-6-

Wyszedłem na zewnątrz z niezdradzającym żadnych emocji wyrazem twarzy i popatrzyłem na Soo-Joon'a z największym spokojem na jaki było mnie w tej chwili stać.

- No i co? Jak poszło? Co powiedzieli? - zasypał mnie od razu gradem pytań.

Odczekałem chwilę z odpowiedzią przyglądając się jak uśmiech znika z jego twarzy. Spoglądał na mni coraz bardziej smutnymi oczami wnioskując z mojej miny, że rozmowa nie przybiegła tak jak zakładał. Ale ze mnie dobry aktor!

- Przyjęli mnie!! - krzyknąłem nagle.

Podbiegłem do niego i, obejmując go mocno ramionami, podniosłem w górę dając tam samym upust swojej radości. Chłopak, gdy tylko zrozumiał, że dał się nabrać i uderzył mnie lekko po głowie, zaśmiał się razem ze mną starając się znowu stanąć na własnych nogach. Kiedy tylko dotarło do mnie, że właśnie przyciskam do siebie poznanego zaledwie kilka dni temu chłopaka, puściłem go z powrotem na ziemię, a on, nieporuszony moim wcześniejszym zachowaniem, zawołał:

- A nie mówiłem, że tak będzie?!

~×××~

Następnego dnia, nie mówiąc nic wcześniej swojej siostrze, poszedłem po nią do szkoły chcąc zrobić jej niespodziankę i zabrać ją później na jej ulubione lody. Na planie lekcji, wiszącym w jej pokoju, zobaczyłem, że kończyła zajęcia około godziny czternastej, więc wyszedłem z domu dopiero po zjedzeniu porcji makaronu na obiad i umyciu brudnych naczyń.

Po narzuceniu na siebie o rozmiar większego, granatowego podkoszulka, jeanskowych szortów i po założeniu na nogi wygodnych, sportowych butów, wybiegłem na ulicę zamykając wcześniej drzwi na klucz. Wsiadłem do, stojącego akurat na przystanku, tramwaju i pojechałem w stronę szkoły Chan-Mi.

~×××~

Wysiadłem kilka ulic dalej dostrzegając przed sobą dach ogromnego, szkolnego budynku i ruszyłem naprzód mijając sklepy i budki oferujące, zazwyczaj niezdrowe, ale lubiane przez dzieci i młodzież, jedzenie. Widziałem rodziców ze swoimi pociechami, zabieganych studentów medycznej uczelni, starsze panie plotkujące na temat przechodniów i latających dookoła uczniów cieszących się wspaniałą pogodą. Wielu z nich jeździło po ulicach rowerami, inni wybrali rolki bądź deskorolki.

Nagle w oczy wpadła mi dziewczyna stojąca na drugim końcu ulicy, z włosami splecionymi w długi warkocz.

Niemożliwe! Co ona tu robi? Skończyła wcześniej lekcje?

Już miałem zamiar podbiec do niej bliżej, kiedy stałem się świadkiem czegoś, co niekoniecznie chciałem widzieć. W miarę jak się temu przyglądałem moje oczy stawały się coraz większe.
Tuż obok Chan-Mi zauważyłem bowiem drugą osobę, również stojącą do mnie tyłem, co nie przeszkodziło mi jednak w jej rozpoznaniu.

Jong-Ha! Ten z wesołego miasteczka! To musi być on!

Wspomniany chłopak pochylił się powoli w stronę mojej siostry i...

Pocałował ją! Boże! Jak on mógł?! Czy znają się na tyle dobrze, że może ją już całować?!

Z powodu złości i zniesmaczenia, które zawładnęły mną w tym momencie, odwróciłem głowę w bok nie chcąc dłużej się temu przyglądać. I w tej właśnie chwili zobaczyłem coś co ścisnęło moje serce jeszcze bardziej.
Kilka metrów od pary stał Soo-Joon i z łzami w oczach przyglądał się całemu zajściu.

Nie.

Czemu akurat on musiał to widzieć ?!

Wyobraziłem sobie jak bardzo musi teraz cierpieć i mało brakowało, a sam bym się rozpłakał. Widząc jak chłopak odwraca się na pięcie i pędzi przed siebie w zupełnie przeciwnym kierunku do tego, którym podążał do tej pory, nie zastanawiałem się długo i pognałem jak najszybciej za nim. W duchu modliłem się aby udało mi się go dogonić. Co jeśli sobie coś zrobi? Najgorsze scenariusze przemknęły mi przez głowę.

~×××~

Biegłem jak mogłem najszybciej co chwilę odgarniając włosy zasłaniające mi widok. Nie przejmowałem się tym, że ludzie patrzyli na mnie jak na dziwaka, a kierowcy aut, przed które wleciałem, wyzywali mnie od najgorszych. Liczył się dla mnie teraz tylko chłopak, którego tak bardzo chciałem dogonić.

Przez cały czas widziałem go przed sobą, ale brakowało mi sił, aby zmniejszyć dzielący nas dystans. Po raz pierwszy w życiu żałowałem, że nie brałem aktywniejszego udziału w zajęciach sportowych.

Mogłem oczywiście zawołać go po imieniu, ale moje płuca były już wystarczająco zmęczone; już od bardzo dawna nie pracowały tak intensywnie. Poza tym, gdyby nawet udało mi się krzyknąć i moje wołanie doleciałoby do jego uszu, nie miałem pewności, że on to usłyszy. Jego myśli na pewno zajęte są teraz czymś zupełnie innym...

Jęcząc z wycieńczenia próbowałem przyśpieszyć, ale moje starania spełzły na niczym. Pokonałem kolejny zakręt i niespodziewanie znalazłem się na ulicy Soo-Joon'a. Musieliśmy biec jakąś inną drogą... I z pewnością była ona o wiele dłuższa.

Zobaczyłem jeszcze w ostatniej chwili jak chłopak znika za drzwiami swojego domu i nie odpoczywając ani chwili, pognałem w jego kierunku. Zaledwie kilka sekund później stałem już na werandzie i bez zastanowienia zadzwoniłem dzwonkiem. Całe szczęście, że postanowił po prostu wrócić do domu... Ale czy teraz wpuści mnie do środka? Nacisnąłem szary przycisk jeszcze kilka razy, niecierpliwiąc się coraz bardziej.

- Soo-Joon! - zacząłem wołać. - Otwórz mi drzwi!

Nerwowo chodziłem w miejscu i starałem się uspokoić oddech. Będzie udawał, że nie ma go w domu? Przecież nie wie, że widziałem jak przed chwilą do niego wchodził...

- Soo-Joon! To ja, Dong-Yoo. Otwórz mi, proszę - próbowałem nadal.

Nadal cisza. Kiedy odwróciłem się w bok i starałem się pogodzić z faktem, że na nic to nie da, momentalnie otworzyły się drzwi i ujrzałem przyglądającego się mi chłopaka z lekko opuchniętymi oczami, z których wytarł przed chwilą cieknące wcześniej łzy. Postanowił udawać, że nic się nie stało.

- Czemu tu jesteś? - powiedział lekko załamującym się od płaczu głosem i odkaszlnął starając się to ukryć.

Bez zaproszenia wszedłem do środka i zamknąłem za sobą drzwi. Szybko zsunąłem z siebie buty i bez słowa popatrzyłem mu w oczy. Czując, że coś jest nie tak, uciekł czym prędzej wzrokiem i zapytał się jeszcze raz:

- Czy coś się stało?

Tak, stało się. Ty cierpisz; cierpisz tak bardzo, że nie mogłeś powstrzymać się od płaczu mimo tak wielu otaczających cię ludzi. TO się stało.

Podszedłem do niego bliżej i, nie myśląc co robię, objąłem go mocno w ten sposób, aby jego głowa mogła oprzeć się wygodnie na moim ramieniu. Już nie obchodziło mnie to, że mało się znamy, że mało o sobie wiemy. Wiedziałem tylko, że muszę mu pomóc.

- Nie udawaj przede mną, że wszystko jest w porządku - odpowiedziałem ledwo słyszalnie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top