Rozdział 26. Warta wartownicza wartuje niepoprawnie

Wiecie jak jest w nocy na obozie harcerskim?

Ciemno.

Ale tak cholernie ciemno.

Na przykład kiedy jesteś sam w domu i zgasisz światło zdajesz sobie sprawę, że jeśli teraz się potkniesz umierasz, bo się nie podniesiesz. Ale w lesie to co innego. Tam czujesz się tak jakbyś umarł już dawno i tylko twój duch krążył za tobą jak cień.

Taki straszny cień.

Dlatego jest ten przymiotnik cholernie, chociaż śmiertelnie też brzmiałoby w tym wypadku całkiem nieźle.

Biegłam przez pole odgradzające polanę z namiotami od polany z placem apelowym. W myślach zaliczyłam glebę już ponad cztery razy, a to, że moje myśli jeszcze nie stały się prawdą jest naprawdę wielkim wyczynem...

Dlaczego nawet jak osoba przede mną idzie, a ja biegnę to poruszamy się tym samym tempem? 

-Bo ty, to ty. Tak po prostu musi być., no tak myśli, dziękuję za pomoc.

Cudownie.

Po zapewne dwóch minutach walczenia ze śmiercią dotarłam za drużynową do masztu. No bo wiecie te sto pięćdziesiąt metrów w nocy to jednak dużo... Baiter zadowolony, że już nie musi marznąć sam przy słupie dumnie minął nas z uśmiechem na twarzy. 

Też bym tak chciała.

Jedyny plus obecnej sytuacji to to, że w lesie, na niebie widać gwiazdy. 

Miałyby tylko czelność dziś nie zaświecić, a pozwałabym pewnie kosmos o zaburzenia psychiczne.

Na przykład kiedy jesteś harcerzem, jesteś sam w lesie, i robisz sobie najspokojniej w świecie obchód, a tu trzaska gałązka. Przybierasz bojową pozycję, gwizdek trzymasz przy ustach, i skradasz się tak żeby za cholerę nikt cię nie usłyszał.

Ale to tylko tak ładnie brzmi.

Tak naprawdę to świat nie widział nigdy większej krowy w lesie, która mogłaby stworzyć taki hałas.

Popatrzyłam w górę naszego masztu, z którego wsześniej zgrabnie spuszczono flagę. Ech jeszcze godzina...

BEZ PIĘCIU MINUT

A jakby odjąć czas na obudzenie drugiej warty to nawet jeszcze tylko czterdzieści pięć minut!

Składne i gramatyczne zdanie, oczywiście po polsku by J A.

Wszyscy już znają moją literackość, ech...

Asia otoczyła rękami maszt zasłaniając całkowicie flagę.

-Ja też chcę przytulić się do masztu...

-Ale on woli mnie.

-Pytałaś? - mruknęłam przewracając ze śmiechem oczami.

-Tak.

I to ja tu jestem tą bardziej nienormalną, tak?

A czy ja gadam z masztami, i pytam czy mogę się do nich przytulić? No właśnie.

W sumie to jestem harcerką, a to już świadczy o pewnym poziomie choroby psychicznej znanej również jako:

Daj się wywieść do lasu na dwa tygodnie bez internetu i podusi.

ALE

Wróć to jednak będzie punkt dla mnie.

Asia = Drużynowa

Drużynowa drużyny h a r c e r z y =

Oh yeah

Czyli jednak, po raz pierwszy od tak długiego czasu punkt dla mnie.

Co prawda słaby ten punkt ALE

Punkt to punkt

A punkt w rankingu ważny jest i być musi zawsze.

Takie jest prawo ustanowione przeze mnie dokładnie trzy sekundy temu.

-Zimno.

-Zimno. - potwierdziłam

A więc to tak numer jeden: nie wiem co mogłabym pisać o nudnej warcie nocnej, na której siedemdziesiąt procent czasu tulisz się do ogromnego drewnianego drąga w środku lasu.

Numer dwa: Jest na tyle zimno, że  każdy wartownik ma ochotę po prostu jak najszybciek spylić spowrotem do swojego ach... do swojego śpiworka...

Ciepłego śpiworka...

A po trzecie: Jeśli nikt nie podchodzi i jest cicho jak makiem zasiał, to robi się straszliwie nuuudnooo...

-Przydałoby się zrobić obchód, co? - pokiwałam głową - No to lecisz na obchód - Asia wyszczerzyła zęby - Trzym latarkę i gwizdek.

Ruszyłam (prawie) sprężystym krokiem z (prawie) szerokim uśmiechem na twarzy. Smętnie przeszłam koło krzaków niezbyt uraczając je moim szlachetny. spojrzeniem.

Szczerze powiedziawszy jeśli wiem, że nic nie słyszę, to zazwyczaj po prostu nikogo nie ma, a nawet jeśli coś słyszę zakończenie tego zdania byłoby niestety identyczne jak wyżej...

Co nie zmienia faktu, że na warcie zawsze to ja mam multum wpadek.

Bo kto inny może połknąć się o własną stopę i wpaść w błoto?

Oczywiście w mundrze...

Kto inny może obudzić całe obozowosko, bo podchodźca okazał się być jakimś gołębiem?

Kto zdarł flagę zahaczając ją lilijką?

Wszyscy znamy odpowiedź na te pytania.

Wszyscy...

Tak, tak to ja.

J A

Zatoczyłam ogromne koło zaliczając dwie z trzech polan, których obchód planowałam aktualnie wykonać. Zaciągnęłam kaptur bluzy na głowę, i udający Assassina przemknęła w  cieniu drzew. Kilka teatralnych obrotów połączonych z wpadką z drzewem skutecznie wybiło mi z głowy dalsze Assasinowanie... Ale kapturka nie zdejmę. Nie ma nawet takiej opcji.

Jestem po prostu profesjonalna w tym co robię.

Ale prawda, prawdą pozostaje: Przemykanie w cieniu drzew daje większe korzyści niż zawalanie wkoło nich.

Chociaż przerażenie każdym nadepniętym patyczkiem pozostaje takie samo...

Usłyszałam nagle pękający patyk.

To nie ja pęknęłam ten patyk.

To było bardzo niedaleko mnie, ale nie na tyle blisko, żebym to ja mogła mieć z tym jakikolwiek związek.

I wtedy ją zobaczyłam.

Ciemną postać wybiegającą pośpiesznie z lasu.

Wycofałam się cicho na trawę i pobiegłam w ślad za postacią.

Czarna bluza śmignęła tuż przede mną.

Dmuchnęłam w giwzdek.

-Warta wartownicza, stać kto idzie?!

Postać zatrzymała się i odwróciła w moim kierunku głowę.

Następne co pamiętam to powalenie na ziemię.

***

Polsatowo, prawda?

Rozdział za dwa tygodnie.

Już się nie spóźnię! Obiecuję

Tak wiem, wiem mam  dwa tygodnie opóźnienia.

Przepraszam!

Nadrobię to!

Na słowo harcerza!

***

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top