14. Nad jeziorem
- Leglimens- usłyszałam i od razu poczułam przeraźliwy ból głowy. Przed oczami mignęły mi pierwsze lata Hogwartu, profesor Lupin zmieniający się w wilkołaka, walka w ministerstwie i wszystkie wspomnienia zniknęły. Ze zdziwieniem odkryłam, że klęczę na podłodze kurczowo trzymając się skroni. Podniosłam się z ziemi i spojrzałam z niechęcią na Christophera. - Trenujemy od trzech godzin, zróbmy przerwę. - Reszta niemrawo przytaknęła.
- Piętnaście minut i wracamy do ćwiczeń. Starajcie się zbudować mur między waszymi wspomnieniami. Żadnemu z was nie udało się minimalnie odeprzeć mojego ataku. Ja jedynie lekko zagłębiam się w waszych umysłach. Pamiętajcie, że wróg nie będzie miał skrupułów i ze wszystkich sił postara się z was wyciągnąć infromacje. A takie ingerencje doprowadzają często do obłędu. - Usiadłam ciężko na krześle. W sali, w lochach jak zwykle było zimno. Nie rozumialam dlaczego zajęcia z zaklęć znajdują sie akurat w tym miejsu. Ostatnio w zachodnim skrzydle zamku natknęłam się na przestronną, dobrze wyposażoną, a co najważnejsze ciepłą salę odpowiednią do ćwiczeń przeróżnych zaklęć. Nim się spostrzegłam Felix leżał na podłodze trzymając się za głowę. Z żalem stwierdziłam, że krótka przerwa minęła. Atak na Felixa był krótszy niż ostatnio co oznaczało, że chłopak starał obronić swój umysł. Następna zaatakowana została Nicole. Dziewczyna upadła kolanami na zimny kamień, ale widać było, że stara się wyrzucić trenera z głowy. Wszystko trwało z cztery minuty. Zdążyłam ujrzeć jak Christopher kieruje we mnie różdżką i przed oczami znowu stanęły mi wizje z przeszłości. Starałam się zamknąć swój umysł. Wyobraziłam sobie mur, za którym chowam wszystkie wspomnienia przed nieproszonym gościem. Jednak moja wizja nie była wystarczająco silna, gdyż po ułamku sekundy wspomnienia znów nadlatywały. Nagle wszystko się urwało, a ja klęczałam na lodowatej podłodze w lochach. Popatrzyłam zdezorientowana na nauczyciela i opadłam ciężko na ziemię, obserwując jak Justin trzyma się za głowę próbując się obronić. Prawie cztero godzinna sesja wyczerpała mnie i resztę towarzyszy. Pragnęłam wrócić do swojej ciepłej komnaty i spać przez resztę dnia.
- Na dzisiaj zakończymy trening oklumencji. Powoli zaczęliście się bronić jednak za mało siły w to włożyliście i mogłem pokonać wasze mierne bariery. Jutro będziemy kontynuować naukę. Po obiedzie macie eliksiry. Do potem - i jak miał w zwyczaju teleportował się, zostawiając za sobą zieloną mgiełkę. Powoli podniosłam się z ziemi i ruszyłam na trening smoczych wojowników. Nawet nie chciałam myśleć co Ferregon wymyślił na dzisiejsze ćwiczenia. Jednak wiedziałam, że ta charówka się opłaci i ułatwi to nam powstrzymanie Voldemorta. Po drodze na salę treningową zmaterializował się przede mną Uchatek, domowy skrzat. Bez słowa ukłonił się i wyciągnął w moją stronę drżące ręce. W dłoniach trzymał kopertę zaadresowaną do mnie. Skrzat zniknął, a ja schowałam list do kieszeni, z zamiarem odczytania go później. Usłyszałam jak duży zegar wiszący na ścianie nieopodal mnie wybił godzinę dwunastą. Przyśpieszyłam kroku wiedząc, że jestem już spóźniona. Wpadłam do sali w momencie gdy Ferregon steleportował się obok mnie.
- Widzę, że spóźniłaś się Hermiono- uśmiechnął się szyderczo, bawiąc się różdżką w swojej dłoni. Wiedziałam co to oznacza. Każdy spóźnialski dostawał za karę cruciatusem.
- Jednak to był tylko ułamek sekundy- próbowałam się bronić. Po czterogodzinnym wchodzeniu mi do umysłu, do pełni szczęścia brakuje mi tylko zaklęcia torturującego. Zdałam sobie sprawę, że nie uda mi się go przekonać. Dzielnie przyjęłam postawę, szykując się na uderzenie. Spojrzałam twardo w oczy Ferregona i poczułam przeszywający ból w ciele. Kolana uginały się jednak wytrzymałam i nie padłam na ziemię. Po chwili czar ustał jednak dalej czułam boleści w każdej części ciała. Ferregon zaczął wydawać polecenia. Dzisiejszy trening będzie polegał na dalszych ćwiczeniach w posługiwaniu się bronią białą. Powoli ruszyłam w kierunku stojaka na miecze. Jednak Linda zdążyła mnie uprzedzić i podała mi drewniany miecz. Podziękowałam i mocno chwyciłam za rękojeść. Dziewczyna zanim odeszła do swojej pary dotknęła mojego ramienia i wyszeptała zaklęcie. Poczułam nagły przepływ energii. Ciepło rozeszło się po kościach i ból po torturach zmalał. Nie znałam takiego czaru.
- Dziękuję- uśmiechnęłyśmy się i poszłyśmy do naszych par. Ćwiczyłam z Richem. Jak na potomka Helgi przystało był bardzo sympatycznym chłopakiem, który nigdy nie powie złego słowa. Jednak przebywając z bratem potrafi dać popalić. Rodzeństwo ma skłonności do żartowania. Nadal dobrze pamiętam żabę w mojej zupie. Biegłam za nimi po całych błoniach zamkowych by się zemścić. Uśmiechnęłam się pod nosem i przyjęłam postawę. Zaatakowałam, a chłopak zablokował mój ruch. Wszyscy walczyli zaciekle aż Ferregon pozwolił nam iść na obiad. Tego dnia jeszcze czekały mnie eliksiry. Westchnęłam i ruszyłam na posiłek.
Gdy prawie doprowadziłam do wybuchu kociołka, wszyscy zgodnie stwierdzili, że powinnam udać się do komnaty i odpocząć. Zabrałam swoje rzeczy i poszłam w kierunku pokoju. Po długim czasie wspinania się po schodach, wreszcie przekroczyłam próg komnaty. Zdjęłam szatę i powiesiłam ja na krześle. Z kieszeni wypadła biała koperta. Przypomniałam sobie o skrzacie, który doręczył mi list. Usiadłam na sofie i otworzyłam go. Wpatrywałam się w znany charakter pisma. Kończąc czytanie klepnęłam się lekko w czoło. Podpis świadczył, że nadawcą był Harry. Ponownie nałożyłam szatę i wyszłam z pokoju. Pod drzwiami wezwałam skrzata. Gdy się zjawił poprosiłam go o zaprowadzenie mnie pod pokój Harry'ego. Złapałam go za rękę i stworek teleporował nas pod same drzwi. Zapukałam lekko. Nikt nie otwierał więc weszłam bez pozwolenia.
- Harry? - nie dostałam odpowiedzi, a głos rozniósł się po całym pomieszczeniu. Pewnie miał zajęcia. Rozejrzałam się po komnacie. Salonik niczym nie różnił się od mojego. Usiadłam na kanapie i postanowiłam na niego zaczekać. Zmęczenie dawało o sobie znać. Starałam utrzymać przytomność jednak powieki coraz bardziej opadały, a głowa kiwała się na boki. Wreszcie moje bezwładne ciało przechyliło się na bok i mimo marnego oporu zasnęłam.
Przebudziłam się i poczułam ból w karku. Musiałam spać w niewygodnej pozycji. Przetarłam zaspane oczy i zdałam sobie sprawę, że nadal jestem w salonie u Harry'ego. Zegar wiszący na ścianie wskazywał siedemnastą. Wywnioskowałam, że spałam dwie godziny. Jednak chłopaka nadal nie było. Wstałam z kanapy i otrząsnęłam się z resztek snu. Miałam zamiar już wrócić do swojej komnaty, gdy za moimi plecami usłyszałam otwieranie drzwi. Odwróciłam się i ujrzałam Harry'ego.
- Wreszcie się obudziłaś. Gdy przyszedłem tutaj to spałaś, nie miałem serca Cię budzić. Więc czekałem cierpliwie - uśmiechnął się i podszedł w moją stronę.
- Przepraszam, ale po dzisiejszym treningu z Christopherem i Ferregonem byłam wykończona więc zostałam zwolniona z eliksirów, bo prawie wysadziłam kociołek. No, ale przypomniałam sobie o liście, który mi wysłałeś więc stwierdziłam, że tu przyjdę i... - chłopak zatkał mi usta dłonią. Moja twarz oblała się rumieńcem. Skierowałam wzrok na swoje buty.
- Nie tłumacz się. Rozumiem, że byłaś wyczerpana i czekając na mnie zasnęłaś- puścił mi oko - ale nie musiałaś przychodzić natychmiast. Zrozumiałbym gdybyś nie przyszła dzisiaj.
- Wiem, ale chciałam Cię zapytać o co Ci chodziło w wiadomości. Napisałeś, że chcesz porozmawiać, ale nad jeziorem i miałam po Ciebie przyjść gdy będę na to gotowa.
- Dokładnie. Jednak nie chcę Cię ciągać w zimną noc nad jezioro, bo widzę, że nadal jesteś zmęczona - spojrzał wymownie na mnie. Próbowałam ukryć ziewnięcie jednak się nie udało.
- O mnie się nie martw. Możemy się przejść. Spacer dobrze mi zrobi - złapałam go za rękę i prowadziłam ku wyjściu. W połowie drogi zdałam sobie sprawę, że nadal trzymam Harry'ego za rękę. Zawstydzona chciałam ją puścić, ale przyjaciel trzymał ją w żelaznym uścisku. Teraz to on pociągnął mnie do wyjścia. Wyszliśmy na zewnątrz. Uderzył w nas zimny podmuch wiatru. Owinęłam się szczelnej szatą, ale nadal telepałam się z zimna. Widząc to, Harry zdjął swoją szatę i założył mi na ramiona - mówiłem, że jest zimno.
- Dziękuję, ale teraz sam zmarzniesz - chłopak machnął lekceważąco ręką i ponownie złapał mnie za dłoń. Kierowaliśmy się w milczeniu, w stronę jeziora. Jako, że był środek lutego o godzinie siedemnastej było już ciemno. Księżyc w pełni świecił nad naszymi głowami. Jednak nie przeszkadzała mi późna pora oraz przeszywające zimno. Mimo wszystko czułam się szczęśliwa, że idę ciemną, mroźną nocą nad jezioro. Powodem tego stanu była ciepła dłoń ściskająca moją. Idąc raźnym krokiem dotarliśmy nad jezioro. Księżyc oświetlał nasze twarze.
- Więc o czym chciałeś prozmawiać? - Spojrzałam w jego zielone oczy. Widziałam jego wachanie nad odpowiedzią. Puścił moją dłoń i westchnął.
- Długo myślałem o Nas. Jesteśmy przyjaciółmi od pierwszego roku, ale gdy przyszedłem po Ciebie w te wakacje z Dumbledorem to poczułem chyba coś więcej. Wiedziałem, że Ron jest w Tobie zakochany więc nie chciałem niszczyć naszej przyjaźni. Po wydarzeniu z Amortencją miałem pewność, że nie czujesz do Rona nic innego poza przyjaźnią. Dlatego chciałem się z Tobą spotkać by wreszcie Ci o czymś powiedzieć - przerwał swoją wypowiedź. Patrzył na mnie wyczekująco.
- Chyba nie rozumiem - jednak w głębi serca wiedziałam o co mu chodziło. Harry zakochał się we mnie. Czułam się jednocześnie szczęśliwa, a zarazem zagubiona. Nie wiedziałam jak miałam zareagować. Nie chciałam go zranić swoją bezmyślną odpowiedzią.
- Kocham Cię Hermiono Granger. - Stało się. Powiedział te dwa słowa, które sprawiły, że moje życie zmieniło się diametralnie. W pierwszej chwili chciałam uciec jednak powstrzymałam się, wiedząc że skrzywdziłoby go to. Zadałam sobie pytanie- czy ja go kocham? Umysł jeszcze tego nie przetrawił, ale wiedziałam co odpowiedzieć.
- Ja Ciebie też Harry - wyszeptałam - nie wiem kiedy to się stało, że stałeś się mi tak bliski sercu. - Chłopak przytulił mnie do swojej piersi i schował w silnym uścisku. Wtuliłam się w niego, czując męskie perfumy. Podniosłam głowę by spojrzeć mu w oczy. Harry przysunał swoją twarz do mojej, zamknął oczy i złożył na moich wargach pocałunek. Przymknęłam oczy i uniosłam się na palcach. Dałam ponieść się chwili. Mój pierwszy pocałunek. Czułam euforię wypełniającą moje ciało od środka. Ciepło rozeszło się po kościach. Już nie odczuwałam zimna spowodowane pogodą. Jedynie szczęście. Trwało to chwilę, ale czułam jakby minęło kilka godzin. Gdy odsunęliśmy się od siebie Harry usiadł na śniegu ciągnąc mnie na dół. Siedzieliśmy w milczeniu aż wreszcie przemówił. - Nawet nie wiesz jaki szczęśliwy jestem w tym momencie - położyłam mu głowę na ramieniu i przymknęłam oczy.
- Mogę sobie tylko wyobrazić - krótko odpowiedziałam.
Od tamtego momentu pamiętałam jedynie przebudzenie się w łóżku, w mojej sypialni. Z pewnością Harry musiał mnie zanieść, gdy zauważył, że wyczerpana treningiem i emocjami związanymi z wieczorem zasnęłam.
Rok upłynął w zastraszającym tempie. Mimo deszczu, burz i gradu Christopher i Ferregon wyciskali z Nas ostatnie resztki energii. Nareszcie udało mi się opanować szybszą regenerację mocy. Dni upływały na całodziennych ćwiczeniach i chwilowych spotkaniach z Harrym. Czułam się z nim jak w bajce. Wreszcie miałam kogoś, przy kim czułam się bezpiecznie. Odnalazłam spokój ciała i ducha. Jednak nie na długo. Podczas wspólnego obiadu z wojownikami dostaliśmy wiadomość - śmierciożercy atakują.
Nastąpił moment, na który wszyscy czekali. Wreszcie po długim narzekaniu, lenistwie i braku weny, spięłam swoje cztery litery i ukończyłam kolejny rozdział! Akcja jak widać przyśpieszona. Mam nadzieję, że ten miłosny fragment nie wyszedł sztucznie :/. Przepraszam, że znowu była długa przerwa w pisaniu, ale już mam pomysł jak sobie z tym poradzić! Wystarczyło na jeden dzień wyłączyć Facebooka i Messengera, żebym mogła zająć się pisaniem. Dlatego nadeszła pora by wyłączać wspomniane wyżej aplikacje na czas jednego dnia by napisać cokolwiek :D
Liczę, że rozdział się spodobał i kończąc tą długą notkę, życzę wszystkim wesołej Wielkanocy 😘
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top