Rozdział 10. Nocne śmieszki
-Tella?
-Wszystko w porządku?
-Co się stało?
Powoli otworzyłam oczy. Nad moją twarzą kłębił się multum osób. Jedyny głos który rozpoznawałam był głosem Asi..
-Cisza!- ktoś syknął - obudziła się..
-Coo się stało?-zapytałam - Dlaczego leżę na zie.. - W tym momencie poczułam, że jednak wcale nie leżę na ziemi.. Za to moja głowa spoczywa aktualnie na czyichś kolanach.
-Zerwałam się żeby wstać, ale silne ręce powstrzymały mnie położyły spowrotem.
-Kto mnie trzyma?!
Odpowiedziała mi cisza.
-Co się stało?!
-Zemdlałaś.. - rozpoznałam głos Werki - A osoba, która Cię trzyma to druh Alex..
-Cooo.. - wyszeptałam - kto to jest?
-Miał nas dziś podchodzić.. Ech Tell, jak zwykle wszystko zepsułaś - uśmiechnęła się pogodnie.
Wykręciłam szyję w stronę "Alexa". Na pewno nigdy wcześniej go nie widziałam.. Z nikim mi się nie kojarzył, ani nic, a nic nie mówiło mi, że kiedykolwiek go widziałam.
-Skąd jesteś? - zapytałam, chyba odrobinę zbyt agresywnie..
-Z lasu - uciął.
-No, ale jak z lasu... Przecież musisz gdzieś mieszkać!
-Mieszkam w lesie
-Nie to nie.. - Zrobiło mi się trochę przykro.. No, cóż może miał swoje powody?
Nagle chłopak parsknął śmiechem.
-Ale ja naprawdę mieszkam w lesie.. Od trzech miesięcy.
Zrobiłam zdziwioną minę. Ale, że serio? Że naprawdę? Że jak?!
-Ale jak to w lesie? W szałasie, czy czymś takim?
Uśmiechnął się do mnie tajemniczo. Jednak wciąż unikał odpowiedzi na moje pytanie. Ech, trudno.
Poprzysięgam, że go jeszcze o to zapytam.
-Tell.. Serio? Zemdlałaś, a wypytujesz Alexa o to gdzie mieszka? - Olka chyba miała ze mnie ubaw..
Wydęłam usta udając obrażoną.
-Właściwie Tell, co się stało? - spytała Asia
-Och, no tak.. Jakieś duże zwierzę było przy wiacie.. Było serio wielkie i bałam się, że coś mi zrobi.
Asia wpatrywała się we mnie zdziwionym spojrzeniem.
-No i tyle..
-Jakto tyle? Chyba aż tyle!
-No, ale nic mi się nie stało i mam chyba najwięcej chust, więc mam czarną wartę - uśmiechnęła się.
-No niby tak, ale..
-Żadnych ale! Uczciwie to wygrałam i warta jest MOJA!
Kto jeszcze ma dużo chust?
-Alka.
Zagryzłam wargę. Cholera.. W sumie to może nie będzie tak źle to tylko godzina..
I przecież przebywam z zastępową na zbiórkach..
Cichy głosik oznajmił mi, że wtedy nie jesteście sam na sam, a ja chyba przyznałam mu rację.. Głosik wygrał.
-Ok.. -rzuciłam i ponownie spróbowałam wstać. Alex znów próbował mnie przytrzymać, ale jego ręce osunęły się po mojej talii. Ech.. DLACZEGO?!
Odskoczyłam od niego jak najprędzej i stanęłam po drugiej stronie kręgu.
-Kto ma pierwszą wartę? - spytała Nika.
-Ja i druhna Weronika.
Asia uśmiechnęła się. Bardzo dobrze wiedziała, że ma najlepszą wartę..
Tsaa.
-Czyli możemy iść spać? Nic mi nie jest...
-Możemy. Czy wszyscy już są?
-Tak Asiu.
-Dobra to zapraszam do kręgu!
Wszyscy pośpiesznie uformowaliśmy coś na rodzaj kręgu, co właściwie bardziej było niezidentyfikowaną figurą nieznanego pochodzenia, ale.. Było też ciemno..
-Lewa ręka, dwa palce.. - Szepnęła Asia
-Bratnie słowo sobie..
Melodyjne głosy przetoczyły się przez pustą polanę. Mimo, że najbardziej (jak zwykle.. Hehs) było słychać Asię, to można było wyróżnić każdy głos z osobna.. Jeśli chciało się słuchać Alki, słuchało się Alki, jeśli Baitera, to Baitera.. A jednak w tle wszystkie te głosu się łączyły.. Różne tonacje tworzyły jedną całość. Każda barwa głosu znajdywała tu swoje miejsce.
-Chciałam wam podziękować, za ten wspaniały pierwszy dzień obozu.. Mam nadzieję, że wszystkie inne dni potoczą się równie dobrze. Dzisiejsze warty będą oczywiście mundurowe, więc nie zapomnijcie o mundurach.. Nikt nie powinien nas podchodzić, ale bądźcie czujni! - uśmiechnęła się - Prawa na lewą...
Krąg posłusznie wykonał zadanie, wszyscy zaczęli łapać się za ręce i karygodnie uśmiechać gdy ktoś pomylił sobie strony..
-Już?.. Iskierkę przyjaźni puszczam w krąg, niechaj powróci do moich rąk..
Asia uścisnęła dłoń stojącej po jej lewej stronie Niki. Nika przekazała iskierkę Alexowi, a on Alce.. I tak dalej. Co jakiś czas ciszę przerywał cichy syk, któregoś z uczestników, który został ofiarą zbyt mocnego (niecelowego AHA TAK JASNE) uściśnięcia dłoni.
-Iskierka krąg zatoczyła i do mych rąk powróciła. Druhny i druhowie, czuj-czuj...
-CZUWAJ!
-Czuj-czuj?
-CZUWAJ!
-Czuj-czuj?
-CZUWAJ! CZUWAJ! CZUWAJ!
Radosne głosy roznieciły i tak już zbyt pobudzone harcerskie serca. Wszystkie pary oczu błyskały w mroku nieskazitelnym blaskiem. Wszyscy się śmiali.. To jedna z najpiękniejszych cech harcerstwa. Zawsze się śmiejemy.. Nieważne, czy na ulicy, w lesie, czy gdzieś w środku miasta.. Śmiejemy się. I w sumie jeszcze śpiewamy. To takie.. Piękne.
:}
-Dobranoc wszystkim.
-Dobranoc Asiu!
Gromkie głosy znów przetoczyły się przez polanę.. (Czy ktoś liczy który to już raz?!)
Rozbiegliśmy się do swoich namiotów. Za pięć minut permanentna cisza nocna... Wzięłam latarkę w zęby i zaczęłam przebierać się w swoją piżamę.
-Została wam minuta!!!- rozległ się głos gdzieś spoza namiotu.
Szlak jasny gdzie mój mundur? Nie mogłam teraz wywalić wszystkiego z plecaka.. A no tak! Przecież zabierali chusty!.. Zdarłam materac z kanadyjki. Uff.. Mojego na szczęście nikt nie tknął.. Niech tam zostanie.
Pośpiesznie rozwaliłam swój śpiwór na materacu.
-Trzydzieści sekund!!
Nie ma bata. Zdążę. To chyba po raz pierwszy..
Bez wahania wskoczyłam do śpiwora, a tu nie. Poczułam lekkie pieczenie w stopie.
-Aua.
-Co się stało Tell...
-Miałam pułapkę na myszy w spiworze.
Wzniosłam ręce do nieba
-Dlaczego?!..
-Life is brutal and full of zasadzkas and pułapkas - zasmiał się ktoś.
-Nieszka?
Ktoś odskoczył od ścianki namiotu.
-Wracaj tu natychmiast!- krzyknęłam.
-Pięć, cztery, trzy, dwa, jeden! TIMES UP!
Wskoczyłam jak oparzona do swojego śpiwora. A było tak pięknie.. WIEDZIAŁAM, ŻE ZBYT PIĘKNIE!.. Ech.. Byłam tak blisko złapania mojego potencjalnego przyjacielo-wroga numer jeden..
Asia po chwili wbiła do naszego namiotu licząc na jakichś zagubionych maruderów.
-Wszystkie gotowe? - Spytała lekko zawiedziona..
-Przykro mi Asiu.. Następnym razem! - Ola wyszczerzyła zęby - kiedyś ci się uda.. Spróbuj u Meg..
Asia pokazała jej język i wyszła z namiotu.
Opatuliłam się jak najszczelniej śpiworem. Podłożyłam ręce pod głowę (trzeba sobie jakoś radzić nooo) i zamknęłam oczy. Chociaż nie chciałam zasypać sen szybko po mnie przyszedł... Zbyt szybko.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top