Rozdział 31. Dekrety Władzy Pospolitej Harcerskiej

-Tu będzie dobrze, prawda Tell?

Tak. Właśnie wybrałyśmy dogodne miejsce na pochowanie żabki.

Możliwe, że adekwatnym byłoby nadać jej jakieś imię, poznać jej historię i ogółem zainteresować czymś więcej niż tylko tym, że rozkłada się nam truchełko w oczach. Ale nie mamy na to niestety czasu. Jeśli Lilka się dowie o żabie w magazynie będziemy musiały wykopać jeszcze groby dla nas samych...

Lilka BARDZO nie lubi żabek.

Więc pewnie truchełka też by nie polubiła...

Ale całkiem miłe z niej truchełko <3

Spokojniejsze niż większość z nas, nie potrzebuje jedzenia ani picia, zadowala się byle kartonem, a o to czy sprawi kłopoty nie musisz się martwić!

Perfect pet buddy.

Yasssss

Czyli jedyne zwierzątko, nad którym opiekę bym nam powierzyła...

-Ej Tell, kto wygłosi przemowę? trzeba by coś powiedzieć, prawda?

Nie dane jednak było mi odpowiedzieć na to trudne pytanie, ponieważ jak wiadomo zawsze trzeba się komuś wryć w pół zdania.

PRAWDA?!

Tak więc ustaliłyśmy, a raczej Asia ustaliła potwierdzając to sama do siebie, że przemowę wygłosi ona.

Bo może.

Pewnie i tak nikt z nas nie miał zamiaru tego zrobić więc w sumie nic nam do tego.

***

Zośka podeszła do wykopanego przez nas wcześniej dołka i delikatnie umieściła w nim żabkę. Powoli przysypała mogiłke ziemią, uklepała ją i położyła na wierzchu symboliczny kwiatek.

-Ekhem, a więc zebraliśmy się tu dziś, aby uczcić minutą ciszy naszą poległą w piwniczce towarzyszkę podróży zwanej życie. Dzielnie zmagała się z przeszkodami i większość z nich wytrwale pokonywała. Jednak zawsze kiedyś musi nadejść kres. Niektórzy umierają we własnym łóżku. Niektórzy w szpitalu. Inni w wypadkach samochodowych. Nasza towarzyszka została zmiażdżona przez klapę od Zielonej Skrzynki.... Nigdy cię nie zapomnimy.

Wszystkie stałyśmy tak przez chwilę wpatrują się w mały grobik i kontemplując nad sensem ludzkiego istnienia.

To nigdy nie wychodzi na dobre...

***

-Okej, a więc czy teraz, skoro już załatwiłyśmy wszystko co miałyśmy załatwić, możemy przejść do posortowania zawartości tych pięciu skrzyń?

I jak tu nie zacząć marudzić ja się pytam... Zielone skrzynie, każda wypełniona niewiadomego pochodzenia zawartością. Zazwyczaj nieprzyjemną i przykrą w efektach. Nawet zdarzały się zawartości bolesne na przykład kiedy, któraś z nas nadziała się na pinezkę, igłę albo inny N.O.K. (niezidentyfikowany obiekt kłujący).

Nie wiem czy powinno nam iść to sprawnie, czy po prostu. As nudzić.

Nie mam i nie chcę mieć pojęcia, bo jakby nie patrzeć to zadanie jest bardzo absorbujące!

Najpierw znajdujesz martwą żabę, którą musisz pochować.

Później przebijasz sobie palec igłą do krwi, więc przez chwilę z nienawiścią spoglądasz na zawartość, aż w końcu dochodzi do ciebie istnienie "złośliwości przedmiotów martwych".

Następnie starasz się wyrzucić w furii wszystko na zewnątrz trafiając ostatecznie dłońmi na kolejne igły i pieczętując swoją porażkę odnalezieniem zagubionej kończyny truchełka.

Ostatecznie i tak WSZYSTKO musi skończyć się tak, że siedzisz obrażona na skrzynię, która przecież tyle razy uraziła Twoją Godność, że Asia musiała opatrzyć ci ręce aż do łokci.
Teraz pozostaje tylko siedzieć obok i patrzeć jak robią to profesjonaliści...

I otóż to zabawne, ale pierwszą rzeczą jaką wykonała Asia było nadzienie się na igłę. Ja już opisywałam chyba ten schemat porażki, więc proszę nie wracamy do tego bolesnego tematu jakim jest Zielona Skrzynia.

Prawdopodobnie (albo i nie) interesuje was skąd wzięły się tam igły i jak możliwe jest, że nikt ich nie zauważał i z każdym razem wsadzał w nie łapy.

No to teraz opiszę strukturę powyższej małej zielonej:

Dno na pewno nie usłane płatkami róż. To siano i odpadki organiczne.

Pierwsza warstwa to również siano i wysypane igły, które ktoś wysypał nie wiadomo czemu, tak że następne pokolenie nie będzie umiało wyjąć igieł z siana.

Żadne pokolenie nigdy nie będzie igłoodporne zapamiętajcie to.

Reszta to bibuła. Kleje. Kora. Szyszki. Kawałki sznurów i innych drobnych pierduł niewiadomego pochodzenia, chyba że ktoś wie do kogo należy skarpetka z napisem "Merry Christmas" rozmiar uniwersalny, biała.

(SWOJĄ DROGĄ JAK MOŻNA NOSIĆ BIAŁE SKARPETKI?! ANI TO PRAKTYCZNE ANI SCHLUDNE)

***

-Eeeeeeeuuuuuaaaaahhhhhhh. - ziewnęłam smętnie patrząc na całą odwaloną przez nas robotę. Gdzieś w głębi serca liczyłam, że nie będzie mi dane przewalać wszystkich tych skrzyń, i że Lilma jednak sobie o nas przypomni...

To była tak piekielnie nudna robota!

Najchętniej rzuciłbym tym całym syfem, w którym akurat byłam ukitrana. Mieszanina bibuły, bibuły, białego syfu zwanego styropian i bibuły.

Ach i jeszcze bibuły.

Zawsze jako dziecko miałam poszanowanie dla tego zacnego materiału, który doskonale barwił ręce na różne fajne kolory (przynajmniej mi się to podobało) i idealnie przyklejał się do kartki, jeśliby go poślinić.

Ale jest taka jedna rzecz, która w połączeniu z bibułą przeciąga strunę.

I jest to nie "kto" inny jak wylany klej.

Klej, który wylał się na stroiki z bibuły i styropianu, które nie wiadomo co robiły w Zielonej Skrzyni.

Jednak wyobraźcie sobie pobojowisko.

Niby taka zwykła bitwa, tylko przepleciona NOKami i białym syfem.

Sortowanie skrzyń jednak nie jest tu niczym ważnym do opisywania, więc jednak przejdźmy do dekretu Napoleona, o którym powinien być ten rozdział, który zagarnął dla siebie obrzydliwy biały styropian.

To kolejny powód do nienawiści!

A tam wracają dekret ów szanowny brzmiał:

Idziemy się myć.




***

Więc już wiecie co odjaniepawli się w następnym rozdziale.

HaHa spojler HaHa

(A rozdział jest opóźniony, ponieważ całą niedzielę od 4-21 nie było mnie w domu :V)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top