3


Londyn,

wrzesień 2032 rok

Harry Styles


*Do you read my interviews? Or do you skip my avenue? When you said you were passin' through was I even on your way?*

Moje dwie walizki z Louis Vuitton zostały odebrane przez lokaja i zawiezione na dziesiąte piętro hotelu Rosewood przy ulicy High Holborn. Podobno w sali konferencyjnej odbywają się w tej chwili najgorętsze rozmowy na temat  One Direction. Czego fani mogą oczekiwać z wiekiem? Czy potrzebny jest PR na skalę poprzednich doświadczeń czy tym razem wyjątkowo go sobie darują?

Warner Music zdecydowanie nie zmusi nas do zajechania swoich ostatnich sił. To zbyt profesjonalny management, żeby chociaż pomyśleć o potraktowaniu nas jak Modest.

Ubrany w luźne, satynowe spodnie i szarą, zwykłą bluzę informuję o swoim przybyciu recepcjonistkę. Nacey prowadzi mnie w głąb korytarzy pod drzwi sali. Miejsce wydaje się  niedostępne dla zwykłych klientów. Nie patyczkują się, myślę.

Bez większego przeciągania, popycham drzwi, a moim oczom ukazuje się długi mahoniowy stół przy którym siedzi wiele osób. Jedna mała osóbka wyróżnia się i zwraca swoje spojrzenie wprost na moją twarz. 

Wnet czas zatrzymuje się w miejscu. Stoję na bezdechu i nie umiem okiełznać faktu, że jest tu obecny. Że go czuję. Kładę rękę na klatce piersiowej i zauważam kątem oka, że ludzie zorientowali się, że przybyłem. Wołają mnie, ściskają, jednak wszystko jest przygłuszone. 

Bo nie ma w tym momencie nic ważniejszego od niego i jego zmartwionej twarz. Jakby wyczuwał moje uczucia, myśli, wszystko. Czy to jest normalne?

"Tak dobrze Cię widzieć!"

"Miło poznać, panie Styles."

"Harry. Styles."

"Cieszymy się na współpracę."

Na widok Liama wzbierają we mnie emocje nie do okiełznania. Kwestią czasu okazują się łzy, spływające ciurkiem po policzkach i wzdłuż szyi. Przyjaciel podchodzi do mnie i przyciąga do mocnego uścisku. Nie umiem udźwignąć tego co się we mnie dzieje.

"Tak mi przykro." szepczę mu do ucha, na co przytula mnie ciaśniej. Trzęsę się. " Zrobię wszystko, żeby to były najlepsze miesiące twojego życia."

"Wystarczy, że jesteście." odpowiada mi spokojnym tonem. "Harry?" ścisza ton głosu. "Siedzisz obok niego. Dasz radę?"

Konwulsja zduszonego płaczu ogarnia moje ciało.

"Skąd wiesz?"

Pociągam nosem i wychodzę z uścisku by spojrzeć na lekko postarzałą twarz Liama. Wygląda jakby posiadł już całą wiedzę świata. Otacza dłonie na moich łokciach. 

"Nie znam cię pierwszy dzień." odpowiada. "Pamiętaj, że nie jesteś w tym sam."

"Nie jestem." powtarzam bardziej do siebie niż do niego. Potakuję i zbieram motywację w sobie, by zasiąść właśnie tam. Next to him. Tak jak zawsze marzyłem. 

Z każdym mniej dzielącym nas centymetrem moje serce bije głośniej i mocniej. Louis udaje, że mnie nie widzi, ale poddaje się, gdy mój tyłek dotyka siedzenia. Patrzy się, po czym opiera na ręce swój podbródek, bawiąc się widelcem. 

"Czekaliście na mnie?" pytam, rozglądając się po wszystkich zajętych już miejscach przy stole.

"Tak." odpowiada Louis, a ja automatycznie się wzdrygam. Słyszę go. Jego głos jest nadal taki sam. "Rozluźnij się. Będzie dobrze, Harold."

Harold. Zaskoczony wbijam w niego wzrok.

"Nie patrz tak na mnie, Louis, bo coś we mnie pęka." mówię szczerze, poprawiając nogawki spodni. "Też miło cię zobaczyć, ale- tylko nie ten wzrok."

"Dobrze." przytakuje, krzyżując kostki pod krzesłem. Odwraca głowę, ale nadal do mnie mówi. "Kelnerka zbiera zamówienia."

"Dobrze." odchrząkuję. 

Po kilku minutach szumu, w końcu zalega cisza, a niejaki John zaczyna się witać z nami i przedstawiać plan działania. W bardzo okrojonym skrócie management miał już wizualizacje naszych sesji zdjęciowych, próbne nazwy albumu oraz trasy. Poznaliśmy naszych producentów, tekściarzy, stylistów i pr'owców.

Nasz nowy album miał mieć nazwę "New Direction", a rozpoczęcie pracy nad albumem zaplanowano na jutro. Mój mętlik w głowie przypominał wichurę. 

Po zakończonym spotkaniu cały management się rozszedł i zostawił nas sam na sam ze stylistką- Kelly (młodą, w czarnych, krótkich włosach) i Macey odpowiedzialną za PR (kobietę w naszym wieku, z długimi blond włosami). 

"Wasza reklama będzie tak czysta jak tylko może być." słyszymy. Macey siada na krześle naprzeciwko nas i złącza ręce w piramidkę. Opiera się wygodnie o krzesło, po czym rzuca papiery na stół. "Sprzedajecie sami siebie powrotem i chorobą Liama. Chciałabym, żebyście częściej chodzili wszędzie razem, zwłaszcza teraz, gdy zaczynacie pracę nad albumem. Jeśli się rozdzielacie, wychodźcie parami."

Konferencje na temat PR'u zawsze kojarzyły mi się z bezdusznością. Bez ogródek i bez żadnych uczuć kobieta nam mówi o tym co powinniśmy robić, by dobrze rozreklamować jebany album.

"Liam, nie przemęczaj się i unikaj wychodzenia gdziekolwiek samemu. Masz być wyjątkowym okazem, gdy w końcu paparazzi uchwyci jakieś Twoje zdjęcia." 

Liam siedzi jak posąg i przyjmuje na klatę jej słowa. Nie muszę czekać długo by i też na mnie zwróciła swoją uwagę.

"Harry." Macey przechyla głowę. "I Louis" dodaje po chwili, co mrozi moją krew w żyłach. "Wiem, że mieliście ciężką przeszłość z ukrywaniem związku w poprzednim managemencie. Chcemy dać wam znać, że w naszym managemencie Wasze bliskie zachowania byłyby aż wskazane. Żyjemy w czasach, gdzie geje sprzedają się bardziej niż zwykły hetero związek. Jeśli będziecie chętni wychodzić razem, a tym samym rozrzucać plotki o waszym zejściu się jak para, you are free to do this."

"Co?" mówimy w tym samym momencie. 

Marszczę brwi.

"Nie jesteśmy ze sobą od lat." stwierdza Louis.

"Ja mam dziewczynę." oburzam się, na co chłopcy zerkają na siebie ukradkiem. "Jakby, bardzo miłe z waszej strony, ale trochę za późno na takie przyzwolenia. Nie stanę się nagle chłopakiem Louisa, żeby rozpromować pieprzony album."

"Nikt cię o to nie prosi, Harry." głos Macey jest spokojny, a wręcz kojący. Nachyla się w moją stronę. "Jedynie informuję. Nie zamierzamy wam szukać dziewczyn na pokaz. Nikomu z was." zaznacza, mówiąc bardziej do reszty. "Partnerki Nialla i Liama nas satysfakcjonują, będą z wami w trasie. Jedynie jeśli chodzi o waszą dwójkę, chciałam was zapewnić, że nie ukarzemy was w razie czego. Będziemy wspierać. W razie czego. Tylko w razie czego."

Cała czwórka jest w szoku. Przez niecałą minutę nikt się nie odzywa. 

"Jestem z Camille, czy to oznacza, że mogę ją zabrać w trasę?" 

Macey spogląda na mnie intensywnie.

"Na niektóre koncerty się załapie."

"Co to ma znaczyć?" 

Jest traktowana na innych warunkach, czy co?

"Camille może okazać się złym rozproszeniem." mówi, delikatnie dobierając słowa. "Fani za nią nie przepadają, dlatego, dopóki nie będziecie bardziej oficjalni to pozostaniemy przy kilku koncertach."

Nie wierzę. Kręcę w niedowierzaniu głową. Czy to jakiś równoległy świat, który stroi sobie ze mnie żarty? Nie mogę być widziany ze swoją dziewczyną zbyt często? Bo fani jej nie lubią? 

"Dlatego nie chciałem tu wracać." mówię zrezygnowany. "To nie jest zakaz, ale słyszę w twoim głosie, że moja dziewczyna nie jest pożądana. To wciąż nie jest wolność, na którą się pisałem. To wszystko tylko lepiej brzmi, nic więcej."

"Umowa już podpisana, Panie Styles." wzrusza ramionami. "Gdybyście mieli jakieś zastrzeżenia dajcie znać. Będziemy w kontakcie."

Z tymi słowami odchodzi w stronę drzwi, przeglądając coś na telefonie. Odhaczyła nas właśnie z listy i leci dalej. Pr'owcy to największe ścierwo tej planety.

"Nigdzie nie będzie idealnie..." zaczyna Liam, na co wstaję i śmieję się nieszczerze. 

"Nie na to się umawialiśmy. Pamiętacie? Mieliśmy załatwić sobie management, który da nam pełną wolność. Czy to jest pełna wolność?"

"Niezbyt." przejmuje rozmowę Niall, poprawiając Louisowi kaptur bluzy. "Ale nie wiem czy udałoby się nam znaleźć coś lepszego i bardziej prestiżowego niż Warner Music."

"Jebać prestiż. Chcę jakość. Co was skłoniło do wybrania akurat ich? Zaufałem wam."

"Harry, pr wszędzie będzie wyglądać tak samo, opiera się na statystykach-"

"Nie, Liam." kręcę głową i zerkam na Louisa, którego usta obróciły się w podkówkę. Jest wycofany na tle innych. "Gdzie szacunek? Myślałem, że wybierzemy jakiś bardziej niezależny management. Pomyślałem, że skoro wziąłeś pod uwagę akurat Warner Music to wiesz, kurwa, co robisz."

Liam w milczeniu skubie brzeg swojego rękawa i ucieka ode mnie wzrokiem. Siedzi jak na ścięcie i zaczyna mnie to trochę męczyć, bo spędziliśmy godziny na rozmowach o tym jak ma być w przyszłości, gdy się zejdziemy. I co? Co się stało?

"Wiem, że przyzwyczaiłeś się do większej wolności, Harry, nie każdy miał takie szczęście jak ty, ale w naszym zespole na zawsze pozostaną pewne ograniczenia."

"Co to ma znaczyć?" pytam z wyrzutem. "Że mamy się godzić na największe gówno, bo Ty się do tego przyzwyczaiłeś?"

Liam żałuje, że się odezwał i przeciera swoją już prawie łysą głowę ręką.

"One Direction zawsze będzie nosić na sobie piętno. I to jest coś co musisz zaakceptować."

"Zaakceptować?"

"Nie mam już siły rozmawiać na ten temat." wstaje i pociera moje ramię. "Możemy to dokończyć jutro? O 10 mamy spotkanie. Jestem zmęczony, wy pewnie też, chłopaki."

"Jasne, leć odpocząć, Li." odzywają się w tym samym momencie Niall i Louis, co wywołuje na jego zmarnowanej twarzy uśmiech. 

"Dzięki. Do zobaczenia." rzuca mi ostatnie długie spojrzenie, po czym wychodzi. 

Niall zaczyna się również podnosić, z wyjątkiem Louisa, który zaczął przeglądać coś na telefonie.

"Bądź dla niego bardziej wyrozumiały." słyszę od Irlandczyka "To dopierdalanie sobie naprawdę nie jest potrzebne. Jest Bogu winien."

Wzdycham. 

"Okay." 

Traktuję go lekceważąco, ale to tylko dlatego, bo moja krew wciąż buzuje. Może nie na niego jestem zły. Może na siebie? 

"Nie idziesz?" pytam niezręcznie Louisa, który ani drgnie z siedzenia. Przywołuję go tymi słowami do świata żywych, wygląda jakby został wyrwany z transu. 

"A-a... um. Nie mam żadnego konkretnego planu, pewnie zbiorę się zaraz do pokoju, przedzwonię do, um, Freddie'go czy coś."

Nie pytałem.

"Ja idę popływać. Zobaczymy się, kiedyś?"

Louis posyła mi serdeczny, jednak smutny uśmiech. 

"Jak nie dzisiaj to jutro."

"Racja." przełykam ślinę i przyglądam się mu raz jeszcze, trochę bardziej dokładnie. Starość mu służy. Zawsze wiedziałem, że będzie wyglądać pięknie. Jego szatynowe włosy zdobi kilka srebrzystych nitek, dodających mu uroku. Jest jak kilkuletnie wino, które chciałoby się siorbać i delektować-

"Wiem, że mnie długo nie widziałeś, ale chyba masz dziewczynę, Styles." 

Co? Otrząsam się.

"O co ci chodzi? Nie żartuj sobie. Liczę ile nowych zmarszczek się pojawiło od czasu, kiedy mnie zdradziłeś."

To nie była dobra karta. Twarz Louisa zastyga. 

"Twoja natomiast trzyma się fantastycznie, Camille nakłada Ci na nią swoje francuskie gówno?"

Zduszam śmiech. Chociaż to nie było śmieszne. Nic w tej sytuacji nie jest śmieszne.

"Jak będziesz kiedyś chciał porozmawiać to zapraszam do pokoju 446." mówię, robiąc krok w stronę drzwi. "Żeby zakopać topór, czy coś."

Czuję jak między nami tworzy się dziwna atmosfera. Szatyn poprawia się na siedzeniu.

"Dobrze." 

Zamierzam się już odwrócić, gdy Louis znowu otwiera usta. 

"Cieszę się, że się zgodziłeś, wiesz?"

Te słowa nawiedzają moje serce. Coś się w nim łamie, a gorąc otula policzki. Długą chwilę zajmuje mi zebranie jednego słowa do kupy.

"Wzajemnie."

Tuż po tym zasysam w sobie oddech i... kurwa. Próbuję zrozumieć co się dzieje w mojej głowie. 


***

Jest jakoś o 21,. kiedy po kilku rundkach na basenie wracam do pokoju. Cały dzień wypompował ze mnie energię, jednak to myśli najbardziej dowalały mi po spotkaniu z zarządem. Huczał w nich Louis, trochę przygaszony, nie przypominający mojego dawnego chłopaka. Liam, który wyglądał jak zawsze, tylko bardziej osłabiony, blady. I Niall który bezproblemowo ułożył sobie życie. 

Wiedziałem, że dzisiejszy dzień to ostatni z tych dni, w których nie będę Harry'm z One Direction. Zaczynam następny rozdział.... i mam dziwne poczucie jakbym się cofał.

"Muszę się napić." myślę głośno, otulając się ciaśniej szlafrokiem. Przeglądam kartę drinków z szafki i od razu planuję, że jak się umyję to przejdę się do baru. 

Tylko tak sam? Czy chcę terapeutycznie spędzić ten wieczór bez towarzystwa? A może terapeutycznie oznacza z kimś?

Podświadomie przychodzi mi tylko jedna osoba na myśl. Automatycznie ją odrzucam, bo to nie na miejscu, jednak chwilę później znowu ją rozważam. 

"Aghhh!"

Wiąże szlafrok na biodrach i wbijam do pokoju naprzeciwko. Według moich obliczeń, Louis powinien być pod tym numerem. 

Ale drzwi otwiera mi Liam. 

"Harry, hej." Liam posyła mi uśmiech, opierając głowę o framugę. "Chcesz wejść?"

"Ja, um-" no nie powiem mu, że szukałem Louisa. Będzie mieć deja vu. "Jeśli nie masz nic przeciwko?"

"Stęskniłem się za tobą, wchodź." 

Mój kumpel ma na sobie niebieski longsleeve i dresowe spodnie. Porusza się wolno, jakby coś go bolało i... nie wiem czy pytanie o to ma sens. Podaje mi koc i poduszkę, żebym mógł się rozłożyć na sofie. 

"Dzięki." 

Zastanawiam się z jakim tematem mogę zagaić. Liamowi cisza wydaje się nie przeszkadzać, pyta mnie o herbatę i kiedy odpowiadam, że proszę o zieloną, nalewa do dzbanka wodę. 

"Dzwonił do mnie Zayn" oznajmia niespodziewanie, wręczając mi gorący kubek. 

"No co ty?" oznajmiam, głośniej niż zamierzałem. "Zayn? Chce wrócić do zespołu?"

Liam kręci głową i usadawia się powoli na fotelu przy biurku.

"Zaskoczył mnie, bo, ogólnie chciał wiedzieć czy to prawda, że podpisaliśmy kontrakt. Wydawał się zły. Jakby... nie rozumiał w ogóle jakie to ważne." spuszcza wzrok i macha na to ręką. "Spytał czy może z nami nagrać piosenkę. Kategorycznie odmawia trasy, ale powiedział, że też jest częścią tej historii i chce w niej uczestniczyć."

"I co? Chce przyjść nagrać dwie piosenki, a nam zostawić brudną robotę, tak?"

"Harold, czemu ty ostatnio wszystko tak ostro odbierasz?" na czole Liama pojawiają się głębokie zmarszczki. 

"Myślę, że nie ostro, a adekwatnie."

"Czy wszystko okay?" zwraca swoją zatroskaną twarz w moją stronę. "Czemu chodzisz taki nabuzowany? To do Ciebie niepodobne..."

Zatrzymuję się na moment. To prawda? 

"Czy chodzi o Lou-"

"Nie wszystko się kurwa kręci wokół niego! O co Ci chodzi?" niemal wypluwam na niego te słowa. Zupełnie nad sobą nie panuję. "To już przeszłość, jebana przeszłość. To że nie potrafił sobie ułożyć życia, to już seria jego własnych błędów."

Liam pozostaje niewzruszony. 

"Wiesz skąd jestem pewien, że jednak o niego chodzi?"

Czekam.

"Bo twoje słowa mają za dużo emocji, za dużo jadu."

"Mają za dużo jadu, bo poruszasz nieaktualny temat, który traktujesz jakby był bieżący."

"Okay, ja sam czuję się dziwnie powracają do tego wszystkiego. Trochę jakby przeżywam młodość na nowo. Wszystko jest inne, a jednocześnie bardzo podobne."

"Liam, Ty masz dzieci, żonę, nie dziwię się, że czujesz się, jakbyś przeżywał drugą młodość. Ja tego nie mam. Nie czuję się gotowy na powrót. Czuję się jakbym marnował teraz czas."

"I właśnie to jest to, Harry. Masz pretensje do samego siebie, a wyżywasz się na nas." napina się. "Wybacz, że nie mam czasu by wybrać dla Ciebie bardziej odpowiedni moment."

Jego oczy zachodzą łzami. To właśnie wtedy dochodzi do mnie jakim jestem okropnym, skupionym na sobie człowiekiem. 

"Li. Przepraszam." jest to najszczersze co mogę powiedzieć. Wyciągam w jego stronę rękę i ściskam nadgarstek. "Potrafię być niezłym egoistą." 

"Potrafisz." 

"Chciałbyś pójść się ze mną czegoś napić? Ja stawiam."

"Nie mogę pić." mówi skruszonym głosem. 

"Faktycznie... a kawę? Herbatę? Cokolwiek."

"Nie mam siły, Harry." odmawia, po czym przechodzi na koniec pokoju i kładzie się na łóżku. "Nie dzisiaj. Chcę iść spać."

"W takim razie cię zostawiam. Jakbyś czegoś potrzebował to dzwoń, dobrze?"

"Dobrze." posyła mi smutny uśmiech. "Dzięki."

Kiedy wychodzę z pokoju, nawet nie wiem czy mam nadal ochotę pić. Naciskam na klamkę swojego pokoju, ale to nie koniec. Louis wybiera dokładnie ten sam moment, żeby wyjść z pokoju obok mojego. I wow- wygląda jak ucieleśnienie elegancji. Nie przypomina tym Louisa z kiedyś ani z dzisiejszego poranka. Ma zarzuconą na siebie czarną marynarkę i zwężane żółte spodnie. Do tego okulary oraz zadbany zarost. 

"Gdzie się wybierasz?" pytam, unosząc z zaciekawienia brew.

Szatyn ewidentnie się peszy. Domyka drzwi i wrzuca do kieszeni kartę.

"Na spotkanie. Z moim byłym."

"Na spotkanie z Twoim byłym." powtarzam powoli i nie, ten dzień nie może okazać się lepszy prawda? "Planowałeś zapukać do mojego pokoju czy zdzwoniłeś się z innym?"

"Zapukać." mówi cicho i unosi pewniej podbródek."Dawno nie byłem na dobrej ustawce."

"Nigdy nie byłeś na dobrej ustawce." parskam. "Skąd pewność, że gdzieś z Tobą wyjdę?"

"Bo widzę jak mnie lustrujesz. Z drugiej strony ja chcę tylko z Tobą porozmawiać."

Ma tupet.

"Hmm, i mam rozumieć, że dlatego ubrałeś się jak na randkę?"

Louis wywraca oczami i zmniejsza pomiędzy nami dystans. Nie oponuję. Louis ma na zawsze zapisany rejestr innych granic.

"Jestem z Camille" przypominam, wystawiając pomiędzy nami dłoń. "Nawet o tym nie myśl." ściszam ton głosu, zerkając na boki korytarza by upewnić się, że jesteśmy sami. 

"Ja chcę tylko porozmawiać." 

Wyraz twarzy Louisa jest nieodgadniony. Wygląda jakby chciał coś więcej, ale ze świadomością, że nie może. 

"Dobrze. Co powiesz na prywatny pokój z jacuzzi?"

"Nie mam kąpielówek."

"A my nie mamy 15 lat, Louis." przełykam ciężko ślinę, próbując go odczytać. Obnaża go jego nerwowe pocieranie nosa. "Zarezerwować?'

Widzę jak przyjmuje wyzwanie.

"Zarezerwuj."

"22?"

"22."

Uśmiecham się. 

Niech będzie tak jak moja podświadomość chce. Chyba nic nie stracę. Prawda?
















Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top