-18-

Powoli mijały kolejne dni. Letnie słońce wciąż na nowo wschodziło nad naszym miastem ogrzewając pełne ludzi ulice i roztapiając spoczywające w dziecięcych rączkach, gałki kolorowych lodów. Wszyscy beztrosko korzystali z wolnych od szkoły dni. Jedynie ja nie potrafiłem się z nich cieszyć; na moich ustach już od wielu dni nie zagościł chociażby najdelikatniejszy uśmiech.

Godzinami nie wychylałem nosa na zewnątrz ograniczając się do kupionych w supermarkecie, gotowych posiłków i wieczornych powrotów do domu, do których służyły mi tramwaje, autobusy, a czasem nawet taksówki. Nie chciałem ciszyć się wysoką temperaturą podczas gdy moja siostra leżała nieprzytomna na białej pościeli i walczyła o to, aby powrócić do rzeczywistości.

Czas ciągnął mi się w nieskończoność gdy jedynym urozmaiceniem od siedzenia w szpitalu były prowadzone w domu kultury lekcje. Ale nawet one nie sprawiały mi już większej radości. I miałem wrażenie, że dzieci także odczuwały moje złe samopoczucie siedząc grzecznie na swoich miejscach i nie odzywając się do siebie ani słowem. Czułem się winny za to, że moje lekcje nie wyglądały tak jak dawniej, ale po wypadku nie potrafiłem już wrócić do siebie. Coraz częściej łapałem się też na wpatrywaniu się w miejsce, które zwykł zajmować mój czarnowłosy asystent. Teraz świeciło ono tylko przytłaczającą pustką. Wszystko tak szybko uległo zmianie.

~×××~

Chan-Mi nadal pozostawała w śpiączce. Jej tata, pogrążony w smutku po częściowej utracie swojej jedynej córki, wziął sobie całe tygodnie wolnego od pracy aby tylko o każdej porze być u jej boku. Nie odzywał się przy tym do nikogo. Ogromny stres przeniósł się niestety także na natychmiastową utratę masy ciała. Wyglądał coraz gorzej.

W najbliżym czasie salę Chan-Mi odwiedziło kilka osób z jej klasy wypłakując przy jej łóżku swoje oczy i składając wyrazy współczucia przede wszystkim milczącemu wujkowi. Zostawiły mi swoje numery telefonów prosząc abym poinformował je kiedy tylko moja siostra się obudzi. Wyglądało na to, że była wśród swoich rówieśników całkiem lubianą osobą.

Najszybciej przybiegła oczywiście jej najlepsza przyjaciółka. Gdy po godzinie spędzonej w jej pokoju wyszła przerażona na szpitalny korytarz i zastała mnie siedzącego na jednym z krzeseł, zajęła miejsce tuż obok. Przedstawiła mi się krótko mówiąc, że poznała we mnie brata Chan-Mi i patrząc mi prosto w oczy, zadała jedne tylko pytanie:

- Jak to się stało ?

Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza, kiedy znowu wróciłem w pamięci do chwili wypadku. Byłem pewny, że nigdy nie uda mi się zapomnieć widoku bezbronnego ciała spadającego gwałtownie na rozgrzany asfalt zaraz po spotkaniu z maską rozpędzonego samochodu.

- Zobaczyła coś, czego nigdy nie powinna widzieć - wydusiłem z siebie tylko i kiwając jej głową w geście pożegnania, ruszyłem powoli w stronę schodów.

~×××~

Trzy dni po wypadku jak zwykle wracałem na noc do domu. Wiedziałem, że wujek był tutaj już od południa, wyczerpany po tylu godzinach spędzonych w szpitalu. Spodziewając się tego, że pogrążony w śnie mężczyzna nie będzie w stanie otworzyć mi drzwi, wyciągnąłem z kieszeni własne klucze.

I wtedy, zapatrzony w wyciągnięte ze spodni drobiazgi, potknąłem się o coś leżącego przed drzwiami. Klnąc pod nosem przykucnąłem aby móc lepiej przyjrzeć się owej rzeczy i jako, że było już ciemno, a ja nie miałem na nosie okularów, podniosłem pudełko do góry, a potem, z nadzieją, że nie będzie to żadna bomba, wniosłem je ze sobą do środka.

Powoli odwinąłem miękki materiał znajdując w środku nic innego jak okrągłe ciasteczka. Widząc ich przypominający piłkę nożną kształt i zdobiący każde z nich biało-czarny wzór, ledwo powstrzymałem cisnący się w moich płucach wrzask. Mimo, że w środku nie było nawet najmniejszej karteczki, doskonale wiedziałem od kogo one były i dlatego też odsunąłem je od siebie jak najdalej. Przez chwilę zastanawiałem się nawet, czy nie wyrzucić ich do stojącego otworem kosza na śmieci, ale wciąż nie potrafiłem się na to zdobyć. W końcu postanowiłem zabrać je do swojego pokoju i ukryć na dnie szafy. Nie chciałem aby na dodatek zostały one odkryte przez tatę Chan-Mi.

Po ekspresowej kąpieli usiadłem przy stojącym obok mojego łóżka biurku wpatrując się w gwieździste niebo za oknem. Wiedziałem, że tej nocy nie uda mi się spędzić pod kołdrą.

Wziąłem do ręki ostro zakończony ołówek, wyciągnąłem z szafki czystą kartkę papieru. I zacząłem rysować. Moje ruchy, z początku powolne, przerodziły się w burzę stawianych niedbale kresek. Z sekundy na sekundę czułem się coraz lżej, przelewając swoje smutki na coraz wyraźniejszy portret młodego chłopaka. Znałem na pamięć każdy milimetr jego twarzy, starannie zaznaczałem każdy jej detal. Ale kiedy po dziesięciu minutach pracy odsunąłem się od swojej pracy, wystraszyłem się jej. Namalowany chłopak wyglądał tragicznie. Jego włosy rozchodziły się w każdą możliwą stronę, oczy były podgrążone i nieobecne, a usta popękane od zbyt częstych ugryzień.

Jedynym ruchem ręki złapałem za kartkę i przerwałem ją na pół. Jeszcze nigdy nie gardziłem w ten sposób zakończoną pracą jak właśnie w tym momencie. Jeszcze nigdy wcześniej nie widziałem gorszego rysunku.

Zacząłem płakać. Czemu nie potrafiłem zapomnieć Soo-Joon'a ? Czemu nie potrafiłem wyrzucić go ze swoich myśli ?

~×××~

Niespełna godzinę po odwiedzinach przyjaciółki Chan-Mi, kiedy wreszcie postanowiłem wrócić na jej oddział, przywitał mnie wystraszony wyraz twarzy Jong-Ha. Pozdrowiłem go skinieniem głowy nie chcąc przerywać jego jednostronnej rozmowy z nieodrywającym wzroku od podłogi, wujkiem.

- Witam pana - mówił cicho łamiącym się ze zdenerwowania głosem. - Nazywam się Jong-Ha i jestem chłopakiem Chan-Mi.

Zauważyłem jak brwi mężczyzny unoszą się nieznacznie do góry. Z pewnością rozumiał sens jego słów.

- I chciałbym uzyskać pana pozwolenie na odwiedzenie sali pańskiej córki - dodał niepewnie.

Zapadła cisza przerywana jedynie odgłosami maszyn z otaczających nas pokoi. Dopiero po chwili lekkie skinienie głową spowodowało ledwo słyszalne westchnienie ulgi, które wydobyło się niekontrolowanie z ust chłopaka jeszcze zanim ten wszedł na salę mojej nieprzytomnej siostry.

~×××~

Powoli popadałem w monotonnię powtarzanych w kółko czynów. Budziłem się wcześnie rano i z powodu koszmarów nawiedzających mnie niemal co noc, zmuszony byłem opłukać swoje spocone ciało zanim wyszedłem z domu kierując swoje kroki wprost do szpitala, w którym wraz z wujkiem byliśmy ostatnio stałymi bywalcami.

Spędzając większość czasu w sali Chan-Mi czytałem na głos przyniesione ze sobą książki lub puszczałem ulubione pianistyczne piosenki. Zachowywałem się jakby była wciąż obecna łudząc się, że mimo wszystko docierają do niej produkowane przeze mnie dźwięki.

Trwało to aż do dnia, w którym zdażył się prawdziwy cud.

- Cześć braciszku - usłyszałem cichy głos nawołujący mnie z drugiego końca pokoju w momencie gdy właśnie miałem go opuścić.

- Chan-Mi - szepnąłem czując jak nogi odmawiają mi posłuszeństwa i zanim zdążyłem obrócić się w jej stronę, spadłem z hukiem na kafelkowaną podłogę.

-----

Bardzo przepraszam za to, że opublikowałam ten rozdział dopiero teraz, ale ...

Od tej pory kolejne rozdziały pojawiać się będę niestety nie wcześniej niż co dwa/trzy tygodnie.

Przepraszam wszystkich, którzy zawsze z niecierpliwością na nie czekają (。ŏ﹏ŏ).

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top