Co potem?
Pani Pomfrey nalegała na zbadanie całej szóstki. I mimo wielkiej niechęci, wypuściła ich ze skrzydła szpitalnego. Stwierdziła, że Harry jest zdezorientowany, zagubiony w myślach. Dała mu tylko eliksir rozgrzewający i pozwoliła Remusowi na zabranie ich do gabinetu dyrektora.
Dumbledore czekał na nich w swoim gabinecie tak, jakby nigdy z niego nie wyszedł. Wskazał im miejsca i poczęstował cytrynowymi dropsami.
- Ha, wiedziałem, że był tu cały czas – wymamrotał Harry do Draco.
- Musisz siedzieć koło mnie? - zapytał Draco.
- Tak, muszę – odparł Harry.
- Słyszałem, że dużo się działo w Hogwarcie – powiedział Dumbledore.
- Tak, Umbridge bez pana nadzoru była straszna. Wiedział pan, że sprawdzała wiadomości i sieć Fiuu? - zpytał Harry i potrząsnął głową. - Hogwart bez pana nie jest taki sam.
- Cieszę się – powiedział Dumbledore, odprężając się. - A teraz, opowiecie mi o waszej wyprawie do departmentu tajemnic?
- Myślałem, że Syriusz jest w niebezpieczeństwie – powiedział Harry, rozszerzając oczy. - Poszliśmy więc go uratować, ale to była pułapka.
- To byli Śmierciożercy – powiedział Ron.
- Myśleliśmy, że już po nas, ale po tym, jak pan Weasley został zaatakowany, Niewymowni musieli zainstalować jakieś dodatkowe zabezpieczenia – kontynuował Harry. - Zaczęły się dziać dziwne rzeczy, które atakowały Śmierciożerców.
- Naprawdę? - zapytał Dumbledore.
- Próbowaliśmy uciec, ale nie udało nam się dopóki nie pojawili się członkowie Zakonu – kontynuował Harry, bawiąc się tą historią. - Remus zabrał nas do atrium, a resztę już pan zna.
- Dziękuję – powiedział Dumbledore. - Możecie zejść do wielkiej sali, domowe skrzaty powinny wam coś przygotować.
- Wow, opuściliśmy kolację? - zapytał Ron. Posłał Harry'emu spojrzenie i poszedł za Remusem i resztą do wielkiej sali.
- Chciałbym z tobą porozmawiać, Harry, o tym, co się dzisiaj stało – powiedział Dumbledore.
- O Voldemorcie, który chciał mnie opętać? Czy o tej przepowiedni w ogóle? Czy o naszej wycieczce do departamentu tajemnic? - zapytał Harry.
- Wszystkie trzy – powiedział Dumbledore. - Włamanie do departamentu tajemnic było powodem, dla którego uczyliśmy cię oklumencji, Harry.
- Wiem, ale próbowałem się jej nauczyć, ale chyba to nie dla mnie – powiedział Harry, wyglądając na zasmuconego tym faktem.
- Mieliście szczęście, że Niewymowni zaktualizowali swój system ochrony i że brali pod uwagę intencje atakującego. Inaczej bylibyście poważnie ranni – powiedział Dumbledore. - Rozumiem, dlaczego musiałeś tam pójść. Przynajmniej Voldemort nie wybierze tego sposobu po raz drugi.
- Czyli nie będzie próbował mnie opętać? - zapytał Harry.
- Przepowiednia już nie istnieje, więc nie będzie cię nakłaniał, żebyś ją dla niego zdobył – powiedział Dumbledore. - A patrząc na jego reakcję po próbie opętania cię, wątpię, żeby próbował zrobić to po raz kolejny.
- Ja tylko pomyślałem o tym, jak bardzo kocham niektóre rzeczy – powiedział Harry. Na przykład Voldemorta pokrytego futrem i zakładającego suknię balową.
- A miłość odrzuca Voldemorta – odparł Dumbledore.
- Więc o czym jest ta przepowiednia? - zapytał ponownie Harry. - Ktoś ją zna, czy zaginęła na wieki?
- Zniszczona została kopia w Ministerstwie, ale osoba, która jej osobiście doświadczyła nadal jest wśród nas – powiedział Dumbledore.
- Kto był świadkiem? - zapytał Harry.
- Ja – odpowiedział Dumbledore. - Widzisz, piętnaście lat temu przeprowadzałem rozmowy o pracę z potencjalnymi kandydatami na stanowisko nauczyciela wróżbiarstwa. Podczas tej rozmowy, jedna z nich wygłosiła przepowiednię.
- Kto? - zapytał Harry.
- Wiedziałeś, że Sybilla Trelawny jest pra-pra-prawnuczką sławnej i utalentowanej wieszczki Cassandry Trelawney? W czasie rozmowy przepowiedziała upadek Voldemorta i był to ostateczny powód, dla którego Voldemort wybrał ciebie na swój cel – powiedział Dumbledore.
- Co mówi przepowiednia? - zapytał Harry.
Dumbledore podszedł do myśloodsiewni i zamieszał w niej swoją różdżką. Postać Trelawney uniosła się nad srebrzystą substancją i zaczęła mówić.
- Oto nadchodzi ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana... Zrodzony z tych, którzy trzykrotnie mu się oparli, a narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca... A choć Czarny Pan naznaczy go jako równego sobie, będzie miał moc, jakiej Czarny Pan nie zna... I jeden z nich musi zginąć z ręki drugiego, bo żadne nie może żyć, gdy drugi przeżyje... Ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca...
- Dwóch pasowało do przepowiedni – powiedział Dumbledore. - Ty i Neville Longbottom. Wasi rodzice postawili się Voldemortowi trzy razy, a Neville urodził się dzień przed tobą.
- To mógł być każdy z nas – powiedział Harry.
- Ostatecznie Voldemort podjął tę decyzję przez naznaczenie cię jak równego sobie – odparł Dumbledore.
- Moja blizna – powiedział Harry, dotykając jej palcami. - Czym jest ta moc, której Czarny Pan nie zna?
- To moc miłości, Harry – powiedział Dumbledore. - Już doświadczyłeś jej dzisiaj wieczorem.
- No cóż, czyli chyba działa – wymamrotał Harry, myśląc o zaklęciu, które mogłoby wyhodować na kimś futro. To na suknię balową nie powinno być trudne. Po prostu musiał transfigurować szaty Voldemorta i ten powinien eksplodować.
- Nie martw się, Harry. Wszystko będzie dobrze – powiedział Dumbledore.
- To dlatego nie powiedział mi pan o tym w pierwszej klasie? - zapytał Harry.
- Uważałem, że byłeś za młody, żeby się tym martwić – powiedział Dumbledore. - Chciałem, żebyś miał normalne dzieciństwo, Harry. I chciałem, żeby mogło to trwać dłużej.
- Lubię mieć dzieciństwo, więc nie mogę mieć tego panu za złe – powiedział Harry.
- A teraz, wróć do swoich przyjaciół i zjedz z nimi kolację. Pewnie jesteś strasznie głodny po tej waszej eskapadzie – powiedział Dumbledore.
- A co z panem? - zapytał Harry.
- Muszę pójść i przemówić do rozumu Korneliuszowi – powiedział Dumbledore. - Ufam, że Tonks i Shacklebolt zadbają o Syriusza, ale nie zaszkodzi pomóc mu w udowodnieniu jego niewinności.
- Nie martwię się o Syriusza – zadeklarował Harry. - Wszystko skończy się dobrze.
- Cieszę się, że nadal jesteś w stanie mieć taką wiarę w ludzi – powiedział Dumbledore. - A teraz idź coś zjedz.
- Dziękuję, proszę pana – powiedział Harry. Następnie wyszedł z gabinetu i zaczął schodzić po schodach. - Wierzę w kawały i chaos – wymamrotał.
- Co ty sobie myślałeś? - zażądał odpowiedzi Remus, zauważając Harry'ego schodzącego ze schodów.
- Myśli? - zasugerował Harry.
- Zdajesz sobie sprawę, że właśnie okłamałeś Dumbledore'a? - zapytał Remus.
- Nie kłamałem, per se – powiedział Harry. - Tylko tak naginałem prawdę, żeby usłyszał to, co chce usłyszeć.
- Dumbledore nie jest kryminalnym geniuszem, Harry – powiedział Remus.
- Ja nie powiedziałem, że jest – powiedział Harry. - Tylko pomyślałem, że wolałby usłyszeć, że poszedłem zrobić coś szlachetnego, a nie głupiego. Nie chciałem, żeby był mną zawiedziony.
- No cóż, raczej nie zaszkodzi to za bardzo – powiedział Remus. - Zawsze może zdobyć prawdziwą wersję wydarzeń od pracowników ministerstwa.
- Czy naprawdę myślisz, że spyta sprzątacza? - zapytał Harry.
- Co? - zapytał Remus.
- Nieważne – powiedział Harry. - Chodźmy jeść.
- Nie mogę uwierzyć, że jest po kolacji – powiedział Remus, prowadząc grupę do wielkiej sali.
- No, przygody zawsze zabierają więcej czasu niż by się mogło wydawać – powiedział Harry.
- Harry – krzyknął Ron, zauważając dwójkę wchodzących do wielkiej sali.
- Jedzenie – zawiwatował Harry i w podskokach udał się do stołu Gryfonów. - Idealne zakończenie dla idealnego dnia. Zapominając o fakcie, że najprawdopodobniej oblałem egzamin z historii.
- Prawie zapomniałam, że już prawie po SUMach – powiedziała Hermiona.
- To dobrze, bo przez nie jestem wykończony – powiedział Ron.
- Tęskniłam za moim partnerem na SUMach z eliksirów – powiedziała Luna.
- Ty nie miałaś SUMów – odparł Draco. - Jesteś na czwartym roku.
- Ona od zawsze była moim partnerem w eliksirach – powiedział Harry i poklepał ją po ramieniu. - Nie martw się, jutro coś upichcimy.
- Nie ma jutro wpadania w kłopoty – powiedział w odpowiedzi Remus.
- Och, nie wpadniemy w kłopoty – powiedział Harry. Zniżył głos, żeby wymamrotać do reszty. - Chyba, że zrobią coś Syriuszowi, wtedy będziemy musieli go uratować.
- Na pewno będzie dobrze – powiedziała Hermiona. - W końcu złapałeś Pettigrew'a.
- Naprawdę udało ci się to przypadkiem? - zapytał Draco.
- I było to coś, co dali ci bliźniaki, prawda? - zapytał Ron.
- Miałem nadzieję, że da się złapać – odpowiedział Draco Harry. - I był to prototyp tego śluzu, którego użyliśmy w pokoju przepowiedni.
- Musimy powiedzieć o tym bliźniakom – powiedział Ron. - Będą nam zazdrościć.
- Pewnie postaraliby się dostać do departamentu tajemnic – powiedział Neville.
- Śmierciożercy włączyli wszystkie pułapki, prawda? - zapytała Hermiona. Odwróciła się do Harry'ego. - Nie dodałeś nowych, tak?
- Z tego, co pamiętam to nie – powiedział Harry.
- Jakie to uczucie mieć Sam-Wiesz-Kogo w głowie? - zapytał Ron.
- To było straszne, wyobraziłem sobie Voldemorta grubszego niż Dudley i wyglądał okropnie – powiedział Harry. - Dumbledore powiedział, że kluczem do pokonania Voldemorta jest miłość, ale mnie się wydaje, że on działa raczej jak bogin.
- No cóż, na pewno mamy z czego się śmiać – powiedział Ron, po czym szybko spojrzał na Remusa. - A teraz, co robimy z drugą sprawą?
- Dostała drugą dawkę podczas naszej krótkiej wycieczki, już niedługo będzie absolutnie o wszystkim przekonana – powiedział Harry. - Zniknie pewnie pod koniec tygodnia.
Słysząc to wszyscy zaczęli wiwatować. Remus próbował ich uciszyć, ale nie dało to wiele. Przelecieli jeszcze raz przez wydarzenia dzisiejszego wieczoru, odstresowując się, pozwalając ulecieć adrenalinie i podziwiając wspaniałość ich żartów.
Gdy skończyli posiłek, zostali wysłani do swoich dormitoriów. Oczywiście, pozostali uczniowie zauważyli, że coś jest nie tak, skoro na kolacji nie było sześciu uczniów i nauczyciela. Plotki szybko się rozeszły i niektóre z nich osiągnęły szczyty wyobraźni. Na przykład krążyła taka plotka, że Umbridge zabrała całą ich grupę do Zakazanego Lasu w poszukiwaniu jakieś broni.
Prawda była dziwniejsza niż te wszystkie historie i cała grupa z radością opowiadała o swoich wyczynach. Połowa uczniów nie uwierzyła im i spokojnie tworzyła coraz to wymyślniejsze plotki. Pozostali uwierzyli Harry'emu, głównie dlatego, że już wcześniej z nim rozmawiali. Byli w stanie uwierzyć w jego wersję, bo przeżyli dziwne rzeczy będąc u boku Harry'ego.
W końcu McGonagall przyszła i wysłała ich wszystkich do łóżka.
Następego poranka Dumbledore siedział przy stole nauczycielskim. Harry i pozostali po raz pierwszy od dawna, siedzieli na przy odpowiednich stołach. Nawet gdy byli tu egzaminatorzy, Luna siedziała z nimi, a czasami dołączał do nich Draco. Tym razem jednak zdecydowali się usiąść oddzielnie. Dumbledore wrócił, więc wszysko musiało wrócić do normy.
I wtedy do sali wpadła Umbridge.
- Ty, co ty tutaj robisz? - zażądała odpowiedzi.
Biedny pierwszoroczniak, do którego skierowała pytanie, zatrząsł się i spojrzał w dół na swoje buty.
- Lekcje zaczynają się dopiero za pół godziny, proszę pani.
- No, czemu tak stoisz, nadchodzą słonie – powiedziała Umbridge, odchodząc od chłopaka. - Nie widzisz ich? Są tam!
- Ach, pani Umbridge, jak dobrze panią widzieć – powiedział Dumbledore, wstając.
- Dlaczego twoje włosy są tak długie? - zapytała Umbridge, a jej oczy rozszerzyły się z podziwu. - Poważnie, są tak długie.
- Wiele lat zajęło mi wyhodowanie takich włosów – powiedział Dumbledore, nie zauważając, że coś jest z Umbridge nie tak.
- Ale są tak długie – powiedziała Umbridge. - Tak strasznie długie.
- Dziękuję – powiedział Dumbledore. Po czym zmarszczył brwi.
- Dlaczego są takie długie? - zapytała po raz kolejny Umbridge. - Można by nimi opleść cały świat, gdyby nie był on płaski.
- Gdyby co nie było płaskie? - ktoś zapytał.
- Świat – odparła Umbridge. - Został spłaszczony przez słonie.
- Dobrze się czujesz, Dolores? - zapytał Dumbledore.
- Wczoraj spałam cały dzień – powiedziała Umbridge. - A gdy się obudziłam, widziałam wszystko.
- Może powinnaś wrócić do skrzydła szpitalnego, żeby pani Pomfrey mogła cię zbadać – powiedział Dumbledore.
- Nie, jeśli nadal nie będzie księżyca – powiedziała Umbridge. - Nie mogę przestać tańczyć.
Umbridge zaczęła się kiwać z jednej strony na drugą.
- Czy ktoś znowu napoił ją eliksirem szaleństwa? - zapytał Dean, patrząc się na Harry'ego i Neville'a.
- Chciałbym powiedzieć, że nie mam z tym nic wspólnego – zaczął Neville. - Ale czy mi uwierzycie?
- Wiesz co, na początku pewnie nie – powiedział Dean. - Ale po tym wszystkim, nie zdziwiłby mnie fakt, że to ty stoisz za tym wszystkim.
- O tak, Harry jest moją marionetką – powiedział Neville. - Widzisz, nie chcę mieć na głowie całego bałaganu związanego z byciem sławnym, dlatego też podłożyłem Harry'ego.
- Miał okazję mnie wypuścić, ale tego nie zrobi – powiedział Harry, opadając na stół. - Torturuje mnie sławą!
- Widzicie, mrówki, one już atakują – krzyknęła Umbridge, wskazując na Harry'ego. Neville instynktownie się schylił, a Umbridge pisnęła. Ron z szerokim uśmiechem skierowanym do Deana, położył się na Neville'u.
- Mrówki, mrówki! - wrzasnęła Umbridge.
- Tu nie ma mrówek – próbowała pocieszyć ją McGonagall. - Chłopcy, usiądźcie prosto.
- Tak, mamo – powiedzieli chórem Harry, Ron i Neville, prostując się.
- Mrówki, mrówki – mamrotała Umbridge, sprawdzając całą salę w ich poszukiwaniu. Na szczęście szóstoklasista, którego teraz sprawdzała, nie miał na sobie mrówek.
- Ej, ja się tu próbuję uczyć – warknął szóstoklasista. - Ja mam jeszcze egzaminy, nie to co oni.
- Hej, dobrze wiesz, że one nie należałą do najłatwiejszych – zaprotestował jeden z pięciorocznych Krukonów. - Miałeś je rok temu.
- Jestem od was rok starszy i mam w tym roku OWTM-y – odparł szóstoroczny Krukon.
- Już spokój – powiedział Dumbledore. - Jestem pewien, że dobrze sobie poradzisz na swoich egzaminach. A teraz, Dolores, może pójdziesz do pielęgniarki?
- W skrzydle szpitlnym są pomarańcze – powiedziała Umbridge. Rozszerzyła oczy i wyglądała na przerażoną. - Pomarańcze, mówię panu! Próbują zapanować nad światem.
- Za pomocą mrówek? - ktoś z tłumu zasugerował.
- Pomarańcze i mrówki – wrzasnęła Umbridge. Następnie wskazała na Dumbledore'a palcem. - Próbowałeś mnie oszukać! Zamknąłeś się w swojej wysokiej wieży, ale widzę, co próbujesz zrobić. Powiedz swoim pomarańczom, że nie nabiorę się na ich sztuczki. Widzę wszystko, co oni robią.
- Naprawdę, możesz ją oszołomić? - wyburczał Snape. - To jest oczywiste, że załamała się pod wpływem stresu i potrzebuje opieki Poppy.
- Najlepiej, gdyby poszła tam z własnej woli – powiedział Dumbledore. - Chodź już, Dolores.
- Ty, mrówki i pomarańcze nie złapiecie mnie – powiedziała Umbridge. Rzuciła mufinką w Snape'a, który oberwał w głowę. Garść owsianki poszybowała w górę i wylądowała na podłodze. Następnie Umbridge złapała talerz z tostami i uciekła.
- Proszę o spokój – rozkazał Dumbledore. - Podejrzewam, że cała ta sytuacja doprowadziła panią Umbridge do tego stanu i pobyt u pani Pomfrey na pewno jej pomoże.
Dumbledore, McGonagall i Sanpe wyszli z wielkiej sali.
Pozostali nauczyciele przypilnowali, żeby wszyscy uczniowie zostali w wielkiej sali do czasu rozpoczęcia zajęć dla tych, którzy nie mieli SUMów czy OWTMów. Gdy zamieszanie już ucichło, Harry i ekipa wyszli z wielkiej sali i skierowali się w stronę jeziora.
Pozostali piątoklasiści podążyli za nimi, a Harry i przyjaciele po raz kolejny zrelacjonowali wycieczkę do departamentu tajemnic. Harry był zaskoczony, że tylu Ślizgonów było zainteresowanych opowieścią, zwłaszcza jeśli weźmie się po uwagę fakt, że Śmierciożerców byli ich rodzice. Żadne z dzieci Śmierciożerców, którzy byli w departamencie tajemnic, nie wyglądało na szczególnie zasmuconych faktem zaaresztowania ich rodziców.
Harry poprosił Draco na bok, ale ten odmówił rozmawiania na ten temat.
- Mój ojciec jakoś się z tego wywinie, zawsze mu się udaje. Poza tym, widząc to wszystko, nie wydaje mi się, że jest to pożyteczny sposób spędzania wolnego czasu.
- Zawsze lepiej jest mieć więcej pieniędzy, prawda? - zapytał Harry.
- W dodatku, dzieci nie mogą być Śmierciożercami – powiedział Draco.
- Co masz na myśli? - zapytał Harry.
- Czy wiesz dlaczego bliźniaki dali ci ten proszek, którego użyliśmy w pokoju śmierci? - zapytał Draco.
- Chieli, żebym użył go na Umbridge lub Snape'ie – powiedział Harry.
- No cóż, dobrze, że użyliśmy ich na Śmierciożercach, bo ma raczej trwały efekt – powiedział Draco.
- Zamieniłem ojców Crabbe'a, Goyle'a i Notta z powrotem w dzieci? - zapytał Harry z szeroko otwartymi oczami.
- A ja zamieniłem w dziecko mojego ojca – powiedział Draco. Następnie uśmiechnął się do Harry'ego. - W każym razie, jeszcze trochę będzie w takim stanie.
- Łał, mam nadludzkie moce – powiedział Harry i poszedł za Draco, nadal zszokowany tą informacją.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top