Rozdział 7. Rezultaty
"Że co?!"
Te dwa słowa cały czas błąkały mi się po głowie.
Nieszka jest w naszej drużynie dopiero niecały rok, a tu już zastęp?! Jak to jest w ogóle możliwe? Kto jest za to odpowiedzialny? Ona jeszcze nie jest gotowa.. Powinna stopniowo przyzwyczajać się do tego wszystkiego i ktoś powinien ją wcześniej uprzedzić! Poprowadzić! Biedna Niesz.. Wyglądała na naprawdę zrozpaczoną. Zastęp (i to ośmioosobowy) to naprawdę bardzo duża odpowiedzialność.
A może ona jest gotowa?
Może chce tego, a ja będę starała się jej przeszkodzić w realizacji marzeń?
Muszę ją o to zapytać podczas gry.
Według mnie własny zastęp to naprawdę super sprawa. Osobiście od kilku miesięcy o niczym innym nie myślę.
Jak by to było.. uczyć kogoś, pilnować, odpowiadać? Ktoś by cię słuchał. Chodził na zbiórki dla ciebie, uczył się dla ciebie, starał się być lepszym..
Marzyć to ja sobie mogę.. Alka ma zastęp dopiero od pół roku i nie zamierza go nikomu oddać.
A jeśli już to szczerze wątpię żebym to była ja.. Meh..
Głośny świst gwizdka przeciął powietrze. Głos druhny-komendantki zagrzmiał z drugiej strony polany oznajmiając zbiórkę.
Wszyscy porzucili swoje rzeczy i ruszyli pędem w tamtym kierunku.
-Każdy ma ustawić się patrolem po mojej prawej stronie. Zaraz wam powiem co dalej!
Sfrustrowany Baiter starał się ustawić wszystkich w szeregu bez użycia komend... Współczuję. I powodzenia!
-Cisza!-tym razem krzyknęła Aśka i wszyscy momentalnie zamilkli.
-Do szeregu! Ale JUŻ!
Baiterowi opadła szczena gdy zobaczył jak wszyscy zgodnie stają w szeregu, na dodatek w swoich patrolach.
-Jak ty to zrobiłaś?!-spojrzał na Aśkę jak na czarownicę-Powiedz MI!
Asia zachichotała.
-Sekret drużynowej.
Odwracając się puściła do nas perskie oko.
-Całość baczność! Spocznij!
Kolejno-odlicz!
Echo poniosło kolejno wykrzykiwane numery. Na szczęście nikt nie śmieszkował.. Wyszło perfekcyjne, co naprawdę w naszej drużynie jest rzadkością..
-Dobrze. Kogo nie ma niech podniesie rękę w górę!
A jednak ktoś musiał.. Asia nooo!...
Było tak pięknie.
Było.
-Wszyscy? Wszyscy. No
i Super-uśmiechnęła się zawadiacko. Każdy z nas wiedział, że tak naprawdę dokładnie wszystkich przeliczyła.. Musiała
-Dobra, więc zasady:
Każdy wyrusza w patrolu dwuosobowym;
Miejsca 1-3 dostają nagrody;
Używamy tylko kompasu i mapy- tu popatrzyła znacząco na Alkę i Meggy-
To tyle. Za pięć minut start. Do tego czasu musicie się zapisać u Werki. GoGoGo!
Kilka dzikich susów wystarczyło by znaleźć się na samym początku długiej kolejki.
Zaraz za mną stanęła Nieszka, która wciąż była dość pochmurna..
-To jak nazywamy nasz patrol?-spytała bez entuzjazmu.
-Och.. Nie zastanawiałam się nad tym jeszcze. Masz jakieś pomysły?
-Nie.
Energy to life not founded.
-No to może.. Fikusy?
-Mhm...
-Nie? No, aa... Zagubione?
-Ooo.. To jest całkiem, całkiem!-oczy Niesz błysnęły.
-To jak w końcu? Blokujecie mi kolejkę..
Na śmierć zapomniałam, że przecież stoimy w kolejce na dodatek jako pierwsze. Werka chyba się na nas lekko zezłościła.
-Zagubione!-wykrzyknęłam.
Naprawdę nie chciałam jej denerwować..
-Ok, następne - mina Wery wyrażała ból i cierpienie. Chyba nie miała ochoty się do tego zgłaszać. A komu by chciało się robić za rachunkowego.
Stanęliśmy pomiędzy drzewami gdzie jaskrawym sprejem narysowana była linia startu. Mapę, którą dostaliśmy włożyłyśmy chwilowo do plecaka Nieszki. Zawiał wiatr. Moje nieokiełznane włosy zaczęły latać na wszystkie strony.
Niesz zachichotała.
-Bardzo zabawne..-odparłam.
Aga lekko się zarumieniła.. To chyba jej pierwszy uśmiech od obiadu..
-Ile jeszcze czasu zostało do startu?-zapytała.
-Dwie minuty.
-Trzy.. Dwa.. Jeden.. START!- Aśka dmuchnęła w swój czerwony gwizdek.
Tumany leśnego kurzu wzniosły się w powietrze.
Wszyscy biegli na razie w tym samym kierunku, więc nie było sensu orientować mapy. To był nasz plan: biec za innymi dopóki nie znajdziemy pierwszego punktu.
Biegłyśmy tak bez słowa dobre dwa kilometry zanim ujrzałyśmy czerwono-białą flagę powiewającą na najbliższym wzgórzu.
-O nieee-jęknęłam.
-Tsaa, świetnie- Aga chyba też nie była tym zbytnio zachwycona.
-Lecim?
-Lecim!
I puściłyśmy się biegiem pod górkę.
Była wyższa niż nam się początkowo wydawało.. Oo chwili zamiast biegu dosłownie czołgałyśmy się w górę.. To nie był za dobry pomysł.
-Jeszcze kilka me-trów do szczytu..-wysapałam.
-Oh yes! Już jesteśmy! Gdzie nasza karta startowa?
Pośpiesznie wyjęłam ją z plecaka i podałam Nieszce.
-NI
-Coo?
-Takie mamy literki do przepisania-Aga przewróciła oczami.
-Aaa.. OK.
Ugh. Jakie to głupie uczucie gdy ktoś patrzy na ciebie jak na debila..
-No to wyjmuj mapę musimy ją zorientować.
Chciałam jak najszybciej odciągnąć myśli od tamtego głupiego zdarzenia..
-No ok.
Tak więc wyjęłam mój (ukochany) niebieski kompas i przyklęknęłam kładąc go sobie na kolanie. Północ była po mojej lewej stronie. Z tego co wynikało z mapy powinniśmy iść na północny-wschód.
Szybko obróciłam mapę tak żeby wszystko było w należytym porządku.
-Ok jest?-zapytałam.
-Coo? Yyy... Tak-Niesz przygryzła wargę-nie zastanawia cię gdzie są wszyscy?
-Oh. Nie myślałam o tym. Myślisz, że powinniśmy poczekać?
-Nie wiem. Ale to jest raczej dziwne... Prawda? Nigdy nikt nie zostawał sam przy pierwszym punkcie..
-Zawracamy?-spytałam.
Kiwnęła głową.
-No ok..
Tak więc ruszyłyśmy z powrotem. Po drodze nie spotkałyśmy ani żywej duszy.. Powoli i ja zaczynałam się martwić.
-Myślisz, że coś się komuś stało?
-Mam nadzieję, że nie..-odparłam.
Po dwudziestu minutach powrotnego marszu ujrzałyśmy z daleko grupkę harcerzy na skraju polany.
Puściłyśmy się pędem w tamtą stronę. Ujrzałam Alkę, a głębi lasu parę innych osób min. Baitera, Meggy i Aśkę.
-Nikt nie wygląda na zmartwionego-szepnęłam właściwie do siebie.
-Hey! Coś się stało?!-krzyknęłyśmy równocześnie.
Aśka wybiegła nam na spotkanie. Uśmiechała się.
O nie. Znaczy właściwie to dobrze, ale.. Uch. To znaczy, że nic, a nic się nie stało.
-Po co wróciłyście? Wątpię żebyście miały wszystkie punkty-podejrzanie się uśmiechnęła.
-No eee.. Nie mamy. Myślałyśmy, że coś się stało..
- No, bo się stało-Aśka wyszczerzyła zęby-herbata z pokrzywy się stała.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top