-15-
Przepełniała mnie niewyobrażalna radość. Szczęście zdawało się wisieć w powietrzu kiedy przemierzałem ostatnie metry i w końcu przekroczyłem próg domu. Dzisiaj już nic nie mogło zepsuć mi humoru.
Wciąż na nowo i nowo odtwarzałem sobie w głowie to, co się dzisiaj wydarzyło. Mimo, że podczas drogi powrotnej żadne z nas nie wypowiedziało ani słowa, nie czuliśmy się w swoim towarzystwie nieswojo. I ja i Soo-Joon pogrążeni byliśmy w swoich myślach zastanawiając się jednocześnie nad przeszłością, teraźniejszością i przyszłością. Jak bardzo jeden pocałunek zdoła zmienić nasze życie?
Nie wiedzieliśmy czemu tak się stało, nie byliśmy świadomi konsekwencji naszych decyzji i wciąż jeszcze próbowaliśmy określić swoje uczucia. Dla nas obydwu było to coś nowego, coś co powoli kwitło ściskając nas swoimi pnączami ze wszystkich stron i zmniejszając tym samym dzielącą nas odległość.
Przywitałem się krótko z pracującym w swoim pokoju wujkiem i krzątającą się po kuchni Chan-Mi. Od razu po zdjęciu z sobie butów popędziłem do łazienki aby zrzucić z siebie brudne ubrania i wymyć lepiące się od potu ciało.
Już dziesięć minut później stałem przed lustrem i zwinnymi ruchami wycierałem ręcznikiem mokre ramiona. Susząc także swoją twarz, zatrzymałem się na dłużej przy ustach.
Chciałem znowu poczuć na nich wargi Soo-Joon'a.
~×××~
Gdy wyszedłem na zewnątrz z wciąż ciepłego od wodnej pary pomieszczenia, pierwszym co mnie uderzyło nie było zimno, a dochodzące z pokoju na końcu korytarza głośne dźwięki fortepianu. Nie zastanawiając się długo, ruszyłem w tamtym kierunku i zobaczyłem siedzącą przy instrumencie Chan-Mi. Muzyka wychodząca spod jej palców tym razem nie była powolna i melancholijna, a gwałtowna, radosna i pełna pozytywnej energii. Skąd ta zmiana?
Gdy dziewczyna zdała sobie sprawę z mojej obecności, przestała grać. Odwróciła się w moją stronę, a na jej twarzy zagościł najszerszy z uśmiechów. Musi być w naprawdę dobrym humorze. Zbliżyłem się do niej obserwując ją z ciekawością.
- Dong-Yoo! - zawołała i w jednej chwili zamknęła mnie w mocnym uścisku.
- Chan-Mi?
- Chodź, zrobiłam ciasteczka! - usłyszałem i zaraz potem biegłem do kuchni ciągnięty przez swoją nad wyraz szczęśliwą siostrę.
Wyciągnąła z piekarnika blaszkę z poukładanymi równo małymi, czekoladowymi serduszkami i postawiła ją ostrożnie na stole. Przyglądałem się z boku jak wybiera najładniejsze z nich i odkłada delikatnie na osobny talerz. Potem podniosła do góry jedno z nich i przystawiła mi do ust. Ale ja chwyciłem jej dłoń unieruchomiając ją w miejscu i zmuszając aby spojrzała mi w oczy.
- Co się stało? - chciałem wiedzieć.
Zaśmiała się głośno zupełnie jakbym opowiedział najśmieszniejszy z żartów.
- A musiało się coś stać? - zaczęła się droczyć.
Wyrwała mi się, dokończyła przekładać ciasteczka i usiadła przy stole. Poszedłem za jej przykładem.
- Dong-Yoo... - szepnęła patrząc w pustą przestrzeń.
A potem znowu zaczęła się śmiać. Naprawdę nie rozumiałem co się z nią dzieje.
- Chyba się zakochałam! - krzyknęła w końcu wprawiając mnie w jeszcze większe osłupienie.
Moja malutka siostrzyczka się zakochała? W kim?!
- Jong-Ha - odpowiedziała wyczytawszy z mojej miny pytanie, które chciałem zadać.
Ah, chłopak z wesołego miasteczka. Chłopak, którego całowała na ulicy kiedy... Soo-Joon to widział.
Czy wszystkie moje myśli zawsze muszą się sprowadzać do niego?
~×××~
- Co to jest miłość, Chan-Mi? - odezwałem się gdy w końcu skończyła opowiadać o licznych zaletach chłopaka i chwyciła za szklankę z owocowym sokiem.
Słysząc moje pytanie lekko się zdziwiła, ale starała nie dać tego po sobie poznać. Zastanawiła się chwilę, a potem spojrzała z powagą prosto w moje oczy. Ze zniecierpliwieniem oczekiwałem jej odpowiedzi. Może chociaż trochę pomoże mi...określić swoje uczucia.
- Myślę, że słowo miłość dla każdego oznacza coś innego - powiedziała w końcu. - Ja poznałam ją po stanie mojego ciała za każdym razem kiedy widzę Jong-Ha. Wiesz...w moim brzuchu zawsze rodzi się takie przyjemne uczucie, po plecach przechodzą dreszcze, a ręce zaczynają się pocić. Można powiedzieć, że stresuję się każdym spotkaniem. Ale jednocześnie się z niego niewyobrażalnie cieszę! Nie zamieniłabym tego czasu na nic innego. Nieważne co robimy, dla mnie to zawsze najlepsza rozrywka. A kiedy jestem bez niego, moje myśli krążą tylko wokół jego osoby. Nie mogę skupić się na niczym innym. Ufam mu z całego serca. Powierzyłabym mu nawet największy sekret. I chcę dla niego jak najlepiej. Mogłabym zrobić dla niego wszystko. A kiedy on jest szczęśliwy, i ja jestem szczęśliwa. Myślę, że na tym właśnie polega miłość - na znajdowaniu szczęścia w czyimś szczęściu.
~×××~
Nie minęło nawet piętnaście minut, a ja już stałem pod domem Soo-Joon'a. Nie dbałem o to, że moje włosy nadal były mokre. Nie obchodziło mnie to, że widzieliśmy się zaledwie godzinę temu. Ja już chciałem go zobaczyć.
Zapukałem do drzwi przygryzając nerwowo dolną wargę. Musiałem coś sprawdzić.
- Dong-Yoo? - usłyszałem i powoli podniosłem wzrok na postać stojącą przede mną dokładnie rejestrując przy tym każdą reakcję mojego ciała.
Podobał mi się sposób w jaki wypowiedział moje imię.
Cieszyłem się, że znowu był przy mnie.
Kiedy wyciągnąłem w jego stronę rękę, poczułem dreszcze.
Gdy ją złapał, natychmiast zacząłem się pocić.
- Co się stało? - zapytał.
Przetworzyłem w głowie słowa Chan-Mi i przełknąłem głośno ślinę.
- N-nic - jęknąłem.
Spojrzałem w jego oczy; byłem ciekaw i jego reakcji. Ale nie potrafiłem nic z nich wyczytać.
- Chciałem ci tylko powiedzieć dobranoc - wymyśliłem na poczekaniu.
- Śpij dobrze Dong-Yoo - dotarło do moich uszu jak tylko odwróciłem się do niego plecami i ruszyłem z powrotem do domu.
~×××~
Jak w każdy czwartek, dzisiaj także musiałem poprowadzić swoje zajęcia. Przyszedłem na miejsce wcześniej aby wszystko dokładnie przygotować. Rozłożyłem stoły, postawiłem krzesła, wyciągnąłem stos białych kartek i otworzyłem kilka opakowań kredek. Dzisiaj będziemy pracować z kolorem.
W tym wszystkim standardowo pomagał mi czarnowłosy chłopak z okularami przeciwsłonecznymi na nosie. Na całe szczęście nasze relacje nie uległy od kilku dni żadnej zmianie. Nadal spędzaliśmy razem czas, nadal chodziliśmy razem na lody i oglądaliśmy filmy z kolekcji jego mamy.
Po upływie trzydziestu minut do środka zaczęły wchodzić uśmiechnięte dzieci. Po przywitaniu się ze mną i pożegnaniu się z rodzicami, zajmowały grzecznie swoje miejsca, a kiedy w końcu byliśmy w pełnym składzie, zamknąłem drzwi i, spoglądając ostatni raz na siedzącego pod ścianą chłopaka, rozpocząłem kolejną lekcję.
---
Szesnasty rozdział pojawi się niestety nie wcześniej jak w sobotę :'C
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top