21
Londyn "zadupie", Los Angeles
maj 2033
Harry Styles
Everyone's up to something, I find myself running home to your sweet nothings
"Ostatnia podpowiedź."
Przez zaciśniętą bandankę na oczach widzę jedynie refleksy słońca. Zanim zaczniecie podejrzewać opcję z uprowadzeniem, wyprowadzę was z błędu; Louis obiecał mi niespodziankę.
"Hm?" staram się odwrócić głowę w kierunku jego głosu.
"To będzie nasza kotwica."
"Kupiłeś nam statek?" pytam z lekkim podnieceniem w głosie. "Bo jeśli tak-"
"Nie."
"Ale jeśli jednak kupiłeś-"
"Nie kupiłem statku! Uspokój się. Słyszysz tu morze?"
"Słyszę tylko, że nie kupiłeś mi statku, co mnie bardzo zawodzi."
"Co ty byś zrobił ze statkiem, Harry? Na miłość boską."
Wzruszam ramionami.
"Pisałbym na nim piosenki. Spał. Jadł z tobą romantyczne kolacje. Malował krajobrazy. Może ciebie? Nie wiem, bo nie kupiłeś mi statku."
"Wszystko co wymieniłeś będziesz mógł robić i tutaj..."
Zapada cisza i Louis zatrzymuje się nagle w miejscu. Słyszę, że odchrząkuje i rejestruję, że jego dłonie są lepkie z potu. O nie. Co on kupił? Zaczynam świrować, co mógł wymyślić, przecież jest nieobliczalny.
"Louis..."
Zanim dokończę zdanie bandanka opada na ziemię, a ja oniemieje. Przede mną piętrzy się dom z czerwonej cegły, z ogromnymi, białymi oknami w stylu wiktoriańskim. Duże kominy przedzierają chmury, a zielone tereny z równo przyciętymi drzewami obudowują wokoło posiadłość.
Mina mojego chłopaka jest wyczekującą i pełna niepewności. Obserwuje mnie, przechodząc z nogi na nogę.
"Kupiłeś nam dom."
"Kupiłem nam dom." powtarza z radosnym śmiechem. "Naszą kotwicę."
Odwracam się, otaczają nas pagórki i myślę sobie, że jedyne czego brakuje to pasterza wyprowadzającego stado swoich owieczek.
"Gdzie my jesteśmy?" pytam skołowany i robię więcej kroków w stronę wejścia. "Co to za miejsce?"
"W skrócie można powiedzieć, że zadupie." marszczę na to brwi. Louis podąża za mną. "Jednak kilka kilometrów stąd są już sklepy. To znaczy- nie ma tu stacjonarnego Gucci, ale-"
"Sh." uciszam go, popychając drzwi.
Momentalnie mam ochotę się rozpłakać na widok wymarzonego salonu, otwartej, przestronnej kuchni oraz pokaźnych schodów.
Stoję przepełniony zachwytem. Louis kupił nam dom. Louis kupił nam d o m.
Na marmurowo-pudrowym blacie zauważam chrupiącą bagietkę w brązowym, piekarnianym papierze i chleb tostowy. Metr dalej na krześle zarzucił cholerną kołdrę i strój do jogi.
"Czy-" uśmiecham się, po czym kręcę w niedowierzaniu głową. Owijam ramiona wokół ciała szatyna i zanoszę się szczęśliwym płaczem, na co Louis przyciąga mnie bliżej swojej klatki piersiowej. "Czy w pakiecie była cukiernia?"
"Jest w budowie." odpowiada zadowolony z siebie. "Jak nasza przyszłość."
***
Minęło kilka miesięcy od śmierci Liama. Według Macey, "wystarczająco odpowiedni okres czasu" by wznowić rozmowy na temat promocji albumu. Co prawda, za 25 dni ustalono premierę naszego szóstego krążka, więc nie mieliśmy zbyt wiele do gadki w tej kwestii.
Ale tak. Przyjemnie by było zostać w bezpiecznym kokonie dalekim od przyciągającej uwagi.
"Gdyby nie Liam, nie byłoby nas dzisiaj tutaj." odzywa się Niall, przytulając mnie i Louisa na powitanie. "Dobrze was widzieć."
Louis uśmiecha się do przyjaciela. Kątem oka widzę jak cały management gromadzi się wokół stołu, rozmawia ze sobą, wymieniając papierami.
"Ciebie też, Ni. Jak minął urlop w Sardynii?"
"Świetnie! Planujemy z Amelią kupić willę na wybrzeżu, pięknie tam jest, a jedzenie, ah." Niall rozmarza się, wyglądając przez okno biurowca tak jakby stał naprzeciw morza. "Nie mam czasu by je opisać, ale zdecydowanie jest nie z tego świata... Swoją drogą." wskazuje na Louisa z podekscytowanym wyrazem twarzy. "Przeprowadziliście się już?"
To pytanie łączy nas w bardzo intymnym spojrzeniu. Kładę rękę na plecach Louisa i delikatnie wsuwam kciuk pomiędzy jego spodnie. Louis unosi jedną brew w zdziwieniu.
"Jeszcze nie." odpowiadam. "Wynajmujemy apartament w centrum Londynu i urządzamy dom na spokojnie, nigdzie nam się nie śpieszy, prawda, Lou?"
"Prawda." potwierdza, na co wsuwam głębiej rękę, docierając do jego bokserek. Biedny Niall, totalnie nieświadomy nigdy niczego, łapie się za twarz w rozczuleniu.
"Nigdy z niczym nie powinniście się śpieszyć. Dajcie tylko znać kiedy parapetówa, nie zapominajcie o mnie!"
"Nie moglibyśmy, Niall, nie o tobie."
Louis sięga do tyłu i złącza nasze palce, by subtelnie wyciągnąć moją rękę ze spodni. Grymaszę na ten gest, na co Louis cicho się śmieje. Nasz związek przechodzi obecnie totalne odrodzenie. Nie potrafię się od niego oddzielić na sekundę z tęsknoty i cóż, mam nadzieję, że jest to odwzajemnione.
"My też myślimy z Amelią o następnym rozdziale." wyznaje niespodziewanie Niall, czując przepływ otwartości. Przybliża się, rozglądając wokoło w upewnieniu czy jesteśmy sami. "Staramy się o dziecko już od tygodnia. Więc kto wie kochani, może już jestem ojcem, a jeszcze o tym nie wiem. Jestem podekscytowany! Tą wizją, nadzieją, wszystkim."
Ta wiadomość uderza mnie niczym strzała w serce. Robię krok w tył, poklepując przyjaciela w ramię. Louis zerka na mnie, podzielając ostrożnie szczęście Niall'a. Po chwili czuję jego dotyk na moim nadgarstku.
"H, przejdziesz się ze mną do łazienki?" pyta Louis, ciągnąc mnie w stronę drzwi, zanim jeszcze wyrażę na to mój totalny brak chęci. "Zbladłeś. Wszystko w porządku?"
"Nie." przyznaję. Zatrzymujemy się pośrodku pustego korytarza, tuż przed ogromnym obrazem przypominającym zniekształconą Mona Lisę. Poprawiam nerwowo włosy, na co Louis zaczyna szukać po kieszeniach papierosów.
"Chodzi o przeszłość czy przyszłość?" dopytuje.
"O to i o to. To niesprawiedliwe, że hetero mogą sobie mieć ot tak dziecko, bo zadecydują którejś pięknej nocy, że dzisiaj spuści się jej w środku."
Louis wytrzeszcza oczy na tak bezceremionalny opis. Wkłada fajkę pomiędzy swoje usta i podchodzi do okna, blisko ruchliwej ulicy, by móc odpalić papierosa.
"Kochanie, przecież wiesz, że są sposoby, żebyśmy mieli dziecko." Louis zakłada ramię na ramię, odwracając głowę, gdy słyszy z dworu dźwięk długiego pikania. "Nie poruszałem tego tematu, bo, sądziłem, że na razie nie jesteś gotowy po..."
Przytakuję, nie dając mu dokończyć zdania.
"Nie czuję się jeszcze gotowy, ale przypomniał mi o tym czego nie możemy mieć."
"Czyli?" Louis wygląda na zagubionego.
"Nie mogę być w ciąży."
"Ah." Louis spuszcza wzrok, głęboko wzdychając. "Mogę...ech." kręci głową.
"Co?"
"Nie, wpadł mi do głowy głupi pomysł." wybucha krótkim śmiechem, zgniatając o murek za oknem papierosa.
"Opowiedz mi o nim."
"Możemy udawać, że jesteś w ciąży, jeśli chcesz." szepcze, niepewnie lustrując moją twarz. I zdecydowanie ma co obserwować, bo jestem zaskoczony jego propozycją. "Gdy się już zdecydujemy na surogatkę albo na urządzenie inkubatoryjne"
Opieram się o ścianę, czując jak zasycha mi w całej buzi.
"Nie wierzę, że mógłbyś to dla mnie zrobić." odzywam się. W tej propozycji jest ogrom sensualności i miłości, której nie umiem jeszcze przetrawić. "Naprawdę?"
"Naprawdę." Louis ujmuje moją twarz w ręce, nachylam się bardziej w jego kierunku, by nie musiał stawać na palcach. Przymykam oczy, napawając się tym uczuciem i miętową perfumom Diptyque.
"Zorganizuję ci ginekologa, lekcje rodzenia, wszystko co będziesz potrzebować"
"Louis." mój głos drży, a on doskonale wie co ze mną robi. Spogląda na mnie spod swoich rzęs, przełykam nerwowo ślinę "Mam ochotę wypieprzyć cię o tę ścianę-"
"Wiem."
Louis całuje mnie w usta, co szybko przeradza się w walkę o dominację, o bardziej pogłębiony, żarliwszy wyraz miłości. Popycha mnie gwałtownie na obraz, a pomiędzy wymianą pocałunków, wyrywa się z jego wnętrza stłumiony jęk. I o kurwa.
"Nie ma niczego bardziej podniecającego od twoich jęków." szepczę, przybliżając go do siebie w pośpiechu, by poczuł kutasa przez spodnie. Louisowi bezwątpienia nie umyka to uwadze, ponieważ już chwilę później napiera na mnie.
"Tylko wiesz, jeśli chcesz być w ciąży to ja muszę cię wypieprzyć."
Na te słowa wydaję głośne stęknięcie, zamykam oczy i zderzam tył głowy z obrazem.
"Zrób to. Oddaję ci całą kontrolę."
"Miałem nadzieję to usłyszeć." mówi zdyszany, zasysając skórę za moim uchem.
"Louis! Harry! Co do kurwy!" słyszymy z końca korytarza, na co zawiedzeni spoglądamy w kierunku roztargnionej Macey. Louis wywraca oczami, po czym odsuwa się ode mnie, poprawiając spodnie w kroczu. "Macie 20 minut spóźnienia! Czy wy jesteście poważni?!"
"Wybacz, mieliśmy ważną sprawę do załatwienia." mówi nonszalancko, bierze mnie za rękę i posyła znaczący uśmiech. "Możecie zaczynać, już do was biegniemy."
***
I was thinkin' about who you are, your delicate point of view
Piątek. Rano. 5:45 na zegarku.
"Kurwa." Louis jęczy przeciągle, zaciskając piąstkami oczy. Na zewnątrz tli się delikatnie wschodzące słońce, przebijające się przez żaluzje. "Za jakie grzechy, Harry? Jestem za stary na wywiady. Powinienem to im wczoraj powiedzieć, żeby wsadzili sobie te pomysły głęboko w du-"
Uciszam Louisa pocałunkiem, który odwzajemnia w mgnieniu oka, chętnie i z entuzjazmem. Zahaczam nogą o jego łydkę i delikatnie się na nim kładę.
"Spędzimy wspólnie długi dzień na wywiadach, to coś nowego. Nie nastawiaj się od razu źle, pysiu."
Louis robi minę jakby nie wierzył lub nie usłyszał co do niego mówię. Malutka zmarszczka pomiędzy jego brwiami pogłębia się.
"Jest 5:47, Harold!" oburza się, wierzgając nogami. "Dzieci śpią o tej porze."
"Rozumiem, że rozmawiam teraz z pięcioletnim Lou, a nie moim sassy chłopakiem."
"Nie." marszczy złowieszczo oczy w niezgodzie, na co czule się śmieję. Rozprostowuję palcem jego zmarszczenie. "Trzyletnim."
"Szkoda, liczyłem na poranny seks, ale skoro leżę w łóżku z dzieckiem-"
"Już dorosłem, hej!" krzyczy, gdy wstaję i rozciągam się prowokacyjnie na jego oczach. "Szybko dorastam, proszę cię, wróć do łóżka-"
"Przykro mi, Lou, ale muszę przygotować twojemu trzyletniemu ja kaszkę na mleku."
"Jesteś nie fair." obrusza się, zamaszyście odkrywając kołdrę. "Poproszę Nialla, żeby siedział dzisiaj pomiędzy nami w trakcie wywiadów."
Wzruszam ramionami.
"I tak znajdę sposób, by ci uprzykrzyć życie, Niall mi nie straszny."
Zmierzwiony zarost Louisa jest dzisiaj wyrazisty i niesforny. Wygląda nad wyraz uroczo i seksownie w mojej przydużej koszulce z Rolling Stonesów. Ugh.
"Zdaję sobie sprawę, bo bez Nialla również świetnie ci to wychodzi."
Louis przytula się do mnie, ale jest mu za nisko, więc staje na swoich zmęczonych już od tej czynności palcach. Unoszę go, dzięki czemu wtula swoją twarz w zagłębienie mojej szyi i cichutko wzdycha z ulgą.
"Kocham cię." mówi. Kołyszę go lekko, uśmiechając delikatnie na miękkość tonu w jaki wypowiada te słowa.
"A ja ciebie."
***
I pictured you with other girls in love then threw up on the street
"Zapraszam, pierwszy raz od 18 lat, zespół, który podbił miliony młodych serc, proszę państwa- One Direction!!"
Graham wykrzyczał to zdanie, jednak tabun fanek przebił jego zapowiedź. Niall na froncie uśmiechnięty jak zwykle, zasiada na kanapie, a obok niego Louis z radosnymi zmarszczkami, macha do widowni i posyła krótkie buziaki.
"Chłopcy... tak dawno was nie gościłem." mówi ze wzruszeniem, przyglądając się nam uważnie. Emocje sięgają zenitu, więc by je stłumić, sięgam po szklankę z wodą. "Czekaliśmy na was 18 lat!"
"Warto było." odzywa się Niall, co wywołuje falę śmiechu. "Nie żebym nie był skromny-"
"Po prostu znamy swoją wartość." odpiera Louis, nerwowo podrygując nogą. "Powiem szczerze, że dziwnie mi tu w trójkę." rozgląda się po nas. "Dobrze jest wrócić, ale zawsze inaczej to sobie wyobrażałem."
Graham potakuje.
"Cóż, gdy zaklepywałem wam termin, też miałem w głowie inny komplet. Wiadomość o śmierci Liama... była dewastująca. Jak się trzymacie? Jak wam w tym nowym składzie?"
Milczymy. Za długo.
"Trudno jest opisać słowami to co czujemy." przejmuję front. Louis spuszcza głowę, a jego ramiona przybierają zamkniętą pozycję. "Nie byliśmy na to przygotowani. Jakaś część mnie dalej nie wierzy, że to prawda. Czasami... myślę sobie, że um, Liam wyjechał na dłuższe wakacje i wróci."
"To straszne."
"Nagraliśmy na jego cześć piosenkę." mówi Niall, opierając się łokciami o kolana. "Mamy nadzieję, że przynajmniej ona odda wyraz naszej miłości do niego. Nosi tytuł Blue Skies."
"Blue Skies." powtarza zaintrygowanym głosem. Marszczy czoło. "Gdy zobaczyłem Blue Skies na płycie, którą trzymam właśnie w ręku" Graham unosi album ku górze, co skutkuje głośnym piskiem, fani wstają, by lepiej się przyjrzeć krążkowi. "Byłem przekonany, że jest to ballada na temat Louisa."
Oho. Zaczyna się. Uśmiecham się, kręcąc głową i zerkam na mojego chłopaka, zasłaniającego się ręką przed niepohamowanym różem osądzającym się na policzkach. Kładę na jego kolanie dłoń i ściskam we wspierającym geście. Ewidentnie nie spodziewa się tego ruchu, spogląda na mnie czule, trochę zaskoczony, nieprzyzwyczajony i przygryza wargę.
"Mam dosyć sporą pulę piosenek zadedykowanych mi, to prawda, ale nie, ta akurat nie opisuje mojego koloru oczu."
"A możemy się spodziewać innej piosenki na temat waszej miłości?" Graham adresuje to pytanie bezpośrednio. Słyszę jak fani z pierwszego rzędu przeklinają w ekscytacji.
"Możecie." przytakuję. "Chociaż nie wiemy czy spełni oczekiwania, prawda, Lou?"
"Cóż." Louis nerwowo chichocze. "Nasza droga nie była prosta, więc piosenki ukazują złożoność miłości i proces dochodzenia do siebie, bardziej niż ostateczny wynik."
"Co to oznacza?" dopytuje Graham, zakładając nogę na nogę. "Brzmi zawile."
Odchrząkuję, dając znać Louisowi, że teraz moja kolej.
"Nasz związek przetrwał wiele i to właśnie o tym są piosenki z płyty New Direction. Jednak co najważniejsze- piosenki opowiadają znaczenie więcej niż o naszej dwójce. Przenoszą nas do bólu, który zderza ze śmiertelnością oraz rodzinnej więzi, którą łączy zespół. To historia nas, indywidualnie i grupowo."
"Chłopcy, dziękuję za wywiad." odpowiada Graham, zwracając się wprost do kamery. "Płytę New Direction będziecie mogli nabyć już 20 czerwca w sklepach i na platformach streamingowych. Czas na następnego gościa."uśmiecha się. "Zapraszam, reżyserkę, autorkę, aktorkę, znaną z najlepszych produkcji ostatnich kilku lat- Olivię Wilde!"
Co?
Louis prostuje się, obracając głowę tak szybko, że coś przestawia się w jego karku. Wygląda jakby oberwał w twarz.
Zaprosili Olivię na nasz wywiad, nie informując nas o tym, co do kurwy-
Niall sięga po szklankę z wodą z szeroko otwartymi oczami, szepcząc pod nosem nieme "fuck."
A ja...ja zdecydowanie nie wyglądam na zadowolonego. Wewnątrz krzyczę na samą myśl konfrontacji z moją byłą dziewczyną.
Olivia wchodzi pewnie na scenę i z szerokim uśmiechem wita się z Grahamem. Ma na sobie kremową, zwiewną sukienkę i ah, flashbacki zalewają moje myśli. Czuję wzrok Louisa, wwiercający dziurę w moją duszę. Nie mam odwagi odwzajemnić spojrzenia.
"Harry." wypowiada moje imię z lekkością, jej uśmiech przykrywa cień melancholii. Wstaję i przytulam ją szybko, ucałowując policzek. Gdy podchodzi do Louisa, ten nawet nie wstaje, więc z niezręcznością przechodzi do Nialla, który ściska jej dłoń.
"Czuję napięcie w powietrzu." komentuje Graham, wachlując się ręką. "Myślałem, że rozstaliście się w zgodzie...?"
Nie zamierzam na to odpowiadać. Nie zamierza dać się sprowokować.
Olivia zasiada obok mnie, odrzucając do tyłu włosy.
"To prywatne, Graham, myślałam, że zostałam zaproszona na promocję filmu..."
"Oczywiście!" przyznaje. "Jednak umieramy z ciekawości, myślę, że mówię za nas wszystkich, prawda?" podburza publikę, wtórującą mu. "Czy film o Juliettcie reprezentuje twoje doświadczenia ze związku ze Stylesem? Film wydaje się autobiograficzny, wyprowadź mnie z błędu, jeśli się mylę-"
"To prawda."
Jestem zmurowany. W końcu mierzę się wzrokiem z Louisem, którego szczęka niebezpiecznie zacisnęła się w złości.
Nie sądziłem, że mają czelność coś takiego zrobić, to jest to co chcę mu telepatycznie przekazać. To co się działo między mną na Olivią... cóż, było pod koniec zagmatwane. Olivia starała się ze mną przez miesiąc o dziecko, a później zrezygnowała, tłumacząc, że zmieniła zdanie i bycie matką dwójki dzieci z poprzedniego związku jej wystarczy. Poczułem się na pewnym poziomie zdradzony. Dodatkowo potwierdziła moje obawy, gdy zaczęła kręcić nowy film i zrekrutowała Riley'ego, następnego wybranka.
"W Juliettcie przybliżasz szczegóły waszej relacji z Harrym. Sugerujesz w nim, że Harry chciał być z tobą w związku dla następnej ciąży? Jak to było?"
"O czym wy mówicie?" przerywam oburzony. Narasta we mnie gniew, zwłaszcza, gdy widzę, że Olivia traktuje te pytania jak rutynowe.
"To jest kurwa nie na miejscu." nie wytrzymuje Louis. Wypuszcza krótki, zirytowany oddech. "Poruszacie wrażliwy temat, jak śmiecie-"
"Nikt się na to nie umawiał." dodaje Niall, rozglądając się za Macey backstage. Wstaje i pociąga za sobą mnie i Louisa. "Myślę, że czas na przerwę. Totalna przesada."
Gdy dochodzimy za kulisy z Louisa puszcza ostatni hamulec, który powstrzymywał go przed wybuchem. Znajduje Macey przy bufecie i wytrąca jej z ręki kubek wody. Oszołomiona dziewczyna robi krok do tyłu.
"Czy was pojebało do reszty?" mówi przez zaciśnięte zęby. "Co to miało być? Wiedzieliście o tym wszystkim? "
"Nie zdawaliśmy sobie sprawy z tem-"
"Taki bullshit to możecie wciskać naiwnemu." syczy, gwałtownie poprawiając swoją jeansową kurtkę. "Naprawdę chcecie mi wmówić, że nie zaplanowaliście scenariusza naszego pierwszego wywiadu? Że pozwolilibyście sobie na takie ryzyko?"
"Przysięgam, Harry, Louis, przysięgam, nie wiedziałam, że zapyta o to Olivię." Macey unosi poddańczo dłonie, zaciskając w jednej z nich telefon. "Wiedziałam, że będzie ją gościć, nic więcej."
"I dlaczego na to pozwoliłaś?" pytam, odganiając zbierające się łzy. Macey blednieje w oczach i nerwowo krzyżuje nogi.
"Trochę dramy nigdy nie zaszkodzi, prawda?"
"Trochę-" Louis zaciska pięści, na co stabilizuję go w miejscu, przytrzymując za ramiona. "To było trochę?"
"Nie. To wymknęło się spod kontroli." przyznaje skruszona. "Przepraszam was. Nie powinnam dopuścić do takiego niedopatrzenia. Wybaczcie mi, chłopcy."
"Nie wracamy tam." informuje ją Louis, ignorując przeprosiny. "Kurwa koniec. Jedziemy do domu."
"Nie ma szans, za godzinę macie następne wywiady-"
"Przesuń je na inny dzień." Louis posyła Macey mordercze spojrzenie, zupełnie bezkompromisowe. "Nie dyskutuj."
***
"Pewnie chcesz wiedzieć jak było." odzywam się, gdy Louis spogląda na mnie zza kartonu pizzy. Siedzimy na podłodze w salonie naszego niewyposażonego domu. I nie mam siły już dłużej tego w sobie dusić.
"Jeśli czujesz, że chcesz mi powiedzieć..."
"Nie chciałem do tego wracać, ale nic nie poradzę na to, że temat już się rozlał." złączam kolana i otulam je rękami. "Mówienie o tym wydawało się nieistotne, dobrze wiesz, że związki przechodzą różne schyłki." Louis odkłada kawałek pizzy, nie odrywając ode mnie spojrzenia. "Miesiąc przed końcem związku z Olivią, faktycznie zafiksowałem się na dziecku. Byłem przekonany, że właśnie tego potrzebujemy by być bliżej siebie, a jednocześnie... postrzegałem ją jako osobę, która autentycznie mogłaby być matką mojego dziecka. Obserwowałem z zazdrością jak opiekuje się swoimi dziećmi z poprzedniego związku i bardzo, bardzo chciałem, żeby stworzyła ze mną coś podobnego. Naszego."
"Czekaj." Louis przetwarza te wiadomość, zaciskając lekko wargi. "Dobrze rozumiem? Chciałeś uratować związek dzieckiem?"
"Po części, tak." potakuję, chociaż przyznanie się do tego wydaje się obnażające. Louis się nie odzywa. "Co myślisz?"
"Nic. Zastanawia mnie czy..." wzdycha. "Zastanawia mnie czy to nie jest jakiś schemat. Kiedy boisz się coś stracić i chcesz coś przytrzymać przy życiu, by poczuć się bezpieczniej, powracasz do tematu dziecka, ciąży. Tak pomyślałem. Nie wiem czy to prawda, ale... może w tym coś być?"
"Ty mi teraz terapię robisz?" pytam oszołomiony jego analizą. Louis próbuje coś powiedzieć, ale powstrzymuje się, kręcąc głową. "Nie wiem, Louis, to brzmi głęboko."
"Ostatnio... pamiętasz, przed snem-"
"Muszę to przetrawić." odzywam się, wstając. Za oknem zachodzi słońce, jego pomarańczowe promienie rozgaszczają się w salonie zawalonym pudłami.
"Boisz się mnie stracić?" pyta ostrożnie. Stoję odwrócony do niego tyłem i masuję swoje czoło z nieokreślonych nerwów. "Harry."
"Może. Może tak."
Louis podchodzi do tarasowych drzwi i otwiera je na oścież. Wyjmuje z kieszeni papierosy, po czym zapala jednego z nich. Toksyczny dym wpada do domu i sprawia, że spoglądamy na siebie przez mgłę. Po dłuższej chwili lokuje swoje spojrzenie w dal i opiera o ścianę, kucając.
"Musisz to omówić z terapeutą. Nie chcę, żeby nasza decyzja związana z posiadaniem dziecka była uwarunkowana twoim lękiem. Zależy mi żebyś był świadomy mojej miłości do ciebie, gdy przejdziemy do tego etapu, okay?"
Potakuję.
I wiem, już wtedy, że nadal czeka nas długa droga.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top