IV. Dostajecie razem szlaban
️Harry
Na ostatnim spotkaniu na Błonia, zagadaliśmy się tak bardzo, że nie zwróciliśmy uwagi na otaczającą nas ciemność. Musieliśmy przejść spowrotem do dormitorium niezauważeni. Niestety, przyłapał nas Snape. Oboje dostaliśmy szlaban. Mieliśmy w czwartek po zajęciach posprzątać w sali do eliksirów.
Czekałam na Harrego przed drzwiami. Spóźnia się. Ma szczęście, że pilnuje nas Percy, a nie Snape. Na szczęście. Jego jestem w stanie chociaż trochę ugłaskać.
Kilka minut później chłopak zjawił się cały spocony.
- Przepraszam T.I. - Mówi pomiędzy próbami złapania powietrza do płuc. - P-Percy? - Pyta zdziwiony, dopiero go dostrzegając.
- Spóźniłeś się Harry, liczę, że masz na to jakieś dobre wytłumaczenie. W przeciwnym razie będę musiał odjąć ci punkty lub wyznaczyć dodatkowe zadanie.
- Daj...Daj mi... złapać oddech. - Wysapuje.
Przyglądam się tej sytuacji już lekko poirytowana. Percy, niby taki mądry, a nie potrafi zrozumieć prostej rzeczy.
Za sztywny jest, brakuje mu luzu.
- Miałeś wystarczająco du-
- Percy... - Przerywam mu i podchodzę do niego - Proszę cię, mógłbyś ten jeden raz przymknąć na to oko? - Mówię kładąc mu dłoń na ramieniu, po czym wspomagam się nim by szepnąć mu do ucha. - Dla mnie...
Czuję jak wzdryga się delikatnie.
Oddalam się powoli, patrząc mu prosto w oczy ze słodkim uśmiechem. Jego twarz trochę łagodnieje ale wciąż pozostaje poważna. Zastanawia się chwilę po czym mówi:
- No dobrze. Ale na mojej zmianie jest to ostatni raz, gdy przymykam oko. Tylko ze względu na to, że T.I jest dobrą uczennicą.
Oczywiście wcale nie dlatego, że przed chwilą próbowałam go udobruchać. - Pomyślałam. Bo skąd on w ogóle wie jak ja się uczę?
- Musicie poodkładać składniki na swoje miejsca, umyć kociołki oraz wyczyścić ławki i podłogę. Będę sprawdzał co 20min jak sobie radzicie. - Wytłumaczył i odszedł.
Gdy zniknął z pola widzenia zaśmiałam się cicho i westchnęłam, spoglądając spowrotem na Harrego, który w między czasie zdążył już unormować oddech.
- Lepiej już zacznijmy, nie chcę tu siedzieć przez cały dzień. - Powiedziałam, po czym przyjrzałam się dokładniej jego twarzy. Niewielkie kropelki potu w dalszym ciągu spływały mu po twarzy, jego włosy również wydawały się nieco wilgotne. Nie wiem dlaczego, ale w jakis sposób mnie to dekoncetrowało.
- To nie pot. - Odparł, zauważając chyba mój skupiony wzrok.
- Pot czy nie pot, chodź. - Powiedziałam i ruszyłam do sali.
- Usiądź tu. - Instruuję
Nie jest ode mnie dużo wyższy, ale będzie wygodniej.
- Po co?
- Csiii. - Uciszam go i wyjmuję chustkę z kieszeni. - Nie ruszaj się.
Zaczynam przykładać ją delikatnie do jego czoła, pozbywając się wilgoci po kolei z jego różnych części. Harry zastygł w miejscu.
- Nie spinaj się tak, nie gryzę.
- Wiem. Zważając na to, jaka byłaś w stosunku do brata Rona.
Przerywam wykonywaną czynność i patrzę na niego pytającym wzrokiem.
- Nie ważne.
Wzruszam ramionami i zaczynam kontunuować to co przerwałam.
- Podoba ci się Percy? - Wypala nagle, a ja zastygam zaskoczona na parę chwil.
- Co? Nie! Skąd ci to przyszło...
- Bo byłaś dziś dla niego taka..
No wiesz... - Patrzy na mnie skołowany.
- Chciałam cię uratować od kolejnych, niepotrzebnych ci już zresztą kłopotów! - Zdzielam go w ramię.
- No w sumie...Przepraszam.
- Nie powinieneś przepraszać tylko dziękować. Nie ma za co i lepiej się już weźmy do roboty.
- T.I?
- Co znowu?
- Daj mi tą chustkę, wyczyszczę ją.
- Sama to zrobię. Ale wzamian chcę wiedzieć, czemu się spóźniłeś. - Odpowiadam, lecz po chwili namysłu wzdycham i dodaję. - I czemu byłeś mokry.
- Chyba i tak jestem ci winny wyjaśnień...
Ron
Parę dni temu była pełnia, a co za tym idzie? Nie mogłam zasnąć. Wierciłam się w łóżku kilka godzin, przekręcając się z boku na bok. W końcu postanowiłam wyjść do biblioteki poczytać. Byłam pewna, że i tak dzisiejszej nocy już nie zasnę. Przemknęłam po cichu przez pokój wspólny, na korytarz. Rozglądałam się po wszystkich kątach, idąc dosłownie na paluszkach. W pewnym momencie usłyszałam kroki. Były tak ciche, że nie mogłam stwierdzić skąd dobiega dźwięk. Odwróciłam się za siebie, gdy po chwili na kogoś wpadłam. Głośny huk rozszedł się po korytarzu. Przekręciłam się szybko do poprzedniej pozycji, by zobaczyć kogo chciałam staranować. Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia. To był Ron. Z buzią pełną jedzenia i przeróżnymi pakunkami w rękach. Oczywiście część wylądowała na podłodze.
- Przepraszam Ron. Nie mogłam spać i chciałam iść poczytać, nie sądziłam, że na kogoś wpadnę. Poza tym czy ty niedawno nie wróciłeś ze szpitala? Trafiłeś tam przez obżarstwo. Ronaldzie Weasley, nie uczysz się na błędach?! - Unosiłam ton, choć wciąż tak, aby być jak najciszej.
- T.I nie teraz. Spadamy. - Podniósł leżące na ziemi przekąski i pokierował mnie spowrotem w stronę korytarza prowadzącego do naszych dormitoriów. Byliśmy bardzo uważni, ale niestety przyłapała nas McGonagall i wlepiła szlaban plus ujemne punkty dla obu domów.
Profesorka chyba założyła, że oboje zakradliśmy się po jedzenie. W ramach kary musimy pomagać skrzatom w kuchni, po każdym posiłku przez cały dzień.
Byłam trochę zła na Rona za ten szlaban. Być może gdyby nie on to nigdy by mnie nie przyłapano. Chociaż z drugiej strony to nie jego wina, że pojawił się akurat w tym miejscu o niewłaściwej porze.
Było już trochę po kolacji, w końcu uporaliśmy się z zadaniem. Na całe nasze szczęście mogliśmy używać różdżek, dzięki czemu poszło nam znacznie szybciej. Już mieliśmy zamiar wychodzić, gdy zatrzymał nas jeden ze skrzatów.
- Davka docenia waszą pomoc. Chodźcie, Davka ma dla was coś dobrego.
Popatrzyliśmy z Ronem po sobie i przytaknęliśmy głowami. Oboje wiemy, że skrzatom nie należy odmawiać, gdy sami proponują jedzenie.
Davka dała nam po babeczce i gdzieś zniknęła.
- To co? Smacznego. - Powiedziałam, po czym szybko wpakowałam sobie połowę słodkości do ust, nie zwracając uwagi, że jest pokryta dużą ilością kremu. Nie przepadam za słodkościami, ale raz na jakiś czas nie zaszkodzą.
- A to niby ja się obżeram. Gdzie się tak spieszysz?
- Muszę jeszcze zdążyć napisać wypracowanie. Wolę mieć je z głowy. - Wyjaśniłam, gdy przełknęłam pierwszy kęs.
- No tak...I po co ja pytałem. - Odparł wzdychając cicho.
Ja w tym czasie wzięłam kolejnego gryza babeczki. Nagle Ron wybuchł głośno śmiechem.
Spojrzałam na niego ze zmarszczonym czołem.
- Masz coś... na policzku. - Powiedział nie przestając się ze mnie śmiać.
Przetarłam go delikatnie ręką, co dało odwrotny efekt do zamierzonego. Skończyło się na tym, że krem wylądował i na moim nadgarstku i roztarł się bardziej po policzku.
Ron zaczął śmiać się jeszcze głośniej, co udzieliło się też mi.
- Śmieszy cię to, tak? - Powiedziałam rozbawiona.
Wzięłam do ręki resztę mojej babeczki i wtarłam jej górną część w jego policzek. Przestał się śmiać i spojrzał na mnie zaskoczony.
- Wow. Tego się po tobie nie spodziewałem.
- Wielu rzeczy się jeszcze po mnie nie spodziewasz. - Odparłam wzruszając ramionami.
- Na przykład?
- Na przykład tego, że jeden policzek jest ubrudzony kremem a drugi nie. Wygląda to bardzo niesymetrycznie, więc zamierzam to zmienić.
Nie myśląc za dużo, swoim polikiem szybko pacnęłam w jego. Odsunęłam się i wyszczerzyłam zęby. Chłopaka jakby wmurowało. Siedział i gapił się na mnie z szeroko otwartymi oczami.
Po chwili odkaszlnął i powiedział tak cicho, że prawie nic nie usłyszałam.
- No tego jeszcze bardziej...
I takim o to sposobem wróciłam do dormitorium trochę później niż planowałam.
Oliver
Wracaliśmy właśnie z treningu, z bardzo dobrymi humorami. W każdym nowym dniu czułam coraz większe podekscytowanie nadchodzącymi naborami, a stres stopniowo malał. Wprawdzie duży wpływ na to miał Oliver, dzięki któremu jestem w stanie nie myśleć tak często o wydarzeniach z przeszłości. Dochodziliśmy już do zamku. Przez całą drogę dyskutowaliśmy o naszych postępach oraz jak będzie wyglądał nabór. Wood złapał już za klamkę i pchnął drzwi, gdy nagle zastygł w miejscu, przez co wpadłam na niego.
- Hej, co ty robisz? - Popatrzyłam na niego masując końcami palców czoło, którym uderzyłam o jego ramie.
- Bo tak myślę, że... - Spojrzał na mnie z poważną miną - Ty nie myślisz, iż przez naszą relację dostaniesz się tak po prostu do drużyny?
- A jaka jest niby ta nasza relacja? - Zaśmiałam się. - Spokojnie. Nie myślę tak. Chociaż w sumie z moim talentem dziwne, żebyś mnie nie przyjął. - Uśmiechnęłam się zawadiacko.
- Przez tyle lat nikt ci nie powiedział? - Zapytał zdziwiony.
- Co? Ale co?
- Eh, widocznie ja muszę być tym pierwszym.
- Wood, o co ci chodzi?
- O to, że muszę ci powiedzieć coś bardzo ważnego. - Spojrzał mi głeboko w oczy i położył obie ręce na ramionach.
Zamurowało mnie na chwilę, ale gdy tylko się otrząsnęłam, odkszalnęłam i powiedziałam:
- Mów, nie strasz mnie.
- Nikt ci nigdy nie powiedział... - wziął głęboki wdech - że ty nie masz talentu? - Wciąż patrzył na mnie z kamienną twarzą, lecz widząc moje zszokowanie wypisane na twarzy natychmiast zaczął się śmiać.
- W mojej głowie właśnie zginąłeś. Zaraz sprawie, że to nie będzie tylko w mojej głowie! - Krzyknęłam, a ten w pół drugiego zdania zaczął uciekać, więc ruszyłam za nim w pogoń.
W trakcie pościgu wymacałam ręką kafla znajdującego się w mojej torbie, którego zawsze noszę przy sobie, gdy idę grać. Wiem, że Oliver jest obrońcą, ale nie sądzę, że ma szósty zmysł, czy oczy z tyłu głowy, żeby go złapać. Niestety trochę się pomyliłam. Gdy kafel był centymetry od jego głowy, odwrócił się, jednocześnie uchylając. Później już wszystko stało się bardzo szybko. Filch, który akurat w tamtym momencie przechodził korytarzem dostał kaflem. Ponadto widział, jak biegaliśmy po korytarzu. Odjął po 10 punktów każdemu, a dodatkowo w pakiecie dostaliśmy szlaban.
Nie skakałam z radości, gdy następnego dnia musiałam udać się na odbycie kary. Jeszcze nie wiedziałam co będziemy musieli robić, ale mam nadzieję, że nic co wymaga większego wysiłku. Nie tylko dlatego, że jest niedziela, również przez zakwasy, które nabyłam po wczorajszym treningu. Jestem pewna jednej rzeczy. Wood mnie na sto procent nie oszczędza. Wydaję mi się, że bardzo chce abym dołączyła do zespołu. Wiem też, że katuje mnie dlatego, by w razie czego, jeśli mnie przyjmie miał czyste sumienie, iż zrobił to bo ciężko pracowałam, a nie ze względu na naszą przyjaźń.
Gdy dotarłam na miejsce Oliver już tam był. On też jeszcze nie wiedział co będziemy robić. Nie czekaliśmy zbyt długo, zaraz pojawił się przy nas woźny.
- Waszym zadaniem jest umycie podłogi w Wielkiej Sali. Cieszcie się, że tylko tyle, gdybym mógł kazałbym wam leżeć nieruchomo przez godzinę na zimnej podłodze.
Tylko tyle?! Jakby posprzątanie WIELKIEJ Sali to było mało.
W milczeniu poszliśmy do schowka po środki czystości oraz mopy. Gdy dotarliśmy do miejsca odbywania szlabanu nie do końca wiedziałam za co mam się najpierw zabrać. Z takiego rodzaju 'trzonkami' nie miałam dużej styczności. Oliver był w kompletnie innej części sali, więc nie chciałam go fatygować. Niewiele myśląc wzięłam do ręki pierwszy lepszy specyfik, zaraz po nim drugi i wylałam oba na podłogę. Chwyciłam za mopa i roztarłam je. Skąd miałam wiedzieć jakiego użyć skoro jest ich aż tyle...
Wyczyściłam w ten sposób dużą część gruntu i wpadłam na genialny pomysł sprawdzenia jak idzie Oliverowi. Błądziłam wzrokiem po sali ale nie mogłam go dojrzeć. Nie rozpłynął się przecież tak po prostu.
- Bu! - Usłyszałam nagle za sobą.
Przestraszyłam się tak, że aż odskoczyłam do tyłu. I tyle mi wystarczyło, żeby zrozumieć, iż mój wrodzony geniusz ma pecha.
Poślizgnęłam się, a próbując złapać równowagę dodatkowo potknęłam o własne nogi.
Byłam gotowa na zetknięcie z ziemią, gdy poczułam dłonie na sobie. Jedną na swoim nadgarstku a drugą na pasie. Następnym co poczułam to tylko ból tyłka i ciężar na swoim ciele. Wood także się poślizgnął i całą swoją masą wylądował na mnie amortyzując sobie upadek.
- Wood wiem, że służę za dobrą poduszkę, ale mógłbyś ze mnie zejść?
- A tak, już. - Wstał i podał mi rękę bym zrobiła to samo. - Powiedziałbym, że jednak słabi z nas zawodnicy skoro wywracamy się na prostej podłodze...
- Ale?
- Ale zastanawiam się czym ty chciałaś wyczyścić tą podłogę. Znaczy raczej wyczyściłaś. - Popatrzył na mnie z podniesionymi brwiami.
- Nie rozumiem? - Udawałam wciąż głupią, ale tak naprawdę doskonale zdawałam sobie sprawę, że zapewne użyłam nie tego co trzeba. Nawet nie przeczytałam etykiety.
- No na moje oko to wosk, ale pokaż mi opakowanie tak dla pewności. - Wzięłam do ręki jedną butelkę, a drugą dyskretnie schowałam za plecami.
- Tak jak myślałem. Wosk. - Zauważyłam jak jego kąciki ust drgnęły.
- Serio? Teraz się będziesz ze mnie śmiał?... I słusznie - Westchnęłam. - Bo użyłam jeszcze tego.
Pokazałam mu drugie opakowanie a on zaczął się śmiać już na głos.
- Naprawdę zmieszałaś ze sobą dwa woski? Już wyobrażam sobie jutro innych uczniów chodzących jak po lodzie. - Zaśmiał się jeszcze raz tym razem głośniej.
- No bardzo śmieszne. - Zdzieliłam go w ramię.
Ten spoważniał i powiedział:
- Masz 3 sekundy na ucieczkę. Raz, dwa... - Rzuciłam się do ucieczki ...a raczej próbowałam. - Leżysz. Nie wierzę, że dałaś się nabrać. - Trzymał się za brzuch pękając ze śmiechu.
- Chyba masz o dwóch bliźniaków Weasley za dużo w drużynie. A gdybym doznała kontuzji?
Moje zakwasy to w tym momencie już najmniejszy problem...
Fred
Tak jak obiecałam, wieczorem zabrałam Freda na imprezę. Towarzyszyła nam moja przyjaciółka. Drugi z bliźniaków Weasley niestety nie mógł przyjść tu z nami. Nie mam pojęcia dlaczego, nawet nie śmiałam zapytać.
Siedzimy właśnie przy kolejnej szklance ognistej, ładujemy akumulatory, żeby w końcu wejść na parkiet. Abi już dawno zniknęła gdzieś w tłumie, jak to ona. Nie musiałam długo czekać, by Fred też już lekko się wstawił. Hah, amatorzy. Wstał i pociągnął mnie delikatnie za łokieć. Był to sygnał, żebym zrobiła to samo i podążyła z nim na parkiet.
Przetańczyliśmy 3 piosenki i usiedliśmy spowrotem przy barze. Abi dalej nie wróciła, a przecież poszła przed nami. W mojej głowie zapaliła się czerwona lampka.
- Fred? - Zapytałam głośno, by mnie usłyszał.
- Tak?
- Widziałeś może gdzieś w tym tłumie Abi? - Zapytałam z nadzieją w głosie.
- Kogo czy widziałem? - Podniósł brew.
- No Abi, Abigail. - Popatrzyłam na niego ze zmarszczonym czołem.
- Aaa, nie. - Odparł. - A co?
- Nic, lepiej chodźmy jej poszukać. Nigdy jeszcze nie znikała na tak długo.
- Co?! - Krzyknął.
Zirytowana pociągnęłam go do siebie za materiał koszulki i powiedziałam mu do ucha:
- Chodźmy jej szukać.
Kiwnął tylko głową i zaczął podążać za mną rozglądając się.
Przeszukaliśmy juz cały ten tłum i zakamarki klubu, a po niej ani śladu. Wyszliśmy przed lokal z zamiarem powrotu, być może postanowiła wcześniej wrócić, choć to dziwne, że nic nie powiedziała. W pewnym momencie kilka metrów od nas dostrzegłam jej sylwetkę na jednej z ławek. Ledwo się trzymała.
- Abi! - Podbiegłam do niej. - Co się stało?
- T.I? - Spojrzała na mnie nieobecnym wzrokiem.
- Fred, coś jest nie tak. Pomóż mi. - Powiedziałam poważnie.
Dotarliśmy do zamku. Tym razem naprawdę żałuję, iż nie ma ciszy nocnej. O tej porze jeszcze trochę uczniów szwęda się po korytarzach i mogą nas zobaczyć. Jeśli tak będzie, to rano możemy spodziewać się, że będzie trąbić o tym cała szkoła.
Fred jakby słysząc o czym myślę zaproponował próbę przedostania się do dormitorium Krukonów przez tajne przejścia.
Byliśmy prawie na miejscu i wszystko byłoby super, gdyby nie zauważył nas jeden z prefektów.
Abi wylądowała w Skrzydle, a my dostaliśmy szlaban na jutrzejszą, piękną sobotę. Ona oczywiście też odrobi swoją karę, ale gdy dojdzie do siebie. I tak dostaliśmy dość małe zadanie. Chyba ze względu na to, że było jeszcze przed ciszą nocną i trzymaliśmy się dość dobrze. Mieliśmy zrobić porządek w sali do OPCM. Dla dwojga to łatwa, szybka robota.
Właśnie układałam książki na półce, gdy jedna spadła mi na podłogę i otworzyła się na stronie poświęconej boginom. To mnie skłoniło do pytania, którym chciałam jakoś rozpocząć i podtrzymać rozmowę.
- Fred? Tak mnie ciekawi...w co zmienił się bogin, gdy stanąłeś na przeciw niemu?
- A to akurat zabawne pytanie. Sam dokońca nie wiedziałem w co może się zmienić, ale najlepsze było to, że nawet nie musiałem używać zaklęcia, żeby się z niego pośmiać. Więcej ci nie zdradzę. - Uśmiechnął się podejrzanie. - Chyba, że...
- Chyba, że co?
- Dowiesz się wkrótce. - Powiedział obniżonym głosem.
- Aha. Ale po lekcji z amortencją się nie wywiniesz tak łatwo. - Skwitowałam, a chłopak podszedł do mnie bardzo blisko, czym zmusił mnie do podniesienia się. Wyglądałoby to co najmniej dziwnie.
-A jak mnie zmusisz do ujawnienia takiej informacji? - Uśmiechnął się zawadiacko patrząc mi prosto w oczy. - Albo inaczej...Co będę z tego miał? - Powiedział wprost do mojego ucha. Odepchnęłam go delikatnie i uśmiechnęłam się lekko.
- Mam swoje sposoby. - Spojrzałam mu prosto w oczy i trwaliśmy tak, patrząc na siebie w ciszy dłuższą chwilę, jakby próbując odczytać siebie na wzajem, po czym odchrząknęłam. - Sprzątajmy. Powinnyśmy już dawno skończyć.
- Z tobą nie da się tak łatwo skończyć... - mruknął wręcz niesłyszalnie.
Cedrik
Podążałam do dormitorium z rewelacyjnym humorem. Dosłownie za parę chwil miała się rozpocząć cisza nocna. Mimo, że po feralnym "zerwaniu" liczba osób, które obrabiają mnie za plecami nie zmieniła się, to już samą radość sprawiał mi fakt czystego sumienia. Liczyłam na to, że moje życie sprzed sytuacji z Diggorym powróci do swojego normalnego stanu. Bardzo się pomyliłam.
W jednej chwili zostałam dosłownie porwana w dość ciemny zaułek i od razu uciszona czyjąś ręką. Przestraszyłam się niemiłosiernie, gdy dodatkowo zostałam lekko przyciśnięta do ściany.
- Spokojnie, to tylko ja.
- Jesteś okropny. Chcesz, żebym dostała zawału? - Powiedziałam na tyle opanowanym głosem, aby zachowywać się w miarę cicho.
- Przepraszam, ale mam informację. W skrócie to jakaś dziewczyna, nie pamiętam jej imienia, z którą siedziałaś na 1 roku w przedziale, gdy zobaczyła, że już od razu masz powodzenie i znajdujesz szybko przyjaciół poczuła się zwyczajnie zazdrosna. Puściła w obieg jakieś plotki, mówiąc, że ty jej to opowiedziałaś podczas podróży. Nie powiem ci jakie bo od kilku różnych osób poznałem inne wersje. Zwyczajnie każdy sobie przez tyle lat coś dopowiadał. Myślę, że to było tak obmyślone, abyś nie miała spokoju tylko wśród Puchonów. W wielkim skrócie myślą, że nienawidzisz tego domu i ludzi, którzy do niego przynależą, nawet w nim będąc. - Wyjaśnił dokładnie.
- To nieźle... w sensie nie wiem jak to zmienić w takim razie w dalszym ciągu. Poza tym ja i powodzenie. - Westchnęłam
- Nie mów, że nie zauważyłaś. Co trzeci facet się za tobą ogląda. - Uśmiechnął się delikatnie.
- Co ty mówisz. A za tobą praktycznie każda. - Prychnęłam. - No prócz mnie.
- Pff. Napewno? - Uśmiechnął się zawadiacko i podszedł jeszcze bliżej mnie.
- Napewno. A u mnie to może ty jesteś tym co trzecim facetem co? - Uśmiechnęłam się i uniosłam brew. Patrzyłam mu prosto w oczy przez chwilę, gdy ten jakby dokładnie analizował co powiedzieć, po czym rzucił krótkie:
- Może. - Również spojrzał mi w oczy.
Staliśmy tam nawet mniej niż minutę patrząc na siebie bez słowa.
- Co dwoje młodych Puchonów robi podczas ciszy nocnej w tak mało uczęszczanym zakątku?
Momentalnie odskoczyliśmy od siebie i spojrzeliśmy w kierunku Snape'a. Nie dane było nam jednak się wytłumaczyć. Od razu dostaliśmy szlaban. Co jest nie podobne do profesora od eliksirów, obyło się bez ujemnych punktów.
Mieliśmy za zadanie pomóc Hagridowi ze zwierzętami. Podobno ktoś znalazł w Hogsmead porzuconą walizkę, podobną do tej, którą posiadał sławny Newt Scamander. Na nieokreślony czas trafiła w ręce naszego gajowego. Zawsze chciałam taką zobaczyć i różne zwierzęta. Jednak mój problem polegał na totalnym braku umiejętności jak się z nimi obchodzić. I tak nasz szlaban, który w sumie nie miał być taki najgorszy skończył się mało szczęśliwie.
Oczywiście Hagrid pozwolił nam wejść do walizki, lecz była ona dużo mniejsza niż to sobie wyobrażałam. Byłam jednak tak zafascynowana jej wnętrzem, że nie zwracałam uwagi na główny cel naszego pobytu tutaj, czyli zwierzęta. Rozglądałam się dosłownie dookoła jak zaczarowana. I to był mój błąd. W pewnej chwili poślizgnęłam się na małej skarpie i zanim kto kolwiek mógłby zareagować wpadłam do płytkiej sadzawki.
- Na Merlina. Nic nie jest? - W jednej chwili podbiegł tu przestraszony Cedrik.
- Nie. - Spojrzałam na niego i zdmuchnęłam z twarzy niesforny kosmyk włosów.
Jego strach jednak nie trwał zbyt długo, gdyż za chwilę usłyszałam jego głośny śmiech.
- Ha ha. ŚMIESZNE. Może zamiast się śmiać pomógłbyś mi stąd wyjść. Wiesz woda nie jest głęboka ale jednak ta skarpa jest dość stroma. - Mruknęłam zirytowana.
- No już, już. - Klęknął pochylając się i wyciągając rękę w moim kierunku.
Mocno ją złapałam swoimi obiema dłońmi i podciągnęłam się. Cedrik chcąc mi pomóc również pociągnął mnie w swoim kierunku, ale chyba nie ocenił poprawnie swojej siły lub mojej masy ciała. Poleciałam na niego całą sobą, wpadając głową na jego tors.
- No, no...a jednak ty też na mnie lecisz. - Spojrzałam na niego zaskoczona, a on uśmiechnął się szelmowsko, czym zdenerwował mnie już do końca.
Wstałam na równe nogi i prędko zaczęłam podążać w kierunku wyjścia. Ale mój pech wciąż mnie nie opuszczał. Niefortunnie nadepnęłam na, o ile się nie mylę Szczuroszczeta. Wiadomo czym kończy się taka nieostrożność...
- T.I! - usłyszałam głos Cedrika przy sobie. Teraz już wszystko mnie bolało. Byłam ledwo przytomna. Usłyszałam jeszcze tylko jak Hagrid krzyknął, żeby szybko zanieść mnie do skrzydła szpitalnego, a później poczułam już tylko czyjeś ręce pod swoimi plecami i kolanami...oraz ładne, męskie perfumy...
---
Nie mogłam dokończyć jednej małej końcówki do Cedrika tyle czasu. Przepraszam. Matura w tym roku szkolnym, zawodowe lada moment, a pandemia dalej trwa. Teraz siedzę na kwarantannie, więc może dam radę w czasie jej trwania napisać choć jeszcze jeden rozdział. Za wszelkie błędy szczerze przepraszam! Miłej nocy.
---
Poprawiam rozdziały, ale nie mogłam nie ulec pokusie zostawienia notki wyżej...
Złapała mnie melancholia, gdy ją przeczytałam...3lata szybko zleciały, a ja jestem na 2 roku studiów🥺
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top