Rozdział 16. Czołgi

Od pół godziny chodzimy w kółko.. I to najzupełniej w świecie dosłownie! Asia stwierdziła, że trzeba się trochę poruszać, więc chodzimy w kółko.. I w kółko.. I w kółko i w kółko!
Tak dokładnie to nazywa się spiralka. Polega to na zakręcaniu coraz ciaśniejeszego koła będąc w szeregu.. I TAK CIĄGLE.. Ale nie. To nie był koniec. Później robiliśmy slalmiki między drzewami, skoki po pniach, chodzenie po cienkich gałązkach i przeskakiwanie rzeczek.. Kiedyś też będzie mi dane poprowadzić musztrę, a jeśli tak to napewno wprowdzę podopiecznych w tabu tej oto gry. O tak. To byłoby piękne...
   Dla Asi chyba aktualnie to jest piękne. Ha! Szczególnie gdy wpadłam raz stopą w rzeczkę.. Ale to też nie jest jeszcze koniec. Nie, nie, nie, nie! Jeszcze kratka.. Już śpieszę z tłumaczeniem: Tworzymy czteroosobowy szereg (czteroszereg?!), co druga kolumna przesuwa się pół kroku do przodu i tak właśnie robimy zwroty.. Z tym, że kolumna lewa robi wszystka zgodnie z rozkazami, a kolumna prawa na odwrót... Reszty domyślcię się sami, bo chyba nie jest to na moje nerwy.. Za dużo skomplikowanych manewrów.. To już jest chyba lvl: wniebowzięta komendantka, czy może raczej mścicielska Asia.
  Żeby później nikt nie wypominał: ASIA JEST NASZĄ NAJUKOCHAŃSZĄ KOMENDANTKĄ, która poprostu lubi nas czasem wykorzystać...

  Musztre zakończyliśmy dziesięcio minutową przerwą. Słońce zdążyło już pożądnie nagrzać ziemię, co oczywiście (leniee) wykorzystaliśmy, żeby sobie posiedzieć. Właściwie to nie lubię siedzieć.. Aż taką dziwna myśl mi przeszła przez głowę, że mogłabym dalej musztrować.. Chociaż NIE. Jednak jestem zmęczona... Wtuliłam twarz w miękką trawę i z lubością wciągnęłam jej świeży zapach. Lato. To jest to.
  A może jednak bym coś porobiła... Cholera.
   Dziki krzyk rozdarł powietrze, a ja w nim wykryłam z nieszczęściem swoje imię. Coś się święciło... Podniosłam głowę patrząc wprost w jaskrawe słońce.
   Uśmiechnięta Nieszka przyglądała mi się z jakimś takim.. Chytrym uśmiechem. Nue podobał mi się ten uśmiech. Oj nie.
  Gdy tylko spróbowałam podnieść się na łokcie do ziemj przygwoźdźił mnie czyjś ciężar. Ag zaśmiała się głośno, a po chwili (prawdopodobnie) sama dołączyła na stos..

-ROBIMY KANAPKĘ!

Zacisnęłam rękę w pięść. Dałam się wykorzystać. No dlaczego zawsze ja mam takiego pecha...
   Kilka kolejnych ciężkich ciał dołączyło do przygniatania mnie. Coś chyba właśnie łamie mi żebra.. I uda. I.. Wsumie to wszystko mnie już boli..
   Cofam tą ostatnią wypowiedź o kanapkach. Jeśli to jest taka kanapka to ją należy zapisać tak:

kanapka.

1. Mała literą hańby. 2.I jeszcze mniejsza kropka nienawiści dopełniający pięknie cały efekt..

Aww.. Jak szarmancko..

To dla ciebie kanapko:

.
.
.
.

  Odeszłam jak zwykle od tematu.  No nigdy nie przestanę przykro mi.. Ech..

Moje połamane żebra wkońcu doszły do wolności. Nabrałam łapczywie powietrza wyczołgując się spod stosu (jakże miło) roześmianych moim cierpieniem istot. Potworów z chustami. Chyba tak powinno się mówić na harcerzy, prawda? Być może.

Wstałam powoli przyglądając się ludzkiemu strumieniowi.. Wszystkiego. Ku mojemu zdziwieniu nie zobaczyłam tam Asi, którą właściwie z lekką podejrzewałam o ten atak..

Rozejrzałam się wkoło.

Asia siedziała kilkanaście metrów od nas wpatrując się w kraj lasu.. Coś tu nie styka.. Coś tu bardzo nie styka. Asia nie siedzi tak poprostu z daleka od towarzystwa.
Podeszłam do niej powoli.
Nie odwróciła się. Popatrzyłam na jej plecy i lekko wyciągnęłam rękę dotykając jej w ramię..
Nie zareagowała. Cholera. Przesunęłam się z drugiej strony i spojrzałam na jej twarz. Asia spała.
To raczej dziwne, że zasnęła podczas takiego gwaru, ale właściwie... To sama bym się przespała...
Spojrzałam jeszcze raz na Asię. No ewidentnie sobie spała.. Chyba ją obudzę albo zaraz zrobi to ktoś inny. A jak zrobi to ktoś inny to ten ktoś na pewno zginie. W meczarniach piekielnych.

-Asiaaa! Psssst! - szepnęłam cicho - nie śpij!

-Hmmmmmm?..

Właściwie to trochę mi jej szkoda.. Zawsze chce coś robić i jest na wszystko gotowa... No, a obóz to duża odpowiedzialność, prawda? Jeśli my jesteśmy zmęczeni to co dopiero...

-Spałam?..

Uśmiechnęłam się ciepło.

-Dokładnie.

-Argghhh...

Zachichotałam cicho patrząc jak Asia z nienawiścią spogląda na słońce rażące ją po oczach. Odgarnęła długie włosy na ramię ziewnęła przeciągle.

-Na czym skończyliśmy...?

-Ee... Była przerwa.

-No to skoro już mnie obudziłaś to: KONIEC PRZERWY!

Wszyscy zerwali się niechętnie na równe rogi. Popatrzyli na lekko zaspaną jeszcze Asię i zdali sobie sprawę z tego, że musztra to tylko rozgrzewka. Tak. DokłA
Dokładnie.

-Lubicie gry i zabawy prawda?

Zawturowaliśmy, choć wsumie to raczej wesoło.

-No ja myślę. Znacie czołgi?

Pokiwaliśmy przecząco głowami. Tylko Nieszka wiedziała o co chodzi. Popatrzyła na Asię z ukosa i wlepiła wzrok w buty. To nie będzie milusia gra. Ja tł czuję na odległość. Będzie ból, krew etc. Czyli jak zwykle. Ech.. I tal będziemy się śmiać całą grę... CAŁĄ grę.

-Dobra to usiadźmy w kręgu, o tam na trawie - wskazała ręką miejsce.

Oczywiście, żeby zasiąść do kręgu potrzeba conajmniej dziesięciu minut, bo czemu nie?!

-Ok. To teraz połóżcie się na brzuchach.

Wszyscy dość zdziwieni wykonaliśmy polecenie.
Asia chwyciła w dłoń najbliższy leżący patyk i rzuciła go nad naszymi głowami.

-To jest granat. Osoba, której imię zaraz krzyknę będzie musiała się po niego poczołgać. W lini prostej, czylk taranując wszystkich na swojej drodze... No to... MEGGY!

Sfrustrowana dziewczyna zaczęła czołgać się ku patykowi. Na jej drodze były przerażone Grażka i Nieszka. No to po bliźniaczkach do celu.

Megg bez zapału przeciągnęła się przez dziewczynki. Chyba zgniotła im żebra, bo obie jęknęły cicho.

-Co mam teraz z tym zrobić? - spytała machając patykiem w wyciągniętej ręce.

-No rzuć go poprostu.

Rzuciła i spojrzała pytająco na Asię.

-No, a teraz powiedz imię - dodała z rezygnacją.

-Eeee.. Tella.

Szlak. Spojrzałam w kierunku gdxie poleciał nieszczęsny patyk. Na to tak na mojej drodze są: Aśka (bo jakżeby inaczej), Grażka i nogi Alki. Superr.. Idę niszczyć, siać terror, ból, płacz i zniszczenie.
   Udałam, że zakasuję rękawy, co wywołało pomruk gromkiego śmiechu. Ruszyłam drąc na łokciach przez trawę. Oczywiście na moje szczęście musiałam już po paru metrach trafić na kolec. Jakoś właściwie nie przejęłam się tym zbytnio, bo ja to ja i pewnie akurat był to i tak jedyny kolec na polanie.. Ja bym w niego nie trafiła? JA?!
  Asia spojrzała na mnie lekko przerażona i z nutką lekkiej litości. Kiedyś powiedziała mi, że jestem leciutka, a później dźgając w żebra, że na dodatek koścista. Heh, a kto nie ma koscistych żeber? A jakie wsumie mają być, co?
Teraz to wykorzystam.
Zemszczę się za...
Za coś napewno, tak?
No.

Obdarzona  ta myśl zaczełam robić dzikie przejście przez Asię.

-Aua.. - Skrzywiła się we śmiechu.

Coś słabo mi poszło. Zrobiłam zamach nogą i przywaliłam jej lekko z kolana. Okrzyk zaskoczenia w zupełności mnie zadowala. Hehe...
Grażkę postanowiłam jednak oszczędzić i delikatnie się tylko po niej przesunęłam, co Aśka skiwtowała pomrukiem w stylu: "poczekaj na moją kolej to zginiesz"

Z takimi myślami kończę kolejny rozdział w naszej kronice.

***
Oooo kurde rozdział w sobotę ooooo!

Siedzę na weselu jeszcze przez ponad sześć godzin więc jeśli macie szczęście to w środę będzie następny, a w niedzielę kolejny.. Hahaaa ale zabwne siedem godzin. Poważnie idę sobie wbić widelec w głowę ;-;

Pozdrawiam osobę, która stwierdziła, że moja książka to gówno i idzie sobie wydłubać oczy jeżeli jej nie usunę. Dziękuje za motywacje przyjacielu.. A naprawdę myślałam, że nim jesteś..

Stwarzam tu #teamczarnychbohaterów , ktorzy motywują mnie do nie zabicia sie

No tyle sie już chyba wyplakalam wam tu, że wystarczy..

Severus Snape ech..

A spadam stąd, bo piszę już setne słowo tej głupoty..

Dziękuję, że jesteście.
***

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top