Rozdział 12
Kto ma ferie i ledwo znajduje czas??? Ale prosze.
.......................................................................
- Nie, nie, nie .- zaprotestował Mike.- Nie wiem jak wasza matka wytrzymuje chodzenie z wami i jeszcze z waszym rodzeństwem na jakiekolwiek zakupy. Następnym razem nir wezme was, tylko którąś z dziewczyn na zakupy. Może Star? Ona ma chyba dobry gust.
-Zwariowałeś człowieku?
-Wszyscy wiemy, że i tak zabrałbyś Harrusia
-A wyobraź sobie tą sensację
-Wybraniec i córka Knota na zakupach ( wiem, że on nie ma córki, ale tu ma)
-Tylko przyjaźń, czy fanki mogą pożegnać się z marzeniami
-o usidleniu słynnego Złotego Chłomca- zironizowali bliźniacy.
-No dobra, koniec tych kłótni. Trzeba podzielić te ciuchy- przerwał im Angel zsuwając się w tym samym czasie z kanapy- Wasze będą tu- pokazał jedną sofe- Devila tu- pokazał drugą kanapę- a moje na dywanie.
-Dlaczego to twoje
-Mają takie prestiżowe miejsce
-Na tym puchatym dywanie
-A nie nasze?- zapytali bliźniacy z oburzeniem
-Bo moje nie zmieściłyby się na sofie. A teraz zaczynamy wyliczankę. Ja pokazuje ubranie, a osoba do której należy podnosi rękę i mówi: Moje. W przypadku, gdy powie coś innego ubranie trafia na kupkę odrzuconych. Zaczynajmy!
X X X X
Po godzinie rozkładania rzeczy i kłucenia się, czy spodnie są Freda, czy Georga okazało się, że Harry miał racje. Jego rzeczy walały się po całym salonie.
-No dobra. Ja idę spać. Nic mnie w tym momencie nie obchodzi. Londyn może się palić, ja zamierzam spać Wingardium Leviosa- powiedział i z donośnym ziewnięciem poszedł w górę po schodach, a zaraz za nim leciała kupa ubrań.
- Ale Angel. Pamiętaj o jutrzejszej imprezie!- krzyknęli za nim bliźniacy.- Jutro trzydziesty pierwszy
Harry zniknął za zakrętem pozostawiając ich bez odpowiedzi
X X X X X X X
Dzień urodzin Angela.
-Solenizant na schodach, powtarzam, solenizant na schodach- szepnął Fred do Mikea.
-Dobra, wszyscy ukryci?- zwrócił się tym razem do kuchni, w której widać było tylko czyjąś rękę, która nie zmieściła się w szafce.- Rękę schowajcie
-Ale jak? Nie mieści się- odezwał się jakiś głos
-To odetnijcie, nie wiem, nie obchodzi mnie to- syknął- A teraz cicho, bo idzie.
-Cześć Fred- rozległ się głos zaspanego człowieka na którego wszyscy czekali.
-Niespodzianka!- tylko ten krzyk ostrzegł Złotego Chłopca przed tym co się miało stać, a mianowicie z wnętrza szafek, spod stołu, zza firanek a nawet spod lampy powychodzili ludzie i , oczywiście, każdy chciał się z nim przywitać.
-Angel!- krzyknęła blondynka ubrana cała na czarno z różowymi pasemkami we włosach i fioletowymi końcówkami. Podbiegła i podskoczyła łapiąc się kurczowo chłopaka.- Na reszcie spotykamy się o normalnej porze i w normalnym miejscu, zdatnym do życia. A tak po za tym, to wszystkiego naj z okazji urodzin. Dziewczyny lub chłopaka, genialnych prezentów, dobrych kontaktów z tym twoim przyjacielem rodziców, żeby Snape ciebie tak nie uważał za Jamesa i żeby pan dyrektor Cytrynowy Drops i pan nie- mam- nosa- ale- ja -jestem -lord -Voldemort- i- crucio, odczepili się od ciebie. I dzięki, że wreszcie wyrwałeś się z tego całego Zakonu Pieprzonych Flamingo Flameli- podczas tej tyrady reszta ludzi pozostawiała prezenty z karteczkami i ulotniła się z pokoju
-Hej Katy, też się cieszę, że cię widzę i dzięki.
-Nie ma za co
-A za to, że uświadomiłaś mi, dlaczego w moim pokoju jest tyle sów?- zapytał z uniesioną brwią.
-Zapomniałeś o swoich urodzinach? Nie no, nie wieżę- powiedziała zwijając się ze śmiechu.
-Nie śmiej się. Byłem tak zmęczony po zakupach z bliźniakami, że tylko padłem na łóżko i o wszystkim zapomniałem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top