-2-
- Do zobaczenia! - krzyknął biegnąc w stronę autobusu stojącego już na przystanku.
Zobaczenia? Skąd to przekonanie, że jeszcze kiedyś się spotkamy?
- I dziękuję za pomoc! - rzucił jeszcze znikając za zamykającymi się już drzwiami.
Pomogłem mu? Najwyraźniej potrzebował kogoś kto by go wysłuchał.
Po wyjściu z piekarni wyglądał już całkiem dobrze, więc cieszyłem się, że moja obecność przywróciła mu dobry humor.
Czekałem tak przed szkołą, pogrążony w swoich myślach, i obserwowałem wychodzące z niej dzieciaki. Wszyscy ubrani byli w identyczne, białe koszule z krawatem związanym na szyi, a uciążliwą, granatową marynarkę albo przerzucili sobie przez ramię albo schowali do plecaka. Jedyna różnica w ich ubiorze polegała na tym, że chłopcy musieli pocić się w długich spodniach w kolorze marynarki, a dziewczyny mogły, a nawet musiały, mieć na sobie tylko krótkie spódniczki.
Z racji tego, że każdy wyglądał tak samo, wzbudzałem duże zainteresowanie. Ignorując niektóre irytujące spojrzenia nadal uważnie wypatrywałem mojej siostry.
- Dong-Yoo! - usłyszałem w końcu wysoki głos po mojej lewej stronie.
Chan-Mi podbiegła bliżej oddychając zdecydowanie za szybko.
- Wyglądasz na zmęczoną - zauważyłem.
- Dopiero co miałam zajęcia sportowe - wyjaśniła.
Słysząc to, z przyzwyczajenia wyciągnąłem rękę po jej plecak.
- W porządku - zrobiła krok do tyłu - Masz swoje bagaże.
Skinęła głową na walizkę, której rączkę trzymałem w swojej prawej dłoni, na co ja westchnąłem tylko zrezygnowany i ustąpiłem, ruszając ku wyjściu ze szkolnego podwórka.
Chan-Mi, wyrównując swoje kroki z moimi, zaczęła opowiadać mi o swoim szkolnym i pozaszkolnym życiu, na przemian ciesząc się i smucąc.
- Wiesz co? - rozpoczęła nowy temat. - Zawsze chciałam być taką artyską jak ty i nareszcie mi się to udaje. Pani Shi mówi, że jak dalej będę tak ciężko pracować jak do tej pory to naprawdę mogę coś osiągnąć.
- Malujesz?! - zdziwiłem się.
- Nie - zaśmiała się widząc moją minę. - Nie każdy ma taki talent jak ty. Gram na pianinie.
Zaskoczyła mnie tym na tyle, że omal nie potknąłem się o własne nogi.
~×××~
Wsiedliśmy do autobusu, który miał nas zawieść pod dom taty mojej siostry i korzystając z okazji, że młodsza dziewczyna od dłuższego czasu nic nie powiedziała, zapytałem:
- O co chodziło z tym chłopakiem, na którego krzyczałaś zanim mnie zauważyłaś?
Nie chciałem się jeszcze przyznawać, że zdążyłem się już z nim zapoznać. Czekałem na to co powie Chan-Mi aby móc porównać obie wersje historii.
- Uprzykrza mi się już od niecałych dwóch lat, idiota.
Chciałem upomnieć ją żeby nie nazywała tak innych, ale w ostatniej chwili ugryzłem się w język pozwalając jej tym samym mówić dalej.
- Kiedy przeprowadziliśmy się z tatą w te okolice, zmieniłam szkołę. Byłam wtedy w dziewiątej, a on w dziesiątej klasie. Wszystko zaczęło się od szkolnych zawodów sportowych, w których oczywiście wystartowałam.
- Nadal grasz w siatkówkę, prawda?
- Tak - odpowiedziała szybko żeby nie odrywać się za bardzo od swojej opowieści. - Podczas gry cały czas czułam na sobie wzrok chłopaka siedzącego samotnie na końcu ławki. Soo-Joon śledził każdy mój ruch. Kiedy w ostatnich minutach meczu zaciekle walczyłam o punkty, zdarzyło mi się upaść. Natychmiast podbiegł do mnie chcąc pomóc mi się podnieść.
Tak, a ona go odepchnęła, a potem bezczelnie obgadywała z przyjaciółkami na tyle głośno, aby mógł to usłyszeć. Powinna chociaż podziękować za jego troskę.
- Później widywałam go codziennie obok klas, w których miałam zajęcia. Raz nawet przyniósł mi czekoladki.
A potem zobaczył je w śmietniku na szkolnym podwórku.
- Na początku było to nawet trochę zabawne, mogłam wykorzystywać go jako niewolnika...
Kiedy stała się taka wredna?
- Zawsze był gotów zrobić wszystko czego chciałam.
Przez nią stał się pośmiewiskiem całej szkoły.
- Ale potem zaczęło mnie to wszystko denerwować. Czy on nie może zrozumieć, że my nigdy nie będziemy razem? Nie chcę zadawać się z kimś takim jak on.
Nie mogłem powstrzymać się od posłania jej karcącego spojrzenia. Czego mu brakowało? Czemu już na starcie go przekreśliła?
- Na następnym przystanku wysiadamy - oznajmiła jakby nigdy nic.
~×××~
Wujek przyjął mnie oczywiście z otwartymi ramionami. Jeszcze będąc w Ameryce zadzwoniłem do niego aby zapytać czy będę mógł u niego zamieszkać. Od razu się zgodził.
Przystał nawet na to, żeby nie mówić o tym Chan-Mi i zrobić jej tym samym niespodziankę w dzień mojego przyjazdu.
Zjedliśmy razem późny obiad, a potem porozmawialiśmy jeszcze przy filiżance kawy z mlekiem spędzając w ten sposób całe popołudnie.
Wieczorem opadłem bezwładnie na łóżko pozwalając oczom na moment się zamknąć. Moje ciało było na tyle zmęczone, że nie miałem nawet siły aby rozpakować bagaże. Po chwili wstałem i z rozmachem odchyliłem kołdrę żeby zaraz potem położyć się pod nią. Zrobiło mi się tak rozkosznie ciepło, że zapragnąłem jak najszybciej zasnąć.
To będą długie i pełne wrażeń wakacje.
Już wtedy nie miałem co do tego żadnych wątpliwości.
~×××~
Obudziłam się bez oznak zmęczenia poprzedniego dnia. Podniosłem się do pozycji siedzącej i rozłożyłem w powietrzu ramiona głośno przy tym ziewając.
- Która godzina? - zapytałem sam sobie patrząc ze zdziwieniem na słońce stojące już wysoko na niebie.
Sięgnąłem po komórkę leżącą na nocnej szafce. 11?!
W jednej chwili zerwałem się z łóżka co zaskutkowało lekką utratą równowagi. Łapiąc się szybko parapetu udało mi się jednak ustać na nogach.
Nienawidziłem marnować czasu. Uważałem, że ludzkie życie jest już wystarczająco krótkie.
Z ręcznikiem, kosmetyczką i czystą bielizną w ręku opuściłem swój pokój. Po prawie półgodzinnym pobycie w łazience, czując się o wiele lepiej, wyszedłem na korytarz. Moim oczom od razu rzuciła się szczupła postać latająca nerwowo po kuchni.
- Wyspałeś się? - zapytała nawet się do mnie nie odwracając.
- Mhm - wymamrotałem.
- Zjesz razem ze mną?
- Mhm - powtórzyłem tylko.
Usiedliśmy razem do stołu, a Chan-Mi podsunęła mi miskę gorącego makaronu pod nos. Chwyciłem za pałeczki przyglądając się jak dziewczyna naprzeciwko mnie błyskawicznie pochłania swoją porcję.
- Śpieszysz się gdzieś? - zdziwiłem się.
- Mhm - zdawała się mnie naśladować. - Idę z przyjaciółkami na miasto. Czemu pytasz?
- Miałem nadzieję, że pójdziemy gdzieś razem... - westchnąłem cicho.
- Wybacz - wyraźnie się zasmuciła. Umówiłam się już wcześniej... Ale może pójdziesz razem z nami?
Miałbym iść na miasto z grupką nastolatek? Chodzić z nimi do sklepów, przymierzać ciuchy i gadać o chłopakach? Pokręciłem szybko głową.
- Może kiedy indziej - uśmiechnąłem się .
- Okej - rzuciła odstawiając brudne naczynia do zlewu.
Obserwowałem jak biegnie w stronę przedpokoju.
- To ja będę już szła - krzyknęła stamtąd. - I tak jestem już spóźniona. Czuj się jak u siebie w domu. Taty już nie ma, więc jeśli będziesz chciał gdzieś wyjść to klucze leżą tutaj na komodzie.
Nie zdążyłem nic odpowiedzieć, a już usłyszałem odgłos zamykanych drzwi.
I co ja mam teraz ze sobą zrobić?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top