używany przez wojowników ninja, a także przez policjantów na Okinawie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top