-20-

Biegłem przed siebie najszybciej jak tylko potrafiłem. Nie obchodziły mnie tramwaje czy autobusy, które mijały moją osobę zmierzając w tym samym kierunku. Gnany nagłym pragnieniem zobaczenia Soo-Joon'a, nie potrafiłem się zatrzymać.

Już podczas rozmowy z Chan-Mi dopadły mnie wyrzuty sumienia, które do tej pory ukrywałem na samym dnie świadomości i, przyjmując postać ostro zakończonych kolców, zaczęły bezlitośnie ranić moje zmysły. Oczy nie widziały już nic poza łagodnymi rysami jego twarzy, nos nie czuł nic poza zapachem jego perfum, a uszy nie słyszały nic poza odgłosem jego perlistego śmiechu. Moje ciało czym prędzej chciało go dotknąć i nawet umysł, w kółko twierdząc, że na to nie zasłużyłem, nie zdołał ostudzić palącego mnie od wewnątrz pragnienia.

Ale razem ze wspomnieniem naszej rozmowy, pojawił się też
nieporównywalny do żadnego innego, psychiczny ból, który, a tego byłem pewny, miał towarzyszyć mi już do końca mojego żałosnego życia. Żałowałem tego co zrobiłem, żałowałem tego co powiedziałem. Mimo to, liczyłem wciąż na to, że zostanie mi to wybaczone. Wiedziałem, że już nigdy nie będę uciekał od tego, co czuję do Soo-Joon'a. Od miłości, bo tak powinienem to określać.

Dotarłem do jego domu niedługo później. Zdyszany, spocony i z trudem łapiący oddech, próbowałem ustać na łamiących się pode mną nogach. Podparłem się ściany budynku prostując swoje plecy i nie czekając ani sekundy dłużej, zadzwoniłem dzwonkiem. Szybko przekonałem się jednak, że przesadny pośpiech nie jest w stanie przynieść mi żadnych korzyści. Kiedy tylko usłyszałem odgłos przekręcanego zamka, a drewniane drzwi powoli zaczęły się przede mną otwierać, zdałem sobie sprawę z tego, że nie wiem nawet co mógłbym powiedzieć.

Ubranie w słowa tego co czuję stało się dla mnie jeszcze trudniejsze w momencie, w którym moje oczy wreszcie ujrzały postać czarnowłosego chłopaka. Wyglądał inaczej. Jego oczy nie błyszczały na mój widok, jego usta nie ułożyły się w uśmiech. Ubrany w zwykły podkoszulek i krótkie, dresowe spodnie, wydawał się być jeszcze szczuplejszy. Obraz wyraźnie wystraszonej moim widokiem postaci różnił się od Soo-Joon'a z moich wspomnień w każdym możliwym szczególe.

- Dong-Yoo? - jęknął cicho, a ja poczułem się na tyle słabo, że w każdej chwili mógłbym stracić przytomność. - Co tutaj robisz?

Łzy zaczęły zbierać się pod moimi powiekami. A ja nie miałem nawet siły aby je zatrzymać.

- Mogę wejść do środka? - zapytałem ledwo słyszalnie.

Po kilku sekundach, w czasie których denerwowałem się jak nigdy dotąd, otrzymałem w końcu pozwolenie w postaci krótkiego skinienia głową i zdecydowanym krokiem przekroczyłem próg jego domu.

~×××~

- Może usiądziesz?

Mimo, że byłem tutaj już tyle razy, teraz znowu czułem się w tym miejscu obco. Postawa Soo-Joon'a, który także zachowywał znaczny dystans, tylko potęgowała to uczucie. Oboje zachowywaliśmy się jakbyśmy ledwo się znali, jakby to co było między nami nigdy nie miało miejsca.

Nie skorzystałem z jego propozycji; wciąż stałem nieruchomo na środku jego salonu. A mój wzrok, rozmazany za sprawą zebranych w kącikach oczu łez, nie potrafił na nowo unieść się ku górze.

- Soo-Joon... - zacząłem.

Wnętrze jego mieszkania pachniało jednak tak jak zapamiętałem. Zapach spalonego w kominku drewna łączył się z wonią upieczonego przez mamę chłopaka, cytrynowego ciasta. Pamiętałem, że było ono jego ulubionym.

- Soo-Joon, ja...

Wiedząc doskonale co powinienem powiedzieć, nadal nie potrafiłem znaleźć właściwych słów. Ale dostrzegając drobny ruch ze strony stojącego naprzeciwko mnie Soo-Joon'a i obawiając się, że w każdej chwili mogę zostać wyproszony za jego drzwi, wziąłem głęboki oddech i pozwoliłem nieskładnym zdaniom opuścić moje usta. Wyłączyłem swój umysł dzieląc się jedynie tym co podpowiadało mi serce.

- Soo-Joon, przepraszam. Nie mogę zrobić nic innego, jak tylko cię przeprosić. Zachowałem się jak najgorszy egoista. Nie myślałem o tym jak moje słowa mogą cię zranić. Skupiłem się jedynie na własnym bólu, nie zwracając uwagi na to, że sprawiam go także innym... Przepraszam. Żałuję tego co zrobiłem, tego co powiedziałem. To, że Chan-Mi wpadła pod samochód nigdy nie było twoją winą. To ja powinienem uświadomić ją o tym co nas łączy wcześniej. Zrzuciłem winę na ciebie, bo tak było mi łatwiej. Przepraszam. Naprawdę nie powinienem tak robić. Wstydzę się za samego siebie. Nie jestem warty twojej uwagi... Ale mimo to, proszę. Proszę żebyś mi wybaczył. Chcę znowu patrzeć w twoje oczy, chcę żeby twoje usta nadal uśmiechały się na mój widok... Chcę żeby wszystko było jak dawniej. Wiem, że wszystko zepsułem. Zrozumiem jeśli już nigdy się do mnie nie odezwiesz. Zrozumiem jeśli nie będziesz chciał mieć już ze mną doczynienia. Ale w końcu coś do mnie dotarło... I chcę to wyznać zanim na zawsze zatrzaśniesz za mną drzwi. Zasługujesz na to aby wiedzieć. Soo-Joon, to co do ciebie czuję jest uczuciem, które do tej pory pozostawało dla mnie nieznane. Ale mimo to, nie mam co do niego wątpliwości. I nie boję się do niego przyznać. Han Soo-Joon... Kocham cię.

Wraz z wypowiedzeniem na głos ostatnich moich słów, w pomieszczeniu zapadła, przerywana jedynie intensywnym biciem mojego serca, cisza. Odetchnąłem głęboko i przełknąłem głośno ślinę zanim zdecydowałem się w końcu podnieść wzrok do góry. Ale nim udało mi się to zrobić, ręka wciąż milczącego chłopaka gwałtownym pchnięciem wywróciła moje ciało na podłogowe panele. Dopiero leżąc na nich nieruchomo, ujrzałem jego pochyloną nade mną twarz. Soo-Joon usiadł na moich biodrach okrakiem, a jego piąstki zacisnęły się mocno na mojej koszulce. Przygotowany na to, że może mnie uderzyć, nie wykonałem nawet najdelikatniejszego ruchu.

W jego oczach widziałem łzy. Ich rozłoszczone spojrzenie, utkwione wprost na mnie, przyprawiało mnie o gęsią skórkę. Nie chciałem go takim widzieć.

- Powiedz to jeszcze raz - niemalże warknął, podnosząc materiał mojego ubrania ku sobie.

- Kocham cię - powtórzyłem więc spokojnie.

I wtedy stało się coś niespodziewanego. Usta Soo-Joon'a, do tej pory szczelnie zaciśnięte, złączyły się z moimi w niespokojnym, zachłannym i nieznanym mi nigdy dotąd pocałunku. Z początku sparaliżowany zaskoczeniem, po kilku sekundach w końcu zamknąłem swoje oczy oddając pocałunek. Kiedy podniosłem się do pozycji siedzącej zmuszając w ten sposób drugiego chłopaka do objęcia mnie nogami, czułem jak jego łzy spływają wprost na moje wargi. Położyłem dłonie na jego policzkach pragnąc wymazać jego smutek opuszkami swoich palców.

Czas nareszcie zatrzymał się dla mnie w miejscu. Nie liczyło się już to co było wcześniej, a to co działo się teraz. W tamtej chwili nic nie było ważniejsze od ciepłego ciała Soo-Joon'a tuż przy moim własnym. W żadnym innym miejscu na świecie nie czułem się lepiej niż w jego ramionach.

Jego ręce zdawały się być w równym stopniu stęsknione za moim dotykiem co te należące do mnie. Ale gdy jego palce w jednej sekundzie znalazły się pod moją koszulką, ogarnęła mnie panika. Odsunąłem się od jego ust, a widząc malujący się na jego twarzy uśmiech, nie mogłem powstrzymać się aby znów do nich przylgnąć.

Nie zatrzymywałem już dotyku Soo-Joon'a na napiętych mięśniach mojego brzucha. Wręcz przeciwnie, ja również stałem się bardziej śmiały. Moje niespokojne ręce, które do tej pory jeździły bez celu po jego plecach, w jednej chwili podniosły go do góry. Chwiejąc się lekko, wstałem więc na nogi i zaniosłem nasze wciąż złączone ciała na miękki materac kanapy.

Ale kiedy tylko oboje na niej usiedliśmy, Soo-Joon przerwał pocałunek uciekając tym samym z powrotem na podłogę. Z zaskoczeniem obserwowałem jak chwyta mnie za ramię i ciągnie prosto na schody. W błyskawicznym tępie pokonaliśmy ich stopnie aby w następnej chwili znaleźć się na łóżku w sypialni młodszego chłopaka. Ułamek sekundy później wisiałem tuż nad nim, obdarowując pocałunkami każdy centymetr jego skóry.

Sytuacja, w której się znaleźliśmy była dla nas obu czymś zupełnie nowym. Ale mimo tego, że naszym ruchom brakowało delikatności, a zanim zdecydowaliśmy się cokolwiek uczynić zawsze czekaliśmy na nieme pozwolenie drugiego, w końcu udało nam się dojść do celu. Upajając się widokiem wykrzykującego moje imię Soo-Joon'a doszedłem do wniosku, że to u jego boku pragnę pozostać aż do końca mojego życia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top