16. Powrót do żywych

Oprócz Harry'ego reszta wojowników wyszła z mojego salonu. Chłopak siedział na kanapie, a ja stałam przy lustrze obok półki z książkami i próbowałam ogarnąć włosy. Po nieudanej próbie poddałam się i  odłożyłam szczotkę. Związałam niesforną czuprynę i przy gwałtowniejszym ruchu skrzywiłam się z bólu. Rana choć zabliźniona jeszcze dawała o sobie znać. Dodatkowo straciłam dużo krwi zanim zostałam pożądnie opatrzona. Odwróciłam się w stronę Harry'ego, a on spoglądał na mnie z uśmiechem. Uwielbiałam jego uśmiech i towarzyszące mu iskierki w oczach. Poszłam do sypialni nałożyć trampki i po chwili wróciłam do salonu.
- Możemy iść na śniadanie - powiedziałam i skierowałam się w stronę drzwi ignorując lekkie zawroty głowy. Wiedziałam, że jestem jeszcze osłabiona przez utratę krwi, ale nie chciałam przesiedzieć całego dnia w pokoju. Prędzej czy później poczuję się lepiej. Harry, położył mi dłoń na ramieniu - nie powinnaś się nadwerężać.
- Ja przecież tylko chcę iść na śniadanie, a nie biegać w maratonie - zażartowałam. Po wyjściu z komnaty zaczęłam schodzić na dół. Zatrzymałam się, gdy Harry, krzyknął bym poczekała.
- Jak się w ogóle czujesz Hermiono? - spojrzał na mnie z troską.
- Wszystko w porządku. Trochę męczą mnie zawroty głowy, ale to minie - zapewniłam z uśmiechem. Zeszłam kilka schodków i nagle uderzyła we mnie dziwna fala gorąca i dostałam duszności. Stanęłam i przymknęłam oczy by zapanować nad oddechem jednak nie mogłam nic zrobić. Usłyszałam głos Harry'ego - Hermiono, co się dzieje? - złapał mnie za ramiona i pomógł usiąść. Otworzyłam oczy jednak cały obraz był rozmazany. Zaczęły pojawiać się czarne plamy. Starałam się pokonać słabość. Nie chciałam robić innym problemów. Oddychałam powoli i oparłam ciężko głowę o ścianę. Po chwili udało mi sie zapanować nad dusznościami i znowu wzrok wrócił do normy - przepraszam Harry. Nie chciałam Ci sprawiać problemów, ale chyba przeliczyłam własne siły.
- Dasz radę wstać? - nie czekając na odpowiedź przerzucił moje ramię przez swój kark i podniósł mnie na nogi. Z pomocą chłopaka dowlokłam się do komnaty i opadłam na kanapę. Nie sądziłam, że utrata krwi tak mnie wykończy.
- Dziękuję za pomoc, nie wyobrażam sobie co bym zrobiła bez Ciebie - uśmiechnęłam się lekko z wdzięcznością.
- Nie masz za co. Kocham Cię i chcę, żebyś jak najszybciej wróciła do pełni sił -usiadł obok mnie i przytulił. Nagle coś mi przyszło do głowy.
- Przypomniałam sobie tamten moment gdy dostałam zaklęciem tnącym. Jednak było ono bardziej bolesne i wyczułam czarną magię  - chłopak patrzył na mnie ze zdziwieniem, nic nie rozumiejąc. Mimo niemego protestu i ponownie biorącego mnie osłabienia wstałam i poszłam szukać czegoś na półce z książkami. Wyciągnęłam pokaźny tom o czarnomagicznych zaklęciach i wróciłam na miejsce. Otworzyłam na końcowej stronie i pokazałam triumfująco palcem.
- Czar zatrutego noża - przeczytałam na głos - to jest właśnie to zaklęcie, którym dostałam w bok.
- Czyli chcesz powiedzieć, że w twoim ciele płynie trucizna? - Harry złapał się za głowę i gwałtownie wstał. Zanim zdążyłam coś powiedzieć wybiegł z komnaty. Chciałam pobiec za nim, ale nie wiedziałam gdzie i była możliwość, że jeszcze przez truciznę, płynącą w moich żyłach stracę przytomność schodząc po schodach. Zrezygnowana zdjęłam trampki i położyłam się na wygodnej sofie. Ogarnęło mnie zmęczenie, przymknęłam oczy i osunęłam się w ciemność.

Biegłem przez cały zamek aż na sam dół do lochów. Śpieszyłem się jakby mnie goniło stado hipogryfów. Wpadłem do sali eliksirów, w której był Christopher prowadzący zajęcia.
- Trzeba mi antidotum na truciznę! - krzyknąłem w progu. Nauczyciel poderwał się i szybko podszedł do mnie.
- Co się dzieje?
- Hermiona wtedy w wiosce dostała zaklęciem zatrutego noża. Podejrzewa, że ma w sobie truciznę - wyjaśniłem jednym tchem. Christopher rzucił się do szafki z eliksirami. Wyjął dwie fiolki z niebieskim oraz czerwonym płynem. - Ta niebieska butelka zawiera antidotum. Niech wypije tylko trzy krople, a tą drugą dasz jej jak już poczuje się lepiej, odzyska dzięki temu utraconą krew. Może wypić wszystko.
- Dziękuję - chwyciłem eliksiry i wybiegłem z sali. Trzymając w dłoni dwie okragłe buteleczki starałem się jak najszybciej biec do wieży. Po drodze przez zamkowe korytarze wpadałem na ludzi, ale ignorowałem krzywe spojrzenia. W tym momencie liczyła się dla mnie jedynie Hermiona. Trucizna może być śmiertelna. Nie wyobrażałem sobie, że mógłbym stracić ukochaną. Gwałtownie otworzyłem drzwi i podszedłem do śpiącej dziewczyny, stawiając buteleczki na stoliku. Na jej twarzy, wykrzywionej bólem pojawiły się kropelki potu. Położyłem jen dłoń na czole. Była cała rozpalona. Gorączka trawiła jej ciało. Złapałem ją za ramiona i delikatnie potrzasnąłem.
- Hermiono, obudź się - uchyliła powieki - mam odtrutkę dla Ciebie - wskazałem na stolik. Dziewczyna  mruknęła coś w odpowiedzi i znowu zapadła w sen. Po jakimś czsie udało mi się znowu jej przywrócić przytomność. Nie zwlekając wlałem jej trzy krople antidotum do uchylonych ust. Hermiona, zaczęła kaszleć i przyśpieszył jej się oddech. Przestraszyłem się, że jej stan pogorszył się. Na szczęście po chwili uspokoiła się i jej twarz wypogodziła się. Zmarszczki bólu z czoła zniknęły, a gorączka opadła. Odetchnąłem z ulgą. Eliksir zadziałał błyskawicznie. Delikatnie podniosłem Hermionę z kanapy i zaniosłem do sypialni, kładąc jej bezwładne ciało na łóżko. Okryłem ją szczelnie kołdrą i położyłem się obok. Nie chciałem odstępować chorej na krok. Pogłaskałem ją po niesfornych włosach i leżałem nieruchomo, nie chcąc jej budzić. Nie mam pojęcia, która była godzina, ale poczułem wzmagający się z każdą minioną minutą, głód. Z niechęcią wstałem z wygodnego łóżka i rzuciłem okiem na śpiącą, jak kamień dziewczynę. - Słodko wygląda, kiedy śpi - stwierdziłem w myślach. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Uznałem, że będzie spała jeszcze przez długi czas. Wyszedłem z jej pokoju i poszedłem w stronę sali, na której odbywał się trening smoczych wojowników. Gdy tylko przekroczyłem próg pomieszczenia, wszyscy odwrócili się w moją stronę i zaczęli wypytywać o Hermionę. Opowiedziałem im wszystko co się stało i uważnie obserwowałem ich twarze. Najpierw pojawiło się przerażenie, ale gdy powiedziałem o antidotum odetchnęli z ulgą. Ferregon krzyknął na nas i wszyscy wrócili do treningu.
- Harry idź do naszego przywódcy, Sinca i zdaj relację na temat stanu Hermiony. Niedawno pytał się o nią.
- Dobrze - wyszedłem z sali i poszedłem szukać starca. W myślach cały czas tkwiła Hermiona. Miałem nadzieję, że niedługo wyzdrowieje.

- Biegnij Hermiono! Uciekaj! - krzyczał Harry. Znajdowaliśmy się na błoniach blisko Hogwartu. Dookoła nas trwała ostateczna bitwa. Harry walczył z Voldemortem, a ja starałam się bronić przed śmierciożercami. W moją stronę została wycelowana Avada. Nie zdążyłam się uchylić, w ułamku sekundy zapadła ciemność.
Obudziłam się z krzykiem. To tylko sen - powtarzałam w myślach. Rozejrzałam się dookoła i ze zdziwieniem zobaczyłam, że znowu jestem w swojej sypialni. Pewnie Harry przyniósł mnie, gdy zasnęłam na kanapie. Niepewnie podniosłam się z łóżka. Czułam się o wiele lepiej niż kilka godzin temu. Otworzyłam drzwi sypialni i usłyszałam przekleństwo. Zobaczyłam Harry'ego, który trzymał się za nos.
- Przepraszam Harry, nie wiedziałam, że stoisz za drzwiami - speszyłam się, a on przybliżył się do mnie i przytulił mocno.

Ekhem... witam. Pewnie już nikogo tu nie ma, ale wreszcie napisałam ten rozdział po dłuuugiej nieobecności. Nie obiecuję, że kolejny pojawi się szybko... przepraszam i dziękuję za wielką cierpliwość... 😔

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top