ODCINEK 3 | Feralny stolik
Śnieżka zatrzymała się z gondolą przed Barem Babci i już chciała wyjąć syna, kiedy Viktor się odezwał:
- Wniosę go z wózkiem. - stanął obok nich.
- Em... Ok, ja przytrzymam drzwi. - odpowiedziała zdziwiona.
Szybkim krokiem przemierzyła schodki do wejścia, otworzyła drzwi, weszła do środka i zaczęła je przytrzymywać. Frankenstein ostrożnie wszedł z wózkiem po schodach, od czasu do czasu zerkając na zaciekawionego malca, po czym przekroczył próg baru, a Blanchard zamknęła za nimi drzwi.
Odszukali wzrokiem jakiś wolny stolik i niewiele myśląc, zajęli jego wolne miejsca z wózkiem obok.
Na ich nieszczęście nieświadomie wybrali stolik z ich feralnej randki za czasów trwania jeszcze pierwszej klątwy, kiedy to nikt z nich nie wiedział jeszcze, iż są jedynie zmyślonymi postaciami w realnym świecie.
Kobieta zamówiła sernik - czysty sernik, bez żadnych owoców czy innych zbędnych dodatków, które popsułyby smak tego ciasta oraz mocną kawę, ponieważ wiedziała, że się jej przyda; jako że dzień się jeszcze nie kończył, a ona miała na głowie syna przez jeszcze kilka dobrych godzin, zanim zaśnie, a ona zaraz po nim.
Blanchard, słysząc jak Whale zamawia whiskey spięła się nieco i postanowiła porozmawiać z nim o tym:
- Nadal masz problemy... em z mocniejszymi napojami? - zapytała, zaciskając po tym usta w wąską linię i udając, iż szuka jeszcze czegoś w menu.
- Mocniejszymi napojami? - zaśmiał się. - Nie możesz po prostu użyć słowa alkohol jak wszyscy inni?
- Staram się nie używać mocnych słów. - spojrzała na niego krótko zza jadłospisu, po czym uśmiechnęła się do Andersa, który zaczął się śmiać, aby następnie znów zająć się tym, co wcześniej, czyli skopywaniem swojego niebieskiego kocyka.
- To alkohol więc on z natury jest mocny - prychnął. - dlatego też wszelkie mocne słowa są jak najbardziej wskazane, gdy o nim mówimy. - uniósł brwi ku górze. - Widzisz, nawet małego to bawi. - pogłaskał go po małej główce.
Westchnął lekko, a z twarzy zszedł mu uśmiech i skupił się na kobiecie, konkretniej na jej twarzy, po czym upuścił swą ręką kartę, w którą nadal tak zagorzale wlepiała oczy. O dziwo odłożyła ją na stół, czując, że nie powinna była tak robić i go nieco lekceważyć.
Zaczerwieniła się i z trudem spojrzała mu w oczy.
- Ja przepraszam, nie powinnam była-
- Spokojnie - zapewnił z uśmiechem, przez co i ona nieco się rozpromieniła, lubił to. Lubił, gdy tryskała dobrym nastrojem, bo wtedy czuł się, jakby oświetlała nim całe pomieszczenie, w którym aktualnie przebywała, niczym gwiazdy nocne niebo. Od zawsze taka była i od zawsze to w niej potajemnie uwielbiał. Nadzieja dawała jej piękne usposobienie i to był właśnie tego dowód. Ta chwila to pokazywała w jak najlepszym świetle. - Wracając do tematu, to nie. Jakoś sobie radzę i nie zapijam już smutków jak przed drugą klątwą. Poukładałem sobie to jakoś, nie jest wspaniale niczym w bajce - zaśmiał się na to porównanie a ona razem z nim. - i bywa często ciężko i to nawet bardzo, ale nie robię tego, bo nie chcę sobie jakimś cholernym uzależnieniem zniszczyć życia jeszcze bardziej. Zrozumiałem, że to nic nie daje, że więcej niszczy, niż jakkolwiek pomaga, wręcz człowiek czuję się jeszcze gorzej po takiej próbie zagłuszenia własnego bólu, bo wie, że się przez to stacza jeszcze bardziej i to jedynie nakręca niepotrzebną spiralę samozniszczenia. - wytłumaczył. - Jednak dziś robię wyjątek i musisz mi wybaczyć-
- To nie tak! Whale... ja naprawdę nie chciałam, żeby to zabrzmiało tak, jakbym chciała od tej pory sprawować kontrolę nad twoim życiem i tym, co robisz, bo naprawdę tak nie jest, uwierz mi. Po prostu się martwię- em... to znaczy... no sam wiesz! Sam wiesz, jak było ostatnio, gdyby nie Ruby to...
- To popełniłbym samobójstwo - dokończył. - Tak wiem... ale to przeszłość. Było minęło - podsumował. - A dziś robię wyjątek, bo czy tego chcę, czy nie to nadal trzyma się mnie kurczowo szok po tym, jak okazało się, że zostałem ojcem... plus trzeba to jakoś też uczcić więc szklaneczka czegoś mocniejszego - mrugnął do niej. - nie zaszkodzi ten raz.
Chwilę po zakończeniu ich rozmowy - wręcz jakby o wilku mowa pojawiła się ona - wnuczka właścicielki Baru Babci - Czerwony Kapturek - i przyniosła ich zamówienie oraz chwilę pobawiła się z Andersem, którego wraz z nestorką tak uwielbiały; następnie życzyła im smacznego i wróciła do swych obowiązków, jako że była sama na zmianie i nie mogła pozwolić sobie na zbyt wiele.
Po spożyciu zamówionych przez siebie rzeczy mężczyzna stwierdził, że ich odprowadzi.
Chłopiec ponownie pogrążył się we śnie, zostawiając ich dwójkę w kompletnej ciszy, która była zakłóca oczywiście jedynie przez i tak z grubsza spokojne miasteczko.
Kobieta doszła do wniosku, gdy tak szli w ciszy, iż w sumie nie okłamała tak naprawdę Davida, mówiąc mu, iż idzie z małym na spacer - bo spacer jak najbardziej można było odhaczyć za dzisiejszy dzień. Emocjonujący, ale jednak spacer i to do tego z Whale'em u boku. Przynajmniej wiedziała, że tym sposobem uniknęła kolejnej kłótni, tym razem nawet i pewnie wręcz awantury...
Gdy dochodzili już do budynku, w którym mieszkała, odezwała się spontanicznie i z lekka wesoło:
- Może.. Oczywiście! Jeżelibyś chciał.. to zajrzyj do nas w przyszłym tygodniu, gdy David będzie w pracy... - przygryzła na krótko dolną wargę i mocniej zacisnęła ręce na rączce wózka. - Abyś mógł spędzić trochę czasu z małym.
Spojrzał na nią nieco wystraszony i zestresowany, po czym przełknął głośno ślinę.
- Jeszcze... - zaczął niepewnie, lecz widząc jej nieco zawiedzioną twarz, szybko dodał. - się zastanowię i w razie czego dam ci znać. - zatrzymał się nagle. - A teraz wybacz, ale na mnie już pora. - spojrzał przelotnie na swój cenny rodzinny zegarek, który udało mu się odzyskać dzięki Ruby, która porozmawiała z Bell, a ta zaś poprosiła Ariel o wyłowienie go. Był w nienaruszonym stanie, gdy go dostał z powrotem z odmętów morza. A był taki ważny z dwóch względów - najpierw należał do jego matki później do jego brata. I to było właśnie najcenniejszym, co posiadał.
- Oh... No jasne, więc w takim razie do zobaczenia. - uśmiechnęła się smutno. - Oby rychłego.. - dodała ciszej.
- Ta.. na razie - powiedział jakby niechętnie i szybko.
Prędko się odwrócił i już po chwili go nie było.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top