9

Okolice Nowego Jorku,

listopad 2032 rok

Harry Styles


Baby, you were the love of my life, maybe you don't know what's lost 'til you find it

Po tygodniowym pobycie w szpitalu Liam wraca do nas z wesołym uśmiechem i ogromem miłości, którą rozsiewa grupowymi uściskami. Korzystamy z każdej takiej chwili, dając z siebie sto procent uczuć.

Co więcej, udało się nam nagrać połowę płyty i dograć brakujące kwestie Payne'a. Reszta utworów miała zostać współtworzona z kolaboracjami i jak się dzisiaj dowiedzieliśmy, jedna z nich była przypisana Zaynowi. 

"Zayn przyjedzie jutro, a później artyści w następującej kolejności: Taylor Swift, Chris Martin, Troye Sivan i Adele." 

Macey jak zwykle rozdaje nam plik kartek, z którymi każe się zapoznać. Nie musi wiedzieć, że żaden z nas nie studiuje ich po nocach. 

Spoglądam na Louisa, który chociaż jest już dojrzałym i dorosłym mężczyzną, wywraca oczami i nerwowo drapie się po nosie. Z kategorii: typowa reakcja na moje 'eks'.

"Czy to konieczne?" odzywa się, przyjmując defensywną postawę.

 Niall parska śmiechem, na co Liam odbija wzrok z Louisa na mnie. 

"Co konkretnie?" interesuje się Macey i robi krok w stronę szatyna na swoich wysokich, czarnych szpilkach. Ewidentnie nie załapała.

"Zayn, Taylor Swift!?" Louis wypowiada ich imiona krzykliwie, emocjonalnie.

"Here we go again..." ogłasza Niall, bezradnie rozkładając ręce. "To nie mogło się obejść bez dramy, prawda?"

Macey robi uspokajający gest dłonią i siorbie łyk herbaty z termosu. 

"Louis, jak najbardziej rozumiem twoje rozgoryczenie, ale..." nie rozumiesz." ... to topowi artyści, dodatkowo, jak oczywiście wiemy, Zayn jest członkiem One Direction i podnosi wartość płyty. Zaciśnij zęby i wytrzymaj, bo tak, to jest konieczne, a wręcz wskazane."

Louis wzdycha ostentacyjnie. 

"Taylor nie jest członkiem One Direction, nie możemy jej sobie darować?" 

Macey podnosi wzrok znad telefonu i uśmiecha się przyjaźnie. 

"Nie. Przyjedzie ze swoim mężem, więc spuść parę, Tomlinson."  

To ostatnie słowa Macey, po nich odwraca się na pięcie i zagaduje producentów, wskazując na swoim tablecie plan na następne dni.

"Dlaczego ty jej właściwie nie lubisz?" zadaję pytanie, gdy zostajemy sami.

Louis jest dzisiaj ubrany w sprane, przyduże jeansy i vintage koszulkę włożoną do środka spodni. Wygląda jakby ukradł mi szafę.

"Jeszcze pytasz?" unosi brew,  śmiejąc się bez krzty humoru. Przechodzi z nogi na nogę. "Próbowała mi Ciebie odbić, świetnie zdając sobie sprawę z tego, że jesteśmy razem. Zapomniałeś?"

"Cóż, technicznie mówiąc, Eleanor próbowała zrobić to samo, a jakoś nie zieję na nią ogniem."

Zauważam, że Louis zaciska swoje małe piąstki i zerka na wyświetlacz telefonu jakby w oczekiwaniu na ważną wiadomość. 

"Eleanor nigdy nie była zagrożeniem, wiesz, że się przyjaźnimy."

"Nie zawsze tak było, ale niech ci będzie. Zwyczajnie nie rozumiem, jak możesz być zazdrosny o kogoś z kim nie utrzymuję kontaktu od lat. "

"Nie jestem zazdrosny." zaprzecza i robi to szybciej niż zdążę dokończyć zdanie. Chwyta mnie za ramię i prowadzi w intymniejszy kąt studia. "Po prostu... ona przywołuje wspomnienia, których nie chcę pamiętać, wiesz? Tamten okres był dla mnie wystarczająco traumatyczny."

"Okay, kochanie, spójrz, nigdzie się nie wybieram i zdecydowanie nie powtórzy się to co było kiedyś, w porządku?" 

Rozglądamy się w poszukiwaniu gapiów. Dopiero gdy widzimy, że wszyscy się rozeszli, wyciągam ręce by go przytulić,  Louis ulega, wpasowując się w moje ciało i zostawia delikatny pocałunek w zagłębieniu mojej szyi. 

"Ja bym się bardziej martwił spotkaniem z Zaynem." 

Rozdzielamy się gwałtownie na dźwięk przesuwanego krzesła. Niall.  Warto doprecyzować, że Irlandczyk potyka się o krzesło dopiero na nasz widok, a nie dlatego, że krzesło nagle pojawiło się na jego drodze.

"Tylko mi nie mówcie, że..." Niall szczerzy się jak głupi, wskazując na nas palcem. Poprawia swój kapelusz i zostawia na nim ręce. "Ja pierdole. Wróciliście do siebie."

"To musiałeś być TY, nie?" Louis zakrywa roześmianą buzię wierzchem dłoni. "Kurwa, Horan, niech tradycji stanie się zadość."

"Czyli to prawda?" 

To pytanie wisi w powietrzu przez dłuższą chwilę, drapię się nerwowo po włosach i po bezpiecznej wymianie spojrzenia z Louisem przytakuję z uśmiechem. Niall rzuca się na nas w radości, klepiąc energicznie po barkach.

"Niall, zachowaj to dla siebie na razie, dobra?" mówię zaniepokojony rozwiązłością w mowie blondyna. Znałem jego możliwości. "My dopiero... zaczęliśmy. Potrzebujemy czasu i przestrzeni."

"Nie martwcie się, ze mną wasz sekret jest-"

"Nie wierzymy w to, kapitanie." oponuje Louis, wyciągając z kieszeni fajki. Odpala jedną z nich, uwieszając ją pomiędzy wargami i otwierając równocześnie okno. "Byłeś najbardziej oczywisty w reakcjach, gdy coś odpieprzaliśmy, więc po prostu... milcz."

"Jestem przeszczęśliwy! Zasłużyliście na następną szansę po tym całym gównie. Idziemy dzisiaj za to wypić, co wy na to?" 

"To nie jest taki zły pomysł." stwierdzam, wzruszając ramionami. "Jeśli Lou ma ochotę to sign me up."

"To stąd ten nagły odpał zazdrości!" odkrywa Niall, łącząc wszystkie kropki. Śmieje się jak najęty, uderzając w kolana. "Jak mogłem się nie domyślić..."

"Mamy doświadczenie w ukrywaniu, więc." zauważa Louis, zaciągając się papierosem. Opiera się o parapet i przytrzymuje fajkę pomiędzy wskazującym i środkowym palcem. 

"Takie doświadczenie, że daliśmy się przyłapać tydzień później." droczę się, na co Louis marszczy na mnie oczy i pokazuje fucka. "Nie odbieram ci zasług, Boo." 

"Boo!" ekscytuje się Niall, rozsiadając na fotelu. Nie umiem pomieścić w swoich oczach jego uśmiechu. "Nie wierzę, że to się dzieje naprawdę. Ale to jak to teraz jest, bo nie nadążam. Camille jest ustawką?"

To pytanie sprawia, że Louis zaciska wargi i odwraca się do nas tyłem, lustrując okno. Ja sam czuję się winny, zmieszany i błądzę wzrokiem wokół studia.

"Nie jest." przejmuje głos Louis. Chucha na szybę i maluje na niej kilka krętych wzorków. "Po prostu o niej nie rozmawiamy."

Oczy Nialla robią się duże, a brwi powoli osiągają wysokość linii włosów. 

"Nie zerwaliście...?"

"Trudno powiedzieć." wtrącam od siebie w panice. "Nie wiem na czym stoimy. To znaczy, wiem, ale... nie skończyliśmy ze sobą oficjalnie."

"Czemu wy sobie zawsze robicie pod górkę?" dziwi się. " W swoim całym życiu nie poznałem bardziej skomplikowanej pary od was, przysięgam."

"Ważne, żebyś zachował to dla siebie." ucinam rozmowę. Obserwuję jak Louis gasi papierosa o podeszwę swoich Vansów i wrzuca niedopałek do pustej puszki. "To o której wychodzimy się napić?"

***

It's not what I wanted, to leave you behind, don't know where you land when you fly

Niestety powiadomienie Macey o naszych planach, równało się z podpisaniem umowy z diabłem. Gdy tylko usłyszała o pomyśle, wysłała nam link do najlepszego klubu w pobliżu i powiadomiła paparazzi. I tak, w trójkę, bez Liama regenerującego siły po długim dniu, wyjechaliśmy Range Roverem w nieznane i na pożarcie. 

Ustaliliśmy z Louisem, że Niall będzie siedział pomiędzy nami by zniwelować ryzyko nabrania jakichkolwiek podejrzeń przez fanów. Jednak w rzeczywistości okazało się to trudniejsze niż w teorii, ponieważ Niallowi wystarczyły dwa duże kufle piwa, by totalnie zapomnieć o planie. 

Co prawda mieliśmy do dyspozycji lożę, w której po wciśnięciu przycisku dawało się znać o potrzebie złożenia następnego zamówienia i było się odizolowanym od niepowołanych osób, ale wystarczyła mi jedna whiskey by zacząć patrzeć na Louisa zbyt maślanymi oczami. 

Oparłem brodę na swojej ręce i przypatrywałem się jak szatyn pokazuje Horanowi na telefonie śmieszny filmik. Przez jego chichot czuję, że opuściłem na chwilę ciało. Jest taki uroczy, jest kwintesencją słodkości. Po całym klubie rozbrzmiewa piosenka White Foxes, którą śpiewa w naszą stronę wokalistka piętro wyżej.  

"Lou." szatyn unosi na mnie spojrzenie. Ma zaczerwienione policzki od alkoholu, śmieje się. "Zatańcz ze mną."

Louisa mina rzednieje, kręci głową.

"To zły pomysł, Harry... tu się roi od papsów." mówi zdroworozsądkowo. Niall wstaje od stołu i wyciąga telefon poza balustradę by zrobić zdjęcia scenie.

Louis przysuwa się do mnie i pochyla głowę, by zmierzyć się ze mną wzrokiem. Jego palec delikatnie głaszcze mnie po udzie, przez co przechodzą mnie dreszcze.

"Zrobią nam zdjęcia i będzie po sprawie, kochanie." szepcze, a jego rzęsy wydają się uwodzące, gdy nimi szybciej mruga. "Nie możemy."

"Ale dlaczego nie możemy? Jestem otwarty jeśli chodzi o moją seksualność i tym razem nikt nam już nie zastawia drogi. Więc dlaczego tak twierdzisz?"

Wmurowuje mnie w siedzenie, gdy Louis odsuwa rękę. Co z nim jest? Co z nim-i wtedy mnie uderza rzeczywistość. On nie jest ujawniony, to przecież taki mały szczegół

"Nie możemy."

"Boisz się ujawnić, tak?" wyrzucam z siebie, zapijając słowa drinkiem. Louis również sięga po alkohol, wzdychając.

"Nie, nie wstydziłbym się związku z tobą, rozchodzi się o to, że nabruździłbyś na wizerunku, gdybyś teraz mnie pocałował, bo wszyscy myślą, że jesteś w cholernym związku z Camille. Poza tym!" podnosi głos, a  później automatycznie zawiesza się, kręcąc głową. "Nie jesteśmy oficjalnie razem." dodaje cicho. 

"Mam klęknąć by zrobiło się oficjalnie?" pytam zirytowany, od razu żałując. Louis wygląda jakbym mu przyłożył. "Przepraszam. To było nie w porządku."

"Żebyś kurwa wiedział." mówi, ale zostaje, co wydaje się dziwnym... zwrotem akcji? Louis zazwyczaj ucieka, a teraz jest tu i nie obraża się. "Chcę żebyś skończył z nią raz na zawsze, jeśli planujesz ze mną przyszłość."

"Okay." potakuję pustym wzrokiem. "Zrobię to, to chyba oczywiste. Ona się nie liczy." 

"Nie jestem tego taki pewny, Harry, bo czuję, że cały czas odkładasz z nią rozmowę. Czemu po prostu jej nie powiesz?"

"Bo wiem, że nie będzie to nic przyjemnego." odpowiadam wprost. Uderzam nerwowo palcem o brzeg szklanki. "A to co robimy jest przyjemne."

"Musisz mieć czystą kartę zanim się ujawnimy." 

Przytakuję i wyciągam pod stołem rękę, by chwycić go za kolano. Louis siedzi w bezruchu. 

"Masz rację. Zrobimy to jak należy." deklaruję stanowczo, a oczy zachodzą mi łzami. "Nie mogę cię już nigdy stracić, proszę."

Louis opiera się o stół i chociaż ma smutny wyraz twarzy, kładzie swoją rękę na mojej. Ten gest jest niczym zapalnik, wyciska ze mnie strużki łez. Zahaczam o jego wskazujący palec, ściskając go opuszkami i wykonując na nim okrężne ruchy.

"Lepiej zacznij szukać pierścionka." mówię. Louis rozpromienia się i śmieje tak beztrosko, tak szczerze, że jego szczęśliwe zmarszczki dosięgają oczu. "Bo ja już swój mam od kilku lat."

***

Kilka dobrych kolejek później tańczymy wspólnie z Niallem, ocierając się o niego tyłkami. Uderzamy się w jaja, jakby to była najśmieszniejsza zabawa świata i wylewamy na siebie (przez niezborny przypadek) trzy drinki. 

Unikanie kontaktu przestało istnieć i zaczynam nabierać pewności, że Louis jest bardziej pijany ode mnie. Zwłaszcza gdy zabawa w uderzanie w krocze, przeradza się w chwytanie za mojego penisa.

"Jak nie przestaniesz to będziesz musiał się nim zająć po powrocie." ostrzegam, przytrzymując jego nadgarstek. Louisa oczy są totalnie rozmyte, pełne iskierek i życia. 

"Kto powiedział, że chcę czekać?" mówi, sącząc przy tym malibu ze słomki. 

"Ty...jakiś tydzień temu." przypominam sobie. Niall znowu uderza mnie w tyłek, i woła do swoich nowo poznanych znajomych, że mnie zaliczył. "Myślę, że musimy się zbierać. Niall jutro zarzyga Zaynowi w twarz, jak tak dalej pójdzie."

Ta myśl rozbawia Louisa, złącza nasze klatki piersiowe, przyciągając mnie bliżej za koszulę. Próbuję go delikatnie zatrzymać, jednak Louis jest zdeterminowany w swoim pragnieniu.

"Lou- przestań." mówię mało przekonującym tonem głosu. Sam padam już z nóg, a wszystko kręci się w blasku świateł, wiruje i nie przestaje. "Chodźmy do domu."

Odsuwam go od siebie, na co Louis droczy się, zakładając za moje ucho fajkę. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby zaraz po tym nie przysunął swojej twarzy do mojej i nie chwycił zębami papierosa. 

"Zabieram cię stąd." mówię i wysyłam wiadomość do kierowcy. "Będziemy się zbierać!" informuję Nialla, tego idiotę, który w dokładnie tej samej chwili traci równowagę i przechyla się przez barierkę. Łapię go gwałtownie za ramię, wciągając na kanapę. Momentalnie trzeźwieję. Co się odpierdala?

"Kurwa, Horan!" krzyczy Louis i podbiega do przyjaciela. "Wszystko okay?"

"Tak, tak, tak, chce, tak, do domu." mówi i na ślepo szuka telefonu po kieszeniach. 

"Już dałem znać kierowcy, przestań szukać." Niall nie słucha i gdy wspólnie z Louisem przytrzymujemy go, on wciąż dotyka się po całym ciele.  "Wychodzimy. W tym momencie."

Przedostanie się z ledwo kontaktującym Niallem i Louisem zataczającym się co pięć sekund wymaga ode mnie pokładów cierpliwości i energii. Na szczęście, gdy dochodzimy do wyjścia nasz kierowca już czeka, jednak wraz z nim cały klub oblega chmara paparazzi. Oślepiają nas fleszami, przez co Louis prawie się potyka o dziurę na chodniku.

Czyżbyśmy dotknęli dna?

"Kochanie, tutaj." mówię, wskazując na nasze auto. Louis przyjmuje  to do wiadomości i otwiera na oścież drzwi Range Rovera. 

Dzięki wszelkim niebiosom, Niall odzyskuje więcej siły i sam, bez naszej pomocy wtacza się do środka pojazdu. Kiedy nachodzi mnie myśl, że wszystko już opanowane, przychodzi kolej Louisa, który chwyta mnie za rękę, po czym ciągnie za sobą do samochodu.

Ten gest odparowuje ze mnie resztki alkoholu. 

Louis Tomlinson, po 22 latach udawania, że nigdy nas nic nie łączyło, właśnie nas ujawnił. 

***







Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top