22




Londyn "zadupie"

czerwiec 2033

Louis Tomlinson


"Idę do auta po ostatnie pudła." oznajmiam Harry'emu, rozpracowującego ustawienia telewizora.

"Dobrze. Tam chyba zostały już tylko biurowe papiery..."

Samochód dostawczy zaparkowany jest idealnie przy wejściu. Ostatnie pudła są wypełnione po brzegi dziennikami Harry'ego, segregatorami, kontraktami oraz luźnymi kartkami. Jedna z nich zostaje porwana przez wiatr, ale dzięki refleksowi przydeptuję ją butem.

Okazuje się, że jest to kartka z 2015 roku, z lekko rozmazanym pismem. Piosenka. Piosenka z 2015 roku, gdy nasz związek przechodził tragiczne załamania, w ostateczności sfinalizowane zerwaniem.

Przysiadam na schodku, przytrzymując się poręczy, bo... jeśli myślałem, że Happier Than Ever jest dewastującą piosenką to dochodzę do wniosku, że życia, kurwa, nie znałem.


You're losing me

*You say, "I don't understand" and I say, "I know you don't"

We thought a cure would come through in time, now, I fear it won't

Remember lookin' at this room, we loved it 'cause of the light 

Now, I just sit in the dark and wonder if it's time

Do I throw out everything we built or keep it?

I'm getting tired even for a phoenix

Always risin' from the ashes

Mendin' all her gashes, You might just have dealt the final blow

Stop, you're losing me

Stop, you're losing me

Stop, you're losing me

I can't find a pulse, my heart won't start anymore for you

'Cause you're losing me

Every mornin', I glared at you with storms in my eyes

How can you say that you love someone you can't tell is dyin'?

I sent you signals and bit my nails down to the quick

My face was gray, but you wouldn't admit that we were sick


And the air is thick with loss and indecision

I know my pain is such an imposition

Now, you're running down the hallway

And you know what they all say 

"You don't know what you got until it's gone"


Stop, you're losing me

Stop, you're losing me

Stop, you're losing me

I can't find a pulse, my heart won't start anymore for you

'Cause you're losing me

'Cause you're losing me

Stop (Stop) 'cause you're losing me

My heart won't start anymore (Stop 'cause you're losing me)

My heart won't start anymore (Stop 'cause you're losing me)


How long could we be a sad song

'Til we were too far gone to bring back to life?

I gave you all my best me's, my endless empathy

And all I did was bleed as I tried to be the bravest soldier

Fighting in only your army, frontlines, don't you ignore me

I'm the best thing at this party (You're losing me)

And I wouldn't marry me either

A pathological people pleaser

Who only wanted you to see him

And I'm fading, thinkin'

"Do something, babe, say something" (Say something)

"Lose something, babe, risk something" (You're losing me)

"Choose something, babe, I got nothing" (I got nothing)

"To believe, unless you're choosing me"

You're losing me Stop (Stop, stop), you're losing me

Stop (Stop, stop), you're losing me

I can't find a pulse, my heart won't start anymore


"Nie." szepczę do samego siebie, próbując pohamować szloch. Podpieram ręką klatkę piersiową przed ogarniającymi ciało konwulsjami.

Sprawiłem mu tyle bólu przez lata. Mam na papierze ogrom spustoszenia, który na niego zesłałem. Jak mogłem zranić jedyną osobę, którą kocham? Uciekać od niej. Burzyć. Zabijać.

"Lou! Zaraz będzie lecieć Skazani na Shawshank- Lou?"

Słyszę kroki, a potem już tylko czuję jego ręce na karku, gdy mnie znajduje. Nie umiem złapać oddechu. Nie umiem.

"Co czytasz?" w głosie Harry'ego pojawia się niepokój. Próbuje ująć moją twarz, ale go odpycham. "Co się stało?"

"And I wouldn't marry me either" cytuję załamanym tonem głosu. Następne łzy spływają wzdłuż moich policzków. "A pathological people pleaser, who only wanted you to see him."

Harry wyrywa mi kartkę z ręki. Dalej nie mam odwagi unieść wzroku.

"To stara piosenka."

"Jej przekaz jest odporny na przemijanie, nie sądzisz?" udaje mi się złapać oddech, pełen ścisku w żołądku. "Zostawiłem cię miesiąc po tym jak to napisałeś. Nie jestem, kurwa, godzien-"

"Skarbie."

Harry złącza nasze czoła i odzyskuję nareszcie kontakt z rzeczywistością. Kciukami ściera łzy, rozmazując je na boki.

"To przeszłość. Tak, nie było mi łatwo, ale czy to ma teraz, w tym danym momencie, gdy budujemy swój dom, znaczenie?"

"Nie zostawię cię." mówię w zamian, chwytając Harry'ego za dłonie. "Nie bój się, nigdy cię już nie zostawię."

"Wierzę ci."

Całuję go w usta, przyciągając bliżej do siebie. Harry automatycznie poddaje się temu gestowi i klęka na kolana, by objąć mnie w uścisku.

Nie zasłużyłem na niego.

Ale zrobię wszystko by zasłużyć. Obiecuję.

***

Wracając z zajęć jogi, trzymamy się za ręce i staramy się ignorować wrzaski fanów. Harry uśmiecha się do nich przyjaźnie, a ja odmachuję tym, co nie cisną się nam w drogę.

Docieramy do samochodu, przy czym otwieram najpierw H drzwi, a później asekuruję jego tyłek, gdy przesuwa się na dalsze miejsce pasażera. Moment odcięcia od świata zewnętrznego można uznać za definicję świętego spokoju.

Opieram głowę o zagłówek. Szofer spotyka mój wzrok w lusterku i dostaje niemy znak, że czas ruszać.

"Świetnie ci dzisiaj szło. Kto by pomyślał, że potrafisz się tak rozciągać." komentuje Harry z dumnym uśmiechem.

"Robiłem wszystko by nie czuć się przy tobie gorszy." wyszeptuję zmęczonym tonem, przymykając oczy. "To jest sprawdzony przepis na sukces."

"Byłeś najlepszy. Twój tyłek rozpraszał mnie przez 90% czasu."

"Taki był plan." przesuwam wierzchem dłoni po jego udzie. "Tak mój Haroldzie, zyskuje się przewagę."

Harry'ego oczy rozbłyskują, nachyla się w moją stronę, a ja od razu pochwytuję aluzję.

"Lubię kiedy nazywasz mnie, Haroldem."

Śmieję się. Składam na jego ustach szybki pocałunek, a później głaszczę po policzku. Moja mina rzednieje, na myśl, że kiedyś nie byłem dla niego wystarczający. Że śmiałem traktować go jak pewniak w swoim życiu.

"Lubię cię." szepczę, co wywołuje na twarzy Harry'ego jeszcze szerszy uśmiech. "Nawet bardzo."

Harry naciska swoimi wargami na moje, żarliwie i bez żadnego opamiętania. Przyciska mnie do siedzenia, na co ujmuję w piąstki jego włosy. Nie muszę długo czekać na reakcję, Harry zdusza jęk, dotykając mnie pod koszulką.

"Zmieniam zdanie." mówię, pomiędzy pocałunkami.

"Hm?"

"Kocham cię." ucisza mnie, wciągając na kolana, coraz gorliwiej pożerając moje usta. "Nawet bardzo."

"Ja ciebie też." dyszy, przytrzymując mnie mocno po obu stronach bioder, dzięki czemu czuję jego okazałość w najtwardszej postaci. "Mógłbyś..."

Na ślepo szukam przycisku, który wprawia w ruch czarną szybę mającą oddzielić nas od szofera. Gdy go odnajduję, niecierpliwie naciskam na guzik. Źrenice Harry'ego są ogromne z pożądania i miłości, uśmiecha się głupkowato, gdy szyba w powolnym tempie zaczyna poruszać się ku dachowi.

"Mogę w ciebie wejść?" pyta przyciszonym głosem, odnajdując drogę do mojej dziurki. Bezwstydny. Z pewnością ściska pośladki, przez co czuję się zbyt drobny w jego dużych rękach.

"Jak myślisz?"

„Tak." odzywa się poruszony, rozbierając mnie ze spodni. „Myślę, że przez całe zajęcia chciałeś, bym cię przejął."

„Ciekawe spostrzeżenie."

***

"Jak ci minął ostatni czas, Louis?" Janet zasiada na swoim fuksjowy fotelu i posyła mi zachęcający uśmiech. Ma na sobie sukienkę do kostek w niebiesko-zielone wzory, którą poprawia, wypatrując na mojej twarzy odpowiedzi.

"Jest dobrze. Nie lubię tego pytania." przyznaję niezręcznie, zaciskając palce na poręczach krzesła. Janet potakuje. "Harry też jest dzisiaj na terapii. Um, przeprowadziliśmy się wczoraj do domu- oficjalnie- i planujemy parapetówkę w piątek. Jest dobrze."

"Jak się układa między wami?" dopytuje. "Jaka panuje atmosfera w waszej relacji?"

"Idealna." mówię półszeptem, w obawie, że jak usłyszy to świat to będzie próbował to zrujnować. Na samą myśl potrząsam głową. "To znaczy, jest dużo seksu, mało ostatnio rozmawialiśmy o czymś głębszym, chyba, że informacyjnie na temat wywiadów, czy jak chcemy mieć zaprojektowane poszczególne meble."

"Mhm."

"To źle prawda?" reflektuję się nagle. Janet czujnie się mi przygląda. "Wydaje się idealnie, ale...brakuje rozmowy..."

"Masz pomysł z jakiego powodu unikacie głębszych rozmów?"

Zaczynam się denerwować. Czy ja żyłem w jakiejś iluzji? Nie było czasu na odpoczynek, na rozmowę, na wymianę uczuciami. Czego mi brakuje? Poza rozmową? Czego głębszego mi brakuje...

"Nie było czasu. Było dużo zamieszania... i seksu."

"Mhm. Myślisz, że seks może być waszym sposobem na odreagowanie niewypowiedzianych słów i uczuć?"

Janet oddycha spokojnie, w przeciwieństwie do mnie. Rozglądam się po gabinecie, niczym wybudzony z transu. 

"Tak. Tak jest." po prostu nie wierzę. " Muszę z nim porozmawiać." prycham. "Oboje chodzimy na terapię, a coś takiego nam umyka. Od czasu rozmowy w biurze, o wiesz, o dziecku, nikt nie poruszył ponownie tematu."

"Coś wydało się porażającego w zetknięciu z tą sprawą."

"Myślę, że-" przeklinam pod nosem, nerwowo nabierając oddech. "Nie jestem jeszcze gotowy na drugie dziecko. I tak, wiem, że nie mamy zbyt dużo czasu, ale mam wrażenie, że nie powinniśmy od tego zaczynać poważniejsze rozmowy ani, ani... związku. Dużo rzeczy się wydarzyło po drodze i trochę mi żal, że nie wyjechaliśmy w trasę? Brakuje mi koncertowania. Przy dziecku byłoby to niemożliwe, to nie jest tak jak w przypadku Briany, która opiekowała się Freddie'm 24h na dobę..."

"Czy Harry wie o czymkolwiek z tego co mówisz?" Janet unosi brew. 

Zapada dobijająca cisza. 

"Nie wie. Ja go wręcz zapewniałem o gotowości na dziecko. Ale" pauzuję. "Ale mając na uwadze, że to nie wydarzy się na dniach. Obawiam się, że Harry będzie wracać do tego tematu szybciej niż ja będę gotowy i... co jeśli uzna, że w takim razie nie spełniam jego wymogów na partnera? Jakiś czas temu wyznał mi, że w związku z Olivią to była kwestia, która w ostateczności doprowadziła do zerwania. Podnieca mnie, gdy udajemy, że jest w ciąży, ale, gdyby wyjść z tą fantazją w rzeczywistość? Już mniej. Nie wiem."

"Przed tobą ważne zadanie domowe."  podsumowuje Janet ze współczującym wyrazem. "Ucieczka nie jest dobrym mechanizmem, jeśli chcesz zbudować zdrowy związek. Czy jest coś szczególnego co chciałbyś usłyszeć od Harry'ego? Coś co zapewniłoby ci spokój?"

"Hm. Może jakiś timeline? Ile dajemy sobie na konkretne rzeczy czasu."

"Brzmi jak bardzo dobry pomysł." przyznaje Janet. "Będę trzymać za ciebie kciuki, Louis."

***

*How the hell did we lose sight of us again?

"Czy jest jakaś okazja, o której zapomniałem?" 

Pytanie Harry'ego niesie za sobą duży ładunek emocjonalny. Widzę, że się denerwuje i wertuje w czeluściach swoich wspomnień wszystkie rocznice i święta. Zanim zdążę odpowiedzieć, kelner pojawia się obok nas z kartami i powitalnymi drinkami. 

"Nie mogę już swojego chłopaka bez powodu zabrać na kolację?" pytam lekko, gdy kelner odchodzi. 

Harry uśmiecha się łagodnie, wciąż podejrzliwie. Po chwili wyciąga przez całą szerokość stołu rękę i złącza nasze palce. Zaczepiam o jego pierścionki, posyłające zimne odczucie chłodu. 

"Cieszę się, że o tym pomyślałeś. Dawno nigdzie nie wyszliśmy, brakowało mi tego."

Oho. Ten komunikat świadczy o jednym.

Harry też miał rozmowę ze swoją terapeutką

Uderza mnie gorąc. Zamykam rozwarte usta i ściskam zapewniająco jego dłoń. 

"Czuję, że ostatnio za mało rozmawiamy." mówi dalej, a pomiędzy jego brwiami pojawia się mała zmarszczka z konsternacji. Pochyla się w moją stronę i spuszcza odrobinę głowę. "Zastanawiałem się z czego to wynika i... pomyślałem, że sytuacje przez które razem przeszliśmy i o których powinniśmy częściej mówić, wymagają trudnych emocji, a kilka miesięcy wstecz to istny koszmar, nikt z nas nie chce psuć tej sielanki. Ale-"

"Na dłuższą metę tak się nie da." dokańczam, zgadzając się. "Tak, H, myślałem o tym samym."

Harry wypuszcza z siebie oddech pełen wytchnienia. 

"Bałem się, że tego nie widzisz, w końcu wiesz, uprawiamy tyle seksu-"

Przerywa nam kelner wymuszonym kaszlem. Spoglądamy na niego zmieszani. Ah. Zamówienie.

"Um." Harry nawet nie spojrzał na kartę. "Specjał szefa? I jeszcze jeden, identyczny drink. Dziękuję."

"To samo." decyduję i oddaję kartę, wracając spojrzeniem do Harry'ego. Jego oczy mają w sobie iskierki. "Dziękuję. Co mówiłeś?" 

"Um. Uprawiamy tyle seksu, że można by było pomyśleć, że wszystko gra. I przysięgam, Lou, seks z tobą to najlepsze doznanie życia i mógłbym z tobą przeżywać orgazm za orgazmem i byłbym najszczęśliwszym człowiekiem-"

Rechoczę cicho, rozczulony jego słowami. Harry wtóruje mi w śmiechu.

"Chodzi tylko o to, by więcej się sobie zwierzać. Wychodzić razem i... okazywać sobie miłość poprzez rozmowę."

"Potrzebuję tego tak samo jak ty." wyznaję. "Zgadzam się. Cieszę się, że poruszyliśmy ten temat, od razu czuję się lżej." sięgam wolną ręką do drinka, z którego upijam mały łyk. "Chciałem jeszcze jedną sprawę poruszyć."

Zapada chwila na wpatrywanie się sobie w oczy. Harry poprawia swoją marynarkę i przylega do oparcia siedzenia.

"Czuję, że chciałbym znowu koncertować." wzdycham. There I said it. "Brakuje mi tego."

"Jako zespół czy solowo?" dopytuje ze spokojem w głosie. 

"Bez znaczenia. Zanim... Liam...." przełykam ciężko ślinę. "Byłem podekscytowany tworzeniem albumu, trasowaniem, byciem w rożnych miejscach, jak mniemam? A teraz, to nie jest tak, że chcę uciec od tego co mamy, albo że boję się stagnacji, po prostu... brakuje mi tej części performance'u, rozumiesz?"

Harry potakuje, mierząc wzrokiem na stół. 

"Louis, rozumiem cię i nie zatrzymam cię przed tym, powiem ci więcej, będę cię wspierać cokolwiek zadecydujesz, bo chcę twojego szczęścia." przegryza wargę, spoglądając na mnie. "Zastanawia mnie jedynie moment, w którym to mówisz. Próbujemy się ustatkować, mówisz, że to nie jest ucieczka-"

"Bo nie jest." przerywam mu z narastającym strachem, że źle to odbierze. "Nie jest. Przysięgam."

"Wytłumacz mi to bardziej."

Bierze swój drink i okręża palcem spód kieliszka. 

"Chcę połączyć to co mamy, to co tworzymy,  z koncertami. Proszę nie odbieraj tego w zły sposób, gdyby Liam nie umarł" to słowo ledwo przechodzi to przez moje gardło. "Przygotowywalibyśmy się teraz do trasy."

"To prawda." oddech Harry'ego przyspiesza. "Jednak odnoszę wrażenie, może błędne, że się dystansujesz."

Konfrontuje mnie z czymś, czemu bardzo chcę zaprzeczyć. Aż za bardzo. W ostateczności zmierzam się z przykrą prawdą; chcę się dystansować, bo dalej nie omówiliśmy źródła mojego problemu. 

"Kurwa." szepczę i odganiam łzy, szybkimi mrugnięciami. "Może masz rację. To automat, przepraszam cię. Muszę ci coś jeszcze powiedzieć."

"Słucham." mówi z grobową miną. 

"Nie chcę na razie mieć dziecka." 

Harry nie reaguje, patrzy na mnie z równie poważną miną, co chwilę przed. 

"A na razie oznacza?"

"Nie wiem, to zależy, chciałbym to z tobą ustalić." szepczę z poczuciem winy. Sięgam nerwowo po kieliszek. "Za dwa lata? Trzy?"

Harry potakuje. 

"W porządku, tak też obstawiałem, Lou, przecież to oczywiste, że na razie powinniśmy się nacieszyć życiem we dwójkę. Dla mnie to logiczne, nie możemy pomijać etapów. Hej. Spójrz na mnie." słucham się. Harry ponownie chwyta mnie za dłoń, tym razem bardziej pewnie, pogłaskując kciukiem jej brzeg. "Jak długo to w sobie trzymałeś?"

"Od tamtej rozmowy w biurze." 

"Skarbie." mówi z przejmującym smutkiem. "Na spokojnie. Nie chcę, żebyś czuł jakąkolwiek presję. Gdy będziemy gotowi, oboje, to podejmiemy decyzję. Okay?"

"Okay." uśmiecham się, ścierając wolną ręką łzy z policzka. "Dziękuję."

***




Teksty autorstwa Taylor Swift: You're losing me & Maroon. 




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top