Rozdział 2: Akcja

- Spokojnie. - Odezwała się kobieta miłym głosem. - Może najpierw usiądziesz? - Harry spojrzał w jej oczy i usiadł wciąż się w nią wpatrując.


- Jak on to robi!? Jeszcze nikt nie dał rady tak długo patrzeć mi w oczy. - Myślała kobieta, ale nie dała tego po sobie poznać. - A więc Harry, ja nazywam się Aurelia Bernstein. Jestem przywódczynią mrocznych elfów. Jesteśmy rasą włożoną między bajki, co jest nam na rękę. Zajmujemy się głównie przeszkadzaniu Siłom Ciemności. I tak się składa, że twój ojciec był jednym z nas. Musisz wiedzieć, że jest nas niewiele, na całym świecie około 500. Mamy bardziej czułe zmysły, a naszymi znakami rozpoznawczymi są szpiczaste uszy i specyficzny kolor oczu. Przemiana następuje około 17 roku życia, dlatego musisz zacząć się szkolić. Uprzedzam cię, że nikt o nas nie wiei nie może się dowiedzieć. Decyzja należy do ciebie.


Potter myślał intensywnie, ponieważ czuł, że to zaważy na jego dalszych losach. Po kilku minutach odezwał się zadziwiająco pewnym głosem:


- Dobrze, zgadzam się. Ale mam kilka pytań.


- Słucham. - Aurelia uśmiechnęła się ciepło.


- Gdzie będzie odbywać się szkolenie? Ile będzie trwało? Czego mnie nauczycie? Jak wytłumaczę swoje zniknięcie? Kto zostanie moim nauczycielem?


- Szkolenie odbędzie się w moim zamku, w Alpach Włoskich, będzie trwało przynajmniej 2 lata. - Podniosła rękę, widząc, że chłopak chce jej przerwać. - Nauczysz się wykorzystywać swoje naturalne zdolności, animagii, magii umysłu, bezróżdżkowej, niewerbalnej, czarnej, białej, starożytnej, elfiej, wampirzej i zwykłej. Ponadto walki wręcz, białą bronią i strzelania z łuku. Znikniesz na około tydzień, ale i tak mamy już plan, jak wyrwać cię Dropsowi. A uczyć cię będę ja.


- A jaki jest ten plan? - Od razu zainteresował się chłopak.


- To wytłumacz ci Erik, ja muszę wracać. Do zobaczenia wkrótce. - I zniknęła w obłokach czarnej mgiełki.


- To był mój pomysł, więc nie obrażę się, jeśli uznasz go za beznadziejny. - Uśmiechnął się młody elf i zaczął dokładnie tłumaczyć Potterowi, o co chodzi.


- Cudowny! Już nie mogę się doczekać. A możecie sprawdzić, kiedy na warcie jest Snape? Chciałbym to na nim się wyżyć. - Uśmiechnął się mściwie.


- Jasne, nawet mogę ci to powiedzieć od razu. Dzisiaj wieczorem. Wracamy?


- Tak. - Harry chwycił nowego kolegę za rękę i już po chwili znajdował się w parku...na drzewie.


- Sorry, ale musisz jakoś wytłumaczyć swoje zniknięcie. Twoje rzeczy wysłaliśmy już do „Parszywej dziury". Widzimy się wieczorem. - Erik mrugnął porozumiewawczo i zniknął.


Harry westchnął tylko i sprawnie zeskoczył, tuż obok schowanej pod peleryną Tonks, która tak się wystraszyła, że podskoczyła i potknęła się o wystający korzeń ujawniając swoją obecność.


- Harry! Na litość boską! Musiałeś mnie tak wystraszyć? - Rzuciła Aurorka wstając z ziemi.


- Przepraszam, nie chciałem. Nie wiedziałem, że ktoś mnie pilnuje. - Skłamał szybko.


- Dobra, ale nie mów nikomu, że się ujawniłam. Dumbledore... - Potter zacisnął pięści. - ...zabronił nam się z tobą kontaktować. Ja lecę, bo za chwilę będzie zmiana warty. W sumie ty teżpowinieneś już wracać, pora na kolację.


- Masz rację, zasiedziałem się. Cześć. - Pomachał jej ręką i śmiejąc się w duchu.


Pora rozpocząć przedstawienie. Wpadł do domu trzaskając drzwiami i od razu walnął się na kanapę w salonie i położył swoje ciężkie buty na stoliku do kawy. Po chwili do salonu wpadł wuj Veron, cały purpurowy na twarzy.


- CO TY SOBIE WYOBRAŻASZ, GÓWNIARZU! ILE RAZY MÓWIŁEM, ŻE NIE WOLNO TRZASKAĆ DRZWIAMI! TY... - Umilkł natychmiast widząc swojego siostrzeńca wpatrującego się w niego bezczelnie.


- Przepraszam. - Mruknął ironicznie, minął wuja wpadł do kuchni.


- Co to ma, ku*wa być?! - Krzyknął w stronę ciotki, która postawiła na stole talerz surowej marchwi. Kobieta patrzyła na niego, jak na kosmitę, a Dudley zakrztusił się pitą właśnie wodą. - Co się tak gapicie? Człowieka nie widzieliście? Dajcie mi coś normalnego do jedzenia, bo zaraz mnie pierdzielcie!


- JAK TY SIĘ ODZYWASZ DO CIOTKI! NIEWDZIĘCZNIKU! WYNOŚ SIĘ Z MOJEGO DOMU! JUŻ! - Veron chyba oprzytomniał.


- No wreszcie! - Ucieszył się Potter. - Już myślałem, że nigdy tego nie powiesz! No to pa! - Wypadł z domu znów trzaskając drzwiami. - „Pięknie, pierwsza faza planu zakończona. Teraz czekamy na nietoperza".


Chłopak wsadził ręce do kieszeni i pogwizdując wesoło ruszył w kierunku parku. W połowie drogi usłyszał szelest peleryny i przed nim stanął Snape z gniewem wymalowanym na twarzy.


- Potter! Możesz mi łaskawie powiedzieć, co ty do cholery wyprawiasz?


- Profesor! Jak miło pana widzieć! - Powiedział głosem pełnym ironii.


- Nie baw się ze mną tylko weź swój tyłek i wracaj do domu!


- Ależ ja się wcale nie bawię, odszedłem. Nie słyszał pan? Starałem się krzyczeć głośno. - Śmiał się w duchu na widok miny nauczyciela.


- No dobrze, więc co mam zrobić? - Mruknął zrezygnowany. Nie miał ochoty na zabawę z tym dzieciakiem.


- Proszę sprowadzić tu dyrektora. - Odpowiedział szybko chłopak.


- Spróbuję, nie ruszaj się stąd. - MistrzEliksirów zniknął z trzaskiem, a Harry szybko wyciągnął różdżkę i machnął nią, przywołując magiczny autobus.


- Dobry wieczór, nazywam się Stan... - Zaczął swój monolog konduktor, ale Potter mu przerwał.


- Wiem, wiem. Jedź do Dziurawego Kotła, tylko szybko. - Wepchnął mu do ręki galeona i usiadł na wolnym łóżku.


- Się robi. - Zasalutował Stan i już po chwili szaleńczej jazdy stali pod wskazanym przez Harry'ego barem.


Nawet się nie pożegnał tylko wyskoczył z pojazdu i wszedł do ciemnego wnętrza knajpy. Nie zatrzymał się, tylko od razu wyszedł na zaplecze, by po chwili znaleźć się na opustoszałej ulicy Pokątnej. Tu również się nie zatrzymywał, tylko ruszył na ulicę Śmiertelnego Nokturnu, a konkretnie na najodleglejszy jej koniec do gospody„Parszywa dziura". Chłopak bez wahania wszedł do ciemnego holu i ruszył od razu na pierwsze piętro. Odnalazł drzwi z przekrzywioną siódemką i wszedł bezpukania.


- Niezły czas. Myślałem, że ci to dłużej zejdzie. - Uśmiechnął się Erik na jego widok.


- Dzięki. Chciałbym zobaczyć teraz minę Dropsa. - Obaj zachichotali.


- Trzeba to oblać, a przy okazji lepiej poznać. - Chłopak wyciągnął z barku butelkę wina i nalał do dwóch kieliszków. - Mam nadzieję, że masz mocną głowę.


- Ja też. - Mruknął Potter i wziął kieliszek.


Rozmawiali o różnych rzeczach. Harry opowiadał o sobie, wylewał wszystkie swoje żale wraz z opróżnianiem butelki, a Erik mówił o swojej rodzinie, rozpoczętym szkoleniu i ogólnie o elfach. Zasnęli obaj około 2:00 w nocy.


Harry obudził się rano z dość silnym bólem głowy. Na początku jęknął cicho i próbował sobie przypomnieć wczorajszy wieczór. Rozglądnął się po pokoju i kiedy jego wzrok natrafił na stolik zawalony kilkoma butelkami po winie i Erika zwiniętego w kłębek na fotelu, obraz wczorajszego „wieczoru zapoznawczego" powrócił niezwykle wyraźnie.


- Te, Erik, wstawaj. - Potter powoli wyciągnął rękę i szturchnął kolegę, który jęknął.


- Cholera, ale mnie łeb napie...to znaczy głowa mnie boli. - Opanował się elf. - Przed przemianą nie mamy jeszcze odporności na procenty. - Wyciągnął z kieszeni dwie fiolki fluorescencyjnego, zielonego płynu.


- Co to jest?- Zainteresował się Harry szeptem, biorąc eliksir.


- Wywar na kaca. Mój tatuś wymyślił. - Wypiął dumnie pierś i jednym duszkiem wypił swoją porcję. Potter poszedł w jego ślady.


- Dobra, to co robimy? W zamku mamy być dopiero o 18:00. Masz jakiś pomysł?


- Tak, muszę kupić sobie jakieś ciuchy. Pomożesz?


- Jasne. To najpierw do Gringotta zamienić kasę, a później wychodzimy na mugolski Londyn. - Orzekł Erik.


- A może tak śniadanie? - Zaproponował Harry, przeciągając się.


- Już się robi.


Machnął ręką, a na stole pojawił się talerz tostów i dzbanek mleka. Młodzieńcy szybko spałaszowali posiłek i zgodnie z ich wcześniejszymi planami ruszyli najpierw do banku.


- Ty, a jak mnie ktoś rozpozna? - Zmartwił się Potter.


- Nie rozpozna, chodź. - Erik machnął mu kilka razy ręka przed twarzą i pokazał mu lustro.


Harry o mało się nie przewrócił.Miał czerwone, trochę dłuższe włosy, niebieskie oczy i opaloną twarz. Jego blizna zniknęła.


- Wow, niezły jesteś. - Pochwalił swojego nowego przyjaciela.


Ruszyli do swojego pierwszego celu. Wybranie i zamiana gotówki poszła im stosunkowo szybko i już po 20 minutach stali w mugolskiej części Londynu. Szybko odnaleźli wielkie centrum handlowe i ruszyli na rajd po sklepach. Erik okazał się znakomitym doradcą i po trzech godzinach Harry miał kilka bluzek, trzy pary spodni, pelerynę, kurtkę, adidasy, glany i potrzebne kosmetyki. Później poszli na obiad i do „Parszywej Dziury wrócili o 16:00. Harry spakował się dokładnie i Erik zmniejszył jego bagaż. Hedwigę odesłał do Rona z prośbą o zaopiekowanie się nią.


- Gotowy?


- Jasne. - Uśmiechnął się Potter i złapał przyjaciela na ramię.


Kiedy otworzył oczy znalazł w jakiejś dolinie. Skierował się za kolegą do małego wodospadu. Erik wyciągnął przed siebie rękę i wypowiedział parę słów w nieznanym Harry'emu języku, a woda rozstąpiła się, ukazując skalne wrota. Elf przyłożył do nich rękę i te zniknęły, a zielonooki ujrzał najniezwyklejszy obraz, jaki kiedykolwiek widział. Wielki kompleks pałacowy, osadzony na górze osnutej mgłą.


- Wow. - Wymknęło mu się.


- Robi wrażenie, nie? - Uśmiechnął się Erik i ruszył przed siebie po niewidzialnej ludzkim okiem kładce. - Chodź za mną.


Po dziesięciu minutach doszli do wrót, które otworzyły się pod dotykiem ręki elfa. Weszli do wielkiego holu.


- No dobra, Aurelia powinna za chwilę po ciebie zejść. Obawiam się, że nie będziemy widywać się zbyt często, tylko na posiłkach. - W tym momencie z drzwi po ich prawej stronie wyszła piękna kobieta.


- Harry! Erik! Już jesteście? Jak ten czas szybko leci. Erik, ojciec cię oczekuje, a ty Harry chodź ze mną. - Prowadziła go krętymi korytarzami i po kilku minutach chłopak stracił poczucie kierunku. Po 10 minutach doszli do dużych, mahoniowych drzwi.


- To jest twoja kwatera, możesz do niej wejść tylko ty i ja, jako twój nauczyciel. - Dotknęła drzwi, które otworzyły się bezszelestnie ukazując wspaniałe wnętrze salonu. Ściany były krwistoczerwone, sufit biały, a meble zrobione ze szkła i stali. - Kiedyś to był apartament twojego ojca. Po prawej masz łazienkę, sypialnię i bibliotekę, a po lewej pracownię eliksirów, gabinet i salę do treningów. Tu masz mapę, z zaznaczonym miejscem naszych spotkań, jadalnią i biblioteką. Jeśli będziesz czegoś potrzebował, wezwij Arabeskę. To twój osobisty skrzat domowy. A to rozkład zajęć. Widzimy się na kolacji. - Podała mu dwa pergaminy i wyszła.


Harry obszedł całą swoją kwaterę i rozpakował się w mrocznej sypialni. Spojrzał na zegarek. Była 18:50.O 19:00 zaczynała się kolacja, więc tylko szybko zmienił ubranie na czarną szatę i poszedł szukać jadalni. Odnalazł ją stosunkowo szybko, więc lekko niepewnie wszedł do olbrzymiego pomieszczenia z kilkoma stołami, wielkościWielkiej Sali. Rozglądnął się niepewnie, ale zauważył Erika machającego do niego, więc szybko ruszył w jego kierunku. Siedział przy małym stoliku razem z jakimś chłopakiem z długimi, prawie rudymi włosami i piękną dziewczyną. Miała ona piwne oczy i kasztanowe włosy.


- Cześć Stary! Wreszcie jesteś. - Uśmiechnął się Erik. - Pozwól, że ci przedstawię: David Bartholdy i Amy Brown, moja siostra cioteczna. To jest Harry Potter.


- Miło mi. - Uśmiechnął się chłopak, najpierw ściskając rękę David'a, a później Amy. - A tak nawiasem mówiąc, mógłbyś przywrócić mi normalny wygląd?


- Faktycznie, zapomniałem. - Zachichotał Erik i machnął przed nim ręką.


Amy serce zabiło mocniej, ale nie dała tego po sobie poznać.


- Może w końcu usiądziesz? - Uśmiechnęła się.


Potter odwzajemnił uśmiech i opadł na wolne krzesło między dziewczyną a Erikiem.


- To, do jakich szkół chodzicie? - Zainteresował się Harry. - No jak mniemam jesteście w moim wieku.


- Ja chodziłem do Salem, w Stanach Zjednoczonych, a ta dwójka do La Cristianos, we Włoszech. - Powiedział David. - Ale ta szkoła zostaje zlikwidowana, więc przenoszą się do Hogwartu. Ja też, bo nie chcę ich zostawiać. - Uśmiechnął się. - I z tym wiekiem miałeś rację, wszyscy mamy po 16 lat, więc będziemy na twoim roku.


- A jak długo już tu jesteście? - Zainteresował się czarnowłosy.


- Ja i David tylko kilka dni, a Erik już tydzień. - Powiedziała Amy. - Ale on miał już lekcję wcześniej, z ojcem.


Rozmowa była bardzo miła, ale niestety musieli rozejść się do swoich pokoi. Harry, leżąc w łóżku długo nie mógłzasnąć. Myślał o tym, jak bardzo zmieniło się jego życie w tak krótkim czasie. Po raz pierwszy podczas tych wakacji przespał całą noc spokojnie. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top