Rozdział 14. Leśni ludzie

-Dobrze wszyscy są? Baczność!

Staneliśmy posłusznie w szeregu. Rozejrzałam się w lewo i w prawo szukając wzrokiem Alexa, ale on chyba został z Asią.. Powiedział, że do nas dołączy, więc powinnam dokładnie tak myśleć.

-Dobra, gdzie jest Alex?

Spojrzeliśmy po sobie uśmiechając się ukradkiem. Alex i tak już pewnie wypuścił Asię, ale chyba nie zdradził jej gdzie się spotykamy z Maćkiem... Przynajmniej taką mam nadzieję. Póki co przynajmiej dwadzieścia minut jej tu nie będzie. Taaa... Dwadzieścia minut.. A jak się wykrwawię przez miniatrurowe dziurki na ciele to mnie zabije. Kuszące, nie powiem.

-Nieważne wsumie. Ale ktoś musi zameldować - spojrzał chytrze w naszą stronę - Ummm...

Starałam się zwracać jak najmniejszą uwagę. Zaczęłam wpatrywać się w kwiatki rosnące u moich stóp i małą biedronkę spacerującą po ich płatkach.
  Baiter wodził po nas wzrokiem. Przyglądał nam się uważnie prsez kilka sekund, po czym podszedł wprost do mnie. Do MNIE. O nie.

-A może Tella ma ochotę, co?

Zacisnełam zęby i spojrzałam na Maćka spode łba.

-No to mamy wybrańca! Na początek szeregu!

Zgromiłam go wzrokiem i powlokłam się na samiusieńki począteczek szeregu.

-Baczność!

*baczność*

-Spocznij! Odstępy-odległości pokryj-wyrównaj!

Chyba trudnej sztuki równania nie udało nam się opanować tak jakby Baiter tego sobie życzył.. W jego spojrzeniu widziałam te nadprzyrodzoną ochotę porozrzucania naszego szeregu i zmiażdżenia go na proch. Ale (HAhaha) nie było czasu. Naszczęście...

-Druhna Tella przygotuje zastęp do raportu!

Zrobiłam chwiejny krój w przód i obróciłam głowę w stronę szeregu. Nie ma opcji żeby Baiter miał satysfakcję jeśli mi coś nie wyjdzie. Poprostu nie.

-Baczność! Spocznij!

No cudowne.. Prawie było równo. Ech..

-Kolejno odlicz! - mój głos chyba zabrzmiał właściwie.. Tak mi się przynajmniej wydaje. Chociaż szereg nie pomylił się w liczeniu... Coraz więcej tych cudów.

Z największą gracją na jaką było mnie stać wstąpiłam spowrotem na swoje miejsce. Baiter popatrzył na mnie lekko spode łba... Chyba jednak mniej we mnie wierzył niż mi się wydawało..

-Druhna Tella meldować!

Ruszyłam pewnym krokiem na przód.

-Baczność!

Oboje przybraliśmy poważne wyrazy twarzy rzucając sobie groźne spojrzenia. Baiter uniósł palce w geście powitania.

-Czuwaj druhu Maćku!

-Czuwaj.

-Druhna Tella melduje 22 Szczecińską drużynę harcerską im. Szarych Szeregów na kolejnym punkcie przejściowym. Stan sprawdzony zgodny.

Uniosłam kąciki ust w geście triumfalnym. Maciek popatrzył na mnie jak na wariatkę.

-Wstąp..

Zrobiłam pewny w tył zwrot. I to właśnie był ten największy błąd mojego życia. Pamiętajcie: zwroty na trawie są zawsze niebezpieczne dla zdrowia i žycia. Zawsze. Runęłam jak długa zatrzymując się naszczęście na dłoniach. Kilka osób w szeregu parsknęło śmiechem, a ja spojrzałam na nie nienawistnie. Dla takich osób jest specjalne miejsce w piekle.. Nieszka, która śmiała się najgłośniej napotkała mój wzrok. Chyba przeraziła ją moja mina, bo od razu zamilkła.
   Już dawno powinnam wstać... A tak minęło już dobre osiem sekund! Podparłam się na rękach i lekko niezdarnie wstąpiłam spowrotem do szeregu.
Baiter patrzył na mnie z irytacją, chociaż.. Może to chyba było bardziej rozbawienie? Nieważne. I tak miałam ochotę go zakatrupić za tę minę. Zrobię to. Muszę zapamiętać:
-Zabić Alexa za... wszystko.
Chociaż nie.. Jemu cofam wyrok śmierci za uratowanie mnie przed apteczką Asi...
To w takim razie tylko Baiter będzie skazańcem.
I bardzo dobrze.

-Całość baczność! - z rozmyślań wyrwał mnie głośny okrzyk Baitera - w prawo zwrot! Za mną naprzód marsz!

Ruszyliśmy zgodnie marszem za naszym... przewodnikiem.
  Już po chwili bez żadnego rozkazu nasza kolumna stała się kolumną dwójkową, a każda osoba natrafiła na swoją szcześliwą parę. Do mnie podeszła roześmiana Zośka z policzkami rumianymi od śmiechu. Nie wiedziałam zbytnio co powiedzieć, więc szłyśmy dłuższą chwilę w milczeniu..
  Jak dla mnie byłoby to idealne maszerowanie przez las, ale chyba moim towarzyszom harcerskiej doli się to nie podobało. Drące się chaotycznie głosy zakłócały mi mój idealny spokój. Chciałoby się.. Jeszcze czego.

-Bolało?

Zośka zbiła mnie z tropu tym nagłym pytaniem. Nie miałam na początku zielonego pojęcia o co jej chodzi, bo chyba nie o upadek przy meldunku?

-Co-o?..

-No jak spadałaś z górki? - dodała zniecierpliwiona.

-Skąd o tym wiesz?

-Widziałam jak podciełaś Alexa.. - wzruszyła ramionami.

-Aaaa... Nie - może było to lekkie kłamstwo, bo kilka kolców bolało jak cholera, albo łokieć Alexa, którym dostałam w żebra, ale tak poza tym.. Nic mi chyba nie jest.

***

-Dobra! Skoro stoicie już ładnie w szeregu to teraz słuchajcie! - Baiter patrzył na nas z irytacją dokładnie taką samą jak pani z fizyki, gdy widzi, że nikt nie ogarnia tego co tłumaczy od trzeciej lekcji - Jak się już pewnie większość z was domyślała schronienie w lesie jest równoznaczne z budową szałasu. Tak, właśnie to będziemy robić. Spójrzcie w lewo. Widzicie
tamtą polanę? No. To zaraz was podzielę na... Cztery trzyosobowe grupy.

Uch. Żeby tylko nie trafił się ktoś stuprocentowo nieogarnięty...

-Ok. Grupa numer jeden!

***

  Moja ogromna trzyosobowa grupa składająca się ze mnie, Nieszki i (olaboga) Zośki ruszyła na wyznaczone przez Macieja pole. Chyba nie byłam nigdy w tej części lasu.. Od razu po zobaczeniu wystającej gałęzi łączącej się z drzewem obok dokładnie wiedziałyśmy gdzie będzie nasz szałas. Postanowiłyśmy, że jak na razie podział zajęć będzie taki: ja buduję, Zośka i Nieszka przynoszą patyki i gałęzie. W zamiarze było żebyśmy się potem się zamieniły, ale to potem.

***

Ogromną sterta badyli i patyków piętrzyłam się w miejscu gdzie powinien stać nasz szałas. Prowizoryczne zarysy konstrukcji ustawiona narazie z aż ośmiu patyków starały się wyglądać najzacniej jak umiały. Przyjżałam się swojemu małemu dziełu i dotarło do mnie ile to jeszcze pracy.
  Innym, czyli pozostałym trzem teamom chyba szło lepiej od nas.. A w każdym bądź razie mieli więcej zbudowane. Z tym, że nasze miejsce było tak pożądne, że nic tego nie rozwali. Teraz trzeba tylko się skupić.

-To jak układamy? Tak i tak, czy tak i tak? - wskazałam ręką zamaszyste konstrukcje, które chyba tylko ja byłam w stanie zobaczyć moimi oczami wyobraźni. Ćśśś.. To moja wyobraźnia, prawda?

-No to może.. Ty zdecyduj...

Miny Zośki i Ag sugerowały totalną konsternację i nie ogarnięcie mojego diabolicznego planu. I tak by nie ogarnęły.

-Dobra to ja zacznę tą ścianę, w tamtą, jasne? - mam nadzieję, że tym razem chociaż wiedzą jk ustawić patyki..

-Dobra...

Zaczęło się wielkie ustawianie. Ogromną drewnianą ściana (nie chwaląc się wysokości około metr trzydzieści w najwyższym punkcie powoli zaczęła cokolwiek przypominać. Chyba na tym etapie można nazwać to szałasem... A jeszcze mech i liście.. I wygarniecie zgnitej ściółki i test wody i umocnienie dachu.. I.. I... Czy my się tu pomieścimy? Co jak każą nam tu spać tak serio, serio? Trzeba zrobić próbę testu.

-Ej wejdźmy do środka i sprawdźmy jak z miejscem, co? - zaproponowałam szybko.

-Eee.. Ok.

Tak więc zaczęłyśmy się gramolić do szałasu. Nie było tam najwygodniej biorąc ood uwagę stopień jego wykończenia, ale tak na hama to byśmy się pomieściły.
  Myślę, że jeśli musiałybyśmy tu nocować to dałybyśmy radę. Tylko, czy szałas nie zawali nam się czasem na głowy?

***
Dobra kilka krótkich pytań:
(nie, nie nominacje, jak u wszystkich)

-Kiedy pasowałoby wam wrzucanie rozdziałów? Myślałam o ustaleniu jednego dnia w tygodniu, w którym rozdział będzie stuprocentowo i niepodważalne, więc wybierajcie mądrze.

-Shippujecie kogoś? Bo ja tu ostatnio w prywatnych konwersacjach dostałam chęć zparingowania Asi i Alexa...

-A tak poważnie to co sądzicie o nominacjach? No, bo ja mogę pisać, ale czy to będzie mieć sens?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top