Rozdział 11
Chwilę później przybył, tym razem już uczesany, w zielonej koszuli i czarnych spodniach. Zaraz za nim zszedł Angel w ubraniu po Dudleyu,, z nieodłączną szopą na głowie i okrągłymi okularami, wyglądając, jakby był jeszcze nie do końca obudzony.
-Zapraszamy
-Na śniadanie
-W stylu
-Braci Weasley-
-Bierzcie talerze
-I zajadajcie- powiedzieli wspólnie
Harry podszedł i wziął dwa talerze, z czego jeden podał Devilowi i usiedli. Po zjedzeniu śniadania bliźniacy wstali, a gdy reszta nie zareagowała, chrząkneli, doskonale wręcz udając Umbridge i zaczęli swoją tyradę
-A gdzie
-Oklaski
-Dla genialnych
-Kucharzy
-Którzy dla was
-Wstawali o ósmej!
-Powtarzam o piekielnej ósmej!
-Żeby wam to przyrządzić? ?- zapytali, a (chyba) Fred pokazał ręką na stół.
-Brawo, brawo. A teraz odwróćcie się- powiedział Mike, łapiąc ich za ramiona i odwracając - i zobaczcie co teraz będziecie robić. Jak skończycie, to możecie dołączyć do mnie z męczeniem Harrusia zakupami.
-A skrzaty?
-Nie mogą tego zrobić?- zaprotestowali jednogłośnie
-Ja nie mam skrzatów, ale nie, nie dołącze do stowarzyszenia WESZ, dziękuję bardzo.- powiedział im
-Zgredku!- zawołał- Pomożesz moim przyjaciołom w sprzątaniu tego bajzlu?- zapytał, kiedy z cichym, podobnym do aportacji pyknięciem pojawił się przed nim skrzat z garnkiem na głowie, rudobrązowym swetrem z dużym R na środku i dwoma różnymi skarpetami na nogach.
-Tak, Harry Potter, sir. Zgredek chętnie pomoże braciom psotnikom sir, szczególnie, jeśli są przyjaciółmi. Zgredek to zrobi- I zanim Devil zdążył zaprotestować, zaczął sprzątać z blatów i myć naczynia jednocześnie.
-No to Harry,
-Teraz się już od nas
-Nie uwolnisz, nie masz szans- powiedzieli bliźniacy ze złośliwym chichotem.
-O nie- jęknął Angel waląc głową w stół- zapomniałem już, że to o was mowa. Czemu, czemu się zapytuje, czemu mój wewnętrzny Gryfonie, czemu ja to zrobiłem?- zaczął dramatyzować.
-Dobra, dobra, koniec tego dobrego, idziemy na zakupy!!!- Powiedział z uśmiechem Szalonego Kapelusznika Mike.
_______________________________________________________________________________
Środkiem ulicy jedzie taksówka. Niby normalna, ale mogę wam zagwarantować, że jej kierowca po tej jeździe raczej przejdzie na emeryturę. Już wiecie kto tam jedzie? Tak! To ognistorudzi bliźniacy Weasley [razem z Angelem i Devilem, ale kto by tam ich liczył przy takich osobistościach? Nikt? No właśnie] W środku co chwila coś wybuchało, a bliźniacy się z tego śmiali. Taksówka zatrzymała się przed centrum handlowym.
-Dobra, wychodzimy ferajna. Tu idziemy- powiedział Mike.
. . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . .. . . . . . . . . . . .. ... . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Z centrum handlowego wyszły cztery osoby, całe obładowane torbami, a najbardziej młody, czarnowłosy chłopak w okularach. Zamiast iść jak normalni ludzie, ci, zataczając się pod ciężarem zakupów, przeszli do zaułka i zniknęli
..........................................................................................................................................................
-Nigdy więcej w całym moim życiu, nie pójdę z wami na zakupy. Nawet po śmierci ego nie zrobię- mamrotał Harry zrzucając torby na ziemię i na sofę, słowem, na co tylko się dało. Zaraz do jego zakupów dołączyła reszta i utworzyły się cztery pokaźne stosy
-Nie martw się
-Następne zakupy jak urośniesz,
-Czyli w przyszłym roku
-Chyba, że zostaniesz knypkiem- powiedzieli Weasleyowie
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top