Kociaki Wojny
Reszta wykładu minęła w ciszy, z wyjątkiem portretowego Lockhearta, który powracał do sali eliksirów nie ważne, ile razy Snape próbował się go pozbyć. Z wielką ulgą wypuścił ich wszystkich pięć minut wcześniej. Mimo, że ostatnimi czasy wokół Snape'a działy się ciekawe rzeczy, nikt nie miał odwagi się sprzeciwić.
- Fasolowe ziemniaki – wypowiedział głośno Harry, włączając ponownie muzykę. Następnie wyszedł z sali.
Członkowie Buntu nie zwrócili uwagi na głośne przekleństwa dochodzące z klasy. Nie obchodziło ich to, w jaki sposób Snape może spróbować zniszczyć ich klub. Nałożyli zaklęcia nietłukące na każdą transfigurowaną rzecz, więc Snape nie mógł zrobić nic innego, jak przeczekać okres ich trwałości. Co może trochę potrwać, bo w końcu cała szóstka pracowała razem, żeby stworzyć ten pokój.
- Lepiej już chodźmy, musimy jeszcze wziąć nasze rzeczy na Obronę – powiedziała Hermiona.
- Tu się z wami pożegnam. Bawcie się dobrze w drodze do swoich pokoi wspólnych. - Draco uśmiechnął się szyderczo do Gryfonów i Krukonki, po czym udał się w stronę dormitoriów Ślizgonów.
- Dlaczego on nadal jest dupkiem? - marudził Ron.
- Bo w gardle utknęły mu Wiffle* – odparła Luna.
- I jest Draco Malfoy'em – dodał Harry tonem, który wyjaśniał wszystko.
- Racja – stwierdził Ron.
- Dlaczego musieliśmy je zostawić aż w pokoju wspólnym? - zapytał Neville, ciężko oddychając po pokonaniu wszystkich schodów.
- Myślisz, że przynoszenie kociąt na zajęcia Snape'a to dobry pomysł? - zapytał Harry.
- Ty to zrobiłeś kilka zajęć temu – zauważył Harry.
- Pamiętaj, że nie zostały na długo i nikt nie mógł udowodnić, że to my je przynieśliśmy i zamknęliśmy w sali – odparł Harry.
- Przynajmniej nie spóźnijmy się na Obronę Przed Obroną Praktyczną – powiedział Ron.
- Tak, jestem pewny, że Pani Wszystkich Nudnych Rzeczy będzie bardzo zajęta nowymi dekoracjami. - Harry uśmiechnął się szeroko do Rona, słysząc wzmiankę o najnowszym żarcie.
- Możecie mi powtórzyć, dlaczego dodaliśmy te dekoracje? Kociaki nie wystarczą? - zakwestionował Neville.
Harry i Ron zatrzymali się w pół kroku i wpatrywali się w Neville'a z przerażeniem.
- Dorwali cię, prawda?
- Kto? - Neville zapytał pełen strachu.
- Yyyyy, nie wiem. - Harry wzruszył ramionami. - Ale wiem jedno. Kociaki same z siebie nigdy nie będą wystarczające, nieważne jak bardzo będą przerażające. Żarty na Umbridge nie mogą się skończyć.
- Bójcie się go – zaintonowała Luna.
- Co? - Ron obrócił się, żeby spojrzeć na Lunę.
- To rzeczywiście pojawiło się znikąd – zgodził się z Ronem Harry.
- Jeśli Umbridge jest Panią Wszystkich Nudnych Rzeczy, to ty jesteś Mistrzem Wszystkich Złych Żartów – wyjaśniła Luna.
- Jestem pewien, że Fred i George zaczęliby protestować – powiedział Ron.
- Spóźnimy się, jeśli się nie ruszymy – wtrąciła Hermiona. - A ty, Luna, nie powinnaś iść w stronę pokoju wspólnego Krukonów?
- Zostawiłam mojego kociaka w pokoju Gryfonów – odparła Luna.
- Dlaczego twój kociak jest w naszym pokoju wspólnym? - zapytał Ron, gdy zaczęli się ponownie wspinać po schodach. Na szczęście schody wróciły na ścieżkę, którą musieli wziąć, żeby dotrzeć do celu.
- Dałam go Neville'owi na przechowanie i po to, żebym mogła go szybko odebrać – odpowiedziała Luna.
- Wiecie, jeśli chcieliśmy być mądrzy mogliśmy przed Eliksirami dać nasze kociaki Malfoy'owi – powiedział Harry.
- Dać nasze kociaki Malfoy'owi? - Ron wyglądał na przerażonego tą myślą. - Ja nadal nie rozumiem, dlaczego daliśmy mu tego jednego kociaka.
- Chciał kociaka. - Hermiona wzruszyła ramionami.
- To brzmi źle na tyle sposobów – wymamrotał w odpowiedzi Ron.
Krzyki Umbridge było słychać, zanim doszli do klasy OPCM. Gdy doszli do klasy i zajęli miejsca u boku Draco, z radością oglądali wpadającą w szał Umbridge. Filch w tym czasie słuchał jej wywodów i pomagał jej usuwać najnowsze dekoracje, jednak oboje nie byli w stanie tego zrobić.
- Wiecie, wydawało mi się, że Umbridge polubi nowe dodatki – zauważył Harry. - W końcu są zaakceptowane przez Ministerstwo.
- Niektórzy ludzie nie mają dobrego gustu. - Draco pociągnął nosem.
Ozdoby nadały klasie nowego charakteru. Na ścianie powieszone były nowe ramy, zawierające najnowsze Dekrety Edukacyjne z Ministerstwa. Ulubionym dekretem Harry'ego był ten, o tym, że uczniowie zamiast chleba powinni jeść ciasto.
- Nie rozumiem, skąd one się tu wzięły – krzyknęła Umbridge.
- Prawdopodobnie w ten sam sposób, jak pozostałe rzeczy – wymamrotał w odpowiedzi Filch.
- I czemu nie możesz się ich pozbyć? - zażądała odpowiedzi Umbridge, nie zwracając uwagi na słowa Filcha.
- Nie mogę ich zdjąć ze ściany – wyburczał Filch. Był rozczarowany nową nauczycielką Obrony, tylko marudziła o życiu w Hogwarcie. Miała szczęście, nie musiała przetrwać epoki Huncwotów.
- Jak ktoś śmiał mi to zrobić – wygrażała się Umbridge. - Edukacyjne Dekrety z Ministerstwa są bardzo ważne.
Słysząc to poro uczniów uśmiechnęło się, zdecydowanie nie zgadzając z nią. Filch poddał się się i odszedł. Umbridge nawet nie zauważyła, tylko dalej ciągnęła swoją tyradę.
- Ministerstwo przecież nigdy by nie zasugerowało, żeby „Czynić miłość, nie wojnę"
- Czy to oznacza, że mamy walczyć? Merlinie, ta kobieta sama sobie zaprzecza – powiedział Harry, nie zawracając sobie głowy ściszeniem głosu. Umbridge go nie usłyszała, ale inni studenci już tak.
- Mów mi więcej. - Draco westchnął, dołączając do gry Harry'ego.
- Najpierw mówi nam, że nie musimy walczyć, nie pozwala nam na ćwiczenie zaklęć – kontynuował Harry.
- A potem nam mówi, że Ministerstwo chce nas zamienić w osobiste wojsko – dokończył Draco.
- Szkoda – powiedział Harry, kręcąc głową.
Harry i Draco zamilkli, w przeciwieństwie do ich otoczenia. Właśnie rozpoczęli nową plotkę, która wymagała przedyskutowania. Czy Ministerstwo naprawdę chciało zamienić Hogwart w prywatną armię? Żeby walczyć przeciwko czemu? Nadal nie chciało przecież uwierzyć, że Sami-Wiecie-Kto odrodził się, więc z kim mieliby walczyć? A może chcieli zawładnąć nad światem? Czy istnieje możliwość, że Ministerstwo jest nowym Sami-Wiecie-Kim?
- Dlaczego zachowujesz się tak dziwnie, Malfoy? - zapytał Ron, obserwując chaos, który wywołali. Hałas był na tyle głośny, że można było bez problemu rozmawiać i nie być podsłuchanym.
- Co masz na myśli? - zapytał Draco.
- Zacząłeś pomagać nam z żartami, zachciałeś kotka i ogólnie jesteś całkiem miły – wymienił Ron.
- Po pierwsze, nienawidzę Umbridge tak bardzo, jak wy. Po drugie, to jest kociak wojny, kto by nie chciał mieć jednego? A po trzecie, nie jestem miły – odparł Draco.
- Niestety, twoja odpowiedź potwierdziła, że jesteś miły – powiedział Harry.
- Co? To wcale nie było miłe – zaprotestował Draco.
- Ktoś musiał zająć twoje miejsce – odparł Harry.
- No dobra, ale ja też mam pytanie do was wszystkich – powiedział Draco, rzucając im twarde spojrzenie.
- Jakie? - zapytała Hermiona.
- Co wyprawia Potter? - zapytał Draco.
- Co masz na myśli? - zapytał Harry, przekrzywiając głowę dokładnie jak Luna.
- Dlaczego zachowujesz się, jakbyś był szalony? - Draco odmawiał przyznania się do tego, że go to przerażało.
- A kto powiedział, że tylko udaję? - zapytał Harry, uśmiechając się pod nosem.
- Potter – warknął Draco. - Jeśli mam wam dalej pomagać, potrzebuję odpowiedzi.
- Niech ci będzie. Wojna Psychologiczna – odpowiedział Harry.
- Co to znaczy? - zapytał Draco, mrużąc oczy.
- Zauważyłeś, jak moje szaleństwo zaskoczyło profesorów, zwłaszcza Snape'a i Umbridge? - zapytał Harry.
- Tak. No i? - Draco nie był jedyną osobą, która chciała się tego dowiedzieć. Ron i Hermiona znali niektóre powody, ale nadal byli niepewni, co mieli sądzić o zachowaniu Harry'ego.
- Im bardziej przerażeni są moim zachowaniem, tym mniej na mnie reagują i więcej rzeczy uchodzi mi na sucho – wyjaśnił Harry. - Sam to pewnie zauważyłeś podczas twojego krótkiego pobytu w krainie szaleństwa.
- Rzeczywiście pozwalali nam wtedy na więcej – zadumał Neville.
- I dlatego zdecydowaliśmy się to kontynuować – zgodził się Draco.
- Poza tym, moje szaleństwo doprowadza ich do szaleństwa – powiedział Harry.
- Wiesz, że są zakłady na to, kogo pierwszego doprowadzisz do szaleństwa? - Draco z uśmiechem podzielił się tą informacją.
- Na kogo stawiacie? - Harry dodał z uśmiechem.
- Umbridge od początku nie była do końca zdrowa na umyśle – wyjaśnił Draco.
- Ale fajnie byłoby zobaczyć szalonego Snape'a – powiedział Neville.
- Ja sądzę, że Hogwart byłby o wiele lepszym miejscem, gdyby oboje byli szaleni – stwierdził Harry.
- No dobrze, uczniowie, proszę siadać – rozkazała Umbridge, wracając do rzeczywistości.
Harry uniósł rękę i zaczął nią dziko machać.
- Pani Profesor, ale my już siedzimy.
- W swoich ławkach, jeśli będzie pan taki łaskaw – odparła Umbridge prześmiewczo słodkim tonem.
- A co jeśli nie będę? - zapytał Harry. W jego głowie zaczął rodzić się kolejny pomysł.
- W takim wypadku będzie musiał pan opuścić klasę, panie Potter – odpowiedziała Umbridge.
- Dobra, dobra. - Wstając, Harry pokiwał zawiedziony głową. Nagle zaczął śpiewać pod nosem. - We are siamese if you please, we are siamese if you don't please**.
- Dziękuję, panie Potter. - Umbridge posłała Harry'emu niezadowolone spojrzenie. - Cisza! Czy ktoś może mi powiedzieć, o czym będziemy się dzisiaj uczyć?
- Narkotyki: które dają największego kopa – oznajmił Harry, nie przejmując się tym, w jaki sposób Umbridge sformułowała swoje pytanie.
- Nie to miałam na myśli, ktoś inny? - Umbridge rozejrzała się po sali w nadziei, że ktoś odpowie na jej pytanie.
- Praktyczne zaklęcia do obrony przed przecięciami z papieru? - zapytała Hermiona.
- Praktyczne zaklęcia wykrwawiające kogoś na śmierć przez przecięcie się kartką? - zapytał Ron, zanim Umbridge miała szansę odpowiedzieć Hermionie.
- Klątwy kontrolujące umysł, żeby zaciągnąć chętnych do armii Knota? - Draco kontynuował zadawanie szybkich pytań.
- Nowe Dekrety Edukacyjne, którymi Ministerstwo zdecydowało się nas obdarzyć? - dołączył Neville.
- Kociaki wojny? - dodała Luna.
- Na wszystkie pytania odpowiedź brzmi nie. Czy powinna tu pani być, panno Lovegood? - zapytała Umbridge, zdezorientowana gradem pytań.
- Tak, dzisiaj mam OPCM – powiedziała Luna prawdę, ponieważ w planie miała Obronę. Oczywiście swoją Obronę miała na pierwszych zajęciach, a Zaklęcia na drugich, ale była przekonana, że Flitwick pozwoliłby jej na opuszczenie jednych zajęć.
- W porządku. Dzisiaj będziemy się uczyć o poprawnych formach zwracania się do wampirów – powiedziała Umbridge, chcąc wprowadzić porządek.
- Zjedz mnie – wtrącił Harry.
- Ugryź mnie – powiedziała z lubością Luna.
- Hej, ty – krzyknął Ron.
- Przyniosłem keczup – dodał Neville.
- Zabierz mnie ze sobą – błagała Hermiona.
- Śmierć przez pocięcie papierem – zagroził Draco niewidzialnemu wampirowi, pchając swój podręcznik do Obrony.
- Obawiam się, że żadne z powyższych nie jest poprawną formą – powiedziała słodko Umbridge. Odmowa była jej przyjacielem.
Umbridge tak bardzo zaprzeczała wszystkiemu, że ignorowała drapiące hałasy wypełniające jej klasę. Zignorowała te dźwięki, które przybierały na sile, nadal przeprowadzając swój wykład. Do tego czasu miauczenie było już ogłuszające, ale Umbridge nadal wiernie je ignorowała. Nie mogła jednak zignorować faktu, że je biurko rozpadło się na kawałki.
- Co, w imię Merlina? - wymamrotała Umbridge wpatrując się w zgliszcza swojego biurka.
Coś wyszło spod biurka. Tym czymś, był mały, czarno- biały kotek. Kilka innych kotków podążyło za pierwszym, uroczo mrucząc. Umbridge nie posłuchała głosu rozsądku i podniosła kilka kociąt. Draco widząc to, zesztywniał, ale nie zauważając na jej rękach swojego kotka, ponownie się rozluźnił.
- Nie robiłbym tego, gdybym był panią. - Harry dał ostatnie ostrzeżenie.
Umbridge zignorowała nie tylko jego, ale również ryki kotów. W końcu te kotki były tak słodkie że nie mogły nikomu zrobić krzywdy, prawda? Umbridge nie pamiętała swojej próby kociarstwa, ani małej produkcji Buntowników. Tym samym, nie rozpoznała stworzonych przez siebie Kociaków Wojny.
OPCM szybko się skończyło dzięki atakowi Kociąt. Połowa uczniów uciekła, zanim nastąpił rozlew krwi, a reszta została wypuszczona dopiero, gdy Umbridge z krzykiem wyleciała z sali. Bunt zabrał łagodne już kociaki i wyszła, żeby schować dowody swojej działalności.
>>>>>>>>>>.<<<<<<<<<<<<
* Wiffle – takie dziurawe piłeczki do baseballu używane do gry wewnątrz.
** piosenka z Disney'a „Zakochany kundel", zostawiłam w oryginale, bo tłumaczenie nie ma sensu w tej sytuacji. Umbridge używa zwrotu „If you please" i tak oto narodził się pomysł Harry'ego na tę piosenkę
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top