Rozdział 12: Rytuał i niezwykła rozmowa

- A dużo osób będzie? - Spytał Harry.


- Normalnie jest tylko kilka, ale ty masz być ich władcą, więc będą najprawdopodobniej wszyscy. - Uśmiechnęła się Helen, żeby dodać mu otuchy.


- Super. - Mruknął. - O niczym innym nie marzę. Tylko o większym rozgłosie. A nie mogę założyć jakiejś maski czy coś?


- W sumie możesz. Nie martw się. - Powiedział mu Victis i podał wyczarowaną maskę.


Była srebrna z czarnymi wzorami. Na oczach było granatowe szkło. Osłaniała twarz do wysokości ust.


- Dzięki. Od razu czuję się pewniej.


Zmienił tylko kolor włosów na granatowy, taki jak osłona oczu i uśmiechnął się.


- Masz tu szaty, przebierz się.


Harry jednym ruchem ręki zmienił ubranie na to podane mu przez Dan'a. Była to czarna, długa szata ze srebrnym ideogramem na plecach, oznaczającym samuraja. Reszta miała takie same. Bez słowa przeszli do drugiego budynku i weszli do małej komnaty sąsiadującej bezpośrednio z salą, w której miała odbyć się ceremonia.


- Wszyscy już są. - Zawiadomił ich Dan, wyglądając przez uchylone drzwi. - Zaczynamy?


Harry tylko skinął głową i cała czwórka wyszła na środek. Najpierw Helen, później Victis, Daniel, a na końcu Harry.


Tak jak mówiła wieczorem Helen, ceremonia zaczęła się od pytań do Victis'a. Harry tego nie słuchał tylko rozglądał się po sali. Na samym początku siedziała Hermiona i patrzyła na niego z uśmiechem. Zmieniła się. Wyładniała. Potter jednak myślał o niej jak o siostrze, przyjaciółce, a nie dziewczynie.


- Książę Ciemności, czy jesteś gotów przystąpić do naszej społeczności? - Teraz kobieta zwróciła się do chłopaka.


- Jestem gotowy.


- Czy świadomie przyjmujesz ciężar władzy?


- Tak.


- Czy oddasz życie, by bronić swoich poddanych?


- Tak.


- Przyjmij więc oznakę twojej władzy.


Podała mu katanę w czarnym pokrowcu z trzema białymi ideogramami. Miecz był wykonany ze srebra i platyny, a jego rękojeść była czarnobiała. Przypiął go do pasa i wziął od Daniela kielich eliksiru. Wypił go jednym duszkiem i zemdlał. Jego ciało uniosło się jakieś 7 stóp nad ziemią i rozbłysło czarnym światłem. W momencie, kiedy wszystko powinno się skończyć, nic tego nie zapowiadało. Po około trzech minutach wszyscy byli wyraźnie poruszeni.


- Co, do cholery...? - Mruknął Victis, wpatrując się w bezwładne ciało ucznia.


***


Harry ocknął cię niespodziewanie. Nie znajdował się jednak w wypełnionej po brzegi sali. Wręcz przeciwnie. Stał na wzgórzu. Przed nim rozpościerał się niesamowity widok częściowo spalonego miasta. Wiał silny, gorący wiatr, wzbijający w górę tumany czerwonego pyłu. Ziemia była sucha i spieczona. Słysząc cichy odgłos kroków, Potter odwrócił się szybko, łapiąc za katanę, gotów zadać śmiertelny cios.


- Witaj, Aniele.


Stał przed nim czarnoskóry mężczyzna w wieku około 40 lat. Miał na sobie czarną marynarkę, czarne spodnie, kolorową koszulę i czerwony kapelusz. Wydawał jak uosobienie niewinności.


- Kim jesteś? - Warknął nieprzyjaźnie Harry.


Wciąż trzymał jedną rękę na rękojeści miecza. Nauczył się nie ufać nawet najmilszym nieznajomym.


- Może najpierw spytaj, gdzie jesteśmy to i mojej tożsamości się domyślisz. - Powiedział nieznajomy niskim, przyjemnym głosem.


- Dobrze. W takim razie, gdzie jesteśmy?


- W piekle. - Odparł tamten jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie.


Potter wytrzeszczył na niego oczy.


- Więc ty jesteś... - Szybko połączył fakty.


- Szatan we własnej osobie. - Ukłonił się grzecznie. Harry odwzajemnił ten gest. - Może wejdziemy do środka? Tu jest strasznie gorąco.


Chłopak skinął głową i dopiero teraz zauważył, że stoją przed dość sporym zamkiem z czerwonej cegły. Weszli do środka, gdzie panował przyjemny chłód. Skierowali się do salony, który był urządzony bogato, lecz bezprzepychu. Usiedli na fotelach i Szatan wyczarował dzbanek wody.


- Po co mnie pan tu ściągnął? - Zapytał Harry na wstępie.


- Nie mów mi pan. W końcu jesteś prawie moim wnukiem. - Uśmiechnął się czarnoskóry.


- Wiec, po co mnie tu ściągnąłeś? - Ponowił pytanie.


- Jesteś moim dziedzicem. Chciałem z tobą porozmawiać. Poza tym mam dla ciebie prezent i kilka informacji.


- Słucham.


- Najpierw wyjaśnię ci kilka spraw. Na ziemi jestem przedstawiony jako uosobienie zła. To nie jest do końca prawda. Widzisz, co spotyka złoczyńców u mnie. Wieczne cierpienie. Mnie też zależy na spokoju. - Harry popatrzył na niego lekko nieufnie, ale słuchał dalej. - Piekło i Niebo. Wszyscy myślą, że istnieje jasny podział, co na górze jest dobre, a co na dole złe. To wszystko jest dużo bardziej skomplikowane. Piekło to miejsce, gdzie swoją karę odbywają najgorsze szumowiny świata. Niebo to miejsce, gdzie otrzymuje się nagrodę, ale ja, pomijając fakt, że rządzę tym padołem łez, jestem w gruncie rzeczy dobry.


Harry Uśmiechnął się ironicznie. Sam Szatan wmawia mu, że jest dobry. Paranoja.


- Przyjęte jest, że ja sprzeciwiłem się Bogu i dlatego wylądowałem tutaj. Nie do końca. Owszem, nie zgodziłem się z moim władcą, który, jak dla mnie, był zbyt skory do przebaczania. Dlatego osiągnęliśmy kompromis. On przebacza w niebie, ja karzę w piekle.


- Dziwnie się tego słucha. Nagle dowiadujesz się, że tak naprawdę Bóg i Szatan byli w stanie się dogadać. Naprawdę, trudno w to uwierzyć, ale spróbuję. - Odezwał się wreszcie Potter.


- Twoją misją jest sprowadzenie do mnie jak najwięcej bydlaków z waszego świata. - Mówił mężczyzna. - Chodzi mi tu o...wymierzanie sprawiedliwości. Ten sukinsyn, Riddle, ciągle mi umyka. Mam tego dość. Już dla niego od dawna przygotowane miejsce. - Na jego twarzy zagościł złośliwy uśmieszek. - A i jego pieski nie będą tu miały lekko.


- Ja myślę. - Uśmiechnął się Potter.


Jego daleki przodek coraz bardziej mu się podobał.


- Właśnie. Wiem, że Dumbledore ma swój Zakon, ale oni sobie nie poradzą. Musisz znaleźć sobie dobrego szpiega i stawiać się na każdej bitwie czy starciu pomiędzy nimi. - Mówił Szatan. - Radzę ci przejrzeć listę twoich podwładnych wyszkolonych pod tym kątem. Przydadzą się. A poza tym nie możesz ujawnić się przed Trzmielem. On jest dobry, ale wiek jego świetności już minął. Owszem, popełnił w życiu kilka błędów. - Chłopak prychnął. - Nie zadręczaj go... - Harry zrobił zbolałą minę, a widząc to mężczyzna dodał. - Za bardzo.


Obaj się zaśmiali.


- No tak, ale, jak ja mam zabić Gada? Przecież nie podziałało zaklęcie zabijające? Kim on jest? - Zapytał poważnie Potter.


- Wykradł część przepisu na nasz eliksir, który wypiłeś niedawno. Zdołał go trochę ulepszyć i teraz jest nieśmiertelny przez najbliższe 500 lat. - Powiedział ponuro mężczyzna.


- To, co ja mam zrobić? - Potter zdawał się lekko podłamany.


- Istnieje legenda, że nasz stary znajomy, Set, który, nawiasem mówiąc, mieszka niedaleko mnie. - Uśmiechnął się. - Stworzył pewien amulet. Amulet Śmierci. Dzięki niemu można zabić każdego, nawet jeśli to jest normalnie niemożliwe. Niestety nie chce powiedzieć, gdzie go ukrył. Dał mi tylko niejasne wskazówki, że znajduje się u jakiegoś starego wilka morskiego. No i dał jego szkic. - Podał chłopakowi kawałek pergaminu.


- Jak ja mam go znaleźć? - Zapytał Potter.


- Musisz przekopać się przez wszystkie książki o magicznych legendach i przedmiotach. A teraz wstań, mam dla ciebie prezent. - Czarnoskóry podszedł do swojego następcy.


- A co to? - Zainteresował się chłopak.


Szatan tylko uśmiechnął się i dotknął ręką miejsca po lewej stronie piersi Harry'ego. Ten poczuł nagle olbrzymi ból, że aż kucnął powstrzymując krzyk. Po kilku sekundach wszystko ustało.


- Tak wyglądają twoje prezenty? - Mruknął Potter.


Otarł łzy, które napłynęły mu do oczu. Wstał, jednocześnie strącając wazę, ale nie ręką.


- Ja pierdole, po co mi skrzydła?! - Krzyknął zdumiony, oglądając się na swoje plecy.


- W końcu jesteś aniołem, nie? - Zachichotał tamten. - Ja też takie mam.


Ujawnił swoje, również czarne jak smoła skrzydła.


- Fajne. A jak ja mam je ukryć?


Harry machnął nimi strącają tym razem szklankę.


- Skup się, a na pewno ci się uda.


Potter poszedł za jego radą i po kilku minutach poczuł, że jest mu lżej.


- No, nieźle. A teraz muszę cię odesłać, bo zaczynają się denerwować. W końcu już od jakiś 20 minut wisisz 7 stóp nad ziemią, promieniując czarnym światłem. - Powiedział Lucyfer i zaśmiał się wesoło. - Powodzenia.


- Dzięki. - Harry odwzajemnił uśmiech.


- Jak będziesz mnie potrzebował, złącz tatuaż na rękach.


Zanim chłopak zdążył cokolwiek powiedzieć znalazł się z powrotem w swoim ciele i niespodziewanie spadł na posadzkę. Zdążył zamortyzować upadek uginając kolana.


- Harry!


W jego stronę pobiegła Hermiona i prawie posłała go na ziemię. Uśmiechnął się do niej. Zauważył, że w sali, oprócz nich, są tylko Victis, Helen i Daniel.


- Nic mi nie jest.


- Ale nam napędziłeś stracha. - Powiedział ten ostatni.


- Wisiałeś tam ponad 20 minut! - Dodała Helen.


- Nie uwierzycie co mi się przytrafiło. - Zaczął mówić Potter. - Ale może przejdźmy w jakieś ustronniejsze miejsce?


- Może do twojego gabinetu? - Zaproponował Cetix.


- Jasne.


- A ona? - Dan wskazał na Hermionę.


- Idzie z nami. To moja przyjaciółka. - Powiedział Harry. - Poznaliście się?


- Tak. Ta młoda dama za żadne skarby nie chciała opuścić sali. - Uśmiechnęła się Helen. - Uparła się, że poczeka, aż się ockniesz. Wytrwała jest, nie ma co.


- Dobra, chodźmy już. - Popędziła ich brązowowłosa.


Całą piątką wsiedli do windy i wjechali na ostatnie, 125 piętro. Przeszli przez wąski korytarz i weszli do nowoczesnego gabinetu. Potter usiadł za biurkiem, a reszta wyczarowała sobie krzesła.


- Mów, bo umrę z ciekawości! - Popędzał go Vic.


- No, więc kiedy wypiłem eliksir zemdlałem. Ocknąłem się w niesamowitym miejscu...


Opowiedział im całą historię, a kiedy doszedł do jej końca podwinął rękawy, by zobaczyć tatuaż, o którym wspomniał Lucyfer. Rzeczywiście, na przedramionach miał dwie połówki złotego, płonącego pentagramu z jego imieniem i nazwiskiem w Piekielnym Języku.


- I powiedział, że jak go będziesz potrzebował, to masz je złączyć? - Upewnił się Daniel.


Harry skinął głową.


- Ale to jeszcze nie wszystko. Zostawił mi, jak on to nazwał, prezent.


Chłopak wyszedł zza biurka, żeby niczego nie uszkodzić i skupił się na pokazaniu skrzydeł. Kiedy Hermiona je zobaczyła zemdlała, a reszta patrzyła na to szeroko otwartymi oczami.


- Co jak co, ale Anioła to ty nie przypominasz. - Uśmiechnęła się Helen, kiedy chłopak usiadł na miejscu.


- Bardzo śmieszne. Ocućcie ją.


Wskazał na Hermionę, która po powrocie do rzeczywistości wciąż była lekko oszołomiona, więc po pożegnaniu wróciła do swojej nauczycielki.


- Co zamierzasz teraz zrobić? Wracasz do siebie? - Zapytała Helen.


- Tak, ale wpadnę tu, jak wróci Hermiona. Muszę jak najszybciej znaleźć szpiega.


- To nie zwiedzamy dzisiaj? - Zasmucił się Daniel, a wszyscy parsknęli śmiechem.


- Nie masz już dość? - Zdziwił się Victis.


- Nigdy!


Ponownie się zaśmiali.


- Będzie mi ciebie brakowało. - Powiedziała Helen i przytuliła chłopaka.


- Niedługo wrócę. Nie cieszcie się tak. - Uśmiechnął się czarnowłosy. - No to do zobaczenia!


Posłał im jeszcze ostatnie spojrzenie i zniknął w czarnym wirze.


- Jesteś! - Krzyknęła Amy.


Potter stęsknił się za nią strasznie, więc najpierw przytulił ją mocno.


- Opowiadaj, jak było? Kto cię szkolił? - Zainteresowała się od razu Aurelia.


Przez kolejne dziesięć minut opowiedział im wszystko dokładnie. Pokazał im również skrzydła, które bardzo spodobały się Erikowi. Właśnie zdarzył je ukryć, kiedy w pokoju pojawiła się Hermiona, ale wcale nie przypominała siebie. Miała lekko pofalowane, ciemne włosy opadające luźno na ramiona, była wyższa i bardziej wysportowana. Poza tym jej ciemne oczy mogły zawrócić w głowie niejednemu chłopakowi. Teraz ona opowiedziała im cały swój pobyt w Mieście Mroku. Jej nauczycielką była Nina Mann. Sympatyczna, ale lekko staroświecka.


- No dobra, usuńcie zaklęcia, a ja muszę wracać na lekcje. - Pożegnała się Aurelia i wyszła.


- To, co teraz robimy? - Zapytał Erik.


- Ja muszę pogadać z Amy. - Powiedział Harry i uśmiechnął się zniewalająco.


- Hermiona, odrobiłaś już lekcję? Bo ja właśnie idę do biblioteki.


- Ja też. To cześć. - David i dziewczyna szybko się zmyli.


- Zostawiacie mnie samego? - Chlipnął Erik.


- Niestety. Poszukaj sobie jakiejś fajnej dziewczyny. - Uśmiechnęła się Amy.


- A żebyście wiedzieli, że tak zrobię!


Chłopak wyszedł, a para zajęła się sobą. Po dwóch godzinach wrócili Hermiona i David, a Erik zaraz po nich. Okazało się, że trenował na boisku do Quidditcha. Teraz trójka zajęła się zadaniami domowymi, co zajęło im półtorej godziny.


- Idziemy na kolację? - Zapytała Hermiona.


- Tak, ale ubierz to. - Uśmiechnęła się Amy i podała jej taki sam mundurek, jaki sama miała.


Po pięciu minutach zeszli do Wielkiej Sali. Wszyscy siedzieli już na miejscach, a płonący napis dalej przykuwał wzrok. Niektórzy zauważyli zmianę w wyglądzie Hermiony, jednak myśleli, że to sprawka czwórki przyjaciół. Ron, kiedy tylko ich zauważył z podniesioną głową wyszedł z sali. Ci nie bardzo się tym przejęli i w spokoju zjedli kolację. Co prawda co chwila wybuchali śmiechem, ale było to całkowicie niegroźne. Później wrócili do pokoju i znaleźli sobie jakieś zajęcia. Hermiona czytała książkę, Amy poszła spać, Erik i David grali w szachy, a Harry postanowił przenieść się do Miasta Mroku. Pojawił się przed bramą i od razu skierował swoje kroki do gabinetu Helen. Zastał ją pochyloną nad jakimiś papierami.


- Cześć!


Podniosła wzrok i momentalnie znalazła się na jego szyi.


- Harry! Stęskniłam się za tobą!


- Dobra, ale puść mnie, bo brakuje mi powietrza! - Wydyszał i odetchnął głęboko, kiedy ta spełniła jego prośbę.


- Działo się coś? - Zapytała.


- Nie. A Kopuła dalej działa? - Zainteresował się chłopak.


- Już nie. Po co przyszedłeś?


- Muszę znaleźć szpiega. Masz dla mnie te dokumenty?


- Tak. Jak będziesz chciał kogoś wezwać to po prostu pomyśl o nim i dotknij swojego tatuażu.


- Którego?


- Na nodze.


- Ale ja mam tylko na rękach.


- No to na rękach. - Powiedziała kobieta i wzniosła oczy ku niebu.


- Dzięki, idę już, bo robi się późno.


Poszedł do swojego gabinetu i pierwsze co zrobił, to nałożył zaklęcie zamrożenia czasu. Później zmienił nieco układ okien tak, by siedząc przy biurku pozostał w cieniu. Usiadł na wygodnym krześle i zaczął czytać życiorysy kandydatów na szpiegów. Było ich tylko siedmiu. Wyczarował sobie butelkę kremowego piwa i zagłębił się w lekturze, która nie była zbyt interesująca. Otworzył czwartą teczkę i zakrztusił się pitym właśnie napojem. To była teczka...Snape'a!


- Ja pierdole... - Mruknął i powrócił do lektury.


Okazało się, że to właśnie on miał najlepsze kwalifikacje, więc Harry ściągnął z gabinetu zaklęcie i dotknął swojego tatuażu, myśląc o Starym Nietoperzu. Poczuł, jak miejsce pod jego ręką robi się ciepłe i był pewien, że zadziałało. Wyciągnął z szuflady maskę, wyciągnął się wygodnie w fotelu i czekał.


***


- ...no i oni spadli z ławki, a ja myślałam, że umrę!


Kuchnia domu przy Grimmauld Place zatrzęsła się od śmiechu. Tonks opowiadała właśnie, jak przyłapała Harry'ego na całowaniu się z Amy.


- A później wstali, otrzepali się i on wyskoczył z tekstem „Witam piękne panie w tym jakżecudownym dniu!" i po prostu o mało nie zemdlałam!


- James mówił dokładnie to samo, kiedy byliśmy w szkole. - Wtrącił Lupin.


Tylko jedna osoba nie przyłączyła się do ogólnego śmiechu. Severus Snape siedział przy stole, popijając piwo.


- Severus'ie, wszystko w porządku? - Zagadała do niego Molly Weasley.


- Tak. Nic mi nie jest. Ja... - W tym momencie poczuł ból w nodze. - Chyba już pójdę. Miałem ciężki dzień. Dobranoc. - Pożegnał się i czym prędzej wyszedł.


Znalazł jakiś zaułek, zmienił szaty i przeniósł się przed bramę Miasta. Jak najszybciej doszedł do budynku władzy i wjechał na 30 piętro. Zapukał cicho i wszedł do gabinetu Helen.


- Wzywałaś mnie, pani? - Zapytał.


Ta popatrzyła na niego i uśmiechnęła się.


- Nie. Ja już nie mam uprawnień. Piętro 125.


Mężczyzna skinął głową i wyszedł. Więc to ten nowy dzieciak go wzywał.


- Ciekawe, czego ode mnie chce. I może uda mi się dowiedzieć, kim jest? - Myślał w drodze na górę.


Doszedł do drzwi, wziął głęboki oddech i zapukał. Drzwi otworzyły się, więc wszedł do mrocznego gabinetu.


- Witam, profesorze. - Rozmówca odezwał się w Piekielnym Języku.


Pozostał ukryty w cieniu. Severus skinął głową i czekał.


- Proszę usiąść, napije się pan czegoś? - Zapytał Harry uprzejmym głosem.


Wiedział, że nauczyciel nie ma pojęcia, z kim rozmawia.


- Poproszę szklankę wody. Ognistej najlepiej, bo na trzeźwo tego nie przeżyję. - dodał sobie w myślach.


- Tylko wody? Mam doskonałą, dwudziestoletnią whisky. Może się pan skusi?


Nietoperz kiwnął tylko głową i wziął do ręki szklankę bursztynowego płynu, która pojawiła się obok niego.


- Więc, czego ode mnie pan oczekuje? - Powiedział uprzejmym tonem, próbując przedrzeć się przez mrok i dostrzec twarz chłopaka.


- Proszę nie mówić do mnie pan, głupio się wtedy czuję. - Powiedział Harry.


- Ale w końcu jest pan moim władcą. - Zdziwiła go ta reakcja.


- Doprawdy profesorze, to, że jestem Księciem nie znaczy, że przestałem być zwykłym osiemnastolatkiem. - Chłopak wstał i wyszedł przed biurko. Oparł się o nie i przyglądał oniemiałemu profesorowi. - Tak jest o wiele lepiej. - Uśmiechnął się, ale zaraz spoważniał. - A teraz do rzeczy. Czytałem pana dokumenty. - Podniósł z blatu teczkę. - I chciałbym poprosić pana o...przysługę.


- Przysługę? Pewnie chce mnie wysłać na misję samobójczą.


- Chcę, żeby pan dla mnie szpiegował. Wiem, że szkolił się pan pod okiem wojownika ninja, więc nadaje się pan do tego najlepiej.


- Ale kogo miałbym szpiegować? - Zapytał zdezorientowany profesor.


- Voldemort'a. - Mężczyzna skrzywił się lekko. - I Dumbledore'a. Muszę wiedzieć, kiedy będzie szykowało się jakieś starcie. Muszę wiedzieć pierwszy. Zapewne wie pan, jaka jest misja Anioła Śmierci. - Popatrzył prosto w jego oczy.


- Tak. Jak mam się z p...tobą porozumiewać?


- Proszę przywołać mnie w myślach w Języku Piekieł. Poczuję to i spotkamy się tutaj. Może pan być spokojny, nikt się niedowie. I prosiłbym, by nikt również nie dowiedział się, co pan dla mnie robi. Nie wie pan, kim jestem, więc z tym nie będzie problemu. - Czarnowłosy skinął głową i wypił swojego drinka.


- Czy to wszystko?


- Tak- mężczyzna wstał


- Do widzenia. - Wyszedł.


- To był niezwykły dzień... - Mruknął Harry i wrócił do Hogwartu. Musiał się wyspać. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top