Co za show!
Umbridge zjawiła się u Pani Pomphrey, która z radością wykonała jej pełne badania kontrolne. Niestety oznaczało to, że musiała spędzić w Skrzydle Szpitalnym cały dzień. Nikomu to nie przeszkadzało, a zwłaszcza nie buntownikom z Gryffindoru i ich pomocnikom. Jako, że Gryfoni wygrali mecz, cały wieczór spędzili na świętowaniu.
W niedzielę czekali aż do kolacji, żeby odpalić swój „projektor". Hasło zostało wypowiedziane, kamień pod stopami uczniów zabłysnął i rozpoczął się film.
- LV Productions przedstawia „Oszołomienie Umbridge" - oznajmił narrator. W jednym zdaniu zawarta została duża ilość gier słownych, ale Umbridge nie musiała o tym wiedzieć, bo była pod wielkim wrażeniem.
To wrażenie szybko zniknęło, gdy zobaczyła siebie chichoczącą na ekranie. Był to początek „Wakacji", które zafundowali jej buntownicy pojąc ją eliksirem szaleństwa. Napady chichotu trwały cały dzień, a Umbridge latała po całej Wielkiej Sali śmiejąc się do swoich myśli.
Nagle pojawiła się scena z czwartkowego śniadania. Umbridge skakała dookoła stołów, podśpiewując „I'm a little teapot". Podczas obiadu tańczyła walca z kukłą, która była łudząco podobna do Voldemorta. Na szczęście dla wszystkich, zaczęła się z nim obściskiwać dopiero pod koniec posiłku. Film pokazał tylko urywek tego, w jakim pośpiechu wszyscy opuszczali Wielką Salę.
Następna scena przedstawiała wydarzenia z kolacji. Umbridge odstawiła pantomimę swojego normalnego dnia w Ministerstwie Magii. Większość tego przedstawienia zajmowało rozmawiania do portretu Knota.
Piątek był z tych wszystkich dni najlepszy. Eliksir zamiast zużyć się, osiągnął pełny efekt. Umbridge była wystarczająco szalona, żeby tańczyć na stołach.
Dalej Umbridge zaprezentowała swoją miłość do kotów. Wyczarowała miot po miocie małych kociaków. Na ich nieszczęście, szalona Umbridge nie była dobra w czarach. Większość kociąt była zdeformowana, w świecące groszki, albo z dwoma ogonami.
Ulubionymi kociakami Trójcy były Kociaki Wojny. Szybko zebrali je i schowali do czasu, gdy Umbridge będzie w stanie w pełni docenić swoją próbę kociarstwa. Reszta zwierzątek wylądowała w opiekuńczych rękach Hagrida.
Ostatni film pokazywał Umbridge, która odkryła dobrodziejstwa gumy balonowej. Niestety Snape musiał siedzieć koło niej i został cały nią oblepiony. Klątwy, które Snape posłał w jej kierunku sprawiły, że wyglądała zabawniej niż Snape oblepiony gumą.
Gdy postacie zniknęły, Umbridge była wściekła. Zaczęła bełkotać pod nosem, próbując wyrazić swoją dezaprobatę.
Jej zachowanie podsunęło Harry'emu pewien pomysł. Rzucił na nią pewne zaklęcie. Umbridge nadal bełkotała, zaczynając nowe zdania i ich nie kończąc. Tylko tym razem nad jej głową pojawiały się napisy.
- Nie zrobiłam tych rzeczy – zaczęła nowe zdanie Umbridge.
- Zrobiłam je w wielkim stylu – dokończył napis.
- Te obrazy kłamią, – Umbridge podjęła kolejną próbę.
- Z wyjątkiem tych, które są prawdą... Czyli wszystkich.
- To tylko żart.
- Wyśmienity, muszę powiedzieć.
- Ktoś próbuje mnie oczernić.
- Bo sama nie robię tego wystarczająco dobrze.
- Zapomnijcie o tych fałszywych obrazach.
- Bo, gdy tylko będę mogła stworzę lepsze.
Ostatni napis okazał się punktem kulminacyjnym dla studenckiego grona, który wybuchnął śmiechem, który usłyszała Umbridge. Przez cały pokaz po Sali rozlegały się chichoty, ale były na tyle cicho, że Umbridge nie usłyszała.
Twarz Umbridge stała się czerwona i wrócił jej bełkot, ponownie uruchamiając napisy. Nie była w stanie sformułować więcej niż kilka słów, ale napisy były w stanie przetłumaczyć to, co mamrotała.
- Jestem głęboko upokorzona i chcę się zapaść pod ziemię. Przestańcie się ze mnie śmiać, bo strzelę focha i stąd wyjdę.
Wszyscy zaczęli się śmiać jeszcze bardziej, co całkowicie uciszyło Umbridge i napisy. Następnie zrobiła to, co podsunęły jej napisy i wyszła z Sali.
-o-
Przez resztę dnia Buntownicy byli cicho. Jednak playback nadal działał w pełnej okazałości za każdym razem, gdy Umbridge wchodziła do Wielkiej Sali. Kolacja była bardzo zabawna, ponieważ Umbridge próbowała z godnością przejść przez powtarzany materiał z obiadu. Jednak po scenie balowej z podobizną Voldemorta, Umbridge zabrała swoje jedzenie i wyszła.
W końcu nadszedł czas na lekcje Oklumencji. Harry ponownie zdecydował, że będzie świadomie próbował powstrzymać Snape'a, nie zamierzał jednak robić tego kosztem utracenia cennych chwil do wkurzania profesora. Doszedł do wniosku, że musi postępować ostrożnie, żeby Snape nie zakończył tych zajęć.
Od dłuższego czasu nie śnił mu się ani korytarz, ani drzwi, więc nie czuł się źle z przedłużaniem swoich lekcji. Ten sen zaczynał się kilka razy, ale zawsze udało mu się przestawić na taki o robieniu żartów z Snape'a i Umbridge.
Raz nawet udało się mu zmienić sen tak, że wpakował w twarz Voldemorta cały talerz bitej śmietany. Dziwnym trafem, po tym wydarzeniu, sny przestały powracać.
Harry nadal był ciekawy tych korytarzy i drzwi, ale wiedział, że gdy nadejdzie odpowiednia chwila, wszystkie tajemnice wyjdą na jaw. Tak więc nie martwił się tym nagłym zniknięciem snów.
Harry oparł się o drzwi do gabinetu Snape'a, głośno oddychając przez dziurkę od klucza tak, żeby Snape go usłyszał. Profesor zdecydował się zignorować dziwne dźwięki i skupił się na swojej pracy. Harry oddychał w ten sposób przez minutę, a następnie do rytmu oddechów dołączył drapanie drzwi.
Snape nadal nie reagował. Wiedział, że za tymi odgłosami stoi Harry, a nie był jeszcze przygotowany na to, żeby stawić u czoła. Miał jeszcze minutę do rozpoczęcia zajęć, którą postanowił wykorzystać na chwilę spokoju i odprężenia. Gdyby mógł jeszcze uciszyć tego chłopaka.
Harry zaczął pchać drzwi, które zatrzęsły się w zawiasach. I jako, że drzwi były zamknięte, powodowało to straszny hałas.
Po kilku sekundach Snape westchnął i wstał. Otworzył drzwi, przez które wypadł na podłogę Harry., ponieważ napierał na nie całym ciężarem ciała.
- Zapomniał pan, prawda? - oskarżył Snape'a Harry.
- Nie zapomniałem o naszych zajęciach – odparł Snape, zirytowany zachowaniem Harry'ego.
- Nie. Zapomniał pan, że dzisiaj jest dzień „wydrapywania sobie drogi przez drzwi, oddychając+ jak potwór", prawda? - Harry spojrzał niewinnie na profesora.
- „Wydrapywania sobie drogi przez drzwi, oddychając jak potwór"? - powtórzył Snape.
- Nazwa mówi sama za siebie. - Harry wzruszył ramionami.
- Co to za święto? - Snape nie chciał myśleć o tym, jakby wyglądały budynki, gdyby ludzie rzeczywiście obchodzili to święto.
- Powinien pan wiedzieć – krzyknął Harry, poklepując Snape'a po ręce. - Obchodzimy je w Hogwarcie od trzech lat.
- Trzech lat? - Snape doskonale wiedział, że nie powinien mu odpowiadać, ale nie mógł powstrzymać się przed wpatrywaniem się w niego.
- Posiada pan rekord największej ilości zniszczonych drzwi i mówi pan, że nic nie pamięta? - zapytał Harry.
- Nie mieliśmy w Hogwarcie żadnych drzwi obróconych w drzazgi, więc nie mogę mieć rekordu za największą zniszczoną ich ilość. - Snape rzucił Harry'emu piorunujące spojrzenie.
- Jest pan taki skromny – powiedział Harry z uwielbieniem w oczach.
- Może zacznijmy w końcu lekcję, tak? - powiedział szybko Snape. Zrobi wszystko, żeby uciszyć tego chłopaka.
- Nadal uważam, że w złym guście jest otwieranie drzwi, przez które ktoś chce się przedrapać – powiedział uparcie Harry.
- Sposób, jaki wybrałeś nie pomógłby ci w wydrapaniu dziury w drzwiach nawet, jeśli byś to robił cały dzień – zauważył Snape.
- Rzeczywiście. I to jest powód, dla którego to pan jest rekordzistą. Panu zajmuje to o wiele mniej czasu niż wszystkim innym. - Harry wszedł za Snapem do jego gabinetu.
- Legilimens – powiedział Snape bez ostrzeżenia.
Jednak Harry spodziewał się tego i podrzucił mu obraz podrapanych przez koty drzwi pani Figg. Snape tylko spiorunował go wzrokiem i jeszcze raz rzucił zaklęcie. Widząc spojrzenie Snape'a, Harry wiedział, że profesor jest pełen determinacji, żeby przebić się przez jego osłonę. Następny atak zablokował kolejną parą podrapanych drzwi.
Harry'ego bawił fakt, że Snape nie zwracał już uwagi na zawartość jego umysłu. Rzucał zaklęcie kilkakrotnie, ale przestał zauważać pojawiające się obrazy. Widział tylko powtarzający się wzór. Jednak zawsze zauważał, gdy Harry ten wzór zmieniał. Tym samym, Harry był w stanie poprawnie ćwiczyć okludowanie umysłu.
Harry pokazywał Snape'owi trzy lub cztery wzory, następnie przerzucając się do ochrony umysłu. Snape zwykle zauważał przerwanie wzoru, ale nie miał pojęcia, czym to było spowodowane. Nastolatek rzucał wtedy jakąś wzmiankę i lekcja była dalej kontynuowana.
Mimo, że Snape nie znosił obecności Harry'ego, ta lekcja trwała zdecydowanie dłużej od pozostałych. Jedną z przyczyn było to, że Harry wyjątkowo nie prowokował swoim zachowaniem, pozwalając Snape'owi na ignorowanie go.
Oczywiście, ta zgoda pomiędzy tą dwójką trwała piętnaście minut. Do tego czasu Harry spostrzegł, że nic z tych prawdziwych ćwiczeń nie zwróci uwagi Snape'a na dziwne rzeczy dziejące się w gabinecie. I do teraz zdecydowanie nie widział tańczących flamingów.
- Potter, co robią flamingi w moim gabinecie? - Głos Snape'a miał w sobie niebezpieczną nutę.
- Nie robi pan imprezy? - zapytał Harry z idealną mieszanką zdziwienia i niewinności.
- Dlaczego miałbym zaprosić flamingi na imprezę? - Snape spiorunował wzrokiem różowe ptaki.
- Dlaczego nie miałby pan zaprosić flamingów na imprezę? - zażądał odpowiedzi Harry, patrząc na profesora z niedowierzaniem.
- I dlaczego miałbym organizować imprezę? Czy ty poważnie myślisz, że ja kiedykolwiek zorganizowałbym imprezę? - zapytał Snape.
- Nawet, gdy skończę szkołę, albo mnie wyrzucą? - zapytał Harry, kiwając głową jak flamingi.
- Jeśli skończysz szkołę lub jeśli cię wyrzucą, jedynymi osobami będą ja i zgrzewka Ognistej Whiskey - odparł Snape.
- W takim wypadku mogą pojawić się flamingi – stwierdził Harry.
- Ale to nie wyjaśnia obecności flamingów teraz. - Snape próbował się pozbyć flamingów. Na jego nieszczęście, zamiast zniknąć, podwajały się. Kopia flaminga była o wiele mniejsza od oryginału.
- To raczej oczywiste, ktoś im powiedział, że robi pan dzisiaj imprezę w swoim gabinecie. - Harry dla zabawy podwajał liczbę flamingów.
- A ty nie wiesz kto? - powiedział Snape tonem sugerującym, że Harry doskonale wiedział kto to zrobił. Kolejny flaming został sklonowany w próbie pozbycia się go.
- No chyba wiem kto. - Harry próbował się pozbyć jednego z mniejszych flamingów, tym samym tworząc jeszcze mniejszego ptaka.
- I kto to mógłby być? - Snape spróbował ostrzejszej metody pozbycia się ptaków. Spowodowało to jednak to, że z każdego ptaka, w którego uderzyła klątwa, powstawały dwa nowe.
- Dumbledore – odpowiedział radośnie Harry.
- Dumbledore? - zapytał Snape z szeroko otwartymi oczami. Dumbledore wysłał mu te flamingi?
- Kto inny wiedział o naszych lekcjach? - zapytał Harry.
- Dumbledore nie mógł wysłać mi tych... potworów do mojego gabinetu. - Snape patrzył n flamingi z pogardą.
- To przypomnienie o następnym spotkaniu Zakonu Feniksa, żeby pan nie zapomniał. - Harry elegancko sklonował jeszcze kilka flamingów.
-Dlaczego ja? - wymamrotał Snape pod nosem.
- Wie pan, co może pan zrobić? - zaoferował się Harry.
- Co? - zapytał Snape.
- Może pan je wygnać z gabinetu i pozwolić Umbridge na poradzenie sobie z nimi – zaproponował Harry.
Harry odszedł, zanim Snape mógł cokolwiek powiedzieć, bo miał wrażenie, że jedyną odpowiedzią będzie wściekłe spojrzenie profesora. Ale z oddali słyszał przeklinanie Snape'a i dźwięk pazurów flamingów na kamiennej podłodze. Profesor mimo wszystko skorzystał z jego rady.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top