-7-

Soo-Joon płakał. Płakał tak bardzo, że jego koszulka była mokra od łez. Płakał, a jego coraz głośniejsze jęki roznosiły się po całym domu. Płakał i płakał, a ja mogłem tylko siedzieć obok niego, podtrzymywać ramieniem i raz na jakiś czas podawać kolejną chusteczkę. Nie przerywałem mu ani słowem, czekałem tylko aż da upust wszelkiemu cierpieniu, które się w nim do tej pory nagromadziło. Nawet najsilniejszy człowiek musi kiedyś pęknąć.

- Dlaczego to nie mogłem być ja?! - krzyczał.

Nie odpowiedziałem mu na to. Nie sądziłem nawet, że to pytanie skierowane było do mnie.

- Czy nie mogła zakochać się we mnie? - mówił z coraz większą rozpaczą.

Ścisnąłem mocniej jego rękę. Po chwili poczułem jak jego głowa opada na dół i opiera się na moim ramieniu.

- Czemu to tak boli? - szeptał zalewając tym razem moją koszulkę falą łez.

Z całych sił powstrzymywałem narastający we mnie płacz, ale szybko się poddałem. Pojedyncze krople zaczęły cieknąć mi po policzkach.

- To nie jest tego warte - odezwałem się nagle.

Soo-Joon odsunął się ode mnie powoli i nic nie rozumiejąc spojrzał mi w oczy. Natychmiast pożałowałem, że w odpowiednim momencie nie ugryzłem się w język. Ale w końcu musiałem to powiedzieć, prawda? Wziąłem głęboki oddech i z lekko drżącym głosem kontynuowałem co zacząłem.

- Nie powinieneś płakać przez Chan-Mi... Kiedyś spotkasz kogoś, kogo pokochasz całym sercem i kto odwzajemni twoją miłość równie szczerze. Ale tą osobą nie jest moja siostra - stwierdziłem obserwując jak z każdym kolejnym słowem z oczu chłopaka leci coraz więcej łez i mimo, że sprawiało mi to niewyobrażalny ból, zdecydowałem się kontynuować. - Soo-Joon... Odpuść sobie. Zapomnij o niej. Ona nigdy cię nie pokocha. Ja... Ja ci pomogę. To wszystko w końcu minie, zobaczysz.

Zanim powiedziałem coś więcej, zasłonił twarz dłońmi i zatracił się w płaczu. Co chwilę zaciągał głośno nosem, a jego ramiona unosiły się do góry w nieregularnych odstępach czasowych. Może jednak nie powinienem mu tego mówić?

- Ona nigdy mnie nie pokocha - powtórzył niewyraźnie.

Poczułem jak drżą mi ręce. Sprawiłem, że zrobił się jeszcze bardziej smutny. Powoli wyciągnąłem dłoń do przodu i chwyciłem delikatnie jego nadgarstek, ale on od razu uwolnił się od dotyku moich palców.

- Soo-Joon... - jęknąłem.

Nie wiedziałem dlaczego tak bardzo mnie to zabolało. Ja tylko chciałem mu pomóc. Cofnąłem rękę i odwróciłem wzrok starając się nie zwracać na to uwagi.

- Dong-Yoo - usłyszałem nagle swoje imię. - Przepraszam.

Spojrzałem mu w oczy próbując wyczytać w nich o czym myśli.

- Masz rację - wyjaśnił tylko po krótkiej chwili ciszy i znowu położył głowę na moim ramieniu.

Podniosłem do góry swoje prawe ramię i, tym razem nieco niepewnie, dotknąłem jego głowy. Powoli przejeżdżałem palcami po jego miękkich włosach, co sprawiło, że chłopak zamknął zaczerwienione już od dawna oczy. Po chwili uczyniłem to samo zatapiając się w myślach.

Przypomniałem sobie czasy jak byłem jeszcze małym dzieckiem, nielubianym przez nikogo w przedszkolu, do którego chodziłem. Często siedziałem więc samotnie w kącie swojego pokoju i wylewałem z tego powody tony łez, prosząc jednocześnie jakiegoś aniołka, aby zesłał mi chociaż jednego przyjaciela, z którym mógłbym się raz na jakiś czas pobawić. Mama, wracając z pracy, zawsze pomagała mi wtedy dojść do siebie wykonując właśnie ten prosty, ale ciepły i dodający otuchy, gest.

W jednej chwili ogarnęła mnie niewyobrażalna tęsknota. Czemu miłość zawsze idzie w parze z cierpieniem?

~×××~

Powoli rozchyliłem powieki, przetarłem twarz rękoma i ziewnąłem głośno, rozglądając się tym samym dookoła. Gdy tylko obróciłem się w prawo ujrzałem odsłonięte okno, a za nim zachodzące za horyzont słońce. Gdzie ja jestem? Która jest godzina?

Zdezorientowany zniżyłem wzrok na swoje nogi chcąc znaleźć tam swój telefon. Zobaczyłem jednak coś zupełnie innego; coś, co spowodowało, że wciągnąłem głęboko powietrze i nie śmiałem nawet drgnąć. Na moich kolanach leżał skulony Soo-Joon i cichutko pochrapiwał. Zaraz po odzyskaniu wszystkich brakujących wspomnień, nie było już śladu po uśmiechu, który jeszcze niedawno zagościł na mojej twarzy. Byłem na siebie zły za to, że w tak ważnej chwili pozwoliłem sobie na sen.
Potrząsnąłem zrezygnowany głową. Potrzebował mnie. A ja co zrobiłem? Zasnąłem. Idiota. Cholery idiota.

Nagle wpadła mi w oczy leżąca obok komórka, więc w końcu wziąłem ją do ręki i odblokowałem przyciskając podłużny przycisk pod ekranem. Od razu wyświetliło mi się kilka wiadomości, wszystkie od mojej siostry.

Chan-Mi: Gdzie jesteś?

Chan-Mi: Czemu nie odpisujesz? Co z tobą? -.-

Chan-Mi: Robi się późno, wracaj do domu.

Chan-Mi: Odpisz mi w końcu!

Chan-Mi: Martwię się...

Westchnąłem cicho i ze zdenerwowania przygryzłem dolną wargę. Czasami zachowywała się jakby była moją mamą. Chwyciłem telefon i czym prędzej wysłałem do niej wiadomość.

Ja: Przepraszam. Jestem u kolegi. Niedługo będę z powrotem.

Prawda była jednak taka, że nie miałem już w Seulu żadnych kolegów. Na całe szczęście moja siostra nie miała o tym bladego pojęcia.

Nie minęła nawet minuta, a usłyszałem krótki dźwięk towarzyszący przychodzącej wiadomości. Błyskawicznie zakryłem palcami głośnik, aby nie obudziło to śpiącego chłopaka.

Chan-Mi: OK.

I co teraz? Zdawałem sobie sprawę z tego, że musiałem wracać do domu, ale nie chciałem przez to przerywać snu Soo-Joon'a. Czy jeśli pośpi dłużej to poczuje się lepiej? Mam taką nadzieję.

Ostrożnie podniosłem jego głowę, odsunąłem się na bok, a na miejsce gdzie przed chwilą leżały jeszcze moje nogi, wepchnąłem miękką poduszkę. Czarnowłosy przewrócił się na bok wydając z siebie kilka bliżej nieokreślonych pomruków, ale nie otworzył oczu. Odetchnałem z ulgą.

Wstałem na nogi i, najciszej jak to możliwe, opuściłem pokój gościnny. Rozejrzałem się dookoła, jeszcze raz spojrzałem na śpiącego i, kierowany ciekawością, skierowałem swoje kroki w głąb domu.

~×××~

Pierwszym pomieszczeniem, do którego trafiłem, okazała się kuchnia. Wszedłem do środka przez pozbawioną drzwi, szeroką lukę w ścianie i zobaczyłem, kontrastujące z nieco ciemniejszymi kafelkami podłogowymi i ustawione ciasno obok siebie, meble w kolorze beżu. Nie zagłębiając się w ułożenie poszczególnych szafek i półek, podszedłem od razu do niewielkiej tablicy korkowej, która od razu przykuła moją uwagę. Wisiała po lewej stronie lodówki i ozdobiona była masą kolorowych karteczek. Powoli podniosłem do oczu jedną z nich i przeczytałem kilka, napisanych odręcznie, słów.

"28 czerwca, godzina 11:00 - fryzjer"

Zaśmiałem się pod nosem; inne karteczki też nosiły podobne informacje.

"Dentysta"

"Zebranie w szkole Soo-Joon'a"

"Spotkanie rodzinne"

Po przeczytaniu kilku z nich, zaniechałem tej czynności i przeniosłem wzrok na, wiszące nieco z boku, dwa grafiki pracy. Na pewno należą do jego rodziców. Jednak gdy przyjrzałem im się uważniej, okazało się, że obydwa należą do mamy Soo-Joon'a. Pracowała w dwóch miejscach na raz?

Przejechałem palcem po kartce papieru i zatrzymałem się na dzisiejszej dacie. Jej dyżur skończył się o 19:00. Zerknąłem na zegarek. Minęła już godzina 21... Nie powinna już wrócić do domu?

Zdezorientowany spojrzałem na drugi grafik. Tutaj napisane jest, że zaczyna o 20:00, a kończy o 24:00. Więc jest teraz tam? Nerwowo podrapałem się po policzku ostatecznie odwracając wzrok od zawalonej tablicy. Czemu jego mama pracowała tak ciężko? Co z tatą?

Gdy w końcu zdecydowałem się nie zawracać sobie głowy sprawami, które w ogóle nie powinny mnie obchodzić, wyszedłem z kuchni i ruszyłem dalej. Ominąłem łazienkę i jadalnię nawet do nich nie zaglądając i po cichu wspiąłem się po schodach na piętro budynku.

Przez chwilę atakowały mnie wyrzuty sumienia, że bez pozwolenia oglądam czyjś dom, ale szybko zniknęły kiedy tylko ujrzałem przed sobą drzwi do, jak się domyślałem, pokoju Soo-Joon'a. Ciekawość zwyciężyła i bez zastanowienia przekroczyłem próg sypialni kolegi.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top