III. Zostajecie przyjaciółmi
Jeśli ktoś jeszcze nie widział a jest ciekawy to zapraszam na moją nową książkę opartą na anime Inazuma Eleven😁🫰🏻
Harry
Przemykałam przez korytarze szkoły szybkim krokiem. Miałam dość rozmawiania o Harrym, o którym po przygodzie w pociągu i przy stole, temat nie znikał z ust moich przyjaciół. Jakby dostali na jego punkcie jakiejś obsesji, w sumie jak reszta szkoły. Tylko Liam nie odzywał się słowem, a na dźwięk imienia Wybrańca na twarzy pojawiał się grymas niezadowolenia.
Chciałam pobyć chociaż przez jakiś czas sama, w ciszy i spokoju. Była późna pora, więc musiałam być niezauważona. Nie miałam konkretnego celu. Nogi same poniosły mnie na Błonia. Usiadłam przy najbliższym drzewie i pogrążyłam się we własnych myślach. Nie wiem nawet, w którym momencie zaczęłam cichutko podśpiewywać pod nosem. Ze stanu melancholii wyrwały mnie czyjeś słowa.
- Masz ładny głos.
- Harry? Co ty tu robisz o tej porze? - zapytałam trochę zmieszana i zawiedziona. Tyle się nasłuchałam o nim chwilę temu i poza tym myślałam, że to dziewczyny przyszły mnie przeprosić.
- O to samo mógłbym spytać ciebie - Specjalnie odwrócił kota ogonem.
- Powiedzmy, że przejadło mi się słuchanie zdań "Harry to, Potter tamto". Tyle w temacie. - Powiedziałam lekko oburzona.
Po chwili niezręcznej ciszy dodałam:
- Dziękuję za wcześniejszy komplement, lecz ja tak nie uważam.
- Moim zdaniem idealny aby wyjść z cienia...dosłownie i pokazać się większemu gronu.
- Niech ci będzie, wrócimy do tej rozmowy...kiedyś - Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Poza tym, ja też mam dość słuchania o sobie. Jeśli chcesz możesz pogadać z osobą, która nie mówi tylko o mnie...Ja też z taką chętnie bym pogadał częściej...
- Naprawdę znasz taką? Poznasz mnie? Jak się nazywa? - Zapytałam z udawaną ekscytacją.
- Harry Potter.
- Bardzo śmieszne...
- Mówię poważnie, nie lubię mówić o sobie... - Powiedział ściszonym głosem.
- A ta osoba, z którą ty byś chętnie częściej pogadał tooo?
- No to ty.
Ron
Odwiedzałam Rona w skrzydle szpitalnym przynajmniej 2 razy dziennie. Cóż się dziwić. Był jedyną osobą, która na dobre utkwiła mi w pamięci. To znaczy prócz Hermiony, ale nie miałam kiedy z nią ponownie porozmawiać. Poza tym mam pewne wrażenie, że nie podobają jej się moje odwiedziny u Rona.
Teraz kolejny raz przemierzałam przez korytarz w stronę skrzydła szpitalnego. Chciałam zobaczyć czy te problemy z żołądkiem chociaż trochę ustępują. Nieźle się chłopak zatruł. Muszę mu kiedyś podsunąć mugolską książkę o pozytywnych i negatywnych skutkach mieszania różnych produktów.
Otworzyłam drzwi i szybkim krokiem ruszyłam w stronę łóżka Rona. W połowie drogi zaczęłam powoli zwalniać, aż w końcu się zatrzymałam. Miejsce, na którym wcześniej odpoczywał Weasley było puste i pościelone. Nie wspominał mi, że wraca już do dormitorium.
-Dzień dobry! - Rzuciłam szybko do pielęgniarki.
- Dzień dobry, pomóc ci w czymś dziecko?
- Dziękuję. Pani Pomfrey gdzie jest Ron? - Zapytałam nie ukrywając zaskoczenia.
- Ron musiał udać się do szpitala. Nie mam pojęcia co on takiego zjadł ale w ogóle mu nie przechodziło. Dziś rano, jeszcze przed śniadaniem odebrali go rodzice. - Wyjaśniła.
- Dziękuję bardzo! - Krzyknęłam, ruszając biegiem do drzwi.
Kierowałam się do sowiarni. Miałam w planach zrobić mu wyrzuty, że ja przychodziłam do niego codziennie a on nie raczył zostawić mi nawet krótkiej wiadomości, że go zabierają. Wysłałam list i wróciłam do swojego dormitorium.
Minęło parę dni a ja dalej nie otrzymałam odpowiedzi od Rona.
Zrezygnowana szłam na śniadanie. Prawie zdobyłam przyjaciela, a skończyło się jak zawsze.
Usiadłam przy stole i nałożyłam jedzenie na talerz, ale jakoś nie potrafiłam nic przełknąć. Jakbym miała dużą gulę w gardle. Siedziałam tam i bawiłam się jedzeniem. Cholera, naprawdę zależało mi na tej relacji.
Poczułam czyjąś rękę na swoim ramieniu. Odwróciłam się zrezygnowana, by zaraz otworzyć szeroko oczy ze zdziwienia.
- Cześć T.I.
-Ronaldzie Weasley! - Krzyknęłam chyba tak głośno, że wszyscy na wielkiej sali mnie chyba usłyszeli.
Spojrzał na mnie zaskoczony.
- Może pogadamy, ale ciszej. - Zaproponował.
- Nie mamy o czym. - Wstałam od stołu i spojrzałam mu prosto w oczy. - Przychodziłam do ciebie codziennie kilka razy, a ty nawet nie raczyłeś mi powiedzieć, zostawić wiadomości, że cię zabierają. Ba, nawet nie byłeś łaskaw odpowiedzieć na moją wiadomość, w której ci to wszystko napisałam.
- Odpowiedziałem ci! Poza tym Hermiona miała przekazać tobie i Harremu, że mnie zabierają.
- Więc to tak... - Szepnęłam cicho.
- Co?
- Nie nic. Tak czy inaczej żadnej wiadomości nie dostałam. Zależało mi na tej znajomości co także ZAWARŁAM W LIŚCIE. - Podkreśliłam ostatnie słowa. - Ale teraz to chyba już mi nie zależy, zresztą widzę, iż nie ma na co liczyć.
- Ja też chciałbym być twoim przyjacielem.
- Chyba lepiej będzie jak było wcześniej.
- Proszę. - Popatrzył na mnie wielkimi oczami.
Moją wielką wadą jest fakt, że za szybko ulegam.
- Niech bę... - I w tym momencie przerwała mi Sowa, która zrzuciła mi list. - Ron, to od ciebie.
Zaczęłam go otwierać.
-Nie! Nie czytaj go. - Próbował mi go wyrwać. - Przynajmniej nie przy mnie.
- Ups za późno. - Odpowiedziałam wyjmując list z koperty.
Zaczęłam uciekać. I usłyszałam tylko za sobą:
- Głupie ptaszysko!
Oliver
Nasz mały zakład odbył się tydzień temu. Od tamtej pory nawet nie zbliżyłam się do boiska. Wooda unikałam jak ognia. Nie mogłam spojrzeć mu normalnie w oczy po tym co usłyszałam. Miał rację. Niby gryfonka a jednak kurczak. Prawda jest taka, że od samego początku tchórzyłam. Zamiast walczyć o swoje, poddawałam się. To nie jest to czego próbował nauczyć mnie tata. Nie zawiodłam tylko siebie ale także jego...
Z zamyślenia wyrwał mnie głos mojej przyjaciółki Lilou.
- Masz przyniosłam ci kanapki. Skoro sama nie pofatygujesz się na kolacje.
- Dziękuję.
- No naprawdę, co się takiego stało, że masz kaca moralnego? - Zapytała.
- Nie ważne...
- No myślałam, że się przyjaźnimy.
- Po prostu usłyszałam coś... od osoby, którą ledwo znam..i...no...tak. - Starałam się wyjaśnić.
- Skoro ledwo ją znasz to co się przejmujesz? - Zdziwiła się.
- Rzecz w tym, że ja wiem, iż on ma rację...
- On?
- No Wood.
- Ten Woood?! Przystojny kapitan naszej drużyny?! - Krzyknęła.
- Czy to czas na takie wyznania?
- No dobra to może po prostu spróbuj z nim pogadać. Gdzie się podziała twoja pewność siebie?
- Została tamtego dnia na boisku...
- To leć po nią dziewczyno! I po to ciachoo...
Może Lil miała rację. W sensie z tym walczeniem o swoje. Swoim zachowaniem już drugi raz udowoniłam, że tchórze. Podziękowałam szybko i wybiegłam z dormitorium. Miałam nadzieję, że zastanę Olivera na boisku i nie myliłam się.
- Wood! - Krzyknęłam.
Spojrzał w moim kierunku mało zaskoczony.
- Co tak długo? - Uśmiechnął się delikatnie.
- Przepraszam. Miałeś rację.
- Co?
- Nie powtórzę tego. Kiedy są nabory drużyny? Chcę wziąć udział.
- Prawdpodobnie za miesiąc. Ale nie możesz trenować sama.
- To mi pomóż.
- To nie trzymaj mnie na dystans.
- Niech będzie...
Oliver trenował ze mną przez następny tydzień codziennie po lekcjach. No oczywiście prócz dnia, treningu drużyny. Powoli dystans między nami zmniejszał się, przestałam traktować go jak wroga skoro on angażował się jakbyśmy znali się od zawsze. Nasze spotkania przestały być napięte, powoli potrafiliśmy się otworzyć. Dziś jest sobota, robimy ostatnie ćwiczenia w tym tygodniu. Po dwóch godzinach, opadłam zmęczona na murawę.
- Mam dość na dziś. Zamęczysz mnie Wood.
Oliver usiadł obok mnie i zamyślił się na chwilę.
- Co jest? Wood?
- Możemy już przestać mówić do siebie po nazwisku i zacząć zachowywać się jak przyjaciele? - Zapytał nagle.
- Hmm...nie? - Zaśmiałam się głośno - Zgadzam się na to drugie. Tego pierwszego ciężko będzie się oduczyć.
On tylko uśmiechnął się delikatnie na te słowa i odwrócił wzrok w stronę rozświetlonego Hogwartu.
- Już się ściemnia, powinniśmy wracać...Oliver. - Powiedziałam, a on ponownie się uśmiechnął.
Fred
- T.I, T.I, T.I!
Usłyszałam za sobą głośne brzmienie mojego imienia. Wczorajszej nocy zakończył się zakład bliźniaków. Jestem pewna, że Fred chce mi powiedzieć, iż wygrał. Innej wersji nie przyjmuję.
- Tak? - Odwróciłam lekko głowę w jego stronę, gdy już do mnie dołączył, promiennie się uśmiechając.
- Zgadnij kto wygrał!
- Zgaduję, że ja. - Zaśmiałam się.
- Nie. To znaczy tak. To znaczy my wygraliśmy. George sam przyznał się do porażki. Co byś chciała w ramach podziękowań?- Powiedział energicznie gestykulując rękoma.
- Święty spokój.
- No [T.I]...
- Tylko do sprawdzianu z eliksirów. Później coś wymyślę. - Uśmiechnęłam się zadziornie, gdyż już wcześniej wiedziałam co chcę wzamian. Ba, nawet mu o tym wspominałam.
Do testu zostały dwa dni.
Fred dotrzymał słowa i rzucał mi tylko cześć na przywitanie. W dniu sprawdzianu byłam kłębkiem nerwów. Nie mogłam się na niczym skupić. Przy każdej czynności towarzyszyła mi książka. Przyjaciele zaczynali się powoli martwić ale nic nie mogli zrobić.
Przechodząc przez korytarz, wciąż nosem w podręczniku wpadłam na kogoś. Przeprosiłam cicho, nie odrywając wzroku od lektury. Chciałam wyminąć tą osobę, lecz poczułam zatrzymującą mnie rękę na ramieniu i usłyszałam swoje imię.
- T.I, zostaw to już. Od rana nie zwracasz uwagi na nic prócz tej książki. Napewno się dobrze przygotowałaś.
Po tych słowach odwróciłam się i spojrzałam na osobę z którą się zderzyłam.
- Fred, to nie takie proste wygrać ze stresem. Poza tym złamałeś obietnicę.
- Jak miałem nie złamać skoro, mógłbym nie doczekać spotkania po egzaminie. Jeszcze byś zdążyła oszaleć przez tego Snape'a. - Zaśmiał się głośno. - Chodź. Porozmawiamy, zapomnisz na chwilę o tym teście.
Zgodziłam się, poszliśmy znaleźć jakieś cichsze miejsce. Usiedliśmy na parapecie i zaczęliśmy rozmawiać. Rzeczywiście zapomniałam przez ten czas o teście, nauce. Fred starał się jak tylko mógł. Zasypywał mnie żartami, czym moje rozbawienie osiągnęło wysoki poziom.
- To może powiesz mi teraz jak mam ci się odwdzięczyć. - Zapytał.
- Już to zrobiłeś. Jest remis.
Po czym dodałam po chwili namysłu:
- Ale jeśli chcesz, to możemy wyjść do Hogsmeade. W to miejsce z najlepszymi imprezami. Ostateczna rekompensata ode mnie, bo cię tam zaprowadzę i od ciebie....bo będziesz mi towarzyszył. - Wyjaśniłam.
- Czyli panna sztywna kotka, nie jest taka sztywna jak na krukonke. - Uśmiechnął się zadziornie.
- Mówiłam. Jeszcze nie wiesz co ta sztywna krukonka potrafi.
- Ale chętnie się dowiem.
Cedrik
Po pamiętnym "zerwaniu", jakimś dziwnym trafem ciagle wpadałam na Cedrika. A to mijaliśmy się podczas śniadania, przychodziliśmy w tym samym momencie na obiad lub postanowiliśmy skorzystać z pokoju wspólnego o tej samej porze. Szczerze mówiąc nie przeszkadzało mi to, ale nie chciałam, żeby przez dziwne zbiegi okoliczności nasze małe kłamstewko wyszło na jaw. Straciłabym wtedy zaufanie przyjaciół, a przede wszystkim Puchonki znienawidziły by mnie jeszcze bardziej. Wciąż nie wiem o co im chodzi. Dziewczyny z innych domów nie są do mnie tak wrogo nastawione.
Leniwie przeciągnęłam się na łóżku. Była sobota a to oznaczało nie robienie kompletnie niczego prócz leżenia i jedzenia.
Wyszłam z dormitorium i dyskretnie zajrzałam do pokoju wspólnego. Cedrika nie było, więc to pierwszy dzień, gdy nie wpadłam na niego z rana. Uradowana wyszłam z Piwnicy i skierowałam się w stronę Wielkiej Sali. Tam również go nie zastałam. Zjadłam śniadanie spokojnie, z dobrym humorem. Najedzona wstałam od stołu z zamiarem powrotu do dormitorium. Wracałam spokojnym krokiem i myślałam o nadchodzącym meczu Puchonów z Gryfonami. Nie powiem, kapitan drużyny lwa nie jest najgorszy. Tak jak pozostali kapitanowie ma szerokie grono fanek. Zastanawiam się, czy dziewczyny nie pozakładały jakichś funclub'ów, w sumie o żadnym nie słyszałam. Śmiesznie by było mieć sekty w szkole, które oddają cześć takiemu Cedrikowi.
Nagle poczułam szarpnięcie za rękę i zostałam wciągnięta w boczny korytarz.
- Co ty robisz? - Zapytałam wściekła patrząc na sprawcę.
- Chciałem ci podziękować. Skłamałaś przeze mnie. - Odpowiedział.
-Tak, wiem. Nie ma za co. Tyle? Chce wrócić do pokoju. Jak ktoś nas zobaczy to ja skończę źle nie ty.
- Poczekaj. Jak mogę ci się odwdzięczyć. Nie można kogoś tak wykorzystać. Zwłaszcza bez rekompensaty.
- Szkoda, że dopiero teraz o tym pomyślałeś. - Syknęłam. - W sumie jest jedna rzecz. Dowiedz się dlaczego Puchonki mnie tak nienawidzą. Tobie przyjdzie to łatwo.
- Nienawidzą? Pierwsze słyszę. Nie ma sprawy. Jeśli coś faktycznie jest na rzeczy, dowiem się. I jeszcze sprawię by przestały siać plotki. - Odparł pewnie.
Zaśmiałam się na te słowa. W sumie...Cedrik byłby dobrym przyjacielem.
- Z tego co widzę jesteś dobrym materiałem na przyjaciela Cedrik.
- O! Już nie Diggory? Cóż za zmiana, a to tylko jedno zdanie. - Teraz on się zaśmiał.
- Uważaj bo ja zmienię zdanie.
- To zostańmy nimi. - Spojrzałam na niego z podniesioną brwią. - Przyjaciółmi.
- Pomyślę. - Uśmiechnęłam się.
- Czyli tak. - Wyszczerzył zęby.
Pokręciłam tylko delikatnie głową i zaczęłam odchodzić uśmiechnięta.
- Słodka piżamka!
Szlag by go...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top