-17-
Widzieliście kiedyś płaczącego mężczyznę? Ze względu na to, że łatwiej kontrolować nam swoje emocje, zdarza się to nam stosunkowo rzadko. Mówi się nawet, że nasza płeć nigdy nie płacze. Ale to nieprawda ! Jeśli przydarzy nam się coś na tyle tragicznego, że łzy same zaczną lecieć z naszych oczu, nie łatwo będzie nas uspokoić.
Postać siedząca obok mnie była w tej chwili uosobieniem smutku. Jego ramiona trzęsły się w niejednakowych odstępach czasowych, oddech już od jakiegoś czasu stał się ledwo słyszalny, a zaczerwienione oczy nadal nie mogły oderwać się od drzwi sali operacyjnej, do której nie mieliśmy już wstępu.
Czas ciągnął się w nieskończoność gdy jedyna myśl, która zajmowała nasze głowy już od ponad godziny, dotyczyła tylko tego, co działo się niecałe sto metrów od nas. Dopiero po upływie niecałych trzech, kiedy nasze mięśnie zdążyły już zapaść w sen, a gardła gorączkowo domagały się chociażby kropli wody, na korytarz wyszedł ubrany na biało mężczyzna. Widząc nasze wymalowane na twarzach przerażenie, ukłonił się szybko.
- Pacjentka jest już stabilna - powiedział tylko.
Poczułem jak kamień ciążący do tej pory na moim sercu, spada prosto do mojego żołądka. W jednej chwili zrobiło mi się niedobrze, a moim ciałem zawładnęły dreszcze. Od razu poczułem też dłonie zaciskające się z niepokojem na moich ramionach, ale czym prędzej uwolniłem się od ich dotyku.
- Przewieziemy ją teraz na salę i będziemy czekać aż wybudzi się ze śpiączki farmakologicznej - dodał jeszcze niewzruszony niczym lekarz zanim ponownie zniknął za drzwiami.
Spojrzałem w stronę mojego wujka, który zdawał się być w jeszcze gorszym stanie niż ja sam. Bez słowa przysunąłem się więc nieco bliżej i objąłem mężczyznę ramieniem. A ten tylko na nowo się rozpłakał, dziękując Bogu, że Chan-Mi nic już nie zagraża.
Kiedy naszym oczom nareszcie ukazało się łóżko z leżącą na nim dziewczyną, zerwał się na równe nogi aby chwycić za dłoń nieprzytomnej córki. Potem pobiegł tuż za wiozącymi ją kobietami, a ja przez cały ten czas podążałem zaraz za nim.
Moja siostra została przewieziona do małej, dwuosobowej sali. Jej ciało podłączone było do przeróżnych maszyn, kroplówek i innych medycznych przyrządów, których nie potrafiłem niestety w żaden sposób określić. Jeszcze nigdy nie znalazłem się w takiej sytuacji.
~×××~
Zmęczony wyrzutami sumienia, które nie opuszczały mnie przez cały ten czas, kucnąłem pod ścianą i zakryłem twarz ramionami.
Gdyby nas wtedy nie widziała, nie trafiłaby pod samochód.
Gdybyśmy się wtedy nie całowali... Albo gdybym powiedział jej wcześniej o tym, że coś nas łączy...
Przeze mnie leży teraz w śpiączce.
Przeze mnie musiała przejść szereg skomplikowanych operacji.
Mogłem nawet doprowadzić..do jej śmierci.
Po upływie kilkunastu minut, gdy wujek nareszcie miał możliwość wejścia do środka, a ja nadal musiałem cierpliwie czekać na swoją kolej, czyjaś ręka znowu spoczęła na moim ramieniu. Tym razem jednak jej nie odepchnąłem; podniosłem tylko głowę do góry aby spojrzeć w twarz jej właścicielowi.
- Dong-Yoo... - szepnął nie mogąc odnaleźć odpowiednich słów.
Wiedziałem, że jemu też jest ciężko. Jego oczy wyrażały te same uczucia, co oczy wujka. Usta drgały niespokojnie wciąż na nowo i na nowo wypowiadając moje imię. A ręka coraz mocniej zaciskała się na materiale mojej koszulki.
Ale gdy jego palce przeniosły się na mój policzek, nie wytrzymałem dłużej jego obecności i odsunąłem się jak najdalej mogłem.
Wiadomym mi było, że zaskoczyło, a może nawet i zabolało go moje gwałtowne zachowanie, ale nie potrafiłem teraz nawet na niego patrzeć.
- Napij się chociaż trochę wody - jęknął podając mi do połowy pustą butelkę.
- Nie! - krzyknąłem. Nie kontrolowałem już słów, które potokiem wylewały się z moich ust. - Przestań!
- Dong-Yoo ...
- To wszystko twoja wina! Gdybyś mnie wtedy nie pocałował, Chan-Mi nie wpadłaby pod koła! Nie odzywaj się do mnie, Soo-Joon! Już więcej się do mnie nie odzywaj!
Tego było dla chłopaka za wiele. Moje słowa zabolały go bardziej niż cokolwiek innego. Ja nie byłem tego jednak świadomy. Skupiałem się wtedy wyłącznie na moim bólu. Jestem tak bardzo egoistyczny.
Mała butelka wody, z naderwaną po bokach etykietką, upadła z hukiem na ziemię kiedy trzymający ją do tej pory chłopak podniósł się na nogi i odwracając się do mnie plecami, pognał w kierunku schodów.
I właśnie wtedy zacząłem płakać. Łzy, które do tej pory udawało mi się powstrzymać, w jednej chwili zebrały się pod moimi przymkniętymi powiekami i jedna po drugiej zaczęły spływać po moich lodowatych policzkach. Nie wiedziałem co się dzieje. Byłem za słaby, aby uświadomić sobie co właśnie się stało.
Jak bardzo podli potrafimy być zrzucając swoją winę na innych tylko po to, aby samemu poczuć się lepiej? Czy jako stworzenia władające światem nie powinniśmy zachowywać się uczciwie wobec innych i wobec samego siebie? Skoro nie chcemy nawet wziąć odpowiedzialności za swoje czyny, czy nie jesteśmy na równi z pozbawionymi rozumu zwierzętami?
~×××~
Wchodząc na salę Chan-Mi nadal nie potrafiłem się uspokoić. Widok jej ciała podtrzymywanego przy życiu zaledwie przez kilka maszyn, spowodował kolejną falę łez, które dawno już zdążyły zmoczyć moją koszulkę. Od płaczu bolała mnie głowa, byłem zmęczony.
Po tym jak z powrotem wyszedłem na korytarz i zobaczyłem wyczerpanego do granic możliwości mężczyznę, zaciągnąłem go na parter budynku szpitalnego aby zjeść wspólną kolację w małej stołówce. Mimo, że oboje nie mieliśmy ochoty na jedzenie, zmusiliśmy w siebie chociaż kilka kęsów.
Odkładając nasze talerze i wracając z powrotem na swoje miejsce, miałem ochotę opowiedzieć wujkowi co tak właściwie się stało. Ale uświadamiając sobie to, że musiałabym tym samym wyjaśnić relację łączącą mnie i kolegę ze szkoły Chan-Mi, jak przedstawiłem Soo- Joon'a nieco wcześniej, stchórzyłem.
Jak mam powiedzieć wujkowi, że jestem...gejem ? Jak mam powiedzieć to...komukolwiek ?
Kiedy na dworze zdążyło się już zrobić ciemno, postanowiliśmy napisać wiadomość z telefonu Chan-Mi do jej najlepszej przyjaciółki. Wyjaśniliśmy krótko co spotkało moją siostrę dodając, że następnego dnia może ją odwiedzić. Gdy wujek wyszedł do toalety, wysłałem też potajemnie kilka zdań do Jong-Ha. Uznałem, że kto jak kto, ale jej chłopak także będzie się o nią martwił.
O godzinie jedenastej zostałem odesłany do domu. Przez chwilę upierałem się jeszcze, że wolałbym zostać na miejscu, ale w ostateczności wsiadłem do jednego z tramwajów obiecując sobie, że wrócę do szpitala następnego ranka.
Mijając dom Soo-Joon'a zatrzymałem się aby chociaż przez kilka sekund spojrzeć na maleńkie światełko bijące z okna na piętrze. Zaraz potem wydobyłem z siebie tylko ciche westchnienie i ruszyłem dalej. Postanowiłem na razie nie myśleć o mieszkającym tam chłopaku i skupić się na relacjach rodzinnych, które przecież zawsze stały dla mnie na pierwszym miejscu.
Może nie powinienem dłużej się z nim zadawać?
Nasz dziwny związek sprawi tylko jeszcze więcej problemów.
Może uda mi się o nim zapomnieć?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top