Rozdział 6
-Profesorku- wtrącił się Kirslej- Raczej nie masz prawa o to pytać, ale będę miły i ci powiem. Po pierwsze jestem Jack Folter, po drugie to jest różdżka Angela, czyli dla was- Harrego, a po za tym, to jak to nie ma tu aurorów? A ja, Kingsley, Moody? My co? Doniczki? Chyba coś słabo się orientujesz kogo przyjmujesz do tego twojego zakoniku. A to o czym rozmawiamy, to nie wasza sprawa... Panie Nietoperzu, czemu próbuje pan uciec?- zakończył, i faktycznie. Profesor Snape cofał się do drzwi, wyglądając jakby sam nie wierzył w to co robi i powiedział tylko
-To ta różdżka
-A tak, to ty tam byłeś. No szkoda. Ale i tak nic nie powiesz, no wiesz, przez to całe zaklęcie- odpowiedział sam sobie Kirsley i zaraz potem Snape zaczął spowrotem mówić- Ale mogę powiedzieć, co mówił ten sprzedawca. Mówił on- W tym momencie zaczął gdakać i nikt go nie potrafił zrozumieć.
-Ooo, czyżby zapomniał powiedzieć, że nikt, kto kiedykolwiek widział tą różdżkę nie może nic o niej powiedzieć? No cóż- Zaczął z udawaną troską w głosie, ale widocznym uśmieszkiem samozadowolenia na twarzy Kirsley- Ale ciesz się, że nie chciałeś powiedzieć niczego ważniejszego, bo ta klątwa natychmiast by cię zabiła. może by cię po prostu udusiła, może kaszlałbyś krwią, a może rozprułby ci się brzuch i wypadły wnętrzności... Kończąc te makabryczne wizje- Powiedział po kilku chwilach ciszy- Angel, jeśli chcesz się ze mną zabrać, to się szykuj.
-Już jestem gotowy- odpowiedział Harry, i faktycznie, zamiast zakurzonych, przy dużych ubrań po Dudleyu miał na sobie zestaw podobny do Kirsleya. Glany w połączeniu z dopasowanymi dżinsami, zieloną koszulą i narzuconym na to, wyglądającym jak szyty na miarę płaszczem dawały wręcz piorunujący efekt
-To idziemy- wesoło podsumował starszy chłopak i obydwoje wyszli z Grimmauld Place. Zaraz po zejściu z ostatniego stopnia schodów, przy użyciu prostego zaklęcia, rozpłynęli się w cieniach.
-Dobra Kirsley, do zobaczenia kiedyś, idę do gabinetu Devila- szepnął Angel i teleportował się bezgłośnie do salonu. Ten pokój był jednocześnie miejscem spotkań całej ich grupy i jedynym miejscem do którego można było się teleportować, a i to tylko przy rozpoznaniu przez bariery. Salon ten miał tylko dwoje drzwi, jedne do wyjścia i drugie do gabinetu Devila. Harry podszedł właśnie do tych drugich, licząc na to, że jego znajomy tam siedzi, a nie zniknął gdzieś, jak to ostatnio miał w zwyczaju i nie każe mu użyć świstoklika, żeby za nim podążyć. Po mimo wielokrotnego używania tego środka transportu nadal go nie lubił
x x x x x x
To ma ponad400 słów. Napisałam to już raz, ale zapomniałam zapisać i musiałam robić jeszcze raz.... obiecałam więc jest
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top