Rozdział 24. Czyli co jest z nami nie tak

Ogniska zawsze tak szybko mijają...

Dzisiaj wrzuciliśmy trochę na luz i ustanowiliśmy gry integracyjne, chociaż integracja w naszym przypadku nie jest właściwie konieczna.

(Autorka przypomina sobie, że nadal nie pamięta kilku imion osób ze swojej drużyny, chociaż są razem już ponad rok... Może jednak trzeba to robić częściej... Heh, wybaczcie ;-; )

Założę się, że nikt z was nie zgadnie w co bawią się harcerze.
Nie. Zabawy przy ognisku nie polegają śpiewaniu i przedstawianiu się w kółeczku. A przynajmniej nie dziś.

A dziś faktycznie było wyjątkowo ciekawie. Gra w palacza. Na moje (Eee), nazwijmy to szczęście udało mi się doświadczyć jej śmieszności na własnej skórze. Nie no. Gry harcerskie zawsze są super fajne, więc nie ma nawet co mówić.

Przenieśmy się więc teraz do tego pięknego ogniska.

Wszyscy siedzą już w kręgu, najważniejsze informacje zostały podane, wszystkie tematy omówione, a piosenki odśpiewanie.

Werka wstała i powiedziała, że skoro zakończyliśmy to ona przeprowadzi teraz grę, a do tego celu wybierze sobie dziesięć osób i podzieli je na dwie równe grupy... Grupa moja w której znalazłam się oczywiście ja, Nika, Lena, Sall i Aśka. Coś nie wydawało mi się, żeby to był losowy wybór... Aśka nigdy nie jest losowym wyborem. Jeśli ktoś, chce zrobić jakiś przekręt jego ofiarą zazwyczaj jest Asia. Tak po prostu. Ironia.

Albo taktyczne zagrania skonspirowanych jednostek wewnętrznych harcerstwa. (SJWH)

Ale wracając do tematu;

Werka oznajmiła, że idziemy w las. Sto kroków. Tak na luzie. No wiecie, bo kto nie lubi włazić w czarny jak cholera las kiedy nie widzisz nic przed sobą. Nie widzę w tym żadnego problemu.

Z rękami wystawionymi jak zombie odliczyliśmy sto kroków i podsumowaliśmy stan. Wow. Udało nam się nie zgubić. Udało nam się nie zabić. Udało nam się być w jednym kawałku. Wow.

Naprawdę wow.

I wtedy Wera krzyknęła, żeby szła pierwsza osoba. Sally ruszyła biegiem zanim my zrozumiałyśmy co to dla nas dokładnie oznacza.

Lena zaklepała drugie miejsce, a Nika trzecie.

-Czwarta! - wykrzyknęłyśmy równo z Aśką. Normalnie prawdopodobnie zabiłybyśmy się spojrzeniami albo urządziły papier, kamień, nożyce, ale z racji tego, że było ciemno jak w dupie musiałyśmy to rozegrać ździebko inaczej.

Rozwiązanie siłowe zawsze na porządku dziennym.

A raczej w tym przypadku to nocnym.

A WIĘC

REGUŁY GRY:

1. Zero reguł.

2.Zero podpunktów.

3.Zero ironii.

4.Pierwszy leżący na ziemi wygrywa.

Jestem dobra w wymyślaniu zasad.

Wiem.

Dwoje przeciwników na ringu. Jeden cel. Jeden możliwy zwycięzca.

Z daleka dobiegł śmiech drużyny, a Werka wezwała do siebie drugą osobę. Lena szybko odbiegła od nas wiedząc co się szykuje.

Przybrałyśmy pozycje bojowe. W zamierzeniu zmierzyłyśmy się spojrzeniami, jednak ciemność nie koniecznie temu sprzyja.

Równocześnie z kolejnym wybuchem śmiechu ruszyłyśmy do ataku. Standardowo zamiast bicia się używamy siłowania, bo czemu niby nie...? Przynajmniej nie boli. Identyczne pozycje nie dawały nam za dużego pola popisu, więc stopy poszły w ruch.

Siła drużynowej była większa niż myślałam...

Instynktownie podskoczyła kiedy próbowała swoich ciemnych sztuczek z podcięciem mnie nogą.

Jeden błąd.

Chwilowo znalazłam się w powietrzu.

Zapamiętać: Jeśli podskoczysz nie masz siły oparcia, a fizyka nadal cię obowiązuje.

Niech nikt nie pyta co się stało potem...

Nigdy nie spiorę ze swojej koszulki tego błota wstydu.

Wykiwana przez własną drużynową...

Wpadłam na pomysł z nowym rankingiem, zaczynając oczywiście od teraz:

Asia: 1
Ja: 0

Zginę kiedyś z tymi rankingami.

Wera zdążył krzyknąć na kolejną osobę, więc Asia, po gromkim okrzyku "Haha wygrałam!", oczywiście do nich pobiegła...

Zostałam sama.

W lesie.

W ciemnym jak cholera, strasznym i przerażającym lesie z dala od światła i cywilizacji. Co prawda sto metrów od ogniska, ale jednak. Uuueeee...

To właśnie było to co zaczaiłyśmy jako ostatnie. Siedzenie trzydzieści sekund samotnie w lesie.

Za jakie grzechy?!

*Za spóźnienie się z rozdziałem półtora tygodnia*

No tak...

A i jeszcze jedno

Jeśli śmieją się z kogoś to jest zabawne.

Jeśli śmieją się z ciebie to też może być zabawne.

Ale jeśli jesteś sam w lesie to nieważne z kogo się śmieją. To Jest Upiorne.

Werka w końcu krzyknęła na mnie.

Niedokońca z gracją wypadłam z krzaków ciągnąc za sobą jakiś patyk... Wera popatrzyła na mnie z uśmiechem i wskazała na szereg BARDZO podejżanie miło uśmiechniętych osób.

Baiter.
Grażka.
Alex.
Asia.
Lilka...

O nie.

Już wtedy wiedziałam, że to będzie coś złego.

-Jedna z osób tutaj... - machnęła ręką na szereg - ...pali. Twoim zadaniem jest wyczuć w ich oddechu kto to jest.

Uśmiechnęłam się nieznacznie.

-No to lu.

Podeszłam niepewnie do Baitera.

-Chuchnij.

Parsknął śmiechem i chuhcnął mi w twarz.

-To nie ty... Ale zęby mogłeś umyć.

Zgromił mnie wzrokiem.

Później się nim zajmę.

Sprawdziłam Grażkę. Również to było pudło...

Popatrzyłam z niedowierzaniem na Alexa. Nie wierzyłam, że na prawdę ujdzie mu na sucho chuchnięcie mi prosto w twarz.

Przymrużyłam oczy i zasyczałam przez zaciśnięte zęby:

-Chuchnij.

Nie chuchnął.

Wiedziałam, że coś było nie tak.

Zerknęłam na duszącą się ze śmiechu Asię, która stała obok.

I jeszcze raz. Alex. Asia. Alex. Asia...

To był ten moment. Oboje: Aleksy i Asia, stanęli w równych odległościach ode mnie i chuchnęli mi w twarz.

Mąka.

Chuchnęli mi w twarz mąką.

Przetarłam oczy i spojrzałam na dłoń. Fuuu

Na prawdę miałam na twarzy coś co oni mieli w ustach?!

Asia i Alex przybili sobie piątkę zwijając się na ziemi ze śmiechu.

I nie tylko oni.

Cała drużyna śmiała się w niebogłosy.

Teraz to sobie nagrabiliście.

Asia, Alex - Nie wiecie co rozpętaliście.

***

PRZEPRASZAM! WIEM, wiem, że rozdział miał być prawie dwa tygodnie temu!

Nie miałam intenetu.
Przyszło tsunami.
Kosmici mnie porwali.

Przepraszammmm!

;-;

Take wyszło...

Wrócę do rozdziałów co tydzień, ale jeszcze nie teraz, nie mam NIC w zapasie, a jestem za leniwa, żeby aż tyle pisać...

Nadrobię!

Tylko jeszcze muszę dziś napisać 2-3k słów moim PORZĄDNYM FF... Fanfik jest porządny, na prawdę...

Tak zgubiłam w tym rozdziale czasy wiem.

Skończmy pieprzenie o niczym...

Przejdźmy do faktów:

Fakt A: Dowiedziałam się, że moja drużyna nadal czyta.

Fakt B: Jest to conajmniej sześć osób.

Fakt C: Tylko dwie z nich gwiazdkują, więc znam konta tych dwóch.

Fakt D: Bardzo chcę wasze konta :)

Fakt E: Od dziś to mój cel życiowy.

I jak jeszcze raz zobaczę trzydzieści wyświetleń bez właściciela to skrzywdzę.

No narazie.

Miłego wieczoru.

***

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top