Rozdział 8. Niezdarność prowadzi do śmierci
Siedzieliśmy w cieniu drzew nie wiedząc zbytnio co ze sobą zrobić. Mówiąc "my" mam na myśli mój zastęp. Jedyny (nie licząc kadry), który nie dał się nabrać na podstęp z herbatką z pokrzywy...
Meh.
-Nie chcemy sprawdzić co się z nimi dzieje prawda?-spytałam.
-Zdecydowanie nie chcemy-Alka zachichotała- A co z Nieszką? Ona też..?
-Nie. Ona nie... Poszła pomóc przy ognisku. Tak właściwie to chyba piła tą herbatę, co?
-Nie mam pojęcia. Czemu w ogóle zawróciłyście?
-A jakoś tak coś nas tknęło... Nikt za nami nie szedł i.. Jakoś tak wyszło-nie byłam pewna czemu zawróciliśmy, ani czy jeśli byśmy tego nie zrobiły to o całym incydencie dowiedziałybyśmy się dopiero za dwie godziny? Być może.
-Patrz-szepnęła Alka.
Wskazała na Feniksy. Wszyscy spali.
-Och...
Alka posłała mi blady uśmiech.
-Może jednak chodźmy?-zaproponowałam.
-To idź. Ktoś musi ich pilnować..-kiwnęła głową w stronę zastępu.
-Ok..
Wstałam.
-Ale napewno?-odwróciłam się żeby się upewnić.
Ola kiwnęła głową i odgoniła mnie gestem ręki.
Biegłam w stronę latryn czując na twarzy cudowny pęd wiatru. Przynajmniej włosy nie spadały mi już na twarz..
Rozejrzałam się wkoło. Ani żywej duszy.. W mgnieniu oka znalazłam się tam gdzie chciałam. Od latryny ciągnęła się długa kolejka.. Cóż..
Uśmiech zakwitł na mojej twarzy gdy wśród stojących zobaczyłam Baitera..
-Jak tam?-krzyknęłam do niego.
-Bardzo zabawne. Piękne dzięki Tell za nie powiedzenie mi o niczym-uśmiechnął się blado.
Zachichotałam.
Postanowiłam udać się w stronę ogniska, gdzie ponoć stacjonowała Nieszka.
Przez chwilę zapomniałam gdzie biegnę. Chłód był tak przyjemy.. Mmm..
Niestety moja rozkosz nie trwała zbyt długo. Chwila nieuwagi sprawiła, że potknęłam się o wystający korzeń i wyrżnęłam głową o kamień. Pięknie.
Pośpiesznie wstałam i dotknęłam ranki na czole. Krew. Cholera jasna, dlaczego ja zawsze mam takiego pecha.. Jeśli mnie zobaczą zabiorą mnie do higienistki obozowej, ona nie pozwoli mi już nić robić.. Unieruchomi mnie!
Dotknęłam obdrapanych kolan. Auć. Łokcia. Auć.
Postanowiłam przestać sprawiać sobie ból i ruszyłam (tym razem w marszu) ku ognisku.
Dotarłam do Agi w jednym kawału. Nie zauważyła mnie.
-Niesz?
Wzdrygnęła się.
Powoli wstała i obróciła na pięcie.
-Och.. To tylko ty. Myślałam..
-Tak to tylko ja..
Poczułam się lekko ukłuta tym tylko..
-Więc kogo się spodziewałaś?
Spłonęła rumieńcem.
-Nikogo.
Podniosłam do góry jedną brew.
-No naprawdę.. Nikogo.. Co ci się stało w twarz?
Zachichotałam.
-I w kolana i w ręce-zaczęła mi wyliczać..- Debil
-Dziękuję za troskę.
W planach miałam mieć poważną minę... Miałam.
-Ale tak serio, coś ty u licha zrobiła?
-Zahaczyłam nogą o korzeń. To z grubsza tyle.
Wzruszyłam ramionami.
-Nie odwracaj mojej uwagi od tematu. Na kogo czekałaś
-O wiem Aśka opatrzy ci rany-uśmiechnęła się złośliwe-już ją wołam
-Ale.
-Aaaśśkaaaaaa
-Co się stało?!-komendantka chyba się zdenerwowała.
-Chodź tu
Spojrzałam na Nieszkę z dezaprobatą.
-Zginiesz kiedyś-szepnęłam.
Zachichotała.
-No co się stało? Coś poważnego, czy... Oh-Aśka ujrzała moje zakrwawione czoło i poobdzierane kolana
-Tell musiałaś wywalić się w pierwszym dniu?- no nie nawet ona nie kryła uśmiechu.
-A skąd wiesz, że nie zaatakował mnie jakiś niedźwiedź grizzly albo wściekła wiewiórka?
-Hihi. W sumie to to też jest prawdopodobne w twoim szczęściem.
No nie. Rozłożyłam ręce w geście poddania się.
-Więc co ci się stało? Potknęłaś się i wyrąbałaś na jedyny kamień na całej drodze?
Chciałam zaprzeczyć, ale tam właściwie był tylko jeden kamyk.
-No nie serio? Ale jak.. Jak można się..-teraz to ona stwierdziła, że naprawdę nie ma sensu pytać. Lepiej dla mnie.
*kwadrans później*
-I jak?
-Eee, no chyba dobrze.. A co?
-Miałaś kilka dziur od żwiru na kolanach i łokciach oraz tę jedną trochę głębszą na środku czoła -powstrzymała się od śmiechu- A teraz wytłumacz mi jak się wywaliłaś na prostej drodze.
Spojrzałam na nią spode łba.
-No bo tam był taki konar. Jeden konar..-teraz to ha parsknęłam śmiechem, jeny ale to musiało być głupie-jeden jedyny konar, a ja się tak trochę zamyśliłam i.. Budum tss. Mam ranę na czole!
-Jak o tym myślę żałuję, że tego nie widziałam.. Ech. Materiał na program najlepszych wpadek tygodnia. Mieliby slogan: Czy uwierzysz co się stanie z nastolatką na prostej drodze z jednym konarem? Sprawdź!
-O matko.. Jak dobrze, że nikt nie miał kamery..
Aśka chyba nie podzielała tego zdania..
Zdążyło się już ściemnić gdy rozległ się gwizdek oznajmiający wieczorne ognisko. Wszyscy ruszyliśmy w tamtą stronę.
Czarny las otaczał ciasny krąg. Wszyscy siedzieli przytuleni do siebie ponieważ zdążyło już zrobić się chłodno. Po chwili milczenia odezwała się druhna-komendantka:
-Witam was wszystkich na dzisiejszym ognisku. Przed obrzedowym rozpoczęciem jak zawsze powiemy sobie dziesięć praw harcerskich. Pierwsze Meg.
-Harcerz służy Bogu i Polsce, sumiennie spełnia swoje obowiązki.
-Nika.
-Na słowie harcerza polegaj jak na Zawiszy.
-Ola
...
***
Pozostałe prawa:
(Nie chcący tego czytać przewińcie do kolejnych gwiazdek)
3.Harcerz jest posłuszny i niesie chętną pomoc bliźnim.
4. Harcerz w każdym widzi bliźniego a za brata uważa każdego innego harcerza, a za siostrę każdą inną harcerką.
5. Harcerz postępuje po rycersku.
6. Harcerz miłuje przyrodę i stara się ją poznać.
7. Harcerz.jest karny i posłuszny swoim rodzicom oraz wszystkim przełożonym.
8. Harcerz jest zawsze pogodny.
9. Harcerz jest oszczędny i ofiarny.
10. Harcerz jest czysty w myśli mowie i uczynkach. Nie pali tytoniu i nie spożywa napojów alkoholowych.
Uff.
***
-O rozpalenie ogniska poproszę druhnę Ag-Nieszkę.
Aga wstała i chwiejnym krokiem podeszła do stosu drewna, który właściwie sama układała. Delikatnie wyjęła z kieszeni zapałki i wysunęła z pudełeczka pierwszą z nich. Energiczne potarła.
Zapałka się złamała.
Po kręgu przeszedł szmer śmiechu.
-Ćśś-zanuciła delikatnie komendantka.
Druga próba powiodła się i zapałka rozpaliła dolne gałązki. Chwilę ciszy w, której wszyscy wpatrywali się w płomienie przerwał śpiew druhny Asi.
(Płonie ognisko)
Cudowna barwa głosu zachęciła innych do rozpoczęcia śpiewu. Po chwili wtórowało jej już całe obozowisko. Echo niosło nasze głosy po cichym lesie, a piękna nuta rozgrzewała nasze serca mocniej niż ognisko.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top