II. Drugie Spotkanie

  Hej, ja tu tylko na chwilę. Zapraszam do zajrzenia do mojego profilu. Jeśli są tu jacyś fani tego anime - znajduje się tam moja nowa książka z akcją w świecie Inazumy Eleven.  Zachęcam do zerknięcia i czytania. A tymczasem udanej lektury tego rozdziału.           

Harry

- Dziękuję PRZYJACIELE. - wyraźnie podkreśliłam ostatnie słowo.

- Przepraszam T.I, ale na peronie był taki tłok, a później szukaliśmy wolnego przedziału. Jedyny wolny był aż tutaj. Myśleliśmy, że sama nas znajdziesz. No i w końcu znalazłaś. - tłumaczyła [I.T.P]

- Nie, nie znalazła SAMA. - powiedział Liam i odwrócił głowę w stronę okna.

- Fakt, dzięki nam poznałaś chociaż Harrego Pottera. - uśmiechnęła się szeroko.

- Ty masz jakąś obsesje na jego punkcie [I.T.P]? - zapytała Danielle, która do tej pory siedziała cicho, również zapatrzona w okno.

- Nie, po prostu każdy chciałby go poznać. - oburzyła się.

I tak zaczęła się dość głośna wymiana zdań. Miałam nadzieję, że nie zbierze się tu kilka najbliższych przedziałów, żeby nas skarcić za zakłócanie ich spokoju. Liam zdawał się nie przejmować dziewczynami i dalej ze stoickim spokojem spoglądał przez okno.
Na szczęście nikt nas nie "odwiedził". Obie gryfonki skończyły dyskusję dopiero w momencie wysiadania z pociągu.
Cisza jednak nie trwała zbyt długo. Gdy tylko znaleźliśmy się przy stole Gryffindoru do moich uszu znów dotarł temat Pottera.

Zdenerwowana gwałtownie podniosłam się z miejsca i bez słowa poszłam w stronę Harrego. Wolę rozmawiać z nim, niż słuchać o nim.

- Hej, mogę się dosiąść? - zapytałam klepiąc go po ramieniu.

Odwrócił się do tyłu nieco zaskoczony.

- Jasne, ale nie jesteś z przyjaciółmi?

- Byłam, ale odkąd znaleźliśmy ich w pociągu ostra wymiana zdań dotyczyła tego samego tematu.
A mianowicie dotyczyła ciebie. - przewróciłam oczami. - Wolę porozmawiać z tobą niż słuchać o tobie.

Harry zrobił mi miejsce obok siebie i tak znalazłam się pomiędzy nim a Ginny, mając na przeciw siebie Hermionę oraz Rona.

- Toooo, o czym dokładnie był temat mnie?

- Ale ty ciekawski! Długa historia. - zaśmiałam się.

- Kiedyś mi opowiesz.

- Jak zasłużysz.

- Do naszego ponownego spotkania doszło szybciej niż myślałem. - zmienił temat.

- Tak, ja też myślałam, że zobaczymy się najszybciej na zajęciach. - powiedziałam przechylając lekko głowę, żeby zerknąć na Rona.

Weasley wciągał jak odkurzacz jedzenie ze stołu. Zastanawiam się gdzie on to wszystko mieści, a co najważniejsze jakim cudem jest taki szczupły.

- Jak będziesz jadł tak szybko i aż tyle to nabawisz się czkawki lub jakiejś choroby. - zwróciłam się do niego.

- Nie, szpokojnie T.I, rzawsze tyle jem i jeszcze nicz takiego sze nie wydarzyło. - powiedział z pełną buzią.

- Żeby nie było, że nie ostrzegałam.

- Ron, przynajmniej mógłbyś zachować jakieś minimalne maniery przy T.I. - odezwała się Hermiona.

- Spokojnie, mam dwóch młodszych braci bliźniaków, przyzwyczaiłam się.

- Naprawdę? Chodzą do Hogwartu? - Zaciekawiła się Hermiona.

- Nie, zaczynają za rok. - odparłam obojętnie.

- Myślisz, że obaj trafią do Gryffindoru? - Zapytała Hermiona.

- Nie wiem. Mogą trafić równie dobrze do Slytherinu. Chociaż tata jest gryfonem z krwi i kości.

- A mama? - dodał Harry.

- Mama...cóż...należała do Slytherinu. - powiedziałam ciszej i czekałam na ich reakcję.

- Gryfon ze ślizgonką? - zapytała Ginny.

- Miłość nie wybiera. - puściłam jej oczko, a jej twarz od razu nabrała koloru.

- To takie romantyczne. Jak w jakiejś dobrej książce. - odparła rozmarzona Hermiona.

- Hyp

- A nie mówiłam Weasley...

Ron


Po wspólnej nauce, nie wpadłam na Rona ani razu. Byłam zadowolona z siebie, bo udało nam się dobrze przygotować. Choć chłopak ma wyjątkowy opór do przyswajania wiedzy. Zastosowałam luźniejsze metody nauki i poskutkowało. Nie powinnam się dziwić, że już mnie nie potrzebował. Byłam ciekawa czy pogodził się z Hermioną. Chciałam o to zapytać, ale ostatnio w ogóle nie mogę go złapać. Być może zobaczymy się dopiero na teście z transmutacji.

Biegłam korytarzem prowadzącym na zewnątrz. Zamyślona i pochłonięta 'lataniem' po Hogwarcie, żeby "przypadkiem" na niego wpaść zapomniałam spojrzeć na zegarek. Za chwilę zacznie się lekcja zielarstwa. Nigdy się nie spóźniam. W końcu dotarłam pod szklarnie. Równo ze mną przybiegła Hermiona. Weszłyśmy do środka. Na nasze szczęście pani Sprout jeszcze nie przyszła.

- Widzę, że nie tylko ja nie lubię się spóźniać. - uśmiechnęłam się do niej.

-Tak. Zasiedziałam się w skrzydle szpitalnym z Harrym. Ty jesteś T.I, zgadza się?

Kiwnęłam twierdząco głową.

- A ty Hermiona. Potterowi coś się stało? - zapytałam. No jego to akurat znam. Zresztą kto by go nie znał.

- Nie, chodzi o naszego przyjaciela. Jest chory. - odparła.

- A właśnie! Znacie się z Ronem prawda? Wiesz gdzie mogę go znaleźć? Od kilku dni go nie widziałam.

- Przed chwilą ci powiedziałam. Jest w skrzydle szpitalnym.

- Nie wiedziałam... - szepnęłam i w tym momencie do szklarni weszła profesor Sprout.

Teraz wiem, gdzie go szukać.
Na ostatniej lekcji bardzo się niecierpliwiłam. Wyczekiwałam końca, a gdy tylko zajęcia się skończyły dosłownie wystrzeliłam z klasy. Rzuciłam się biegiem w stronę skrzydła szpitalnego. Otworzyłam po cichu drzwi i weszłam do środka. Rozejrzałam się po sali, gdy zobaczyłam go na łóżku w rogu komnaty.

-Hej, jak się czujesz? - przywitałam się.

- T.I? Skąd wiedziałaś, że tu jestem? - zapytał zdziwiony.

- Hermiona mi powiedziała. Widzę, że się już pogodziliście. To dostanę odpowiedź na moje pytanie? Dasz radę się wyleczyć na egzamin? Tyle się uczyliśmy.

- Można tak powiedzieć. Myślę, że tak. Leżę tu już parę dni i czuję się dobrze. Chciałem cię znaleźć, żeby powtórzyć materiał, ale złapała mnie choroba żołądkowa. - odparł.

- Ja też cię szukałam, możemy powtórzyć teraz i tak nie ma tu nic do roboty.

- Przez te parę dni powtórzyłem go sam kilka razy. Teraz możemy po prostu porozmawiać. - uśmiechnął się.

- Okej. Zainponowałeś mi w tym momencie. To o czym chcesz rozmawiać? O szkole, nauczycielach?

- T.I, ty naprawdę myślisz tylko o jednym... Może poznajmy się z innych stron niż tematy szkolne? - zapytał.

Zdziwiła mnie jego chęć do poznawania mnie. Zamyśliłam się, bo nie wiem co mogę mu powiedzieć prócz tego, że lubię się uczyć.

- To dlaczego miałeś problemy z żołądkiem?

- Oh...wiesz, zjadłem za dużo różnych rzeczy na raz. Zawsze tyle jem i jakoś do tej pory nic mi nie było. - odparł zawstydzony.

- Lubisz jeść? Co najbardziej?

- Tak, bardzo. Słodycze, a ty masz jakieś swoje ulubione?

- Nie jem słodyczy, jakoś mnie do nich nie ciągnie. Za to lubię o nich czytać. Wiesz, że niektóre mają pozytywny wpływ na organizm?

- I znów wracamy do punktu wyjścia...Kiedyś pójdziemy razem na słodycze.

Oliver

Po ostatnim spotkaniu na boisku, starałam się unikać Wooda jak tylko się da. Na posiłki przychodziłam rano, jadłam szybko i wracałam do dormitorium. Przyjaciele pytali, dlaczego się tak zachowuje, ale nie chciałam o tym rozmawiać. Na każdej lekcji byłam spóźniona, starałam się siedzieć jak najdalej od niego i unikać jego wzroku. Ten typ jest wyjątkowo natarczywy, jeśli chodzi o quidditcha. Nie dziwię mu się, sama mam bzika na punkcie tego sportu, ale mógłby mi dać spokój.

Wracałam szybko z kolacji do wieży gryfonów. To uciekanie stało się już chyba jakąś moją obsesją. Weszłam do pokoju wspólnego i już chciałam wchodzić po schodach do dormitoriów dziewcząt, gdy ktoś zagrodził mi drogę. Dobrze znany mi KTOŚ.

- Czego chcesz Wood? - warknęłam.

- Chcę dokończyć rozmowę T.N. - odparł spokojnie.

- Skąd ty? Czy ty jesteś jakimś stalkerem? - spojrzałam na niego podnosząc jedną brew do góry.

- Nie, jesteś dobrą zawodniczką i chciałem dowiedzieć się o tobie więcej.

I w tym momencie wpadłam na genialny pomysł.

- Nie będziemy rozmawiać. Jutro po lekcjach, ty, ja, boisko. Bronisz moje rzuty. Mam 5 prób. Jeśli cię przejdę chociaż 3 razy to dajesz mi spokój. - wytłumaczyłam.

- A co ja będę z tego miał? - zapytał.

- Pokaz moich umiejętności psychofanko. - uśmiechnęłam się zadziornie.

- Stoi. - podał mi rękę. Chwyciłam ją i korzystając z okazji odciągnęłam od schodów robiąc sobie przejście.

- Dobranoc Wood.

- Dobranoc T.I.

Nie stresuję się jakoś szczególnie tej rywalizacji z nim. Chociaż wiem, że jest bardzo dobrym zawodnikiem. Mimo to polegam na swoich umiejętnościach. To nie jest test do drużyny.

Dzisiaj lekcje mijały mi dość powoli. Ani razu nie czułam na sobie wzroku Olivera co uznałam za plus. Tak naprawdę nie mogłam się doczekać aż wejdę na boisko. Chciałam mieć to już za sobą.
Od razu po lekcjach pobiegłam do dormitorium po swoje rzeczy. Następnie ruszyłam na arenę. Wooda jeszcze nie było, więc wykorzystałam ten czas na krótką rozgrzewkę.

- Gotowa? - usłyszałam głos za sobą.

- Ja zawsze jestem gotowa. A ty, gotowy na porażkę? - uśmiechnęłam się.

- Jesteś pewna siebie, to masz na plus ale nie lekceważ przez to przeciwnika.

- Widzę tryb kapitana aktywny całą dobę? Zaczynamy czy nie? - powoli zaczynałam się niecierpliwić.

- Tak.

Wzbiliśmy się w powietrze i ustawiliśmy na pozycjach. Nie sądziłam, że będę rywalizować przeciwko komuś ze swojego domu. Wykonałam pierwszy rzut. Mogłam się domyślić, że to zatrzyma, ale chciałam zobaczyć na jak wiele go stać.

- Masz jeszcze 4 próby.

- Wiem to.

Dobra spróbujmy czegoś innego.

- Jest! - krzyknęłam po trafieniu w jedną z obręczy.

Oliver się zaśmiał.

- Zawsze trenujesz sama? Większą frajdę sprawia drużynowe zwycięstwo.
Po tych słowach poczułam się dosyć dziwnie.

Kolejny rzut, trafiłam.
Przy następnym nie.
Nie sądziłam, że to się tak potoczy.

- Myślę, że udajesz taką indywidualistkę, pewną siebie. Moim zdaniem potrzebujesz drużyny. Co cię hamuje T.N?

- Co cię to obchodzi? Nie znamy się. Nie rozpraszaj mnie.

Zaczęłam dobrze, ale w pewnym momencie się zawahałam.
Już widziałam piłkę lecącą prosto na niego. Teraz się nie odczepi, ale nie było mowy, że zacznę mu się spowiadać ze wszystkiego.

Już byłam pewna przegranej, kiedy Oliver po prostu uniknął kafla. Za chwilę podleciał do mnie i położył mi rękę na ramieniu, kiedy ja dalej siedziałam na miotle w tym samym miejscu totalnie zszokowana.

- Gratulacje. Masz mnie z głowy.

Już miał odlecieć ale zatrzymałam go.

- Czemu to zrobiłeś?

- Chciałem cię poznać na boisku i to zrobiłem. Psychicznie nie nadajesz się do gry.

- Tyle chodzenia za mną, a teraz tak po prostu dałeś mi wygrać? - zapytałam ciężkim głosem.

- To teraz ci to przeszkadza? Jeszcze jakiś czas temu chciałaś, żebym dał ci spokój.

- Podszedłeś mnie? - popatrzyłam na niego wielkimi oczami.

- Za jakiś czas sama do mnie przyjdziesz. - oznajmił i odleciał.

To wszystko od początku było jego planem? Ponadto jego wszystkie słowa ciągle dźwięczą mi w głowie...

                       Fred

Na ponowne spotkanie z Fredem nie musiałam czekać zbyt długo, a przynajmniej tak myślałam. Przedwczorajszej nocy zepsułam wywar. Nabrudziłam w całej sali. Na szczęście był tak uprzejmy i pomógł mi sprzątać. Obiecałam, że pomogę mu w tej jego małej wojnie w ramach podziękowań, ale byłam taka zmęczona przez zarwaną noc, że następnego dnia od razu po zajęciach poszłam do łóżka. Około godziny dwudziestej obudziła mnie przyjaciółka. Było już za późno, żeby cokolwiek planować, a zanim bym go jeszcze znalazła.

Obudziłam się przed budzikiem. Wykonałam poranną rutynę i ruszyłam z Abigail do Wielkiej Sali na śniadanie. Usiadłyśmy na swoich miejscach i zaczęłyśmy konsumpcję. Kątem oka spoglądałam w stronę stołu Gryffindoru. Abi nie mogła się dowiedzieć o wczorajszej nocy. Jest prefektem. Mimo, że mnie nic by nie zrobiła to Fred miałby kłopoty. Nawet, jeśli go znam to Smith nie odpuściłaby. Nie odszukałam niestety znajomej twarzy. Pewnie jeszcze nie przyszedł. Naprawdę bardzo chcę się odwdzięczyć za wczorajszą noc, ale nie będę go szukać.

Poszłam na lekcję. Minęły mi one dość spokojnie. Prócz głupiego testu z eliksirów. Później poszłam na obiad. Fred się nie odezwał, więc wróciłam do pokoju odpocząć. Wzięłam się za lekcje. W między czasie notowałam także informacje potrzebne dla Freda, tak myślę. Skończyłam dość późno. Mieliśmy wyjątkowo dużo zadane. Nie mając nic ciekawego do roboty, ponieważ Abi poszła na jakieś zebranie prefektów, udałam się do łazienki, żeby wziąć ożeźwiający prysznic.

Gdy wróciłam do pokoju znalazłam na łóżku małą karteczkę złożoną na pół z podpiskiem "Do T.I. Przysługa". Wewnątrz było napisane:
"O 19:30 przy sali do Obrony."
W duchu cieszyłam się, że Abi jeszcze nie ma. Spojrzałam na zegarek. Wysuszyłam włosy za pomocą różdżki, uczesałam je i splotłam w luźnego warkocza. Zabrałam notatnik z długopisem, w którym wcześniej zanotowałam ciekawe właściwości roślin, zwierząt i przedmiotów. Może nie idzie mi dobrze ważenie eliksirów, ale to całkiem inna sprawa! Nigdy nie byłam dobra w kuchni. Widać jakiś syndrom garnków.

W pokoju wspólnym na moje nieszczęście spotkałam się z Abi.

- Gdzie idziesz o tej godzinie?

- Muszę jeszcze skoczyć do biblioteki. Wrócę przed ciszą nocną. - odpowiedziałam.

- Dobra. Ja dziś nie mam patrolu, więc położę się wcześniej spać. Dobranoc!

Tylko jej pomachałam i ruszyłam w umówione miejsce. Abigail sumiennie wykonuje swoje obowiązki prefekta, poważnie podchodzi do sprawy, ale to nie znaczy, że jest sztywna i nudna. Wręcz przeciwnie, jest wesoła i dość szalona. Czasem ciągnie nas obie na jakąś imprezę do Hogsmeade podczas weekendu. Nie takie krukonki kujonki wbrew pozorom. Można dobrze się uczyć i nie być sztywnym.

Doszłam na miejsce idealnie na czas. Freda jeszcze nie było. Po 5 minutach zaczęłam tracić cierpliwość. Sam ustalił miejsce i godzinę spotkania, a teraz się spóźnia? Oparłam się o ścianę, za chwilę stąpałam z nogi na nogę. Zniecierpliwiona zaczęłam chodzić w tą i spowrotem.

W pewnym momencie zostałam dosłownie wciągnięta w ścianę. Już otworzyłam buzię, żeby zacząć krzyczeć, ale ktoś zakrył mi usta i odwrócił w swoją stronę.

- Nie krzycz to tylko ja. Chcesz, żeby nas wylali? Mnie i ciebie, też tu jesteś.

- A jak ty byś zareagował, gdyby ktoś spóźniał się na spotkanie, które sam zresztą umówił, a później zostałbyś wciągnięty w stronę miejsca gdzie chwilę wcześniej była ściana? - odpowiedziałam na jednym tchu.

- Może masz trochę racji. Chodź.

Poszliśmy korytarzem trochę dalej. Za chwilę ujrzałam malutkie pomieszczenie z dwoma krzesłami i niewielkim stolikiem, przyozdobione różnymi rzeczami, które nadawały swego rodzaju przytulność.

- Co to za miejsce? - zapytałam zaskoczona.

- To nasza kryjówka. Znaczy się moja i mojego brata.

- Mam się czuć zaszczycona, że mnie tu przyprowadziłeś? - zaśmiałam się cicho.

- Nawet powinnaś. Tutaj nie musimy być cicho, jest nałożone zaklęcie. - wytłumaczył.

- Dobra, ale lepiej bierzmy się do roboty. Chcę zdążyć przed ciszą nocną, bo inaczej przyjaciółka prefekt mnie zabije. - oznajmiłam.

- Aleś ty sztywna, ale co się dziwić krukonce. - jeknął.

- Sztywna? - parsknęłam. - Po tej małej wojnie zabieram cię do miejsca gdzie są najlepsze imprezy. Zobaczymy kto tu jest sztywny. Poza tym pomagam ci w żarcikach.

- I tu masz rację.

- Nie dziwię się, że potrzebujesz pomocy, żeby wygrać z bratem... Grysley - zaśmiałam się.

- Wymyślanie przezwisk nie jest twoją mocną stroną. Teraz jestem misiem? Kobieto ledwo się znamy!

- A ja z tego co pamiętam jestem kotkiem panie znajomy...

                     Cedrik

Oczywiście akcja z wczoraj momentalnie rozniosła się po szkole. Podczas śniadania czułam na sobie wzrok chyba każdego.
Podczas lekcji i w trakcie przerw nie obyło się bez podchodzenia do mnie i gratulowania albo pytań dlaczego akurat ja. Większość z grona "Dlaczego ty?" należała do Hufflepuff'u. Muszę to jak najszybciej odkręcić. Mam gdzieś ich gadanie, ale koniec. Nie będę kłamać. Może te niektóre dziewczyny serio przez to cierpią. Z tego co wiem to zadaje się z Cho, a ona chyba coś do niego czuje. Przynajmniej tak to wygląda z naszej perspektywy. Wydaje mi się, że Chang jest wporządku.

Weszłam wkurzona do dormitorium, trzaskając przy okazji drzwiami. Muszę porozmawiać z tym narcyzem.

- Kłótnia z chłopakiem? - zapytała Clariene.

- I to chyba dosyć ostra. - dodała Estelle.

- Czemu nam nie powiedziałaś, że chodzisz z Diggorym? - podsumowała Candise.

- Bo nie chodzę! Ja tylko chciałam przejść, a ten dupek mnie po prostu wykorzystał, żeby uwolnić się od swoich natrętnych fanek! - Ze słowa na słowo coraz bardziej podnosiłam głos.

- To w sumie ma sens. I po prostu poszła plotka.

Brawo Esty.

- Wiecie co? Dzięki. - powiedziałam z wyczuwalnym sarkazmem w głosie.

- Ale za co? To nie my puściłyśmy te plotki. - odezwała się Clariene.

- Za to, że z wejścia rozpoczęłyście atak? - rzuciłam torbę na łóżko i ruszyłam w kierunku drzwi.

- A ty gdzie? Oh, no nie obrażaj się! - powiedziała Esty błagalnym tonem.

- Nie obrażam się, idę szukać tego dupka. - rzuciłam na odchodne.

Na szczęście nie musiałam daleko iść. Po wyjściu dostrzegłam chłopaka siedzącego w pokoju wspólnym na kanapie, a obok niego kilka dziewczyn.

- Idziemy. - stanęłam przed nim z założonymi rękami.

- Ale słońce nie widzisz, że teraz rozmawiam?

- Wcześniej nie chciałeś z nimi gadać, bo przyszłam a teraz mnie dla nich olewasz? - zrobiłam sztuczną smutną minkę.

- Skądże znowu, już idę. - powiedział do mnie. - Drogie panie wybaczcie.

Wyszliśmy razem przed wejście do dormitorium.

- Musimy zerwać. Mam dość patrzenia na te zazdrosne twarze.

- Ale my, przecież nie jesteśmy razem. - skwitował.

- My to wiemy, a oni? Nie wiesz ile dziewczyn możesz tym kłamstwem krzywdzić? Cały Hogwart cię kocha, więc znajdzie się ich trochę.

- Dobra to jak chcesz to zrobić?

- Nikt nie wiedział jak "zostaliśmy parą" to nikt nie będzie wiedział jak "zerwaliśmy". Przynajmniej będą mieli o czym gadać, fanki się ucieszą, ja będę miała spokój i jeszcze chętnie posłucham tych teorii spiskowych, które się pojawią na ten temat. - wyjaśniłam.

- Bystra jesteś. Nie pomyliłaś przypadkiem domów? To teraz jak puścić nasze zerwanie po Hogwarcie?

- Po prostu teraz się pokłócimy, wejdę spowrotem i powiem coś tym laskom. Jutro cały Hogwart będzie wiedział jak nie dziś.

- Podoba mi się.

-Dobra to lecę w to. - szepnęłam - Jesteś cholernym idiotą. Po co ci dziewczyna skoro masz ją daleko w poważaniu? Atencyjny dupek.

Szczerze? Właśnie tak sobie wyobrażałam związek z Diggorym.

- To zainteresowanie twoją osobą wzrosło dzięki mnie! Wiedziałem, żeby się nie wiązać z pierwszą lepszą!

Wow, dobry jest.

- Jedyne co mi wzrosło to jeszcze większa niechęć puchonek do mojej osoby.

- Dobra idę tam. - szepnęłam.

Dziewczyny dalej siedziały w pokoju wspólnym, ale tym razem troszkę bliżej wyjścia. Wiedziałam, że próbowały podsłuchiwać.

- Weźcie go sobie, ale uwierzcie nie warto. - powiedziałam "wściekła".

Chwilę po mnie wszedł Cedrik.

- Cholerny dupek. - prychnęłam.

Wchodząc po schodach, rzuciłam jeszcze szybko:

- Narazie AKTORECZKU! - podkreśliłam ostatnie słowo z lekkim rozbawieniem.

- Do nie zobaczenia SŁOŃCE! - odkrzyknął.

Uśmiechnęłam się pod nosem i weszłam do pokoju.

- No dziewczyny! Sprawa załatwiona...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top