Fred Weasley (1) ❝początek❞
Fred Weasley (1) ❝początek❞
— Mamo, muszę już iść! — pisnęłaś, gdy już po raz czwarty starałaś wyrwać się z uścisku rodzicielki. — Za chwilę odjedzie mi pociąg!
Stałaś z mamą na słynnym peronie dziewięć i trzy czwarte. Jako młoda czarownica pół krwi nie mogłaś doczekać się wyjazdu do szkoły magii. Niestety nastawienie do czarów twojego taty, który był mugolem nie było zbyt pozytywne.
Dowiedział się o istnieniu magicznego świata dopiero gdy u jego córki zaczęły objawiać się "dziwaczne" zdolności. Poczuł się okłamywany, a stosunki w rodzinie uległy znacznemu pogorszeniu.
Było ci przykro, że nie znalazł czasu by cię pożegnać. W końcu rozłąka nie należała do najkrótszych.
Musiałaś przyznać, że okropnie się stresowałaś. Nie znałaś nikogo z magicznego świata. Wzięłaś głęboki oddech i w ostatniej chwili wsiadłaś na pokład pociągu.
Większość przedziałów była już zajęta, co nie dodawało ci pewności siebie. Wreszcie znalazłaś miejsce, które nie było kompletnie zapełnione. W środku znajdowała się trójka chłopców z czerwonymi wstawkami w szacie. Musieli należeć do Gryffindoru. Dwójka z nich miała krótkie rude włosy i szerokie uśmiechy na twarzach. Nie byłaś w stanie ich odróżnić. Trzeci chłopak miał krótkie brązowe włosy i z ciekawością przysłuchiwał się rozmowie pozostałej dwójki.
Nie uśmiechało ci się siedzenie z samymi chłopakami, ale nie miałaś zbytnio wyboru, a oni wyglądali całkiem sympatycznie.
— Przepraszam, mogę się dosiąść? — zapytałaś nieśmiało, licząc na pozytywną odpowiedź.
Przerwali rozmowę i zaczęli ci się przyglądać, co wprawiło cię w jeszcze większe zakłopotanie.
— Jasne, siadaj! — powiedział rudzielec.
— Jest sporo miejsca — dodał jego brat z uśmiechem.
Szatyn wyraźnie ci się przyglądał.
—To twój pierwszy rok, prawda? — zapytał, wskazując na twoją zwykłą szatę.
— Tak, jestem <twoje imię i Nazwisko>. Miło mi was poznać.
— Ja jestem Fred Weasley — zaczął rudzielec.
— A ja jestem George! Jego przystojniejszy braciszek!
Fred objął go ramieniem i pokręcił głową z politowaniem.
— Młody i głupi.
Zaśmiałaś się wesoło. Atmosfera zrobiła się o wiele bardziej przyjazna. Szatyn chrząknął głośno, chcąc zwrócić na siebie uwagę.
— A ja jestem Oliver. Miło cię poznać — powiedział.
— Ta, Oliver to nasz obrońca drużyny quidditcha! Myśli, że ma szansę zostać kapitanem — mruknął chyba Fred, przewracając oczami na co Oliver się zarumienił.
— Jesteśmy już na drugim roku, więc nic nas nie powstrzyma przed dostaniem się do drużyny i zostaniem najlepszymi graczami w Hogwarcie! — krzyknął chyba Fred.
Szczerze mówiąc już zaczynali ci się mylić.
— A ty <twoje Imię>? Latasz na miotle? — zapytał Olivier z zaciekawieniem.
Niepewnie podrapałaś się po głowie.
— Jestem półkrwi i większość swojego życia nie miałam pojęcia, że istnieje magia... — mruknęłaś. — To wszystko jest dla mnie nowe.
Odrobinę się zestresowałaś wspominając o swojej krwi. Przez ostatnie miesiące twoja mama starała się przygotować cię do życia w Hogwarcie najlepiej jak umiała. Wspomniała o niechęci niektórych czarodziejów do osób, których krew nie była nieskazitelnie czysta. Jednak chłopcy siedzący przed tobą zdawali się tym w ogóle nie przejmować, bardziej zajmował ich fakt twojego braku umiejętności latania.
— Toć to miotłowa dziewica! — krzyknął George za dostał cios z łokcia od Olivera.
— Nie przejmuj się, jeśli chcesz to cię wszystkiego nauczymy — uśmiechnął się Fred.
— Dzięki, jesteście przemili. Prawdę mówiąc trochę się denerwuję — przyznałaś.
— Nie masz czym. Tylko uważaj na Snape'a — mruknął Oliver.
— Snape'a?
— To nasz nauczyciel eliksirów z włosami tak tłustymi, że można by z nich wycisnąć olej na frytki — zaśmiał się Fred.
— Jego zachowanie może się zmienić w zależności od tego w jakim będziesz domu...Domyślasz się już do jakiego trafisz? — zapytał George.
— Szczerze, nie mam pojęcia.
— Obyś trafiła do nas!
Przez resztę drogi po prostu wesoło gawędziliście. Dowiedziałaś się o sporej rodzinie bliźniaków i wielkich planach dotyczących kariery Olivera. Sama też opowiedziałaś nowym przyjaciołom o swoim życiu. Nie mogli uwierzyć, że nigdy nie jadłaś słodyczy ze świata magii.
— Chcesz się poczęstować? — zapytał George, podając ci podejrzany, jaskrawoczerwony cukierek.
Kątem oka zobaczyłaś przerażonego Olivera, który przecząco kręcił głową, próbując odwieść cię od tego pomysłu.
— Może później — zaśmiałaś się.
Później Oliver was opuścił by porozmawiać ze swoim współlokatorem Percy'm, który okazał się jednym z Weasley'ów. Do przedziału wpadali na chwilę różni znajomi twoich nowych kolegów, w tym przezabawny Lee Jordan i Angelina Johnson.
Przez to, że jak na razie poznałaś same osoby z Gryffindoru miałaś już pewne nadzieje co do domu, do którego chciałabyś trafić...
Wysiadając z pociągu, pożegnałaś się ze wszystkimi i ruszyłaś do miejsca, gdzie już gromadzili się pozostali pierwszoklasiści - łódek. Do Hogwartu pomógł wam dotrzeć potężny mężczyzna, który mimo przerażającego wyglądu, miał bardzo miły uśmiech. Zajęłaś miejsce obok drobnej blondynki, której dłonie delikatnie drżały.
— <Twoje Imię i Nazwisko> — przedstawiłaś się z uśmiechem, podając jej rękę.
— Aila Bladen — odwzajemniła uśmiech.
Okazała się być bardzo przyjazną dziewczyną, która pochodziła z rodziny mugoli. Cała ta sytuacja była dla was nowością więc z łatwością znalazłyście wspólny język. Aila poprawiła swoje jasne włosy i odetchnęła głęboko.
— Zaczynamy — mruknęła, widząc że zamek jest tuż przed wami.
Wnętrze wielkiej sali robiło ogromne wrażenie, opowieści mamy były przy tym widoku niczym.
Smukła kobieta, która przedstawiła się jako profesor McGonagall zaprowadziła was na sam środek, gdzie na niewielkim stołku leżała stara, podniszczona czapka, która bardzo przypominała ci wszystkie kapelusze czarownic z bajek, poza faktem, że ta czapka...Mówiła.
Z oddali, przy bardzo długim stole w rogu sali, dostrzegłaś Freda i Georga. Pomachali ci wesoło i oboje wskazali swoje kciuki w górę w geście otuchy. Trochę się na nich zagapiłaś, przez co Aila musiała pociągnąć cię za rękę.
— Wywołali cię, <twoje Imię>! — pisnęła przejęta.
Spięta podeszłaś do stolika, a profesor założyła ci (jak już się dowiedziałaś nie czapkę) Tiarę Przydziału na głowę.
Interesujące...
Usłyszałaś nieprzyjemnie szorstki głos w swojej głowie.
Lojalna i szczera, silny kręgosłup moralny, gotowa do ciężkiej pracy nad sobą... Wybór jest całkiem prosty...
— HUFFLEPUFF! — rozległ się głośny krzyk, a stół z uczniami, których szaty miały żółte wstawki zaczął wiwatować.
Poznani przez ciebie gryfoni z Fredem i Georgem na czele również klaskali, sprowadzając na siebie zdziwione spojrzenia i twój szczery uśmiech.
Było ci trochę przykro, że nie byłaś razem z nimi, ale przyjazne spojrzenia puchonów pomogły ci szukać pozytywów. Humor poprawił ci się jeszcze bardziej, gdy obok ciebie dosiadła się Aila.
— No to zaczynamy, <twoje Imię>! — pisnęła, rzucając ci się na szyję.
-------------------
Witam wszystkich w nowej książce! Ale jestem podekscytowana! Słowem takiego wstępu: nie wszystko będzie tak jak w kanonie, nieraz w ogóle będę pomijać motyw wojny czarodziejów. Pomiędzy rozdziałami mogą być też niekiedy lata różnicy. Muszę w końcu się zmieścić w siedmiu! Jestem zmuszona umieścić reader w losowym domu z oczywistych powodów: każdy z was jest inny! Zdecydowałam się teraz na Hufflepuff, cudowny dom, który jest bardzo niedoceniany.
Dziękuję za uwagę, dobrze jest wrócić. Witam starych czytelników i tych nowych! Mam nadzieję, że zostaniecie na dłużej!
Do napisania!
TrashInDisguise~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top