Rozdział 3


Całą piątką siedzimy pod rogiem obfitości, przeglądając broń. Dlaczego piątką? Otóż chłopak z dwójki – partner Tiny – jest dwunastolatkiem. Nie bardzo wiem, z jakiego powodu nikt się za niego nie zgłosił.

Swoją uwagę skupiam na nożach, które znalazłam w rogu obfitości. Dwa zestawy: jeden zawiera ostre noże, które świetnie leżą w ręku i są dość małe, będą świetne do rzucania, a drugi zawiera takie, których ostrza przybierają wiele dziwnych kształtów.

Spoglądam na moich sojuszników. Mia zdrapuje krew z oszczepu swoimi wypielęgnowanymi paznokciami. Max nie przejmuje się plamami krwi – pewnie uznaje zakrwawiony topór za świetny dowód na jego brutalność. Tina gawędzi z Samem, a on stara się ignorować jej słodkie uśmieszki. Nasze spojrzenia się krzyżują i widzę jego błękitne oczy. Przypominają mi dzieciństwo. Przed naszym domem przepływa dopływ głównej rzeki w czwórce, więc wokół naszego domu rosły niezapominajki, dokładnie w kolorze oczu Sama. Dobra, po prostu chodziliśmy razem do przedszkola.

Rozglądam się po arenie. Opuszczone miasto zajmuje mniej więcej połowę powierzchni. Najbliżej nas widzę domki jednorodzinne, ale dalej widzę wieżowce.

- W tych wszystkich domach powinno być sporo jedzenia – mówię do drużyny – Powinniśmy je przeszukać.

- My nie potrzebujemy zapasów. Mamy dużo pożywienia z rogu – mówi Max

- Tylko, że reszta trybutów pewnie też tak myśli – wtrąca Sam

- Więc tam są – dokończyła Tina z chytrym uśmieszkiem

Gdy patrzę na pozostałych sprawiają wrażenie wyluzowanych. Jak widać, broń dodaje im pewności siebie. Co prawda ostatnio rozmawiałam z Samem bardzo dawno temu, jednak nie jestem pewna, czy on byłby w stanie zabić człowieka.

- To może dziś się spakujmy, a jutro wyruszymy na polowanie? – pyta Mia

Wzdrygam się na dźwięk ostatniego słowa. To smutne, że zabijanie zwierząt można tak łatwo porównać z zabijaniem ludzi.

Przez resztę dnia dokładnie przeszukujemy róg obfitości. Znajdujemy jeszcze trochę pożywienia, dodatkowy kołczan dla Tiny, a także kilka bandaży.

Wkrótce robi się coraz ciemniej, więc układamy posłania.

Na niebie pojawia się godło Kapitolu i słyszymy hymn.

Pojawiają się twarze martwych.

Pierwsza martwa osoba to chłopczyk z dwójki. Przelotnie spoglądam na Tinę i widzę, że zmartwiła się na chwilę, ale od razu wróciła do miny „nie zależy mi, ale i tak wygram".

Dziewczyna z trójki, oboje z szóstki, chłopak z siódemki, dziewczyna z dziewiątki, oboje z dziesiątki i dziewczyna z dwunastki. Ta ostatnia przykuwa moją uwagę. Ma kruczoczarne włosy. Podobnie jak trup z oszczepem w brzuchu.

Wzdrygam się, po czym zgłaszam na pierwszą wartę.

~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hej! Jak się podoba?

Podoba? Daj gwiazdkę :)

Coś nie tak? A może jednak coś fajnego? Napisz komentarz!

A może zaszalejesz i dasz followa?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top