-14-

Biegłem najszybciej jak potrafiłem. Nawet jeśli moje ciało nadal było zmęczone po nieskończonym meczu piłki nożnej, nie czułem tego. Mój mózg skupił się teraz na czymś ważniejszym; nie rejestrował bólu, który w rzeczywistości wypełniał każdy mięsień obydwu poruszających się w zaskakującym tempie nóg.

Mijałem auta, mijałem ludzi. Ale żaden element świata zewnętrznego nie przykuwał teraz mojej uwagi. Przed moimi oczami przewijał się kolorowy film ze mną i Soo-Joon'em w rolach głównych. Miesiąc, który obejmował naszą znajomość. Dni, które spędziliśmy razem. Chwile, które miałem zapamiętać już do końca życia.

Chciałbym aby ten czas trwał wiecznie. Jeszcze nigdy nie byłem z nikim tak blisko. Soo-Joon stał się moim przyjacielem.

Przyjacielem. Mogłem powiedzieć mu wszystko. On wspierał mnie w każdej podjętej decyzji.

Przyjacielem. W jego towarzystwie nie byłem skrępowany. Przy nim mogłem być sobą.

Przyjacielem. Przyjacielem, którego utraciłem. Czemu nasza znajomość tak szybko została zepchnięta w przeszłość? Zrobiłem coś co o tym przesądziło. Sam byłem sobie winien.

Pocałowałem go. Pocałowałem swojego najlepszego przyjaciela. Czy to normalne?
Nie.
Przyjaciołom nie wolno się całować.
To rzecz zarezerwowana wyłącznie dla par...

Więc dlaczego nagle zapragnąłem to zrobić? Co mi strzeliło do głowy żeby złączyć z nim usta? Nie rozumiałem tego.

Oddałem Soo-Joon'owi swój pierwszy pocałunek. Czemu? Czemu nie wybrałem do tego jakieś ładnej, długonożnej licealistki? Całowałem się z chłopakiem. Czy to nie jest dziwne? Nienormalne? Zasługujące na karę? Bo właśnie takową dostałem. Moją karą był koniec przyjaźni z Soo-Joon'em.

Ale przecież... Nie potrafiłem przyznać przed samym sobą, że mi się to podobało. Usta drugiego chłopaka były takie miękkie i wilgotne. Mógłbym... jeszcze raz... Aish! O czym ja do cholery myślę?!

No właśnie. I na tym polegał problem.
Czy żałuję tego co zrobiłem? Nie byłem pewny.
Czy chcę cofnąć czas? Nie byłem pewny.
Czy to co zrobiłem naprawdę było złe? Nie byłem pewny.

Co się ze mną dzieje?!
Puknąłem się pary razy w głowę. Potargałem włosy. Moje myśli nigdy nie były jeszcze aż takie chaotyczne. Nie potrafiłem ich poukładać. Nie potrafiłem się na cokolwiek zdecydować. Poczułem się jak filizof, który przez całe życie szuka tylko odpowiedzi na swoje pytania.

Soo-Joon. Takie ładne imię. Czy kiedykolwiek jeszcze je wypowiem? Czy kiedykolwiek usłyszę jeszcze jego głos? Czy kiedykolwiek zobaczę jeszcze przed sobą jego piękną twarz?

Poczułem jak po moich policzkach spływają pierwsze łzy. Nie otarłem ich; pozwoliłem aby leciały na dół mocząc tym samym moją koszulkę i utrudniając widzenie moimi oczom.
Nic się teraz dla mnie nie liczyło. Nic oprócz Soo-Joon'a i tego co mu zrobiłem.

Co on teraz o mnie myśli? Jak bardzo mnie nienawidzi? Jak postanowi mnie ukarać? Czy naprawdę urwie ze mną kontakt?

Nie przeżyję tego. Nie przeżyję bez niego ani jednego dnia. Uzależniłem się od jego osoby? Możliwe. Ale nic nie mogłem już teraz na to poradzić.

Soo-Joon był dla mnie najcenniejszą osobą na świecie. Był dla mnie na tyle cenny, że nie potrafiłem pogodzić się z myślą o jego stracie.
Co do niego czuję? Jak mógłbym określić swoje uczucia? Nie wiem. Ale znowu ogarnęły mnie wątpliwości... Czy to na pewno przyjaźń? Czy to aby na pewno nie... nic więcej?

Oparłem się rękami o ścianę budynku gorączkowo łapiąc oddech. Bitwa rozgrywająca się w mojej głowie nie ustawała. Męczyła mnie. Byłem bliski stracenia przytomności.
Zjechałem dłońmi po ciepłym marmurze i kucnąłem w najciemniejszym i najbardziej zasłoniętym przed światem miejscu. Otoczyłem swoje kolana ramionami i na dobre oddałem się płaczu.

Płakałem.

Płakałem.

Płakałem.

I nie potrafiłem przestać.

~×××~

Nie wiem ile czasu minęło...czy powinienem tu mówić o minutach czy raczej o godzinach...jak poczułem obcy dotyk na ramieniu. Od razu podniosłem głowę do góry i utkwiłem wzrok w ciemnych, zdziwionych i otoczonych niewielkimi zmarszczkami oczach. Ubrany w koszulę z krótkim rękawem pan spoglądał na mnie z lekkim zaniepokojeniem.

- Dobrze się czujesz, chłopcze? - zapytał ochrypłym głosem.

No tak, musiałem wyglądać okropnie. Przymknąłem powieki i zobaczyłem samego siebie oczami wyobraźni. Mokre od potu i łez ciuchy, roztrzepane na wszystkie strony włosy, drżące ręce, blada skóra... Nie dziwiłem się, że nawet przypadkowy nieznajomy zaczął się o mnie martwić. Ale mimo to pokiwałem twierdząco głową. Co on mógł dla mnie zrobić?

- Może powinieneś pojechać do szpitala? - nie dawał za wygraną.

- Nie... - wydusiłem z siebie. - Wszystko jest w porządku.

- A może chcesz żebym zadzwonił do twoich rodziców?

Przemilczałem to. Nie miałem już siły, aby z nim rozmawiać.

- Albo pomóc ci dostać się do domu?

Aaaah, to tylko przypadkowy człowiek. A potrafi być taki denerwujący. Moje nerwy były na wyczerpaniu. Chciałem czym prędzej uwolnić się od natrętnego mężczyzny.

- Niech pan... - już miałem zamiar odpowiedzieć mu czymś niemiłym, kiedy moim oczom ukazała się postać stojąca teraz tuż za jego plecami.
Czyżbym miał zwidy?

- Ja się nim zajmę, proszę pana - usłyszałem głos, którego już nigdy nie miałem słyszeć.

~×××~

Zamrugałem kilkakrotnie, ale obraz chłopaka nadal nie zniknął.
Czy to sen?

Nieznajomy zgodził się i odszedł w swoją stronę pozostawiając nas samych. Soo-Joon ukląkł przede mną znacznie zmniejszając odległość między naszymi twarzami.

Umarłem. Tak, to musi być to. Ale czy w takim razie trafiłem do nieba?

Nie. To niemożliwe. Ja nadal żyję. Żyję i czuję jak jak moje serce zdecydowanie za szybko pompuje moją krew.
Czy to się dzieje naprawdę?

- Przepraszam. Przepraszam. Przepraszam - wydukałem na jednym wdechu jak tylko nadarzyła się do tego okazja. - Ja nie chciałem... Już nigdy więcej nie będę...

Nie skończyłem. Nie pozwolił mi. Najpierw przyłożył do moich ust palec, a potem... przylgnął do nich swoimi tak miękkimi i tak wilgotnymi wargami. Miałem ochotę krzyczeć, ale wydobyłem z sobie tylko cichy jęk.

Co się dzieje?
CO SIĘ WŁAŚNIE DZIEJE?!

Nie wiedziałem. Nie chciałem wiedzieć. Zamknąłem oczy i lekko oddałem pocałunek. Czułem się jakbym smakował najlepszej słodyczy na świecie. Kiedy wreszcie się ode mnie odsunął, poczułem niedosyt.

- Szkoda. Bo mi się to bardzo podobało - uśmiechnął się walcząc jednocześnie z wielkim rumieńcem zdobiącym obydwa jego policzki.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top