2 🕷
Jezuuu... Nieustający dźwięk budzika stojącego obok mojego łóżka na półce nocnej mnie irytował, jebłam w niego. Aj... Trza bedzie kupić nowy... A nie, tylko przycisk się wgniótł, radio raczej jeszcze będzie działać. Włączyłam aby się przekonać, pokręciłam trochę pokrętłem i nastawiłam na jakąś stacje. Z głośników radia zaczęła wydobywać się spokojna muzyka nieznanego mi wykonawcy. Spojrzałam na zegarek, za dwadzieścia dziesiąta.
Wstałam, założyłam swój kostium, nie dlatego, żeby zbiec jako pajączek z miejsca akcji, tylko dlatego że jest cieplutki. Założyłam na to moją bluzę że slytherinu, i ciemne jeansy. Zaczesałam z boku pofalowane włosy i spiełam wsówkami. Wyszłam z pokoju i przejrzałam się w lustrze w szafie. No, teraz Harriet Harper wygląda jak człowiek, no może pomijając te wory pod oczami, dotknęłam ich. Nawet je lubię.
Tata juz dawno wyszedł, zostawił mi na szczęście herbatę w termosie. Podeszła do okna w kuchni i z parapetu wzięłam jabłko. Obrałam je i w spokoju zaczęłam przygotowywać sobie śniadanie. Na tosty nie mam ochoty, jajko też odpada... Echh... Zostaje pasztet z pomidorem, ale może być.
Przygotowane śniadanie zaniosłam do salonu i siadając na kanapie z talerzem odpaliłam telewizor. Automatycznie Włączyłam na wiadomosci. Nic ciekawego, a przynajmniej nic odnośnie napadu...
Po skończonym śniadaniu odstawiłam talerz do zlewu, spakowałem plecak nie zapominając o karcie paniusi z wczoraj. Naciągnęłam moje kozaczki z wywijkami i zarzuciam na siebie kurtkę. Wyszłam z domu i zamknęła za sobą dzwi. Spojrzałam na telefon, jest 10.05, no to 15 minut tramwajem, i 10 spod dworca do galerii.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top